poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 7

CZYTASZ= KOMENTUJESZ!!!

"-Justin, kochanie to nie tak..."



Nigdy nie wiesz
Co tak naprawdę Cię czeka
Może most
Albo sama rzeka

-Wybaczysz mi?

-Nie

-Ale dlaczego?

-Bo wybaczanie, to coś bardzo złego~ Wiersz mojego autorstwa



Pokręciłem głową, kiedy nie docierało do mnie to, co zobaczyłem. Layla spojrzała na mnie w szoku, jak i pełna przerażenia, kiedy szybko odkleiła się od tego skurwysyna, którego nawet nie znałem. Nigdy w życiu, nie byłem tak wściekły. Zacisnąłem szczękę, podchodząc do niego, kiedy ubierał się.

-Justin, kochanie to nie tak... - Zaczęła żałośnie tłumaczyć się, co tylko bardziej wprowadzało mnie z równowagi.

-Nie kurwa tak?! To kurwa jak!?- Wrzasnąłem, zaciskając mocno szczękę, kiedy wzrokiem nie dostrzegłem już tego skurwysyna.

-Jus, ja Ci to wytłumaczę!

-Zamknij się kurwa! Ja pierdole, jak mogłem być tak ślepy! Za wszelką cenę starałem się nie wierzyć Ryanowi!- Przejechałem dłońmi po twarzy, palcami ciągnąc za końcówki moich włosów, kiedy dotarło do mnie to, że ona wciąż tu jest.

 Spojrzałem w jej stronę, kiedy szlochała mając ręce w dłoniach. Warknąłem, podchodząc do niej.

-Masz trzy minuty, Aby wynieść się stąd!- Krzyknąłem, ściągając z niej koc, kompletnie ignorując fakt, że jest naga. Rzuciłem w nią jej ubraniami, kiedy spojrzała na mnie w szoku całą zapłakana.

-Nie rób tego!- Krzyknęła rozpaczliwie, starając zakryć się ubraniami.

-Nie otwieraj mordy, bo przysięgam, że nie ręczę za siebie. Jesteś zwykłą szmatą.- Prychnąłem, kiedy zacisnęła oczy, wybuchając płaczem, na co parsknąłem ironicznie. Kręcąc głową, zaczęła ubierać się.

-Szybciej!- Warknąłem, sprawiając, ze podskoczyła. Miałem wrażenie, że to wszystko to tylko zwykły sen.

-Justin! Daj mi wytłumaczyć!- Starała się jak kolwiek ze mną porozumieć, jednak nie słuchając jej, podszedłem bliżej niej, na co momentalnie miałem odruch wymiotny. Brzydziłem się nią. Chwyciłem ją gwałtownie za ramie, widząc że jest już ubrana od pasa w górę.

-To wszystko twoja wina! Gdybyś chodź raz za interesował się mną, a nie pracą, wszystko było by ok!- Pokręciła zapłakana głową, sprawiając, że zatrzymałem się gwałtownie, przymrużając oczy. Odwróciłem się w jej stronę, popychając na najbliższą ścinę, jednak nie robiąc jej żadnej krzywdy, na co miałem kurewsko wielką ochotę.

-Moja wina, tak?- Pokręciłem głową, stając maksymalnie blisko niej.- Robiłem wszystko, żeby było Ci jak najlepiej, żebyś miała kurwa wszystko! Może gdybyś raz równie za interesowała się mną, a nie moją kasą, traktowałbym Cię inaczej?- Krzyknąłem prosto w jej twarz, kiedy w jej oczach pojawiły się kolejne łzy.

-Może gdybyś nie traktował mnie, jak dziwki na jedną noc, to wszystko nie miałoby miejsca?! Potrzebowałam miłości! - Mruknęła zrozpaczona, kiedy wpatrywałem się w nią tępo. Parsknąłem.

-Widocznie wtedy dogadywaliśmy się najlepiej, księżniczko. Może po prostu od dawna już nic dla mnie nie znaczysz? A poza tym, serio myślałaś, że puszczając się ktokolwiek okazałby Ci miłość?! - Spojrzałem prosto w jej oczy, sam nie wierząc w to, co mówię. To nie była prawda. Cholernie mocno ją kochałem. Chciałem, żeby poczuła się choć trochę zraniona, tak jak ja.

Spojrzała na mnie w szoku, kiedy pociągnęła nosem.

-Wiesz, że to nie prawda.- Położyła rękę na moim policzku, patrząc na moje usta, kiedy zaczęła się lekko przybliżać. Otrząsnąłem się, odchylając lekko, sprawiając, że pocałowała powietrze.
Ponownie chwyciłem jej rękę, idąc w stronę wyjścia.

-Wypierdalaj.- Otworzyłem drzwi, wypychając ją za nie, kiedy trzasnąłem nimi gwałtownie tuż przed jej nosem.

Ignorowałem dobijanie się do drzwi, i pobiegłem na górę, wchodząc do sypialni. Wyciągnąłem jej walizkę, chowając wszystkie jej rzeczy. Zacisnąłem szczękę, chwytając ją, i biegnąc Z powrotem na dół. Otworzyłem drzwi, zauważając ją na schodach wejściowych, kiedy płakała. W innej sytuacji po prostu przytuliłbym ją, ale w tym momencie nienawidziłem jej. Nie ważne było to, jak ją kocham.

-Masz.- Odparłem krótko, rzucając jej torbę, kiedy spojrzała na mnie trzęsąc się. Zamknąłem drzwi, biorąc głęboki oddech. Ponownie usłyszałem dobijanie się Layli, ale ignorując je, odszedłem. Miałem to kompletnie w dupie. Nie wiem, czemu tak bardzo jej ufałem, mimo, że Ryan nie pierwszy ostrzegał mnie. Miałem kurewską ochotę wyżyć się na czymś. Padło na wazon, który rzuciłem przez pokój, sprawiając, że roztrzaskał się na milion kawałeczków o ścianę. Spojrzałem na szafkę, dostrzegając jej telefon. Dysząc, bez zastanowienia wziąłem go, ponownie otwierając drzwi.

-Justin, proszę, daj mi ostatnią szansę! Zrozum, że Cię kocha...

-Zamknij się. Bierz to, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.- Rzuciłem telefon na jej torbę, kiedy westchnęła. Chciałem zamknąć drzwi kiedy chwyciła mnie za rękę.

-Proszę, wybacz mi!

-Od jak dawna to robiłaś suko?!- Wrzasnąłem, doprowadzając ja do większego płaczu, kiedy oderwałem swoją rękę od niej. Mimo, jej krzyków, zamknąłem drzwi. Usiadłem bezradnie na fotelu, chowając twarz w dłonie.



 Abygil's POV.

Otworzyłam szerzej oczy,  nie mogąc pojąc, jak ktokolwiek, kiedykolwiek pojął biologię. Tego się nie da nauczyć, do cholery! Westchnęłam, kręcąc głową, kiedy starając się skupić  nad książką pod moim nosem, myślami byłam przy słowach Justina. Niespodzianka. To jedno słowo  wystarczy, żeby zająć mi czas, aż dojdzie do realizacji jej. Jest sobota, więc Justin ma wolne. Nie chciałam jednak pisać do niego, żeby nie wyjść na nie dojrzałą nastolatkę. Mimo, że nie umiałam przyznać się sama przed sobą, za wszelką cenę chcę pokazać mu, że jestem dojrzała. Spojrzałam na zegarek, przewracając oczami.

Spoglądając na zegarek co dwie minuty, nie pomoże Ci.

Starałam się ignorować irytujący oddźwięk, wydawany przez wskazówki, z każdą sekundą, i skupić ponownie na książce. Dość głośne pukanie do drzwi, uniemożliwiło mi to jednak, kiedy instynktownie rzuciłam książkę w drugi koniec łóżka. Spojrzałam na drzwi, z uśmiechem zwlekając się z miejsca. Lekkim biegiem podeszłam do drzwi, uśmiechając się, kiedy otworzyłam je, widząc Justina. Spojrzał na mnie bez emocji, kiedy zmarszczyłam brwi. Zmierzyłam jego twarz wzrokiem, widząc za czerwienione oczy, oraz bladą cerę. Przez myśl, przeszły mi najczarniejsze myśli. Wglądał, jakby nie spał tydzień...

-Justin, coś się stało?- Spytałam zmartwiona, gestem ręki wpuszczając go do środka, nie chcąc widzieć nikogo innego. Kiedy milcząc wszedł w głąb, zamknęłam drzwi na zamek, i podeszłam do łóżka obok Justina, który twarz miał schowaną w dłonie. Coś było nie tak.

-Nic.-Tylko tyle wydobyło się z jego ust. Przygryzłam wargę, nie spuszczając z niego wzroku, gdy położyłam rękę na jego ramieniu. 

-Justin...

-Nic się kurwa nie stało! Do cholery, nie mam humoru, nigdzie nie Idę! Po prostu.- Krzyknął, sprawiając, że podskoczyłam, patrząc na niego w szoku. Przestraszyłam się. Mimo, że nie znamy się dugo, nigdy nie widziałam go takiego. Tyle pytań, krążyło po mojej głowie. Doskonale wiedziałam, że coś nie tak. Potrafię wyczytać każde emocje, u każdego człowieka. Po prostu, wystarczy dobrze się przypatrzeć.

Pokręciłam zrezygnowana głową, nie pytając o nic więcej. Nie chciałam, żeby może poczuł się osaczony, tym bardziej, że mógłby pomyśleć, że jestem nachalna. Wstałam z mojego miejsca, sprawiając, że Justin spojrzał na mnie chłodno. Nie mówiąc nic, pochyliłam się, siadając bokiem na jego kolanach, oplatając jego szyję ramionami. Przymknęłam oczy, kiedy nie zareagował w szoku na mój nagły gest. Po chwili jednak, odwzajemnił mój uścisk. Potrzebował tego. Wtopił swój nos w moją szyję, kiedy ja bezczelnie wąchałam jego miękkie, włosy. Boże, ten zapach. Między nami trwała martwa cisza, kiedy lekko poruszyłam się na jego kolanach. Poczułam coś mokrego na szyi. Lekko odsunęłam się od niego, wciąż oplatając go ramionami, i wzajemnie. Spojrzałam w jego oczy. Myślałam, że moje serce pęknie, kiedy ujrzałam kilka łez. Teraz, choćby nie wiem, jak się starał, nie wmówi mi, że wszystko ok. Jednocześnie, byłam nieco zszokowana, że był na tyle odważny, by pokazać uczucia. Byłam zafascynowana tym, że nie wstydził się płakać, co wręcz podziwiałam. Bardzo chciałam odwdzięczyć mu się teraz, i pomuc mu, tak jak on, pomagał mi. Jednak nie miałam pojęcia, jak mogłabym to zrobić. Wytarłam jeden jego policzek, kiedy spuścił spojrzenie lekko zmieszany.

-Proszę, powiedz mi, co się stało, chcę Ci pomóc.- Szepnęłam cicho, jak i ostrożnie. Ponownie przybliżyłam się do jego szyi, przymykając oczy.- Będzie Ci lepiej.- Westchnęłam. Mimo, że miał dwadzieścia trzy lata, wcale nie uważałam, że jest mięczakiem, tylko dlatego, że płakał. To cudowne, że chłopak, a właściwie facet nie boi pokazać, co czuje. Szkoda tylko, że nie chce mi powiedzieć.

Szczęka Justina zacisnęła się mocno, kiedy przymrużając oczy, wzrok skupiał na drzwiach. Muszę przyznać, wyglądało to niesamowicie seksownie... Jego oczy były czarne, niczym węgiel. Spuściłam wzrok pod wpływem jego, intensywnego. Przygryzłam wargę w zażenowaniu i bezsilności. Westchnął głośno, patrząc na mnie. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Justin chyba to zauważył, bo jego twarz przybrała łagodniejszych rys, a jego spojrzenie złagodniało.

-Nie musisz zawsze być tak zestresowana.- Mruknął, uśmiechając się, naprawdę bardzo delikatnie. W jego głosie, wciąż idealnie wyczuwalny był smutek. Posłałam mu blady uśmiech, lekko masując jego ramię.

-Proszę, powiedz, co się stało, Justin.- Wręcz szeptem, powtórzyłam nie zręcznie, zaciskając usta w cienką linkę, kiedy jedynym dźwiękiem był szum drzew, który był spowodowany otwartym oknem. Uwielbiałam świeże powietrze, a teraz bardzo się przydało. Zaciągnęłam się mocno powietrzem, obserwując Justina.

-Layla.- Wyszeptał nie pewnie, kiedy zmarszczyłam brwi. Mimowolnie, poczułam ukłucie w sercu. Kim kolwiek była, a zgaduję, że to ta sama kobieta, którą widziałam z Justinem przy samochodzie, miała ogromne szczęście. Zrobiło mi się, tak przykro. Mieć go dla siebie, całować, kiedy chce. Oddałabym wszystko,  by móc...- Zdradziła mnie. To koniec.- Moje oczy rozszerzyły się w szoku, kiedy przez chwilę nie mogłam nic powiedzieć. Zamrugałam kilkukrotnie, upewniając się, że słyszę dobrze.

-O mój Boże, Justin, nie wiem co powiedzieć. Tak mi przykro...- Nie potrafiłam się wysłowić.

-Kiedy wróciłem wczoraj z pracy, było może po dziesiątej. Zobaczyłem ją na kanapie, z innym facetem.- Przyznał, jakby ze wstydem, jednak nie spuszczając spojrzenia. Jego oczu znów stały się czarne, a ja wręcz widziałam, jak stara się kontrolować. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że jakakolwiek kobieta, zdradzi JEGO! Z jednej strony, było mi go żal, jednak z drugiej cieszyłam się, że mimo, iż znamy się naprawdę krótko, był w stanie mi zaufać. Nie umiem wyobrazić sobie, co czuje. Nie wyobrażam sobie nic gorszego, niż zdrada. W czasie, kiedy on pracował, ona tak po prostu to zrobiła. Wbiłam zęby w dolną wargę, czując się strasznie. Jestem bardzo wrażliwa, nie umiem patrzeć na czyjeś łzy, a tym bardziej, na kogoś mi bliskiego. A nie ma ich dużo. Justin jest chyba moim przyjacielem, więc jest mi chyba bliski, prawda?

-Mam nadzieję, że nie pogniewasz się, jak przełożę tę niespodziankę, prawda?- Posłał mi blady uśmiech, kiedy niemal od razu pokręciłam energicznie głową.

-Oczywiście, że nie!- Ponownie wtuliłam się w niego, wciąż siedząc na jego kolanach.

-Przepraszam. Chciałem Cię gdzieś zabrać, ale...

-To nie jest twoja wina. Naprawdę, nie masz za co przepraszać.- Posłałam pocieszający uśmiech, patrząc na jego idealną twarz.

-Właściwie, nawet nie spytałem, jak u Ciebie. Jak w  szkole?- Starał się zmienić temat, za co nie winiłam go.

-Poza pałą z matmy, nie najgorzej.- Przewróciłam żartobliwie oczami, kiedy uśmiechnął się słodko.

-W takim razie racja, nie było najgorzej.- Zachichotał, kiedy zrobiłam to samo.

-Aby, nie chcę Cię zostawiać, ale muszę iść do pracy.- Znudzony faktem, że musi tam iść, mruknął. Pokiwałam głową, ale nie chciałam, żeby sobie szedł.

Ty podła suko, on ma ważniejsze sprawy, niż siedzenie tu z małolatą. On jest dorosłym facetem!

Moja podświadomość, drwiła ze mnie ewidentnie. Postanowiłam się temu nie dać. Pokręciłam głową, spoglądając na Justina, kiedy leniwie zwlekłam się z jego kolan, siadając obok.

-Jasne, ale wydawało mi się, że nie pracujesz dziś. No wiesz, sobota...

-Taa, miałem nie pracować, ale ostatnio nie mam szczęścia.- Mruknął, patrząc na mnie porozumiewawczo. Złączył usta w cienką linkę, wstając z łóżka. Od razu zrobiłam to samo, kiwając głową, na znak, że rozumiem.

-Naprawdę Cie przepraszam. Nie sądziłem, że to się tak potoczy. Jeszcze Layla...- Jego szczęka zacisnęła się bardzo mocno, gdy kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.

 -Na prawdę jest w porządku. Serio, strasznie mi przykro z jej powodu.- Nie powiedziałam jej imienia, będąc pewna, że pojawiłby się u mnie odruch wymiotny. Justin westchnął, kierując się do drzwi, gdy stojąc w progu spojrzał na mnie.

-Trzymaj się, skarbie.- Mruknął, słabo uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech.

-Ty też.- Odparłam, kiedy bez słowa wyszedł. Od razu podbiegłam do drzwi, zamykając je. Odwróciłam się plecami do drzwi, powoli zjeżdżając po nich. Upadłam na kolana, zastanawiając się, jak mogłabym spożytkować wolny czas. Dopiero teraz nieco zawiodłam się, wiedząc, że nie pójdziemy nigdzie z Justinem. Wcześniej, byłam zajęta wmawianiem sobie, jaka suka z Layli... Co prawda, Justin nigdy nie opowiadał mi o niej, ale jestem bardziej niż pewna, że to ta sama kobieta, co koło samochodu. Uniosłam głowę do góry, patrząc na wskazówki zegara, kiedy pokój znów wypełniony był głuchą ciszą, przerywaną jedynie dźwiękiem wskazówek. Po trzeciej. W tej chwili inne myśli zajęły moją głowę. Przecież nie uda mi się unikać Cupera, do ukończenia pełnoletności.


 Justin's POV.

Był już późny wieczór, kiedy wkurwiony wciąż tu ślęczałem. Może dlatego, że nic mi nie wychodziło? A może po prostu nie miałem ochoty siedzieć sam w domu. I tak nie miałem co robić. Nie miałem zamiaru siedzieć tam, i żałośnie opłakiwać ją. Mimo, że nie nawidzę zdrady. Kiedy mówię komuś, że go kocham, mówię poważnie, lub wcale. Pokręciłem głową, oblizując usta, po to, by potem zwęzić je w cienką linkę. Spojrzałem nudnym wzrokiem, na chyba setną z kolei umowę, szczerze nawet nie skupiając się na jej treści. I tak, nic do mnie nie docierało. Poczułem wibrację w kieszeni, więc wyjąłem z niej telefon. Jak wielkie było moje rozczarowanie, kiedy na wyświetlaczu pojawi się numer Ryana, a nie Aby, czy kogokolwiek innego. Nie chętnie odebrałem.

-Czego chcesz, Ryan? Jestem w pracy.- Warknąłem niezadowolony, mając przed sobą wciąż tę samą umowę, obiecującą gruszki na wierzbie...

-Cześć przyjacielu! Nie, nie! U mnie wszystko ok. Tak, mam się dobrze.- Ewidentnie drwił ze mnie, kiedy przewróciłem oczami.

-Ryan, do rzeczy.- Mruknąłem znudzony, nie mając ochoty słuchac jego pierdolenia. Jest moim przyjacielem, traktuję go nawet jak brata, gdyż znamy się, od kąd mieliśmy po pięć lat. Ale wiedziałem, że prędzej, czy później Ryan zauważy, że nie ma Layli. Że wyjechała na wakację, długo by nie wierzył.

-Tylko mi kurwa nie mów, że znów zapomniałeś o pół finałach!- Niemal krzyknął do telefonu, sprawiając tym samym, że skrzywiłem się lekko, odsuwając nieco telefon od mojego ucha. W innym przypadku, naj prawdopodobniej byłbym głuchy. Pokręciłem rozbawiony głową.

-Tak, tak Ry, nie zapomniałem.- Mruknąłem sarkastycznie. Zachichotałem, marszcząc brwi, kiedy uświadomiłem sobie, że ostatni raz mówiłem tak do niego, w szkole średniej.

 -Jutro, szósta, twoja chata, nie przyjmuję wymówek.

Nie zamierzałem się wymigiwać. Sam cholernie chciałem zobaczyć ten mecz.

-Jasne.- Rozłączyłem się, nie mając ochoty słuchać go ani chwili dłużej.

Przejechałem palcami wzdłuż moich wręcz idealnie ułożonych włosów, ciągnąc za ich końcówki. Zapomniałem o czymś. Byłem tego pewien. Być może, Ryan nie pozbawił mnie jeszcze słuchu, ale pamięci na pewno. Starałem się wytężyć umysł, kiedy warknąłem, krzycząc w duchu "przelew!" Wszedłem na stronę internetową mojego banku, przelewając odpowiednią ilość gotówki, na konto ochroniarza Abygail. Mój telefon ponownie za wibrował, kiedy przewracając oczami, byłem pewien, że to znów Ryan. Nie patrząc na numer, odebrałem.

-Czegu kurwa jeszcze chcesz, Ryan?

-Jus, Justin to ty?- Zamarłem. Westchnąłem, czując jak krew w moich żyłach powoli gotuję się, słysząc w słuchawce głos, którego nie chciałem już słyszeć.

-Czego jeszcze chcesz, Layla?! Wydawało mi się, że wyjaśniliśmy sobie wszystko.- Prychnąłem, chcąc rozłączyć się, kiedy jej głos zatrzymał mnie.

-Zaczekaj!- Krzyknęła rozpaczliwie, co tylko bardziej mnie zdenerwowało.

-Jeżeli chodzi Ci o resztę rzeczy, przyjdź po nie rano. Będą leżały w moim ogrodzie. Być może kilka kiecek będzie w basenie. Nie wiem, zależy, gdzie trafię.- Zaszydziłem.

-Justin, ale...

-Część.- Rozłączyłem się, rzucając telefon na biurko. Przejechałem rękoma po twarzy.Wstałem z mojego fotela, zaciskając szczękę, wziąłem wszystkie moje rzeczy, pogasiłem światła, zamknąłem mój gabinet, i bez choćby pożegnania z moją sekretarką, ruszyłem do wyjścia. Zjechałem na sam dół, moją prywatną windą, i pokierowałem się do wyjścia. Wychodząc, przez obrotowe szklane drzwi, odetchnąłem wiosennym, wieczornym powietrzem, rozglądając się dookoła. Całę miasto było rozświetlone, i tętniło życiem, mimo dość późnej godziny. Ruszyłem w stronę mojego samochodu, i wsiadłem na miejsce kierowcy. Odpaliłem silnik, ruszając. Kompletnie nie obchodziło mnie, z jaką prędkością jadę. Ufałem sam sobie.


Otworzyłem drzwi, ściągając buty, kierując się jak zwykle do kuchni. Wyjąłem z lodówki butelkę wody, po czym pociągnąłem kilka łyków. Zastanawiało mnie, co robi Aby. Byłem wkurwiony na Siebie, że nie dotrzymałem obietnicy, i nie wziąłem jej nigdzie, ale niestety praca wzywała. W domu panowała straszna cisz, przez co czułem się jeszcze gorzej. Nie, żeby Layla zawsze była w domu, ale wolałem żyć ze świadomością, że wróci. Nienawidziłem być sam. Ruszyłem schodami na górę, rozbierając się po drodze. Kolejno ściągałem marynarkę, krawat, koszulę. Nagi od pasa w górę, wszedłem do mojej sypialni, rzucając ciuchy w kąt.  Zdjąłem spodnie, pozostając w samych bokserkach. Wszedłem do łazienki, wykonałem wszystkie czynności, i wróciłem do sypialni, rzucając się do łóżka, z głośnym jękiem.


_____________________________________________________________________

Cześć! Witam was nowym rozdziałem, który miał być wcześniej, wiem. Na wstępie, chciałam wam podziękować, za 16 komentarzy, pod poprzednim rozdziałem! Oby tak dalej. Czy możecie obiecać mi, że liczba ta, nie zmniejszy się, a wręcz przeciwnie, wzrośnie? :) TO NIE LIMIT! Nie uznaję czegoś takiego. No cóż, na zakończenie, chciałam wam po gratulować, bo zgadliście, co zobaczył Justin na kanapie ;P Tylko nie róbcie dramy, bo ten rozdział leży u mnie z parę miesięcy, więc nie ściągam pomysłów z komów. :) Do następnego!

12 komentarzy:

  1. to jest najlepsze na swiecie

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww najlepszy blog na swiecie ! <3 Czekam na następny , nie moge sie doczekac :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ten blog! Już się nie mogę doczekać następnej części!

    OdpowiedzUsuń
  4. Abnxrkbdr *.* Super rozdział :* :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezuuuu , dawaj kolejny i to szybko :D :** <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu od początku całe ff w jeden dzień przeczytałam ,dawaj szybko następny rozdział ! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawaj nowy ! Zajebiste :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg,świetne ! Pisz dalej !

    OdpowiedzUsuń