środa, 30 lipca 2014

Przepraszam

Wiem, że od dłuższego czasu nie ma rozdziału, ale aktualnie nie ma mnie w domu. Piszę to środę, 30.07.2014r. Rozdział, będzie naj prawdopodobniej w SOBOTĘ Tj. 02.08.2014r. Naprawdę, przepraszam. Są wakacje, więc szczerze nie spodziewałam się, że mnie tyle nie będzie. Zyczę wam miłych wakacji, choć połowa już za nami :(

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 1

Dzień jak codzień. Wstałam z mojego naprawdę nie wygodnego łóżka. Niestety, w domu dziecka nie ma na co liczyć więcej. Rozejrzałam się po pokoju widząc, że moje dwie współlokatorki jeszcze śpią. Postanowiłąm nie tracić więcej czasu widząc, że mam wolną łazienkę. Gdy odkryłam się cała, odrazu mocno pożałowałam. Cuż, nie oszukujmy się. Nie jest tu ciepło. Wstałam jak najszybciej marząc już tylko o gorącej kabinie prysznicowej. Zabrałam ze sobą rzeczy, które zamierzałam dziś włożyć. Tak szczerze, nawet nie patrzyłam co biorę. Ruszyłam bardzo powolnym krokiem, nie chcąc obudzić Sary albo July. Niezbyt za nimi przepadam. Poprostu nie dogadujemy się. Weszłam do małej łazienki, która również nie była zaopatrzona w wielkie luksusy. Jeśli kibel i prysznic w ogóle można nazwać jakimkolwiek luksusem. Rozebrałam się do naga i jak najszybciej jak było to możliwe, wparowałam do kabiny. Ciepła woda zaczeła pieścić moje ciało. Wiele osób mogłoby pomyśleć biedna dziewczyna, oddana do domu dziecka, w którym nawet nie ma przyjaciół. Nie znałam rodziców i pewnie nigdy ich nie poznam. Nie jest mi przykro, nie mam do nich szacunku. Widocznie nigdy mnie nie kochali. Oczywiście, że czasem czułam się samotna. Mam przecież uczucia jak każdy człowiek. Nie mówię też, że jestem pewna siebie i silna. Poprostu nie jestem ofiarą losu. Wyszłam z kabiny bez zbędnych ceregieli takich jak malowanie się. Wytarłam ciało szorstkim ręcznikiem. Patrząc przez krótką chwilę na swoje odbicie z niesmakiem, umyłam zęby i ubrałam się. Wychodząc z łazienki od razu oślepiło mnie światło wpadające przez okno, które jeszcze jak wychodziłam, było zasłonięte.
-Dłóżej się nie dało? Dziewczyno mamy 20 minut do śniadania  a ty wleczesz się jak mucha w smole! Aby!
-Przepraszam Sar, trochę się zasiedziałam. Ale gadaniem jak najęta, tracisz czas.- Uśmiechnęłam się pozornie niewinnie do szatynki, która patrzyła na mnie z grymasem.
-A gdzie Jul?- Spytałam marszcząc brwi.
-Nie wiem. Poszła chyba do Chada. Nie wiem.-  Odparła zarzucając obojętnie włosami, kiedy weszła do łazienki. Rozejrzałam się po pokoju, ukradkiem patrząc w stronę okna. Od razu straciłam resztki nadzieji, na dobry dzień. Szaro, ponuro. Zupełnie tak, jak w mojej głowie. Zaścieliłam dokładnie łóżko, po czym ruszyłam do drzwi, wychodząc. Nasz dom był bardzo niewielki. Liczył może trzydzieści, czterdzieści podopiecznych. Zeszłam mozolnym krokiem na pierwsze piętro, kierując się wprost do pokoju Cupera. Weszłam do korytarza, odrazu dostrzegając drzwi z numeram trzynaście. Podchodząc, zapukałam lekko. Po chwili, kiedy nikt nie otworzył zapukałam raz jeszcze. Mocniej. Nic. Lekko zmieszana, ruszyłam w stronę stołówki, aby zjeść coś przed zajęciami. Weszłam przez dwuskrzydłowe drzwi do niewielkiej stołówki, gdzie był już nakryty jeden wielki stół. Usiadłam na wolnym miejscu obok July, która już tutaj była.
-Siemka.- Mrukneła nawet na mnie nie patrząc, zajęta SMS-owaniem z Chadem, który siedział przy drugim końcu stołó. Ten koleś był taki dziwny... Dziwiłam się Jul, że się z nim spotyka. Ale serce nie sługa. Po chwii kucharki zaczeły stawiać tace z kanapkami, oraz dzbanki z herbatą. Wziełam dwie kanapki z serem, nalewjać sobie herbaty. Zerknełam na wyświetlacz mojego telefonu, który wskazywał godzinę siódmą trzycieści, co oznaczało, że miałam tylko trzydzieści minut. Dopiłam w pośpiechu herbatę i jak poparzona ruszyłam na górę po torbę z wcześniej spakowanymi książkami. Rozglądając się chwilę po pokoju, po czym rzucając się wręcz na torbę, szybko chwyciłam ją zbiegając na dół. Na miejscu pocałowałam Marie w policzek. To bardzo kochana starsza Pani, pracująca tu jako jedna z opiekunek, odkąd tylko pamiętam.
 -Tylko uważaj na siebię skarbie!- Krzyknęła za mną patrząc na mnie rozbawiona moim pośpiechem, oraz desperacją. Byłam już praktycznie spoźniona.
-Dobrze, będe! Pa!- Wybiegłam z domu jak najszybciej, kiedy zostało mi zaledwie dwadzieścia minut. Biegłam jak szbko tylko mgłam, by nie spóźnić się na autobus. Już prawię... Zdyszana zatrzymałam się, kiedy drzwi zamknęły się tuż przed moim nosem.
-Cholera!- Krzyknełam sama do siebie, nie dowierzając. Zostało mi zaledwie piętnaście miut, gdzie ja na pieszo potrzebuję co najmniej połowę tego czasu więcej.
W złości, zaczełam przekilnać ruszając w stronę szkoły.  Byłam wręcz wściekła.
-Poprostu cudownie, mam to wszystko w dupie!- Krzyczałam sama do siebie, kopiąc kamienie pod stopami, gdy usłyszałam za sobą dźwięk klaskonu samochodu. Moja głowa automatycznie skierowała się do źródła, kiedy dostrzegłam czarnego Range Rovera, na którym zatrzymał się mój wzrok. Kierowca tego cacka, podjechał w moją stronę i uchylił okno wystawiając głowę. Wrecz zatkało mnie. Był piękny.
-Chyba potrzebujesz podwózki, skarbie.To nie było pytanie. Raczej stwierdzenie. Jego aksamitny głos. Poprostu cudowny. Mój wzrok przeniósł się na piękne miodowo - czekoladowe oczy chłopaka. Usta, były kolejną rzeczą, którą dostrzegłam. Były bardzo pulchne... Był poprostu śliczny. Zaraz, zaraz, czy można nazwać chłopaka określeniem "śliczny"? Nie, on był  "nieziemsko przystojny" jak w swoim zwyczaju ają mówić Sara i July, kiedy oglądają czasopisma. Nie mogłam wydusić z siebie choćby słowa. Stałam tam poprostu jak ostatnia idiotka. Chłopak zaśmiał się, widząc, że go obczajam. Co prawda widziałam na razie tylko jego twarz.
-Zrób zdjęcie kochanie, będzie na dłużej. -Mrugnoł do mnie, a ja dosłownie poczułam jak moją twarz oblewa fala gorąca.
-Przecież Cię nie znam.- Wyduziłam z siebie,mocno zażenowana. Próbowałam jakoś osłonić twarz włosami. Byleby tylko jej nie widział.
-To masz okazję poznać. Widzę, że jesteś bardzo chętna.- Posłał mi łobuzerski uśmiech, który pokochałam w przeciągu dwóch sekund. Widziałam jego rozbawiony wyraz twarzy, kiedy patrzył na mnie wyczekując mojej odpowiedzi. Byłam wręcz pewna, że wyglądam w tym momęcie jak jeden szminka Marii. Krwisto czerwona. Przygryzłam lekko wargę.  A jeśli to jakiś morderca, i mnie zamorduje? Tak, Aby. To morderca i Cię zamorduje. Westchnęłam przewracając oczami na wywody mojej pdświadomości. A jeśli gwałciciel i mnie zgwałci? Ale chyba nie miałabym nic przeciwko. Weź się ogarnij debilko! Chłopak widząc moje zażenowanie oraz niepewność zaśmiał się pod nosem.
-Wsiadaj, obiecuję, że Cię nie zgwałce ani nie porwę.- Zachichotał słodko, kręcąc głową z rozbawieniem.
-Ale nawet nie wiem jak masz na imię. Widzę Cię pierwszy raz w życiu, a ty serio myślisz, że wsiąde do twojego samochodu tak poprostu?- Spojrzałam z nie dowierzaniem marszcząc brwi.
-Jestem Justin. Przypadkowo widziałem, jak ucieka Ci autobus, więc pomyślałem, że przyda Ci się podwózka. Tyle.- Westchnoł unosząc ręce w geście obronnym, kiedy zacisnoł usta w cienką linkę. Chwilę myślałam nad jego słowami, patrząc na zegarek. Dziesięć minut. Wsiadaj!
Nie zastanawiając się dłużej, obkrążyłam samochód dookoła, niepewnie chwytając klamkę. Wsiadłam na miejsce pasażera. Czułam, jak moje ciało się spina. Czułam wzrok zupełnie obcego mi chłopaka, przez co czułam się jeszcze bardziej skrępowana.
-Jak masz na imię, shawty?- Wychrypiał wypalając dziurę w mojej twarzy. To było strasznie seksowne. Seksowne?! 
-Jestem Abygail.- Odparłam o wiele za szybko, niż chciałam.
-Spokojnie, kochanie. Nie stresuj się.- Posłał mi niegrzeczny uśmiech, amoje policzki wręcz płoneły. Odwróciłam wzrok do okna, zamykając oczy.
-To gdzie?- Spytał, rozbawionym wzrokiem patrząc na mnie
Co go tak cieszy!?
Podałam mu adres szkoły, nie patrząc już na niego. Chłopak ruszył, a w aucie panaowała kompletna cisza. Bardzo krępująca cisza. Ale tylko dla mnie. On wydawał się nie wzruzony. Cały czas miał na swojej cudownej twarzy uśmiech. A ja, nie mogłam powstrzymać się, bo co jakiś czas, na niego spojrzeć. Nie nawidziłam się za to.
-Właściwie ile masz lat?- Nie patrząc na mnie spytał mocno zachrypniętym głosem, a mimo, że mnie nie widział czułam się spięta.
-Szesnaście. I przestań mnie tak nazywać.- Burknęlam, jednak tak naprawdę, chciałam, by mowił to cały czas.  Chciałam za wszelką cenę, pokazać mu, że nie rusza mnie to.
-Wcale nie chcesz, bym przestał Cię tak nazywać.- Wyszczerzył się do mnie, ukazując rząd białych zębów. Powoli zaczeło mnie to irytować. Co on sobie wyobrażał?!
-Nie! Przestań!-  Warknęłam groźnie, co w ogóle go nie wzruszyło. Gorzej. Uśmiechnoł się głupkowato. Zatrzymaliśmy się na parkingu, gdzie nikogo już nie było. Oznaczało to, że i tak spóźniłam się.
-Jesteś irytująy, wiesz? Muszę iść. Dzięki za podwózkę.- Posłałam mu ostatnie spojrzenie i chwytając torbę wyszłam z auta. Nie czekając na jakie kolwiek słowo z jego strony, ruszyłam do szkoły biegiem nie oglądając się za siebie. Ile sił w nogach pędziłam do głównego wejścia. Nigdy go już nie zobaczę. Westchnęłam głęboko próbując unormować oddech, gdy idąc schodami kierowałam się na pierwsze piętro.  Kierując się w stronę sali matematycznej, usłyszałam za sobą doskonale znany mi głos.
-Aby poczekaj!
-O Cup,- Odwrócilam się w jego stronę. Chłopak pocałował mnie w policzek uśmiechając się, co odwzajemniłam.
-Byłam dziś u ciebie przed śniadaniem.- Posłałam mu kolejny uśmiech. Matma przestała mnie interesować...
-Ach, tak. Wiesz... Miałem coś do załatwienia.- Podrapał się niezgrabie po karku, jąkając się.
-Ouch...Bo widzisz mam matmę i...- Nie pozwolono mi dokończyć, gdy przerwał mi jego głos.
-A może masz ochotę się gdzieś urwać?- Szepnoł pełen etuzjazmu, jakby była to najleprza propozycja na świecie. Westchnęłam przygryzając wargę, kkiedy rozejrzałam się nie spokojnie.
-Nie wiem, czy to jest na pewno dobry pomysł.- Jęknęłam oblizując usta. Byłam zbyt poukładana by urywać się z lekcji.
-No dawaj, nie bądź sztywna.- Warknoł, lekko szarpiąc moje ranmię. Zdecydowanie, zdziwił jak i oszołomił mnie ten ruch. Spojrzałam na niego marszcząc brwi. Nigdy się tak nie denerwował... Wzruszyłam jedynie ramionami, kierójąc się w stronę wyjścia za Cupem, nie chcąc się z nim kłócić...



Dzień zleciał mi zupełnie normalnie, pomijając fakt, że urwałam się. Całą drogę powrotną, nie odzywaliśmy się. Myślałam o czymś. A mianowicie o kimś. Nie mogłam się skupić na niczym innym. Miał śliczne imię. Justin. Weszliśmy z Cuperem do domu, a do moich nozdrzy dopiegł zapach zupy ogórkowej.
-Zobaczymy się później.- Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami, posyłając uśmiech.
-Ok, wpadnij potem.-Pożegnałam się ze swoim "chłopakiem" idąc powolnym krokiem w stronę swojego pokoju. Dziewczyn nie było. Jak zwyklę, siedziały u Jessie i Natalie. Odłożyłam torbę w kont, udając się do łazienki. Tak. Jestem maniaczką chigieny. Rozbierając się do naga, myślałam o tym, kim są moi rodzice. Jak zawsze pod prysznicem. Nie obchodziło mnie to bardzo, ale jednak. Pokręciłam głową, starając się wyrzucić nie potrzebne myśli. Weszłam do kabiny, odkręcając gorącą wodę...



-Czy chociaż raz, możesz nie zapomnieć wziąć rzeczy Aby?- Warknęłam do siebie, wyjmując bieliznę oraz ubrania z szafki. Jak zwyklę, zapomniałam zrobić to przed prysznicem. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a oje serce omal nie staneło, kiedy w nich pojawił się Cper.
-Boże święty!- Krzyknęłam podrywając się. Chłopak spojrzał na mnie oblizując usta.
-Sory, nie chciałem Cię wystraszyć skarbie.- Mogłam wręcz wyczuć jego obrzydliwy uśmieszek, kiedy wymawiał słowo "skarbie" Boże! Nazwł mnie skarbie! Ale tak naprawdę nie poczułam nawet połowy tego, co czułm gdy nazwał mnie tak Justin.
Jego imię było tak cholernie seksowne. Od razu mi się spodobało. Właściwie, był on naj seksowniejszą istotą, jaką kiedy kolwiek widziałam. Tak bardzo żałuję, że nigdy go nie zobaczę.
-Ale wystraszyłeś! Następnym razem pukaj!- Warknęłam zdenerwowana, wskazując ruchem ręki drzwi, na znak, że ma wyjść.
-Spotkamy się na obiedzie.-Mruknoł wychodząc. Spowrotem weszłam do łazienki i po kolei ubrałam bieliznę i ciuchy.
-Tak, to było boskie, oooo Aby kochanie, ubierz i umaluj się jak człowiek.- Wydęła dolną wargę rudowłosa, patrząc na mnie kpiąco.
-Dzięki Jul, serio. -Warknęłam groźnie. Wspomniałam, że nie mamy dobrych kontaktów?
-Sory Ab, ona ma rację, może wtedy znalazłabyś nowe lokatorki...-Urwała z uśmiecham.
-Czekaj, co masz na myśli mówiąc "Nowe lokatorki"?-Spojrzałam marszcząc brwi na Sarę.
-Wyprowadzamy się do Jessie i Natalie. Tak będzie lepiej.- Zachichotała wrednie, co wcale nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. wręcz przeciwnie.
-A...
-Zanim zapytasz, mamypozwolenie od Pani Kendall.-Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż przerwała mi July.
-Czyli pokój cały mój?- Spytałam, starając się zakryć ekscytację. Przygryzłam lekko wargi, starając się nie uśmiechać.
-Tak, tak skarbie. Postaraj się nie tęsknić. My tylko po rzeczy i spadamy.- Odpowiedziała bez emocji szatynka głośno żując gumę.
-Acha...spoko...jasne...to ten, em, miłego mieszkania z nimi. Idę na obiad.- Mruknęłam zaciskając usta w linkę, szybko dostając się do drzwi. Na korytarzu nie mogłam już udawać niewzruszonej. Zaczełam teńczyć mój taniec zwycięstwa, tanecznym krokiem ruszając w stronę schodów. Udałam się na stołówkę, witając się z kilkoma osobami. Nie wiziałam Cupera. Ale nie obchodziło mnie to. W głowie cały cza był tylko Justin.


________________________________________________________________________


Cześć wszystkim! Oto pierwszy rozdział, który szczerze jest do dupy. Jednak to dopiero początek, nie? :)
Odnośnie prologu, pod którym były komętarze dotyczące błędów ortograficznych. Serdecznie jeszcze raz was przepraszam, jak i również przepraszam za te w tym rozdziale. Starałam się wszystko sprawdzać. :)
Co do Justina i Aby, hmmm, nie. To nie będzie kolejne FF w dziecinnym stylu, choć na pierwszy rzut oka takie może się wydawać. ;)
No cóż, to chyba tyle ode mnie i do next ;p
Przypominam o zakładkach, ask, zwiastun na który serdecznie zapraszam osoby, które jeszcze nie widziały. :) No i nie zapomnijcie o linkach do swoich FF. Wszystko w zakładkach :)

czwartek, 10 lipca 2014

Prolog

                                                                 


Co połączyło dwa, zupełnie inne światy? Hmm, spóźnienie. ONA, spuźniła się. On, z czystej grzeczności zaproponował podwózkę. Nienormalna, bo wsiadła do samochodu zupełnie obcego faceta? Pewnie tak. A co kiedy to wcale nie było pierwsze i ostatnie spotkanie? Raczej tto nie możliwe, gdyż jest wolontariuszem w domu Abygail...


Ona, nie ma praktycznie nic. Wychował ją dom dziecka. Nie widziała rodziców, i zapewne nigdy nie zobaczy.

On, ma wszystko czego tylko zapragnie na pstryknięcie palcem. Bogty właściciel firmy, którą odziedziczył po rodzicach.

Jednak, przeszłość wlecze się za nami nie ubłagalnie...




______________________________________________________

Cześć wszystkim! Oto prolog, który może nie mówi zbyt wiele, ale tak a być. :D Zapragnęłam blogować, więc to robię. Mam nadzieje, że przyjmiecie mnie ciepło, razem z moją chistorią :)

Jakie kolwiek pytania kierować na aska, którego macie w zakładce "Mój ask" :)