sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 4

"-Skarbie, to na serio straszne. Może, mógłbym Cię jakoś... pocieszyć...?"



 Uchyliłem lekko powieki, Kiedy zaczerpnąłem więcej powietrza, gdy wypuszczając je przez nos, uchyliłem powieki do końca, rozbudzając się. Spojrzałem w lewo, dostrzegłem wciąż śpiącą Laylę obok mnie, kiedy obejmowała mój tors ramionami, chowając w niego głowę. Uśmiechnąłem się lekko, głaskając dziewczynę po policzku. Wróciła o pierwszej w nocy, ale byłem w stanie jej wybaczyć... Leniwie odwróciłem się w stronę szafki nocnej po mojej stronie, patrząc na budzik który wskazywał godzinę ósmą pięćdziesiąt sześć. Miałem po południową zmianę w domu dziecka, więc ponownie opadłem głową na poduszkę, z cichym jęknięciem. Starałem się ponownie zasnąć, kiedy coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Nie chciałem jednak teraz za bardzo się tym przejmować, więc z westchnięciem objąłem Laylę. Zmarszczyłem brwi, kiedy oczy wciąż miałem zamknięte. Coś miałem do zrobienia, z całych sił, próbowałem sobie jednak przypom... Kurwa! Szybko uchyliłem powieki w szoku, kiedy jak poparzony wyswobodziłem się z objęć dziewczyny, kiedy jeszcze szybciej założyłem bokserki. Przejechałem dłońmi po twarzy, kiedy warknąłem, ciągnąc we frustracji za końcówki moich potarganych włosów.

-Justin, kochanie co ty robisz?- Layla otworzyła leniwie oczy, patrząc na mnie jak na idiotę, kiedy podniosła się na łokciu do pozycji siedzącej, zakrywając nagie piersi.

-Kurwa, zapomniałem!- Szybko wstałem z łóżka, biegnąc do łazienki, kiedy Layla, ze zmarszczonymi brwiami, pokręciła głową z rozbawieniem. Miałem dwadzieścia minut, by wziąć prysznic, ubrać się, i dojechać do pracy. Zrobiłem wszystkie czynności porannej toalety w ekspresowym tempie, wychodząc z łazienki z ręcznikiem przewiązanym na biodrach, który trzymał się niebezpiecznie słabo, i tak naprawdę mógł spaść w każdej chwili, co kompletnie mnie nie obchodziło. Layla patrzyła na mnie jak na szaleńca, kiedy ja otworzyłem drzwi od wielkiej garderoby, gdy ona w między czasie, zupełnie naga weszła do łazienki w mojej sypialni. Widziałem, jak uśmiecha się do telefonu, zapewne odczytując jakąś wiadomość, ale zignorowałem to. Co niby obchodzą mnie jej babskie SMS- y z koleżankami? Nawet nie patrząc, chwyciłem z wieszaków na ślepo jeden z szytych na miarę garniturów. Pośpiesznie zrzuciłem i tak spadający już ręcznik, wkładając czyste bokserki, kiedy kopnąłem ręcznik w kąt. Trzymając w ręku wieszak, wybiegłem zatrzaskując drzwi. po kolei wkładając spodnie, koszulę, krawat, z którym męczyłem się parę minut, oraz garnitur, spojrzałem ukradkiem na zegarek, kiedy moje oczy rozszerzyły się w szoku.

-Kurwa!- Krzyknąłem, wciąż szarpiąc się z krawatem, który jak odniosłem wrażenie, chciał mnie udusić. Mimo, że byłem tam szefem, miałem spotkanie biznesowe, na które nie mogłem się spóźnić. Jednak nie możliwe było, dotrzeć tam w pięć minut... Nie mogłem pozwolić sobie też na wolne... Nie żegnając się z Laylą, wyszedłem z sypialni, zbiegając po białych okrągłych schodach wprost do drzwi, gdzie na zewnątrz wsiadłem do mojego czarnego Range- Rovera. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jest jeszcze coś o czym zapomniałem. Jednak wiedziałem też, że nie ma opcji, żebym przypomniał sobie teraz...



Abygail's POV.
 Grzebałam łyżeczką w papce która była dziś na obiad w szkolnej stołówce. Spełnienie marzeń. Unikałam wzroku każdego, nie chciałam nikomu wchodzić w drogę. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Siny policzek zakryła dopiero czwarta warstwa korektora, kiedy żebra strasznie mnie ograniczały. Całą noc nie spałam, co oznacza, że na deser mam zarwaną nockę. Na myśl, że dziś znów zobaczę Justina, na mojej twarzy uśmiech sam się pojawia na mojej poobijanej twarzy. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak żałosna w oczach innych jestem, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Jest ich więcej, podczas gdy ja, jestem tylko jedna. Mimo wszystko, to słodkie z jego strony, że troszczył się o mnie, w ogóle mnie nie znając. Chociaż, jestem nie mal pewna, że robi to z grzeczności. Dźwięk szkolnego dzwona rozbrzmiał w uszach każdego, sygnalizując ostatnią już lekcje, z czego byłam niesamowicie zadowolona. Powoli wstałam z mojego miejsca przy ścianie, i kiedy już prawie nikogo nie było na stołówce, ruszyłam w stronę sali matematycznej. Drugie spełnienie marzeń. Wyczujcie ten sarkazm. Szłam bardzo powoli, starając się trzymać moją torbę jak najdalej od wręcz piekących żebrach. Kiedy tylko dotknęłam je przypadkowo, czułam jak ból mnie przeszywa. Jeśli mam być szczera, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w moim krótkim życiu czuła większy. Wyglądałam jak pingwin! Szczerze nienawidzę Caitlin, i Joeli. Nawet nie pamiętam, od czego się to wszystko zaczęło. Wiem, że trwa to już od podstawówki, gdzie "chłopak" Joeli w czwartej klasie zostawił ją, a ona obwiniła o to mnie. Nigdy jednak nie potrafiła zrozumieć, że mieliśmy wtedy może po jedenaście lat, więc nie traktował jej powarzenie, a robił to na pokaz przed kolegami w klasie. Takie typowe zachowanie dzieciaków z podstawówki... To wszystko ciągnie się do dziś, a Caitlin jako jej największa "przyjaciółka" solidarnie mnie nienawidzi. To przykre, bo nigdy tak naprawdę nie rozmawiałam z tym chłopakiem, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć, a tym bardziej zabierać jej go. Wzdychając w końcu dotarłam. Szkoda, że pięć minut po dzwonku. Weszłam do klasy, a oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec, kiedy przygryzając wargę weszłam głębiej.

-Panienka Reed, jednak postanowiła zagościć na mojej lekcji?- Splunęła jadowicie Pani Blank,  która spojrzała na mnie srogo.

-Przepraszam za spóźnienie.- Szepnęłam cicho, siadając obok Cupera. Zacisnęłam zęby, kiedy starałam się unormować oddech, kładąc rękę na żebrach. Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale myśl, że to ostatnia lekcja dawała mi nieco sił. Nauczycielka kontynuowała lekcję, tak naprawdę o niczym, kiedy moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Może po prostu poprosić Justina, żeby pojechał ze mną do lekarza? Jestem pewna, że mógłby to dla mnie zrobić. Nie, na pewno nie.

-Pssst- Spojrzałam na blondyna obok marszcząc brwi, który uśmiechnął się do mnie głupkowato.- Idziemy gdzieś dzisiaj?- Spytał szeroko się uśmiechając, kiedy ja spojrzałam na niego nie dowierzając. Praktycznie z każdym krokiem, czułam jak żebra przesuwają się, mimo że jak zapewniał mnie Justin, nie są połamane. Zastanawiało mnie jedno. Czy on naprawdę nic nie zauważył?...



Westchnęłam wpatrując się tępo w ścianę przede mną. Kiedy siedziałam w bez ruchu, wreszcie nie czułam bólu, ale proszę, ile tak można? Przygryzłam wargę, przenosząc wzrok na swoje stopy, kiedy czekałam na Cupera. Powiedział, że skoro nie chcę nigdzie iść, on po prostu przyjdzie do mnie. To było strasznie kochane z jego strony. Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanął Cuper. Jak zwykle, bez pukania. Szybko zacisnęłam zęby ruszając się, kiedy przygotowałam się na falę bólu posiniaczonych żeber, przykleiłam sztuczny uśmiech.

Idealnie.

-Cześć skarbie.- Mruknął uśmiechając się głupkowato, jak to miał w zwyczaju, kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej i pocałowałam chłopaka w policzek, kiedy usiadł obok mnie.

-Hej...-Mruknęłam cicho, lekko nie pewnie? Ale czemu?

Może dlatego, że zamiast siedzieć tu, i użalać się nad sobą powinnaś spiąć dupę, i jechać do lekarza?!

Przewróciłam oczami, nie mając ochoty słuchać ciągłych wykładów mojej pod świadomości, czyli tak naprawdę samej siebie, kiedy mówiłam to sobie sama. Pod świadomie, oczywiście. Gadaliśmy z Cuperem już ponad godzinę, kiedy w końcu zauważył, że nie jest u mnie "wszystko w porządku". Opowiedziałam mu wszystko, ale on był jakiś taki... nie wzruszony. Nie oczekiwałam litości, i żeby mówił, jakie ze mnie biedactwo. Po prostu mógł by chociaż udawać, że cokolwiek go to interesuje.

-Skarbie, to serio straszne. Może mógłbym Cię jakoś... pocieszyć?- Uśmiechnął się znacząco, kładąc rękę na moim kolanie, kiedy zaczął je lekko masować. Zmarszczyłam brwi, rozchylając lekko usta, kiedy chyba nie do końca zrozumiałam, o co mu chodzi. Pokręciłam nie dowierzając głową. Lekko speszona strąciłam jego dłoń, odsuwając się delikatnie. Warknął cicho, kładąc ją spowrotem, kiedy jechał nią nieco wyżej. Teraz naprawdę się przestraszyłam. Gwałtownie zrzuciłam jego rękę, kiedy zaciskając oczy i zęby, wstałam na równe nogi, kładąc dłoń na żebra.

-Co ty sobie wyobrażasz?!- Krzyknęłam, przykładając drugą rękę do czoła, kiedy również wstał, przypierając mnie lekko do ściany. Syknęłam, kiedy miałam wrażenie, że żebra wbijają mi się w plecy...

-Skarbie, nie bądź taka. Jesteśmy ze sobą wystarczająco długo.- Wpiął się gwałtownie w moją szyję, coraz mocniej dociskając moją klatkę piersiową. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Nie była jednak pewna czy z bólu, czy z bezsilności...

-Cup, proszę zostaw mnie w spokoju. Nie rozumiesz, że nie jestem gotowa?!- Krzyknęłam, kiedy włożyłam dłonie po między nas, chcąc odsunąć go od mojego brzuch i klatki piersiowej. Dlaczego wszyscy mnie tak traktują?! Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą?!

-No przecież doskonale wiem, że tego chcesz. Ty to wiesz, ja to wiem...- zaśmiał się kpiąco, kiedy zaczął rozpinać guzik moich spodni. To za dużo. Nabrałam gwałtownie powietrza, i z całą siłą jaką miałam, odepchnęłam go od siebie, wybuchając płaczem. Założę się, że każda dziewczyna w mojej sytuacji, czuła by się tak samo, jak ja. Bezsilna, wystraszona, jak i przygotowana na to, co miało się stać. Ja jednak, nie zamierzałam poddać się zbyt łatwo.

-Zostaw mnie!- Krzyknęłam wściekła, jak i przerażona, kiedy spoliczkowałam go, gdy ponownie nie zgrabnie próbował się do mnie zbliżyć. Wiedziałam jedno. Nie jestem gotowa.

-Ty suko! Mi się kurwa nie odmawia!- Ryknął wściekły bardziej niż kiedykolwiek, kiedy chwytając mnie za ramiona, wręcz rzucił na łóżko. Moja klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie szybko, kiedy łzy zalewały nie tylko moje policzki, ale i szyję jak i dekolt. Tak cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Wybuchnęłam płaczem, rozglądając się na boki, kiedy powoli podchodził w moją stronę z diabelskim, obrzydliwym uśmieszkiem.

-Pomocy!- Krzyknęłam ile sił w płucach, kiedy mój głos łamał się. Z każdym jego krokiem byłam coraz bardziej przerażona. Nie zgrabnie odsuwałam się, ale zaraz mocno pożałowałam, gdy uklęknął koło mnie na łóżku Cuper. Poczułam straszne pieczenie na policzku, a z racji tego, że  był już siny, odczułam to dwa razy mocniej.

-Zamknij się kurwa!- Zacisnął dłonie na końcu mojej koszulki, kiedy ściągnął ja, mimo mojego szarpania, które jak miałam wrażenie, nawet mu pomagało. Więcej łez spływało już po moich policzkach, kiedy czułam się taka bez silna. Jakbym nic nie mogła. Nie miała kompletnie nic do powiedzenia, co stanie się z moim ciałem. Zacisnęłam usta w wąską linkę patrząc na niego z przerażeniem. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, kiedy Cuper znalazł się na podłodze. Spojrzałam w górę, patrząc na równie zszokowanego Justina...

-Zostaw ją skurwielu!- Chłopak krzyknął, kiedy Cuper niezgrabie podniósł się. Otarłam łzy, które kompletnie ograniczały moja widoczność. Szybko chwyciłam moją koszulkę, próbując się nią zasłonić. Założyłam ją z powrotem, kiedy Justin uderzył Cupea w szczękę. Poczułam śwież łzy cisnące się do moich oczu, kiedy mimo strasznego bólu, podniosłam się z łóżka, podbiegając do szarpiącego się z Cuperem Justina.

-Justin! Proszę przestań! Nie warto!- Pokręciłam głową nie dowierzając, kiedy chwyciłam go za ramię, wybuchając płaczem.

-Wypierdalaj stąd!- Krzyknął wściekle patrząc na przerażonego Cupera. Widziałam jak zacisnął pięści, za pewne powstrzymując się od ponownego uderzenia go. Wciąż byłam w wielkim szoku. Nie mogłam uwierzyć, że Cuper byłby do tego zdolny. Łzy spływały po mojej szyi, kiedy właśnie straciłam jedyną rozumiejącą mnie osobę... Cuper przejechał wierzchem dłoni po zakrwawionej wardze, patrząc na mnie bez emocji. Nasze klatki piersiowe poruszały się nienaturalnie szybko, kiedy przygryzłam wargę. Stojąc za Justinem, który obserwował Cupera z wymalowanym obrzydzeniem, czułam się bezpiecznej. Cuper ruszył do drzwi, uśmiechając się do mnie w ten sam obrzydliwy sposób, kiedy stanął w progu.

-To jeszcze nie koniec.- Mrugnął do mnie, kiedy pociągnęłam nosem gdy wyszedł. Spuściłam spojrzenie, wycierając dłońmi łzy. Myślałam, że jest inny. Porządny...

Myślałaś, że jest porządny, kiedy za każdym pieprzonym razem gwałcił Natalie wzrokiem? Jesteś żałosna, Abygail.

-Nic Ci nie jest skarbie?- Zwrócił się w moją stronę Justin, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem. Podszedł do mnie, delikatnie wtulając w siebie.  Tak dawno tego nie robiłam. Teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo sama jestem. Kompletnie sama...- Ciii, już go nie ma. Nic Ci nie zrobił?- Spytał naprawdę przejęty, a w jego głosie wyraźnie było słychać złość. Nie chciałam go teraz puszczać, kiedy chciałam przez chwilę poczuć, że mam kogoś przy sobie. Nawet, jeśli wiem tylko, jak ten ktoś ma na imię...

-Nie, chyba nie. Justin, dziękuje. Znowu.-Pokręciłam głową, wciąż obejmując jego tors.- Gdyby nie ty, o.. on zgwałcił by m...mnie.- Jąkałam się, kiedy przygryzłam wargę. Nie poznawałam go. Mimo, że nie był święty nigdy nie posądziłabym go o próbę gwałtu. Jednak, dziś boleśnie przekonałam się, jaka jest prawda.

-Nie ma za co. Słuchaj, nie powinienem się wtrącać, ale jeśli to twój chłopak powinnaś z nim zerwać.- Westchnął, pocierając moje plecy. Odsunął się lekko ode mnie, chwytając moją twarz. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, czując się jak zahipnotyzowana.

-Ja... a się boję, że on tu przyjdzie.- Ponownie wybuchnęłam płaczem, wyobrażając sobie taką sytuację ponownie, ale bez Justina w roli bohatera...

-Możesz zamknąć się na zamek?- Spojrzał na drzwi.

-Chy..chyba tak.- Przeniosłam wzrok w tę samą stronę.

-Słuchaj, zamkniesz się na noc, a ja jutro mam jutro poranną zmianę, więc odwiozę Cię do szkoły.

-Justin, nie musisz.- Spojrzałam na chłopaka kręcąc przecząco głową.

-Ab nie kłuć się ze mną.- Warknął, patrząc na mnie z żartobliwie poważną miną. Westchnęłam, czując, że nie mam szans. Stałam dalej wtulona w cieplutki tors chłopaka, kiedy dopiero teraz zauważyłam, w co był ubrany. Biała koszulka, czarne spodnie bardzo nisko zwisające, które wyglądały jakby same chciały spaść z jego bioder, jeansowa kurtka i białe supry... Muszę przyznać, że wyglądał naprawdę bardzo dobrze. W końcu odsunęłam się od Justina, który spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- Skarbie mam do zrobienia parę rzeczy tu, w domu. Mogę Cię zostawić na pół godziny?- Spytał, zaciskając usta w cienką linkę. Spuściłam spojrzenie, kiwając lekko głową, kiedy jeszcze nie skończył zdania.

-Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się słabo, dość fałszywie, bo na nic więcej nie było mnie teraz stać. Justin odwzajemnił go, kiedy podszedł bliżej, ścierając resztkę łez. Spojrzałam na niego, przygryzając wargę. Boże... był taki śliczny.

Aby, przerabiałaś to. Nie mówi się tak na chłopaka!

-Zamknij drzwi na zamek. Kiedy będe pod drzwiami, wyślę Ci sms-a, ok?

-Ok.- Odparłam krótko. Ostatni raz posłał mi uśmiech, kiedy ruszył w stronę drzwi.- Justin!- Krzyknęłam za nim, kiedy odwrócił się, patrząc na mnie wyczekująco.- Jeszcze raz... dziękuje.

-Nie zapomnij zamknąć drzwi, i o sms-ie.- Puścił mi oczko, po czym wyszedł. Szybko podbiegłam, zamykajac się na zamek...




Justin's POV.
 Trochę ciężko było mi zostawiać Aby samą, zwłaszcza, że prawie została zgwałcona. Wydaje mi się, że powinna to zgłosić, zwłaszcza, że ten jebany chuj tu mieszka. Mimo to, wątpię by to zrobiła, gdyż przekonałem się już, że jest uparta i raczej słucha samej siebie. Zaraz po pracy pojechałem do domu przebrać się i pojechałem prosto do domu dziecka. Tak, jak przeczuwałem rano, było coś o czym zapomniałem, oprócz tego że powinienem być dziś w pracy. Tym czymś okazał się SMS do Abygail, z upewnieniem się, czy wszystko ok... Jeśli w wieku dwudziestu trzech lat mam taką miażdzycę, nie chcę widzieć, co będzie później. Zszedłem na sam dół, idąc przez korytarz, kierowałem się do gabinetu Jamesa.

-Siema James, co mam robić chłopie?- Przywitaliśmy się uściskiem dłoni, kiedy byłem już na miejscu, zastając Jamesa przed komputerem.

-O, Justin. Dobrze Cię widzieć, kiedy byłem święcie przekonany, że masz już dość.- Zaśmiał się, kręcąc rozbawiony głową, kiedy ściągnął z nosa okulary. Zrobiłem to samo, kiedy usiadłem na krześle przed jego burkiem. W mojej głowie pojawiło się kolka obrazów śmiesznych zdarzeń, chodź jestem tu drugi dzień. Było kilka również nie śmiesznych... Na przykład Ab. Mimo, że niedawno ją poznałem, ciężko było nie zauważyć, że ma tendencje pakowania się w kłopoty. Westchnąłem, skupiając się ponownie na Jamesie.

-Jakoś daję radę.- Odparłem z uśmiechem.

-Dobra, możesz pomóc w kuchni. Jak u ciebie z gotowaniem?- Spytał z lekką nadzieją, patrząc na mnie ukradkiem. Nie byłem najgorszym kucharzem, gdyż sam sobie gotowałem. Dość zabawne... mam dziewczynę, a i tak wszystko robię sam. Odkąd skończyłem dwadzieścia lat, skończyłem też z pizzą co dziennie.

- Nie najgorzej. Co miałbym tam robić?

- Właściwie, to kanapki na kolację.- James uniósł jedną brew.

- Łatwizna. - Odparłem, leniwie podnosząc się z krzesła, kiedy nie mówiąc nic więcej, po prostu wyszdłem. Oblizałem wargi, kiedy rozejrzałem się po korytarzeu, gdzie w oddali stało kilku podopiecznych. Ruszyłem na stołówkę, chowając ręce do kieszeni.

-Dzień dobry,- Skinąłem grzecznie głową do kilku starszych kucharek, które krzątały się po kuchni, kiedy stałem w progu.- Jestem nowym wolontariuszem. Pan James przysłał mnie na pomoc Panią.- Posłałem kobietom ciepły uśmiech, rozglądając się po dużym, białym pomieszczeniu.

-Ach, witaj młodzieńcze. Słyszałyśmy coś o tobie. Dziś naprawdę ciężko o dobrych bez interesownych ludzi.- Westchnęła jedna z kobiet, kiedy wycierała kuchenkę. Kręcąc głową, w między czasie posłał mi uśmiech, w czasie kiedy inne bacznie mnie obserwowały. Odwzajemniłem jej uśmiech, wchodząc w głąb kuchni.- Chodź, pomożesz robić kanapki. Chwyciła mnie za ramie, prowadząc do kuchenki. Mruknąłem ciche "dziękuje" i zacząłęm smarować chleb masłem. Gotowe kanapki odkładałem na tacę, kiedy w między czasie postanowiłem napisać do Aby. Na serio, martwiłem się o nią.

DO: Aby
Jak tam skarbie, wszystko ok?  Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Wyślij.


Abygail's POV.

OD: Justin
Jak tam skarbie, wszystko ok? Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Uśmiechnęłam siędo ekranu, widząc na nim imię nikogo innego jak Justina. Oblizałam usta, odpisując szybko.

DO: Justin
Tak, jest ok.
Wyślij.

Skłamałam. Nic nie jest ok. Jak może być ok? Siedzę na łóżku trzęsąc się ze strachu, i spoglądając na drzwi, czy na pewno są zamknięte, kiedy w między czasie trzymam się za żebra. Tym bardziej, że boję się przez jedyną bliską mi  osobą...
Nie wiedziałam, czy napisać coś więcej. Nie chciałam się narzucać.

OD: Justin.
Zostaw mi klucz pod wycieraczką do twojego pokoju. Tak, żeby nikt Cię nie widział.

Nabrałam gwałtownie powietrza, czytając wiadomość do końca. Miałam otworzyć drzwi?! A jeśli Cuper tam jest? A jeśli zobaczy mnie, i sam otworzy drzwi tym kluczem? Czy w ogóle mogę zaufać na tyle Justinowi? W końcu, pomógł mi, i nikomu nie powiedział o moich problemach w szkole. Tak. Chyba mogę. Tak jak prosił, tak zrobiłam. Każdy ma zapasowy klucz od swojego pokoju, gdyby jeden zgubił. Wstałam powoli z łóżka, krzywiąc się jak zwykle. Jęknęłam, instynktownie trzymając żebra. Podeszłam powoli do drzwi, klamkę. Zacisnęłam oczy. Odetchnęłam głęboko, naciskając ją powoli. Wychyliłam głowę, rozglądając się. Kiedy upewniłam się, że jestem sama, wyszłam przed drzwi pokoju, jeszcze raz rozglądając się. Wyjęłam z kieszeni klucz, rzuciłam go pod swoje nogi, gdyż nie możliwe było, bym się schyliła. Nogą wcisnęłam klucz pod wycieraczkę, przygryzając wargę. Weszłam z powrotem do pokoju, zamykając się szczelnie. Brzydziłam się Siebie w tej chwili, wciąż mając wrażenie ohydnych łap Cupera na ciele. Chciałam je zmyć. Chciałam, by zniknęły. By ich nie było. Wzięłam czystą bieliznę, kierując się do łazienki. Rozebrałam się, weszłam do kabiny odkręcając gorącą wodę. Zamknęłam oczy, spod których zaczęły lecieć łzy. Zaszlochałam cicho, kiedy byłam niemal pewna, że mnie dziś zgwałci. To nie jest coś, co przeżywa się co dziennie.

Bądź twarda! Chociaż jeden pierdolony raz!

Wypuściłam powietrze szlochając, kiedy tak naprawdę dopiero spostrzegłam, że trzymałam w płucach. Oczywiście, Pani podświadomościo. Do usług. Wyszłam z kabiny, owijając ciało ręcznikiem, kiedy włosy drugim. Umyłam zęby, wycierając twarz z łez i wody. Następnie wytarłam całe ciało bardzo delikatnie, z czym miałam ogromne problemy. Choćby nie wiem, jak bardzo bym się starała, i tak bolało. Założyłam stanik, i już chciałam założyć majtki, ale jak? nie podniosę nogi aż tak bardzo, a tym bardziej nie schylę. Warknęłam,kiedy przewróciłam oczami, kiedy zacisnęłam mocno zęby, lekko pochylając się. Do oczu od razu napłynęły mi łzy. Krzyknęłam lekko, zasłaniając dłonią buzię. Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy moja klatka piersiowa poruszała się nie naturalnie szybko. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek zakładanie majtek, będzie dla mnie tak bolesne. Starałam się unormować oddech, by nie pogorszyć jeszcze swojej i tak beznadziejnej sytuacji. Rozejrzałam się dokoła, kiedy ściągnęłam ręcznik z głowy, czesząc włosy. Zmarszczyłam brwi, nie dostrzegając ubrań. Brudne były już w koszu na pranie. Warknęłam we frustracji kolejny raz, kiedy oczywiście ich zapomniałam. Powoli otworzyłam drzwi, widząc Justina siedzącego na moim łóżku, kiedy przyłożyłam rękę do czoła. Cudownie. Sarkazm? Tak.

 -Emmm, Justin?- Szepnęłam, wychylając tylko głowę. Na litość boską, byłam w samej bieliźnie! Co on sobie może pomyśleć?! że może robię to specjalnie, by go uwieść. Nie, to tylko koje głupota. Justin odkleił wzrok od ekranu telefonu, spoglądając na mnie, kiedy zmierzył drzwi wzrokiem. Boże, to takie żenujące.

-Płakałaś?- Szepnął.- Stało się coś?- Spytał wstając, kiedy zagryzłam policzki od środka. Wstał, kiedy moje oczy rozszerzyły się, gdy zaczął podchodzić w moją stronę. Szybko zatrzasnęłam drzwi.

-Aby, do cholery co ty tam robisz?! Coś nie tak?!- Pukał w drzwi, kiedy czułam się tak głupio, jak nigdy wcześniej.

-Nie! Wszystko, ok, tylko ummm,- Ponownie przyłożyłam dłonie do twarzy.- Tylko nie wzięłam ciuchów! Mógłbyś mi je podać?!- Krzyknęłam zawstydzona, kiedy usłyszałam cichy chichot chłopaka. Tak, zdecydowanie wie co zrobić by zawstydzić mnie.

-Co będę z tego miał?- Zaśmiał się, kiedy przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.

-Na przykład zaszczyt porozmawiania z moją osobą w cztery oczy?!- Warknęłam śmiejąc się.


Justin's POV.
-Dobra, gdzie są?- Spytałem, rozglądając się po pokoju Ab.

-W półce obok łóżka! Weź coś wygodnego!- Mruknęła, lekkim krzykiem, kiedy ruszyłem w stronę jej łóżka, otwierając półkę. Rozejrzałem się, wybierając szare luźne spodnie dresowe, i szeroką koszulkę. Podszedłem z powrotem do drzwi, kiedy zapukałem lekko.

-Ab skarbie mam ciuchy!- Krzyknąłem, kiedy po chwili drzwi lekko się uchyliły, a zgrabna ręka Aby ukazała się moim oczom. Zaśmiałem się, kręcąc głową, kiedy podałem dziewczynie ubrania. Z powrotem zatrzasnęła drzwi. Po paru minutach wyszła Aby. Ubrana. Niestety... Czy ona znów płakała?

-Skarbie, wszystko dobrze?- Podszedłem do szatynki,m obejmując jej ciało ramionami. Przystawiłem nos, do jeszcze wilgotnych włosów, wąchając je.

-Tak, tylko...

-Tylko?- Zachęcałem ją.

- Tylko, nie radzę sobie z tym wszystkim...


____________________________________________________________________

Cześć wszystkim, i przepraszam. Wiem, miał bym dawno temu, ale jest jak jest. Jeśli będziecie więcej komentować, rozdziały będą wcześniej. JEŚLI SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ, I CZAS POŚWIĘCONY NAJPIERW PISANIU, POTEM PRZEPISYWANIU ROZDZIAŁU, SKOMENTUJ! Nie zamierzam robić wam limitów, typu " 20 kom, i rozdział." Ale to motywuje. Chcę też znać waszą opinię, z którą się liczę. :) Do następnego! 

6 komentarzy:

  1. cudowny <3 nie mogę sie doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy bd nowa nowa?? ;) LUBIE TO. Pisz dalej.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. super <3 kocham ten blog :**

    OdpowiedzUsuń
  4. http://lucky-dice-jb.blogspot.com/ promowanie za promowanie na http://please-dont-hurt-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń