"Po czym to wnioskuję? Choćby po czerwonych stringach na żyrandolu..."
Siedziałam właśnie w klasie geograficznej, słuchając nawet nie wiem czego. Zupełnie nie interesowało mnie to, o czym mówił Pan Scoot.
-Panienka Reed widzę bardzo nudzi się na mojej lekcji, czyż nie?- Spytał z jadem w głosie patrząc na mnie sceptycznie, spod swoich długich jak na faceta rzęs.
- Nie, nie. Przepraszam.- Mruknęłam cicho, ledwie zrozumiale. Rozejrzałam się po klasie, lekko rozbudzając się. Po chwili mojego zmieszania, zadzwonił upragniony przezemnie najbardziej dzwonek. Wubiegłam z klasy tak szybko, jak tylko się dało, kiedy na korytarzu rozglądałam się za Cupem. Nie musiałam długo szukać, gdy po chwili dostrzegłam go rozmawiającego z Natalie. Nie jestem zdesperowanie zazdrosna, ale to taka sama suka jak Jessie, Sara i July. Obserwowałam ich, starając się nie zgubić w wielkim tłumie spoconych nastolatków Cupera. Nie mogłam wręcz patrzeć gdy ta dziwka mizdrzy się do niego.
Jak najszybciej odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty na to patrzeć. Przewróciłam oczami, kręcąc głową w nie dowierzaniu, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Szłam zrezygnowana przez zatłoczony, głośny korytarz, niekiedy szturchając się z kimś ramieniem. Dotarłam do korytarza głównego, kiedy chwytając klamkę wielkich, dwuskrzydłowych drzwi. Już miałam wychodzić, gdy ktoś gwałtownie chwycił moje ramię. Odwróciłam się w tym kierunku, o mało nie zderzając się z klatką piersiową Cupera.
-Ej Aby, stało się coś? Wyglądasz na zdenerwowaną.- Spojrzał na mnie ze złączonymi brwiami, gdy puścił moją ręke, chowając dłonie do kieszeni białych spodni. Muszę przyznać, że wyglądał naprawde dobrze.
-Może nie wyglądałabym na zdenerwowaną, gdyby nie Natlie, ewidętnie przystawiająca się do Ciebie.- Szepnęłam cicho, zakładając ręce na piersi. Pewnie wyglądałam jak dziecko, które nie dostało lizaka z zabawką w zestawie, bądź gumą.
-Aleee,- Przeciągnoł nabierając powietrza, kiedy rozglądał się niespokojnie na boki.- Ona tylko pytała, czy wiem co na obiad, no wiesz. W domu.-Odparł cicho, lekko zmieszany drapiąc się po karku. Prychnęłam oblizując usta.
-Na obiad!?- Wyrzuciłam ręce w powietrze z grymasem. Myślałam, że się przesłyszałam. - Jeśli myślisz, że serio uwierze Ci w coś takiego, jesteś poprostu nienormalny. Mógłbyś postarać się nieco bardziej.- Dodałam ciszej, kiedy naprawdę było mi przykro. Mimo, że tyle razy zapewniał, że Natlie nawet mu się nie podoba, nie potrafiłam mu w pełni zaufać. Wiem, zaufanie to podstawa w "związku", ale było mi ciężko. Nie raz, nie dwa widziałam,jak oboje patrzą na siebie. Czułam się poprostu, jak piąte koło u wozu. Nie powinnam się tak czuć, gdyż to był mój "chłopak".
-Aby, ale...- Cuper starał się dodać co cokolwiek,kładąc dłoń na moim przedramienu, kiedy z zarogu wyszła Jessie z Natlie. Posyłając Cuperowi łobuzerski uśmiech, w między czasie patrząc na mnie zwycięsko szła w naszym kierunku, kręcąc biodrami. Spojrzałam na nią z mordem w oczach, kiedy Cuper zauważając ją, zdjoł ręke z mojego przedramienia. Znowu to robił. Odwzajemnił jej uśmiech, na moich oczach. Kiedy tylko wyszły z budynku, spojrzałam smutnym wzrokiem na Cupera. Było mi naprawdę przykro.
-Obiecałeś...-Pokręciłam głową, patrząc prosto w jego oczy. Nie umiem do końca opisać, jak się czuje. Mimo to, przecież i tak go kochałam. Pomijając fakt, że czasem wolałabym nie, taka była prawda.
-Aby, skarbie o co Ci znowu chodzi?!- Cuper wybiegł za mną, kiedy wyszłam przed szkołę, ze spuszczoną głową. Tak bardzo nienawidziłam Natlie. Zresztą, nigdy nie dogadywałyśmy się. Kiedyś byłyśmy też współlokatorkami, ale gdy zaczęłyśmy dorastać zaczęły pojawiać się coraz więkrze spory...- Przepraszam.- Dodał, kiedy dogonił i zatrzymał mnie. Ujoł moją twarz w dłonie, przejeżdzając po niej wzrokiem. Westchnęłam głęboko, odwracając spojrzenie. Jak zawsze również wybaczyłam mu. Byłam w nim zbyt zaślepiona.
Siedząc w swoim pokoju, starałam się myślalami wrócić do emmm, No co idiotko, zapomniałaś jak ma na imię?! Justina! Tak. Tak miał na imię. Zarazem chciałam zapomnieć o sytuacji Cupera, oraz Natlie, która krążyła w kółko. Flirtowali ze sobą, ja ich nakrywałam, po czym on przepraszał. Patrzyłam tępym wzrokiem przez okno. Pogoda była okropna, choć nie padało, wyglądało to, jakby zaraz miało zalać całe miasto. Zauważyłam Jasona, ora Joshewa. Byli ona najleprzymi kumplami Cupa. Przewróciłam oczami, uświaamiając sobie, że jednak nie pogadam z nim. Napewno nie teraz. Nigdy ich nie lubiłam. Byli starsi od niego ale też mieszkali tu do ukończenia osiemnastego roku życia. Potem, jak każdych pełnoletnich podopiecznych wyrzucali. Oczywiście nie dosłownie. Kontaktowali się z Opieką Społeczną, i dawali małą kawalerkę. Słyszałam na schodach głośne kroki, co świadczyło o tym, że już tu byli. Stukanie ucichło, więc pewnie byli już u Cupera. Są naprawdę strasznie wulgarni.
Oblizałam usta, po czym poprawiłam się na parapecie, a kiedy spojrzałam spowrotem na ulicę, coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. TO BYŁ ON! Osoba, która myślałam, że raczej więcej nie zobaczę. Widziałam jak rozmawia z jakimś facetem. Wpatrywałam się w niego jak wryta z otwartą buzią. Nawet nie mrugnęłam. Wyglądał tak idealnie. Facet z którym rozmawia to James, jeden z opiekunów. Czy on miał dziecko, które planował oddać?! Z jego samochodu, powoli wyłonoła się jakiaś kobieta. Momętalnie poczułam ukłucie zazdrości. Była naprawdę bardzo seksowna, przez co odrazu jej nie polubiłam. Starałam sie jeszcze bardziej wytężyć wzrok. James odszedł, kiedy ona podeszła do niego uwieszając ręce na jego szyi i zaczęła namiętnie całować.
Justin's POV.
-Justin, kochanie proszę Cię. Zastanów się jeszcze. Będzie spędzać ze sobą mniej czasu.- Layla z wydętą dolną wargą, zaczęła jeździć palcem wzdłuż mojego ramienia. Przewróciłem oczami, kiedy odwróciłem wzrok. Layla składała pocałunki na mojej szyi, myśląc, że zmienie zdanie. Wiedziałem, że mówiła zupełnie obojętnie. W czasie kiedy ja będę pomagał w domu dziecka jako wolontariusz, ona będzie szastała moją kasą na lewo i prawo.
-Tak, jestem pewnien.- Mruknołem cicho, przechylając głowę w bok, dając jej leprzy dostęp. Rozejrzałem się po ulicy, która wyglądała na spokojną. Po chwili wrócił James, z resztą dokumentów dla mnie. Podał mi do ręki umowę, ora listę rzeczy, które będy robił.
-To wszystko, Panie Bieber. Może Pan zacząć od jutra. Nie stawi się Pan w moim gabinecie o szóstej.- Skinołem głową, zwilżając dolną wargę, kiedy uścisnołem dłoń Jamesa.
-Jasne, dziękuje.- Pożegnaliśmy się, kiedy odszedł zostawiając mnie samą z moja dziewczyną.
-Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę będziesz pracował w bidulu?! Przecież masz kasy jak lodu!- Zaczęła wymachiwać rękoma, drąc się na całą okolicę. Mnie jedynie to bawiło. Schowałem ręce do kieszeni, nie mając ochoty dyskutować z nią na ten temat.
-Po pierwsze, wcale nie będe tu pracował, tylko pomagał, a po drugie.... - Zaczołem znudzonym głosem, starając się choć troche ją uspokoć. Jednak nie było dane mi dokończyć...
-Przepraszam, co?!- Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, mrugając kilkukrotnie, jakby to co powiedziałem, było nie z tego świata.- To ty zamierzasz robić tam za darmo?!- Wskazała ręką na budynek za nami. Spojrzałem na dom i... To ona. Zobaczyłem w jednym z okien ją. Dziewczynę, której imie brzmiało Abygaila. Gdy tylko zauważyła, że na nią patrzę, zeskoczyła z parapetu, chowając się. Zaśmiałem się cicho na jej reakcję, oraz przestraszoną minę. Ona tu mieszka?
-Słuchasz mnie w ogóle?!- Layla warknęła, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. Spojrzałem na nią zdziwiony, krzyżując ręce na piersi.
-Co? Tak, tak...- Mruknołem od niechcenia. Nic więcej nie mówiąc, pokręciła wściekła głową, kiedy obeszła samochód do okoła przeklinając pod nosem. Zaśmiałem się, wiedząc, że robie jej na złość. Ale nie interesowało mnie to. Wsiadła głośna trzaskając drzwiami.
Abygail's POV.
-O mój Boże, zobaczył mnie!- Krzyknęłam na cały pokój, kiedy szybko zeskoczyłam z parapetu kucając. Ty idiotko, a jak Cię usłyszał?! Oczywiście moja podświadomość nie mogła odpuścić sobie, chociaż graz... Zagryzłam wargę, kiedy moje serce biło w nie naturalnie szybkim tępie. Tysiące pytań rozbrzmiało w mojej głowie. Co on tu robił? Kim jest dla niego James? Kim była tak kobieta?! Co mnie to do cholery w ogóle interesuje?! Widziałam tego człowieka drugi raz w rzyciu , a miałam wrażenie, że zazdrość śmieje mi się prosto w twarz. Nie zastanawiając się, podniosłam się na równe nogi, szybko kierując się do gabinetu Jamesa. Zbiegając szybko po schodach, uważnie patrzyłam pod nogi. Rozejrzałam się po holu głównym, po czym wbiegłam przed drzwi Jamesa, które znajdowały się po prawej stronie. Odetchnęłam, poprawiając ubranie, po czym zapukałam w piękne brązowe, drewniane drzwi. Bez usłyszenia tradycyjnego "proszę" weszłam do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Odwróciłam się w kierunku biurka, gdzie siedział James, z uniesioną brwią.
-Dzień dobry.- Mruknęłam niby od niechcenia, rozglądając się dookoła.
-Aby, co Cię do mnie sprowadza?- Spytał, dalej trzymając papiery przed twarzą.-Widzisz, jestem trochę zajęty.- Wskazał wolną ręką na biurko, gdzie panował bałagan więkrzy, niż po wojnie. -Pośpiesz się.
-Bo ja, przyszłam w bardzo wrażliwej sprawie.- Oparłam się ramieniem o ramę drzwi.
-Aby, jeśli dostałaś pierwszą miesiączke, udaj się do pielęgniarki.- Szepnoł znudzony, spowrotem wlepiając wzrok w jakieś pokwitowania... Boże, ja nawet nie wiem co to jest! Zmarszczyłam brwi, śmiejąc się pod nosem.
-Co? Ugh, nie!- Zaprzeczyłam, chowając jedną ręke do kieszeni.- Chciałam o coś, zapytać, mogę?- Nie czekając na jego odpowiedź, mówiłam dalej.- Czy do nas dochodzi jakieś małe dziecko albo, no nie wiem...
-Abygail, nie mogę mówić Ci takich rzeczy, ale nie. Nie przypominam sobie.- Odparł, ściągając okulary z nosa. Westchnęłam, krzyżując ręce.
-Emm, jest Pan pewnien?- Uniosłam jedną brew, podczas gdy drógą zmarszczyłam. Nie dawałam za wygraną. Jeśli Justin nie miał dziecka, to po co tu był?
-Aby, nie mam czasu! Wracaj do pokoju. Ściemnia się.- Burknoł, kiedy zrezygnowana ruszyłam do wyjścia.
-Aby!
-Cup...-Uśmiechnęłam się nieśmiało. Szybko mu wybaczyłaś...
-Szukałem Cię.- Mruknoł, zaciskając usta w cienką linkę. Wybacz, byłam zajęta doinformowywanie się, czy Pan idealny ma dziecko, i chce je oddać...
Otworzyłam oczy, przeciągając się leniwie. Spojrzałam na zegarek obok. Szósta. Postanowiłam nie brać prysznica, gdyż zrobiłam to wieczorem. Ziewnęłam głośno, kiedy usiadłam, przeczesując palcami posplątywane włosy. UGH... Usłyszałam wibrację telefonu, więc chwyciłam go, zaspanymi oczami czytając SMS-A
OD: Cup<3
Heeej kochanie, zrywamy się?
DO: Cup<3
Nie mam ochoty.
Nie miałam ochoty się gdzieś zrywać. Tym bardziej, niedłógo zakończenie roku... Oblizałam usta, odkładając telefon pod poduszkę, po czym wstałam kierójąc się do łazienki. Zabrałam ze sobą parę zwykłych czarnych rurek, oraz koszulkę. Po wszystkich porannych czynnościach, zeszłam na dół. Zbiegałąm po schodach jak szalona, w efekcie czego wpadłam na kogoś tak mocno, że mój tyłek przywitał się z ostatnim stopniem schodów.
-Cholera jasna!- Krzyknęłam patrząc w górę...
-Aby?- Spytał patrząc na mnie dzinie, kiedy właśnie tak się poczułam.
-Hej emmm, co ty tu robisz?- Mruknęłam, rozglądając się po holu, gdzie wszyscy śpieszyli się gdzie kolwiek. Czyli jednak był tu wczoraj naj widoczniej nie bez powodu.
-Ja? Będe wolontariuszem, a ty?- Bingo! Mamy odpowiedź. Zlustrował mnie wzrokiem oblizując usta. Wyglądał gorąco....
-Od kiedy?- Spytałam ze zmieszanie, patrząc na niego z dołu, gdyż dalej siedziałam ma schodach.
-Cóż, tak się składa, że od dzisiaj.-Podał mi ręke, którą chyciłam, kiedy pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z tyłu, gdy spojrzałam w jego oczy.- Ale ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- Uśmiechnoł się słodko, kiedy skrzyżował ręce. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem, kiedy ja spuściłam swój. Chciałam coś wymyśleć, ale po co kłamać?
-Mieszkam tu...-Szepnęłam, spuszczając spojrzenie, ledwo slyszalnie. On chyba usłyszał doskonale...
-Nie masz się czego wstydzić.- Szepnoł, podnosząc mój podbrudek, patrząc prosto w oczy. Pogłaskał kciukiem lekko mój zarużowiały policzek. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnił swoim ślicznym...
-O, Panie Bieber. Witam. Zapraszam do siebie.- Do naszych uszu dobiegł głos Jamesa, kiedy odsuneliśmy się od siebie szybko.
-Zobaczymy się jeszcze.- Chłopak mruknoł, ruszając za Jamesem. Odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Boże, wiedziałam, że jest idealny. Ale to przesada.
Nie ppadaj w paranoję. Zarzucając torbę na ramię ruszyłam do szkoły bez śniadania.
Wyszłam wcześniej, by tym razem nie spóźnić się. Szłam spacerem wkładając słuchawki do uszu. Idąc wsdłuż naszej ulicy, kierójąc sie do centrum. Dlaczego Justin jest wolontariuszem? To jakaś kara?
Weszłam do budynku, kierując się do mojej szafki. Schowałam telefon z słuchawkami do torby, zapinając ją. Znalazłam szafkę z moim numerem, po czym otworzyłam ją, wpisójąc odpowiedni szyfr. Poczułam ręke na moim ramieniu, więc marszcząc brwi odwróciłam się za siebie.
-Witaj kochanie. Pięknie wyglądasz. Naprawdę.-Zaśmiała się kpiąco Jolela, kiedy patrzyłam na nią w zdziwieniu.-Jaka szkoda, ża ta buźka zostanie obita.-Wydęła dolną wargę, a kiedy jej słowa dotarły do mnie, fala strachu przeszyła moje ciało.
-Co...-Poczułam pieczenie na policzku. Złapałam za niego, kiedy wylądowałam na podłodze.
-Czego chcesz?!- Krzyknęłam powstrzymójąc łzy. To nie pierwszy raz. Ale zawsze obiecywałam sobie, że ostatni. Za każdym razem...
-Ależ nic...- Zaśmiała się ironicznie, kiedy poczułam jak ktoś kopie mnie po żebrach. Łzy i tak poleciały. Czułam straszny ból, a śmiechy w tle oznaczały, że raczej nikt mi nie pomoże...
Justin's POV.
-A więc to tyle Justin. Możesz zacząć.- James zwrócił się do mnie, kiedy przeszliśmy na "ty". Tak będzie łatwiej.
-Ok, co mam robić?
- Na początek, zmienisz pościel w paru pokojach. A mianowicie w 37, 42 i 50. Tam pościel jest naszykowana.
Wyszedłem z pokoju 37, kierójąc sie do 42. Patrząc na liczby na drzwiach, wszedłem do odpowiedniego pokoju. Panował tutaj totalny burdel. Ale mieszkały tu dziewczyny. Może cztery... Po czym to wnoskuję? Choćby po czerwonych stringach na żyrandolu. Zaśmiałem się, kręcąc z rozbawieniem głową. Wszedłem w głąb pokoju, starając się nie podeptać ubrań. Zaczołem ściągać brudną pościel i zakładać nową. Spojrzałem jeszcze raz na łóżka, upewniając się, że wyglądają dobrze. Jeszcze jeden pokoj. Ostatni. Wyszedłem zamykając drzwi, ruszając do końca korytarza, gdzie znajdował się pokuj 50... Nacisnołem klamkę, i otworzyłem drzwi, wkładając najpierw głowę, po czym szerzej je uchyliłem. Tu panował porządek. Z pewnością również należał do dziewczyny. Tylko jednej. Na półce była ramka ze zdjęciem, które przedstawiało...Aby? Czyli tu mieszka... Podszedłem bliżej, przyglądając sie fotografi. Była śliczna... Westchnołem, odstawiając ramkę, i zaczołem zmieniać pościel...
____________________________________***_______________________________
Hej wszystkim! Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału tak długo :( Wiem, wiem zapomniałam wczoraj dać notke ;D Słuchajcie, rozdział jest późno, ale postaram się dawać co tydzień. Aktualnie będe pisać już 17 rozdział, więc mam na[rawdę sporo do przodu. :)
JEŚLI SZANUJESZ CUDZĄ PRACĘ, DAJ JAKIŚ KOMĘTARZ. Jeśli nie będzie żadnego, nie wiem, czy podoba wam się, i czy mam pisać dalej :( Do następnego!
staraj się bardziej sprawdzać co piszesz bo naprawdę jest tu sporo błędów, które rażą po oczach przez co gorzej się to czyta :)
OdpowiedzUsuńOoo jeju to ze tobie to przeszkadza nie znaczy ze kazdemu i nie bardzo chodzi tu o jakies bledy tylko o to ze jest rozdzial wiec prosze nir udzielaj sie :p
UsuńRozdział świetny!;) Szkoda tylko że taki krótki:(
OdpowiedzUsuńTo jest ŚWIETNE! Czy tylko ja miałam takie myśli że on ją zaadoptuje?! :)Hahahah jestem psychiczna?! Przepraszam, ale kiedy następny rozdział? <3
OdpowiedzUsuńBoze boze cudowny KOCHAM TO OPOWIADANIE I KOCHAM CIEBIE ZA TO ZE TO PISZESZ <3 poprostu niesamowite
OdpowiedzUsuńOmg, kocham już to opowiadanie <3 :)
OdpowiedzUsuńGdybym mogła wyrwała bym tym dziewuchom kudły za to co zrobiły Aby ! Mam nadzieję, że niedługo zacznie iskrzyć między Jussem i Aby ;)
OdpowiedzUsuń:-* :-* :-*
OdpowiedzUsuń