NOTKA POD ROZDZIAŁEM!!!
"-Uwierz, nie będzie gorzej..."
Westchnąłem oplatając ją ramionami.
-Skarbie, ale skoro nie chcesz dać sobie pomóc, jak masz sobie poradzić ze wszystkim?- Mruknąłem cicho. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że to dla niej sporo. W końcu, kto w ciągu trzech dni przeżywa pobicie, i próbę gwałtu.
-Nie mów tak. Nie chodzi o to, że nie chcę pomocy. Po prostu uważam, że sama dam sobie z tym radę. Od kilku lat sobie radzę.- Westchnęła oplatając mnie wokół tułowia.
-Tak, radzisz. Może sama jesteś sobie winna. Chodzi mi o to, że nic nie dzieje się bez powodu.- Odrzekłem spokojnie, kiedy dziewczyna odsunęła się ode mnie, marszcząc brwi.
-Pff, tak.Owszem, jedna dziewczyna z mojej szkoły obwinia mnie za to, że rzucił ją chłopak w podstawówce. Ja nawet z nim nie gadałam do cholery!- Warknęła ruszając w stroną łóżka siadając na nim. Spuściła głowę, kiedy łza spłynęła po jej policzku. Momentalnie poczułem się cholernie głupio.
-Ab, nie to miałem na myśli. Przepraszam.- Westchnąłem zrezygnowany, siadając koło dziewczyny która nie zwracała na mnie uwagi.-Wiem, nie powinienem mówić tego, jakbym bronił tych wszystkich ludzi. Ale nie to miałem na myśli.- Przygryzłem wargę, kiedy usłyszałem, jak Aby prychnęła, wklejając we mnie swój wzrok pełen nie do wiary.
-A co miałeś na myśli?!- Krzyknęła, kiedy kolejne łzy wciąż spływały. Kurwa.
-Abygail, przepraszam! Nie chciałem tego powiedzieć! Chodziło mi raczej o to, że może zrobiłaś im coś nie chcący..- Starałem się jej wytłumaczyć, kiedy pierwszy raz w życiu byłem zakłopotany. Rzeczywiście, nie brzmiało to najlepiej. Aby zaśmiała się bez humoru.
-Pff, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale wciąż upierasz się przy swoim.- Mruknęła, odwracając spojrzenie. Oparłem łokcie na kolanach, przejerzdzając dłońmi po twarzy.
-Nie znam Cię, więc próbuje cokolwiek ustalić!
-Właśnie, nie znasz, więc nie zarzucaj mi niczego! Myślisz, że prosiłam się o to wszystko?!- Krzyknęła wstając, kiedy spojrzała na mnie smutnymi oczami. Zacisnąłem usta w cienką linkę, spuszczając spojrzenie. złożyłem ręce jak do modlitwy, wzdychając.- Myślisz, że chciałam kiedykolwiek poznać tych wszystkich idiotów?!- Kontynuowała, kiedy rozpłakała się na dobre, wymachując rękoma. Nie bardzo wiedziałem, jak wyjść z tej sytuacji, więc po prostu wstałem, łapiąc ją za ręce, kiedy ponownie przycisnąłem jej ciało do mojego.
-Puść mnie!- Krzyknęła, dławiąc się łzami, kiedy bez skutecznie próbowała się uwolnić.
-Aby, uspokój się!- Krzyknąłem, kładąc jedną dłoń na jej plecach, kiedy oparła głowę na moim ramieniu. Położyła rękę w okolicach żeber, kiedy zmarszczyłem brwi.- Nie powinnaś tak robić do cholery! Zapomniałaś, że Cię boli?!
-Znów moja wina, tak?!- Krzyknęła, kiedy przewróciłem oczami. W tym momencie wpadła w histerię, więc najzwyczajniej w świecie szukała problemu wszędzie.
-Nie do cholery! Nie o to mi chodzi! Chodzi o to, że powinnaś jechać do lekarza kurwa!- Krzyknąłem puszczając ją, kiedy szlochając posłała mi chłodne spojrzenie, trzymając się za brzuch.
-Odpieprz się!- Warknęła podchodząc do łóżka, kiedy powoli usiadła na nim. Odwróciłem się, patrząc na nią wściekły. Kiedy jednak nie przestawała płakać, nie byłem pewny, czy z bólu, czy wciąż w histerii. Zrobiło mi się jej najzwyczajniej żal. Westchnąłem, oddychając ciężko.
-Nie, nie odpieprzę się.- Pokręciłem głową, podchodząc z powrotem na miejsce, kiedy Aby podciągnęła nogi do brody wciąż szlochając.- Masz racje. Nie powinienem Ci nic zarzucać, nie znając Cię. Może żeby się lepiej poznać, zagramy w dwadzieścia pytań?- Zaproponowałem, podnosząc jej brodę, kiedy pociągnęła nosem. Spuściła spojrzenie zastawiając się chwile, kiedy pokiwała lekko głową. Oblizałem usta patrząc w jej tak samo jak moje brązowe tęczówki. Wytarłem jeden z jej mokrych policzków kciukiem, kiedy odwróciła złośliwie głowę. Pominąłem ten gest, gdy parsknąłem cicho.
-Ok, zaproponowałeś, więc zacznij.- Burknęła, wycierając resztę łez rękoma, po czym skrzyżowała je na piersi. Przymrużyłem oczy, zastanawiając się chwilę nad pytaniem.
-Dobra, czemu tu jesteś? Wiem, że może nie powinienem pytać...
-Nie wiem, czemu tu jestem. Jestem tu od zawsze.- Szepnęła dość cicho, ale pewnie, nie patrząc na mnie, a na swoje stopy. Kiwnąłem głową, kiedy i tak wiedziałem, że nie widziała.- Teraz ja.- Podniosła wzrok.- Ile masz lat?
-Mam dwadzieścia trzy lata.- Odparłem krótko, kiedy przygryzła wargę, co było nawet seksowne. Patrzyła na mnie wyczekująco, kiedy przygryzłem policzek od środka, myśląc nad pytaniem.- Masz chłopaka?- Nie wiem, po co o to spytałem. Chyba z czystej ciekawości. Aby zmarszczyła brwi, patrząc na mnie dziwnie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak głupi jestem.
-Jakbyś nie wiedział.- Prychnęła, rumieniąc się. Strasznie łatwo ją zawstydzić. Zachichotałem, kładąc się na plecach, kiedy podparłem się łokciami.
-Racja, głupie pytanie.- Mruknąłem z lekkim uśmiechem, kiedy odwzajemniła go.
-Nie ważne. Teraz ja. W takim razie, ile miałeś dziewczyn.- Spytała cicho, kiedy opuściła kolana siadając po turecku. Przygryzła lekko wargę, kiedy zmarszczyłem brwi, starając sobie przypomnieć.
-Chyba cztery, może pięć.- Wzruszyłem z uśmiechem ramionami,patrząc na jej lekko różowe policzki. Była słodka.- Teraz ja.- Odparłem pewnie, oblizując usta.- Jesteś dziewicą?- Spojrzałem na nią z znaczącym uśmieszkiem, kiedy spojrzała na mnie z czystym zawstydzeniem. Wiedziałem dokładnie, że tak zareaguje, co tylko utwierdzało mnie w moim przekonaniu. Spuściła zażenowana głowę, kiedy zaśmiałem się.
-Co Cię to obchodzi!- Krzyknęła, z lekkim uśmiechem, kiedy uderzyła mnie poduszką. Zaśmiałem się głośno. Była strasznie dziecinna.
-A co Ciebie obchodzi, ile miałem dziewczyn, hmmm?- Uniosłem brew, uśmiechając się łobuzersko. Aby posłała mi groźne spojrzenie, które było raczej zabawne.- Może chcesz też wiedzieć, czy jestem prawiczkiem.- Mrugnąłem, śmiejąc się, kiedy przewróciła żartobliwie oczami, chwytając tą samą poduszkę. Przyłożyła ją do twarzy, kiedy byłem przekonany, że właśnie zawstydziłem ją jeszcze bardziej. Spojrzała na mnie z za poduszki, odsłaniając tylko jeszcze czerwone od płaczu oczy.
-Pff, i tak bym nie uwierzyła, że nim jesteś.- Pokręciła głową, śmiejąc się cicho, kiedy uniosłem brwi, patrząc na nią z uśmiechem. Ponownie rzuciła we mnie, prychając.
-A skąd wiesz?- Spytałem, podnosząc się do pozycji siedzącej, kiedy jęknęła przerywając oczami. Parsknąłem, chcąc jeszcze się z nią pobawić. Przysunąłem się nieco bliżej Aby, kiedy wstrzymała oddech, gdy nasz twarze dzieliło parę centymetrów. Oblizałem usta, kiedy patrzyłem jej prosto w oczy.- Jeśli chcesz, możesz sprawdzić.- Mruknąłem do jej ucha, kiedy poczułem jak zadrżała. Starałem się być poważny, ale wiedząc jak zestresowana jest, po prostu nie wytrzymałem, wybuchając śmiechem, kiedy odsunąłem się od niej. Położyłem się na plecach śmiejąc, kiedy dziewczyna spojrzała na mnie kompletnie oniemiała, otwierając szeroko buzię. Ten widok był bezcenny.
-Debil!- Krzyknęła, śmiejąc się. Cóż, przynajmniej na chwilę nie myślała o bólu, i całej tej reszcie... Spojrzałem na nią rozbawiony, widząc jej jeszcze bardziej czerwoną twarz.
-Kolacja!- Usłyszeliśmy gruby głos jednej z kucharek, kiedy oboje przestaliśmy się śmiać, patrząc na siebie. Aby wyglądała, jakby znów miała się rozpłakać. Poczułem się jak chuj, obwiniając ją o wszystko, co stało się jej, kiedy naprawdę się bała. Zacisnąłem lekko szczękę, wiedząc, że gdybym nie przyjechał w porę, ten złamany chuj skrzywdziłby ją.
-Cholera, on tam będzie... - Pokręciła przerażona głową, jąkając się.
-Aby spokojnie, ok? Nie denerwuj się, bo znów zacznie boleć.- Powiedziałem powoli, kiedy w jej ślicznych oczach znów były łzy. Zdecydowanie, jest strasznie emocjonalna.- Mam pomysł.- Mruknąłem, kiedy przymknęła lekko oczy, zapewne nie chcąc znów płakać. - Po prostu zejdę na dół, przyniosę Ci kanapki, mówiąc, że źle się czujesz. Ok?- Kiwnęła głową, oblizując usta.-Zaraz wracam.- Dodałem, wybiegając z jej pokoju, zostawiając Aby na chwilę samą. Biegłem po schodach, idąc na stołówkę, co nie było łatwe przez spory tłum podopiecznych. Warknąłem we frustracji, przeciskając się. Szybko wytłumaczyłem kucharce, że Ab źle się poczuła i bez żadnych słów położyła mi na talerzyk kilka kanapek. Wręczyła mi go, kiedy rozejrzałem się po prawie pełnej stołówce, napotykając wzrokiem kilka nastolatek, które posyłały mi znaczące spojrzenie. Puściłem im oczko, uśmiechając się, kiedy zachichotały, odwracając spojrzenia.
Niech się cieszą.
Zachichotałem, biegnąc z powrotem na górę...
Abygail's POV.
Po tym, jak Justin wyszedł zostawiając mnie samą, zrobiłam tak, jak mi kazał. Zamknęłam drzwi na zamek, a on odwiezie mnie do szkoły. Mimo, iż wiedziałam, że drzwi są zamknięte, i tak się bałam. Byłam mu wdzięczna, że został ze mną na resztę dnia, ale było mi cholernie głupio. Na pewno pomyślał, że jestem nie zrównoważoną psychicznie gówniarą. Podeszłam powoli do mojego łóżka, gasząc po drodze światło. Wsunęłam się pod kołdrę, którą nakryłam się po uszy, wystawiając rękę po telefon, kiedy włączyłam aplikację latarki. Wiem, żałosne, ale czułam się nie pewnie. Próbowałam zasnąć, lecz nie mogłam. Było mi nie wygodnie, gdy nie mogłam urazić sinej skóry na żebrach. Westchnęłam, zaciskając usta w cienką linkę, kiedy w nocnej ciszy było słychać tylko sowę, co było przerażające, a zarazem zabawne. Co robi sowa w mieście? Otóż za naszym domem jest las, który należy do placówki. Nienawidzę tego, jak słaba jestem.
Masz rację. Cała jesteś słaba...
...A moja podświadomość, w cale mi w tym nie pomaga. Mimo to, miała rację. Nawet mnie nie zgwałcił, a ja panikowałam jak pięcioletnie dziecko.
Pamiętasz tę kobietę?
Przed oczami pojawił mi się obraz tej samej kobiety którą widziałam całującą Justina po szyi.
Ty nigdy nie będziesz tak dobra, jak ona.
W moich oczach pojawiły się łzy, tym razem zabolało. Zawsze moja podświadomość była dla mnie wredna. Czyli byłam wredna sama dla siebie. Nigdy nie akceptowałam siebie, ale tym razem, zabolało. Kilka łez spłynęło po jednym policzku, kiedy wpatrywałam się tępo w sufit. Przełknęłam ślinę, przygryzając wargę. W tym momencie, zaczęłam zastanawiać się, czy nie mam problemów psychicznych. To zaczynało być uciążliwe. Chciałam napisać do Justina. W końcu, powiedział, żebym to robiła, kiedy chcę. Ale co miałabym mu napisać? Spytać, co robi? Zapewne śpi jak każdy normalny człowiek o tej godzinie. To, że tak powiedział, nie znaczy, że by tego chciał. Myśląc, co robi, w ogóle o nim, przypomniałam sobie, gdy powiedział, że jestem piękna. Zarumieniłam się sama do siebie, uśmiechając jak idiotka. Tak. mam problemy psychiczne. Nie wyśmiał mnie tak, jak robiły to Sara i July, kiedy jeszcze z nimi mieszkałam. Nigdy nie miałam dobrych kontaktów z ludźmi. Z rówieśnikami było jeszcze gorzej. Do czasu, aż poznałam Cupera. Westchnęłam zamykając oczy, nie chcąc myśleć o tym.
Bądź twarda!
Myślałam, że mnie lubi. Z czasem nawet pokocha?
Pff, myliłaś się.
Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
Otworzyłam leniwie oczy, słysząc tak bardzo nienawidzony przeze mnie dźwięk budzika, jęknęłam sfrustrowana, jak i obolała. Zaczynamy codzienną rutynę. Wstać, przeżyć, spać. Proste? Takie się tylko wydaje. Odrzuciłam kołdrę na bok, stawiając stopy na podłodze, kiedy podniosłam się ostrożnie. Podniosłam ręce do góry, chcąc się przeciągnąć, czego pożałowałam bardzo szybko. Syknęłam cicho, kiedy przez moje żebra przepłynął pulsujący ból. Przeczesałam palcami włosy wiedząc, że czeka mnie teraz najgorsza rzecz. Muszę wziąć prysznic, co oznacza, że muszę się rozbierać co jakby mgło się wydawać w mojej sytuacji nie jest proste. Ruszyłam w stronę łazienki, biorąc bieliznę, kiedy potknęłam się o kant czerwonego dywanu.
-Nosz kurwa jego mać!- Warknęłam, zastanawiając się, czy dostałam okres, biorąc pod uwagę mój dzisiejszy humor. Idąc dalej, otworzyłam drzwi od łazienki, rozbierając się powoli. Zamknęłam drzwi, kierując się w stronę kabiny. Odkręciłam zimną wodę, przez co na mojej skurzę od razu pojawiła się gęsia skórka. Syknęłam, nastawiając nieco cieplejszą. Umyłam delikatnie ciało oraz włosy, po czym spłukałam całą pianę. Przypadkowo uderzyłam ręką o żebra, kiedy wbiłam zęby w dolną wargę przymykając oczy. Odetchnęłam, warcząc.
-Nosz kurwa jego mać!- Krzyknęłam ponownie, zakręcając wodę.
Znów się powtarzasz.
-Ty również.- Przybiłam sobie w duchu piątkę, uśmiechając się dumnie. Gdyby ktoś tu teraz wszedł, pomyślałby, że jestem nie normalna.
-Aby, z kim rozmawiasz?!- Usłyszałam głos Justina, kiedy moje oczy rozszerzyły się w szoku. O, a jednak ktoś pomyśli, że jestem nie normalna. Otworzyłam drzwi od kabiny, wychodząc na zimne kafelki.
-Z nikim! Ja tylko...- Rozejrzałam się na boki, obwiązując ręcznik wokół ciała, a drugi na włosach.- Mógłbyś podać mi ubrania?!- Krzyknęłam, przypominając sobie tę samą sytuację z wczoraj. Zaśmiałam się, wycierając ciało.
-A co niby będę z tego miał?!- Zaśmiał się, kiedy przewróciłam oczami, ostrożnie zakładając bieliznę. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak uśmiecha się w ten cholernie seksowny sposób. -Gówno.- Mruknęłam do siebie zła, łącząc brwi.- Justin spóźnię się do szkoły!- Warknęłam niecierpliwie, a zarazem szczęśliwa, że tu jest...
-Dasz buziaka, to może pogadamy.- Parsknął, kiedy westchnęłam mając na sobie jedynie bieliznę.
-Jak mi ich nie dasz, to nie wyjdę!
Po chwili usłyszałam ciche pukanie, więc uchyliłam ostrożnie drzwi, szybko zabierając rzeczy. Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, kiedy usłyszałam jego melodyjny chichot.
-Skarbie nie tak szybko.- Parsknął, kiedy sama się zaśmiałam, kręcąc głową. Ubrałam się, uczesałam włosy i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Moim oczom ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha Justin, kiedy spojrzałam na niego dziwnie.
-Hej Ab, a teraz buziak.- Mruknął, kiedy podeszłam do niego, oplatając ręce wokół jego szyi.
-Hej.- Odsunęłam się, kierując do drzwi.
-Ej, nie tak się umawialiśmy!
-Na nic się nie umawialiśmy.- Zaśmiałam się, kiedy kierowałam się w stronę schodów. Justin zaraz dorównał mi kroku, kiedy szliśmy ramię w ramię. Chłopak prychnął, kiedy schodziliśmy powoli na dół. Niestety, choćbym chciała, nie mogłam szybciej. Z każdym krokiem, z każdym schodem mniej, bałam się coraz bardziej. Tak cholernie nie chciałam go zobaczyć. Spojrzałam ze strachem na Justina, który oblizał usta.
-Nie musisz się go bać, Ab. Już z nim gadałem.- Mruknął, przymrurzając oczy, kiedy spojrzałam pod nogi uważając, zmarszczyłam brwi.
-Co mu powiedziałeś?- Spytałam przejęta. Nie chciałam, żeby narobił sobie jakich kolwiek kłopotów z mojego powodu.
-Nic takiego, skarbie.- Odparł obojętnie, posyłając mi delikatny uśmiech. Chwycił mój nadgarstek idąc dalej w stronę wejścia do stołówki. Zatrzymałam się, kręcąc głową.
-Nie idę na śniadanie. Nie ma opcji, żebym tam poszła. A poza tym, nie jestem głodna.- Przymknęłam oczy, uwalniając się z uścisku Justina. Mijając kilku podopiecznych, szłam w stronę drzwi.
-Aby, skarbie jak bez śniadania?- Mruknął, kiedy stanęliśmy przed drzwiami. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie chciałam. Współczucie.
-Normalnie. Proszę, chodź już.- Spuściłam głowę, naciskając na klamkę, wychodząc na zewnątrz. Wypuściłam powietrze, które trzymałam w płucach, kiedy zatrzymałam się, łapiąc za żebra. Syknęłam cicho, chcąc unormować oddech. Tak robiło się często, ale byłam pewna, że to przejdzie.
-Aby, wszystko ok?- Podszedł do mnie, patrząc wyczekująco.
-Tak, chyba tak.- Powoli ruszyłam dalej, zaciskając zęby. Nie chciałam, żeby myślał, że jestem nie dojrzałą nastolatką. Chciałam wykazać się dorosłością? Tak. Ale to mi nie pomagało.
-Zamiast do szkoły, odwiozę Cię do szpitala.- Odparł, nie czekając na moją odpowiedź. Chwycił moje ramie. Podniosłam głowę, patrząc na niego z szokiem, kiedy zatrzymaliśmy się przed jego samochodem.
-Nie! Odwieź mnie do szkoły! Nie tak się umawialiśmy!- Krzyknęłam, wyrywając mu się, kiedy prychnął.
-Na nic się nie umawialiśmy.- Powtórzył moje słowa, kiedy przewróciłam oczami.- Nie przewracaj oczami jak dziwka.- Syknął z mordem w oczach, kiedy pokręciłam głową z nie dowierzaniem.
-O co Ci chodzi do cholery!? Możesz po prostu odwieść mnie do szkoły?! Przestań prawić mi jakieś kazania na temat lekarza!- Krzyknęłam, tupiąc nogą. Spojrzał na mnie szyderczo, kiedy otworzył mi drzwi od strony pasarzera.
W taki sposób na pewno pokarzesz mu dorosłość ze swojej strony.
Bez słowa wsiadłam do samochodu, krzyżując ręce na piersi. Justin obszedł samochód dookoła, siadając na miejsce kierowcy.
-Masz szczęście, że w godzinach szkolnych nie mogę nigdzie indziej z tobą jechać.- Mruknął, odpalając silnik. Odwróciłam spojrzenie w jego stronę, patrząc na niego z nadzieją.
-To znaczy, że jedziemy do szkoły?- Spytałam z nadzieją, kiedy kiwnął głową przygryzając wargę. Ruszył wzdłuż ulicy, kierując się w stronę centrum. Nie odzywaliśmy się ani słowem, co było nawet leprze. Zacisnęłam oczy, kiedy ból wcale nie ustępował. Wręcz przeciwnie. Tym bardziej obawiałam się Cupera, przed którym nie byłabym w stanie uciec. Tu, w domu udało mi się go nie spotkać, co nie znaczy, że w szkole uda. Spojrzałam w stronę okna, patrząc na obiekty, które mijaliśmy. Powoli zbliżaliśmy się do jednej z centralnych ulic Nowego Jorku, gdzie o tej godzinie były niemożliwe korki. Westchnęłam, nie mogąc skupić się na niczym. Przymknęłam oczy, kiedy cisza stawała się naprawdę krępując.
-Jakbyś się źle czuła, dzwoń.- Odparł, przerywając milczenie. Spojrzałam na jego seksowny profil, kiedy westchnęłam.
-Ta, dzięki.- Mruknęłam. Nie byłam nie wdzięczną suką, więc odezwałam się z powrotem patrząc za okno. Zmarszczyłam brwi, kiedy chłopak zatrzymał się przed Starbucksem, gdzie jak zwykle siedziało pełno ludzi kupujących kawę, by rozbudzić się. Spojrzałam na Justina pytającym wzrokiem, kiedy odpiął pasy.
-Nie jadłaś śniadania, więc chociaż kawę wypijesz.- Odrzekł, wychodząc z auta, kiedy zrobiłam to samo.
-Justin, nie trzeba. Jedźmy po prostu.- Jęknęłam, wlekąc się za chłopakiem, idąc wąskim chodnikiem.
-Chodź.- Mruknął śmiejąc się, kiedy otworzył przede mną drzwi, posłałam mu fałszywy uśmiech. Rozejrzałam się po pomieszczeniu pięknie pachnącym kawą.Wszystkie stoliki były pozajmowane, a kolejka do kasy jakby długa na kilometr. Jęknęłam, patrząc na Justina z politowaniem, który ruszył w jej stronę.
-Spóźnię się.- Mruknęłam do siebie. Spojrzałam w bok, widząc przed wejściem Joelę i Caitlin. Przygryzłam wargę, nie wiedząc co mam zrobić. Kiedy tylko weszły, ich spojrzenie od razu spoczęło na mnie. Przymknęłam oczy, przewracając nimi, kiedy podeszły do mnie.
-Co ty tu robisz, Ab?- Zachichotała Joela, mierząc mnie wzrokiem. Starałam się ukryć moje zdenerwowanie, kiedy delikatnie patrząc w bok, dostrzegłam Justina składającego zamówienie. Widząc mnie, zmarszczył brwi, oblizując usta.
-Nic. Co mogę robić w Starbucksie?- Mruknęłam chamsko, chcąc chociaż wyglądać na niewzruszoną.
-Na twoim miejscu, byłabym nieco grzeczniejsza.- Skrzywiła się, kiedy wiedziałam, że nie żartowała. Parę razy dała mi to do zrozumienia. Przełknęłam ślinę, przymrużając oczy, kiedy stałyśmy na środku sklepu.
-Joela, mogłabyś w końcu przestać? Ile będziesz to rozpamiętywać, do cholery?- Warknęłam szeptem. Być może trochę wykorzystywałam to, że wiedziałam iż jest ze mną Justin.
-Pff, o czym ty mówisz dziewczyno? O tym chłopaku?- Zaszydziła, kiedy złożyłam ręce na piersi, patrząc na nią ze zmarszczonymi brwiami. Poważnie, teraz nie rozumiem nic.- Nigdy Cię nie lubiłam. Proste.- Mruknęła, śmiejąc się.
-Jakiś problem?- Spojrzałam na Justina, który stanął obok. Westchnęłam przewracając oczami, kiedy był skupiony na Joeli. Jego wzrok był chłodny, co przerażało nawet mnie.
-Nie. Żaden.- Odparła poważnie, patrząc na mnie. Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi, jeśli nie o niego. Obie ruszyły w stronę kasy, szturchając mnie ramieniem.
-Chodźmy stąd.- Justin szepnął, kierując się do wyjścia. Ruszyłam za nim, kiedy wsiedliśmy do auta, zapinając pasy.- Trzymaj.- Podał mi jeden kubek, który chwyciłam.
-Justin, mówiłam, że nie trzeba.- Mruknęłam
-I co z tego?- Posłał mi uśmiech, ruszając.- Powiesz mi, kto to był?- Spytał, patrząc na drogę.
-Nie.- Odparłam.
Wysiadłam z auta, będąc przed Szkołą, gdzie plątało się pełno uczniów. Westchnęłam, biorąc moją torbę z tylnego siedzenia, kiedy spojrzałam na Justina.
-Aby nie bój się, wchodzimy. - Odparł pewnie, kiedy czułam, jak strach mnie pożera. Wiedziałam, że to będzie długi dzień. Tu już nie chodziło tylko o Cupera. Bałam się Joeli, i Caitlin które jestem pewna, że nie odpuszczą mi. W sumie, nie tylko one przyczyniły się do stanu moich żeber. Byli też Mark, i John. U nas w szkole, nie ma czegoś takiego, że bycie dziewczyną zapewnia Ci nietykalność wśród chłopaków. Jeśli Cię nie lubią, i tak dostaniesz wpierdol. Łzy pojawiły się w moich oczach na wspomnienie, gdy już raz mnie bili. Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić niepotrzebne myśli. Jednak nie mogłam. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum, a nawet nie chcę myśleć, co będzie w szkole średniej.
-Musisz iść, Aby.- Justin pociągnął mnie za rękę, kiedy i tak nie było szans na wyrwanie się. Chciałam się opanować, nie wchodząc do szkoły zapłakana.
-Wiem.- Mruknęłam, spuszczając wzrok, unikając wścibskich spojrzeń.
-Powiedz mi kto Cię pobił.- Spojrzał na mnie smutnymi oczami, kiedy jednak nie łyknął mojej bajki o wywaleniu się. Pokręciłam głową, kiedy z stresu zaczął boleć mnie brzuch. Co jeszcze kurwa?!- Daj sobie pomóc.- Spojrzał na mnie, kiedy stanęliśmy przed wrotami piekieł. To znaczy, przed drzwiami do szkoły. Tak. To miałam na myśli. Nie odezwałam się nic, nie chcąc go w to mieszać. Nawet go nie znam, więc nie wiem do czego jest zdolny.
-Poradzę sobie, Justin. Mimo wszystko dzięki, że pogadałeś z Cuperem, ale myślę, że przez to, będzie jeszcze gorzej.
-Uwierz, nie będzie gorzej...
Justin's POV.
*Wspomnienie*
Idąc w pewnej odległości od tego śmiecia,który śmiał tknąć Aby, przyśpieszyłem krok, zaciskając szczękę. Kiedy byłem tylko kilka centymetrów od niego, chwyciłem go za ramię, na co automatycznie odwrócił się do mnie twarzą. Bez choćby chwili zastanowienia uderzyłem go w szczękę, kiedy w szoku z mojego nagłego ruchu, upadł na podłogę.
-Nigdy więcej tego nie zrobisz, prawda?- Mruknąłem z diabelskim uśmieszkiem, kiedy próbował się podnieść. Podszedłem bliżej, kopiąc go w brzuch, powodując, że zgiął się w pół, jęcząc z bólu.
-A co, księżniczka poszła się wypłakać?- Zaśmiał się, plując krwią. Zacisnąłem pięści, starając się kontrolować, gdyż doskonale wiem jak ryzykuję.
-Nie twój interes gówniarzu. Tknij ją jeszcze raz, a nie będę tak miły.- Warknąłem groźnie, kiedy starał się unormować oddech. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, z pewnej odległości.
-Ona jest moja. Mogę zrobić z nią co chcę, a i tak po pewnym czasie mi wybaczy.- Zaśmiał się bez humoru, kiedy przymrużyłem oczy.- Mogę ją nawet zabić.- Mruknął, kiedy krew w moich Żyłach zaczęła wręcz buzować. Szybko podszedłem do niego, uderzając w noś, starając się go nie złamać. Chłopak złapał się za krwawiące miejsce, krzywiąc się.
-Tak samo, jak ja mogę Ciebie w tej chwili?- Kopnąłem go w żebra, po czym odsunąłem się, uważając, że już dosyć.
-Dobra, kurwa zostawię ją!- Krzykną, zwijając się z bólu.
______________________________________________________________________
Cześć wszystkim! Jak tam na koniec wakacji? Lipa, nie? ;( Dobra, rozdział jest nudny, ale nie wiem, czy komuś już kiedyś o tym mówiłam, akcja rozwija się powoli ;D. Mam tylko jedno pytanie. Dlaczego pod poprzednim rozdziałem było 7 komentarzy, a pod kolejnym tylko 5, z czego jeden to jakaś reklama? :( Nie oczekuję długiej notatki na temat rozdziału, ale kilka słów nie kosztuję nic. :) To strasznie motywuje.
PS. Jeśli chcesz być informowanym, zapraszam do zakładki "Informowani"
Jeśli masz jakiekolwiek pytanie zapraszam na "ask"
A zamiast reklamować się pod rozdziałami, możesz zrobić to tu, w zakładce "linki"
piątek, 29 sierpnia 2014
sobota, 23 sierpnia 2014
Rozdział 4
"-Skarbie, to na serio straszne. Może, mógłbym Cię jakoś... pocieszyć...?"
Uchyliłem lekko powieki, Kiedy zaczerpnąłem więcej powietrza, gdy wypuszczając je przez nos, uchyliłem powieki do końca, rozbudzając się. Spojrzałem w lewo, dostrzegłem wciąż śpiącą Laylę obok mnie, kiedy obejmowała mój tors ramionami, chowając w niego głowę. Uśmiechnąłem się lekko, głaskając dziewczynę po policzku. Wróciła o pierwszej w nocy, ale byłem w stanie jej wybaczyć... Leniwie odwróciłem się w stronę szafki nocnej po mojej stronie, patrząc na budzik który wskazywał godzinę ósmą pięćdziesiąt sześć. Miałem po południową zmianę w domu dziecka, więc ponownie opadłem głową na poduszkę, z cichym jęknięciem. Starałem się ponownie zasnąć, kiedy coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Nie chciałem jednak teraz za bardzo się tym przejmować, więc z westchnięciem objąłem Laylę. Zmarszczyłem brwi, kiedy oczy wciąż miałem zamknięte. Coś miałem do zrobienia, z całych sił, próbowałem sobie jednak przypom... Kurwa! Szybko uchyliłem powieki w szoku, kiedy jak poparzony wyswobodziłem się z objęć dziewczyny, kiedy jeszcze szybciej założyłem bokserki. Przejechałem dłońmi po twarzy, kiedy warknąłem, ciągnąc we frustracji za końcówki moich potarganych włosów.
-Justin, kochanie co ty robisz?- Layla otworzyła leniwie oczy, patrząc na mnie jak na idiotę, kiedy podniosła się na łokciu do pozycji siedzącej, zakrywając nagie piersi.
-Kurwa, zapomniałem!- Szybko wstałem z łóżka, biegnąc do łazienki, kiedy Layla, ze zmarszczonymi brwiami, pokręciła głową z rozbawieniem. Miałem dwadzieścia minut, by wziąć prysznic, ubrać się, i dojechać do pracy. Zrobiłem wszystkie czynności porannej toalety w ekspresowym tempie, wychodząc z łazienki z ręcznikiem przewiązanym na biodrach, który trzymał się niebezpiecznie słabo, i tak naprawdę mógł spaść w każdej chwili, co kompletnie mnie nie obchodziło. Layla patrzyła na mnie jak na szaleńca, kiedy ja otworzyłem drzwi od wielkiej garderoby, gdy ona w między czasie, zupełnie naga weszła do łazienki w mojej sypialni. Widziałem, jak uśmiecha się do telefonu, zapewne odczytując jakąś wiadomość, ale zignorowałem to. Co niby obchodzą mnie jej babskie SMS- y z koleżankami? Nawet nie patrząc, chwyciłem z wieszaków na ślepo jeden z szytych na miarę garniturów. Pośpiesznie zrzuciłem i tak spadający już ręcznik, wkładając czyste bokserki, kiedy kopnąłem ręcznik w kąt. Trzymając w ręku wieszak, wybiegłem zatrzaskując drzwi. po kolei wkładając spodnie, koszulę, krawat, z którym męczyłem się parę minut, oraz garnitur, spojrzałem ukradkiem na zegarek, kiedy moje oczy rozszerzyły się w szoku.
-Kurwa!- Krzyknąłem, wciąż szarpiąc się z krawatem, który jak odniosłem wrażenie, chciał mnie udusić. Mimo, że byłem tam szefem, miałem spotkanie biznesowe, na które nie mogłem się spóźnić. Jednak nie możliwe było, dotrzeć tam w pięć minut... Nie mogłem pozwolić sobie też na wolne... Nie żegnając się z Laylą, wyszedłem z sypialni, zbiegając po białych okrągłych schodach wprost do drzwi, gdzie na zewnątrz wsiadłem do mojego czarnego Range- Rovera. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jest jeszcze coś o czym zapomniałem. Jednak wiedziałem też, że nie ma opcji, żebym przypomniał sobie teraz...
Abygail's POV.
Grzebałam łyżeczką w papce która była dziś na obiad w szkolnej stołówce. Spełnienie marzeń. Unikałam wzroku każdego, nie chciałam nikomu wchodzić w drogę. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Siny policzek zakryła dopiero czwarta warstwa korektora, kiedy żebra strasznie mnie ograniczały. Całą noc nie spałam, co oznacza, że na deser mam zarwaną nockę. Na myśl, że dziś znów zobaczę Justina, na mojej twarzy uśmiech sam się pojawia na mojej poobijanej twarzy. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak żałosna w oczach innych jestem, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Jest ich więcej, podczas gdy ja, jestem tylko jedna. Mimo wszystko, to słodkie z jego strony, że troszczył się o mnie, w ogóle mnie nie znając. Chociaż, jestem nie mal pewna, że robi to z grzeczności. Dźwięk szkolnego dzwona rozbrzmiał w uszach każdego, sygnalizując ostatnią już lekcje, z czego byłam niesamowicie zadowolona. Powoli wstałam z mojego miejsca przy ścianie, i kiedy już prawie nikogo nie było na stołówce, ruszyłam w stronę sali matematycznej. Drugie spełnienie marzeń. Wyczujcie ten sarkazm. Szłam bardzo powoli, starając się trzymać moją torbę jak najdalej od wręcz piekących żebrach. Kiedy tylko dotknęłam je przypadkowo, czułam jak ból mnie przeszywa. Jeśli mam być szczera, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w moim krótkim życiu czuła większy. Wyglądałam jak pingwin! Szczerze nienawidzę Caitlin, i Joeli. Nawet nie pamiętam, od czego się to wszystko zaczęło. Wiem, że trwa to już od podstawówki, gdzie "chłopak" Joeli w czwartej klasie zostawił ją, a ona obwiniła o to mnie. Nigdy jednak nie potrafiła zrozumieć, że mieliśmy wtedy może po jedenaście lat, więc nie traktował jej powarzenie, a robił to na pokaz przed kolegami w klasie. Takie typowe zachowanie dzieciaków z podstawówki... To wszystko ciągnie się do dziś, a Caitlin jako jej największa "przyjaciółka" solidarnie mnie nienawidzi. To przykre, bo nigdy tak naprawdę nie rozmawiałam z tym chłopakiem, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć, a tym bardziej zabierać jej go. Wzdychając w końcu dotarłam. Szkoda, że pięć minut po dzwonku. Weszłam do klasy, a oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec, kiedy przygryzając wargę weszłam głębiej.
-Panienka Reed, jednak postanowiła zagościć na mojej lekcji?- Splunęła jadowicie Pani Blank, która spojrzała na mnie srogo.
-Przepraszam za spóźnienie.- Szepnęłam cicho, siadając obok Cupera. Zacisnęłam zęby, kiedy starałam się unormować oddech, kładąc rękę na żebrach. Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale myśl, że to ostatnia lekcja dawała mi nieco sił. Nauczycielka kontynuowała lekcję, tak naprawdę o niczym, kiedy moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Może po prostu poprosić Justina, żeby pojechał ze mną do lekarza? Jestem pewna, że mógłby to dla mnie zrobić. Nie, na pewno nie.
-Pssst- Spojrzałam na blondyna obok marszcząc brwi, który uśmiechnął się do mnie głupkowato.- Idziemy gdzieś dzisiaj?- Spytał szeroko się uśmiechając, kiedy ja spojrzałam na niego nie dowierzając. Praktycznie z każdym krokiem, czułam jak żebra przesuwają się, mimo że jak zapewniał mnie Justin, nie są połamane. Zastanawiało mnie jedno. Czy on naprawdę nic nie zauważył?...
Westchnęłam wpatrując się tępo w ścianę przede mną. Kiedy siedziałam w bez ruchu, wreszcie nie czułam bólu, ale proszę, ile tak można? Przygryzłam wargę, przenosząc wzrok na swoje stopy, kiedy czekałam na Cupera. Powiedział, że skoro nie chcę nigdzie iść, on po prostu przyjdzie do mnie. To było strasznie kochane z jego strony. Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanął Cuper. Jak zwykle, bez pukania. Szybko zacisnęłam zęby ruszając się, kiedy przygotowałam się na falę bólu posiniaczonych żeber, przykleiłam sztuczny uśmiech.
Idealnie.
-Cześć skarbie.- Mruknął uśmiechając się głupkowato, jak to miał w zwyczaju, kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej i pocałowałam chłopaka w policzek, kiedy usiadł obok mnie.
-Hej...-Mruknęłam cicho, lekko nie pewnie? Ale czemu?
Może dlatego, że zamiast siedzieć tu, i użalać się nad sobą powinnaś spiąć dupę, i jechać do lekarza?!
Przewróciłam oczami, nie mając ochoty słuchać ciągłych wykładów mojej pod świadomości, czyli tak naprawdę samej siebie, kiedy mówiłam to sobie sama. Pod świadomie, oczywiście. Gadaliśmy z Cuperem już ponad godzinę, kiedy w końcu zauważył, że nie jest u mnie "wszystko w porządku". Opowiedziałam mu wszystko, ale on był jakiś taki... nie wzruszony. Nie oczekiwałam litości, i żeby mówił, jakie ze mnie biedactwo. Po prostu mógł by chociaż udawać, że cokolwiek go to interesuje.
-Skarbie, to serio straszne. Może mógłbym Cię jakoś... pocieszyć?- Uśmiechnął się znacząco, kładąc rękę na moim kolanie, kiedy zaczął je lekko masować. Zmarszczyłam brwi, rozchylając lekko usta, kiedy chyba nie do końca zrozumiałam, o co mu chodzi. Pokręciłam nie dowierzając głową. Lekko speszona strąciłam jego dłoń, odsuwając się delikatnie. Warknął cicho, kładąc ją spowrotem, kiedy jechał nią nieco wyżej. Teraz naprawdę się przestraszyłam. Gwałtownie zrzuciłam jego rękę, kiedy zaciskając oczy i zęby, wstałam na równe nogi, kładąc dłoń na żebra.
-Co ty sobie wyobrażasz?!- Krzyknęłam, przykładając drugą rękę do czoła, kiedy również wstał, przypierając mnie lekko do ściany. Syknęłam, kiedy miałam wrażenie, że żebra wbijają mi się w plecy...
-Skarbie, nie bądź taka. Jesteśmy ze sobą wystarczająco długo.- Wpiął się gwałtownie w moją szyję, coraz mocniej dociskając moją klatkę piersiową. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Nie była jednak pewna czy z bólu, czy z bezsilności...
-Cup, proszę zostaw mnie w spokoju. Nie rozumiesz, że nie jestem gotowa?!- Krzyknęłam, kiedy włożyłam dłonie po między nas, chcąc odsunąć go od mojego brzuch i klatki piersiowej. Dlaczego wszyscy mnie tak traktują?! Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą?!
-No przecież doskonale wiem, że tego chcesz. Ty to wiesz, ja to wiem...- zaśmiał się kpiąco, kiedy zaczął rozpinać guzik moich spodni. To za dużo. Nabrałam gwałtownie powietrza, i z całą siłą jaką miałam, odepchnęłam go od siebie, wybuchając płaczem. Założę się, że każda dziewczyna w mojej sytuacji, czuła by się tak samo, jak ja. Bezsilna, wystraszona, jak i przygotowana na to, co miało się stać. Ja jednak, nie zamierzałam poddać się zbyt łatwo.
-Zostaw mnie!- Krzyknęłam wściekła, jak i przerażona, kiedy spoliczkowałam go, gdy ponownie nie zgrabnie próbował się do mnie zbliżyć. Wiedziałam jedno. Nie jestem gotowa.
-Ty suko! Mi się kurwa nie odmawia!- Ryknął wściekły bardziej niż kiedykolwiek, kiedy chwytając mnie za ramiona, wręcz rzucił na łóżko. Moja klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie szybko, kiedy łzy zalewały nie tylko moje policzki, ale i szyję jak i dekolt. Tak cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Wybuchnęłam płaczem, rozglądając się na boki, kiedy powoli podchodził w moją stronę z diabelskim, obrzydliwym uśmieszkiem.
-Pomocy!- Krzyknęłam ile sił w płucach, kiedy mój głos łamał się. Z każdym jego krokiem byłam coraz bardziej przerażona. Nie zgrabnie odsuwałam się, ale zaraz mocno pożałowałam, gdy uklęknął koło mnie na łóżku Cuper. Poczułam straszne pieczenie na policzku, a z racji tego, że był już siny, odczułam to dwa razy mocniej.
-Zamknij się kurwa!- Zacisnął dłonie na końcu mojej koszulki, kiedy ściągnął ja, mimo mojego szarpania, które jak miałam wrażenie, nawet mu pomagało. Więcej łez spływało już po moich policzkach, kiedy czułam się taka bez silna. Jakbym nic nie mogła. Nie miała kompletnie nic do powiedzenia, co stanie się z moim ciałem. Zacisnęłam usta w wąską linkę patrząc na niego z przerażeniem. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, kiedy Cuper znalazł się na podłodze. Spojrzałam w górę, patrząc na równie zszokowanego Justina...
-Zostaw ją skurwielu!- Chłopak krzyknął, kiedy Cuper niezgrabie podniósł się. Otarłam łzy, które kompletnie ograniczały moja widoczność. Szybko chwyciłam moją koszulkę, próbując się nią zasłonić. Założyłam ją z powrotem, kiedy Justin uderzył Cupea w szczękę. Poczułam śwież łzy cisnące się do moich oczu, kiedy mimo strasznego bólu, podniosłam się z łóżka, podbiegając do szarpiącego się z Cuperem Justina.
-Justin! Proszę przestań! Nie warto!- Pokręciłam głową nie dowierzając, kiedy chwyciłam go za ramię, wybuchając płaczem.
-Wypierdalaj stąd!- Krzyknął wściekle patrząc na przerażonego Cupera. Widziałam jak zacisnął pięści, za pewne powstrzymując się od ponownego uderzenia go. Wciąż byłam w wielkim szoku. Nie mogłam uwierzyć, że Cuper byłby do tego zdolny. Łzy spływały po mojej szyi, kiedy właśnie straciłam jedyną rozumiejącą mnie osobę... Cuper przejechał wierzchem dłoni po zakrwawionej wardze, patrząc na mnie bez emocji. Nasze klatki piersiowe poruszały się nienaturalnie szybko, kiedy przygryzłam wargę. Stojąc za Justinem, który obserwował Cupera z wymalowanym obrzydzeniem, czułam się bezpiecznej. Cuper ruszył do drzwi, uśmiechając się do mnie w ten sam obrzydliwy sposób, kiedy stanął w progu.
-To jeszcze nie koniec.- Mrugnął do mnie, kiedy pociągnęłam nosem gdy wyszedł. Spuściłam spojrzenie, wycierając dłońmi łzy. Myślałam, że jest inny. Porządny...
Myślałaś, że jest porządny, kiedy za każdym pieprzonym razem gwałcił Natalie wzrokiem? Jesteś żałosna, Abygail.
-Nic Ci nie jest skarbie?- Zwrócił się w moją stronę Justin, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem. Podszedł do mnie, delikatnie wtulając w siebie. Tak dawno tego nie robiłam. Teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo sama jestem. Kompletnie sama...- Ciii, już go nie ma. Nic Ci nie zrobił?- Spytał naprawdę przejęty, a w jego głosie wyraźnie było słychać złość. Nie chciałam go teraz puszczać, kiedy chciałam przez chwilę poczuć, że mam kogoś przy sobie. Nawet, jeśli wiem tylko, jak ten ktoś ma na imię...
-Nie, chyba nie. Justin, dziękuje. Znowu.-Pokręciłam głową, wciąż obejmując jego tors.- Gdyby nie ty, o.. on zgwałcił by m...mnie.- Jąkałam się, kiedy przygryzłam wargę. Nie poznawałam go. Mimo, że nie był święty nigdy nie posądziłabym go o próbę gwałtu. Jednak, dziś boleśnie przekonałam się, jaka jest prawda.
-Nie ma za co. Słuchaj, nie powinienem się wtrącać, ale jeśli to twój chłopak powinnaś z nim zerwać.- Westchnął, pocierając moje plecy. Odsunął się lekko ode mnie, chwytając moją twarz. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, czując się jak zahipnotyzowana.
-Ja... a się boję, że on tu przyjdzie.- Ponownie wybuchnęłam płaczem, wyobrażając sobie taką sytuację ponownie, ale bez Justina w roli bohatera...
-Możesz zamknąć się na zamek?- Spojrzał na drzwi.
-Chy..chyba tak.- Przeniosłam wzrok w tę samą stronę.
-Słuchaj, zamkniesz się na noc, a ja jutro mam jutro poranną zmianę, więc odwiozę Cię do szkoły.
-Justin, nie musisz.- Spojrzałam na chłopaka kręcąc przecząco głową.
-Ab nie kłuć się ze mną.- Warknął, patrząc na mnie z żartobliwie poważną miną. Westchnęłam, czując, że nie mam szans. Stałam dalej wtulona w cieplutki tors chłopaka, kiedy dopiero teraz zauważyłam, w co był ubrany. Biała koszulka, czarne spodnie bardzo nisko zwisające, które wyglądały jakby same chciały spaść z jego bioder, jeansowa kurtka i białe supry... Muszę przyznać, że wyglądał naprawdę bardzo dobrze. W końcu odsunęłam się od Justina, który spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- Skarbie mam do zrobienia parę rzeczy tu, w domu. Mogę Cię zostawić na pół godziny?- Spytał, zaciskając usta w cienką linkę. Spuściłam spojrzenie, kiwając lekko głową, kiedy jeszcze nie skończył zdania.
-Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się słabo, dość fałszywie, bo na nic więcej nie było mnie teraz stać. Justin odwzajemnił go, kiedy podszedł bliżej, ścierając resztkę łez. Spojrzałam na niego, przygryzając wargę. Boże... był taki śliczny.
Aby, przerabiałaś to. Nie mówi się tak na chłopaka!
-Zamknij drzwi na zamek. Kiedy będe pod drzwiami, wyślę Ci sms-a, ok?
-Ok.- Odparłam krótko. Ostatni raz posłał mi uśmiech, kiedy ruszył w stronę drzwi.- Justin!- Krzyknęłam za nim, kiedy odwrócił się, patrząc na mnie wyczekująco.- Jeszcze raz... dziękuje.
-Nie zapomnij zamknąć drzwi, i o sms-ie.- Puścił mi oczko, po czym wyszedł. Szybko podbiegłam, zamykajac się na zamek...
Justin's POV.
Trochę ciężko było mi zostawiać Aby samą, zwłaszcza, że prawie została zgwałcona. Wydaje mi się, że powinna to zgłosić, zwłaszcza, że ten jebany chuj tu mieszka. Mimo to, wątpię by to zrobiła, gdyż przekonałem się już, że jest uparta i raczej słucha samej siebie. Zaraz po pracy pojechałem do domu przebrać się i pojechałem prosto do domu dziecka. Tak, jak przeczuwałem rano, było coś o czym zapomniałem, oprócz tego że powinienem być dziś w pracy. Tym czymś okazał się SMS do Abygail, z upewnieniem się, czy wszystko ok... Jeśli w wieku dwudziestu trzech lat mam taką miażdzycę, nie chcę widzieć, co będzie później. Zszedłem na sam dół, idąc przez korytarz, kierowałem się do gabinetu Jamesa.
-Siema James, co mam robić chłopie?- Przywitaliśmy się uściskiem dłoni, kiedy byłem już na miejscu, zastając Jamesa przed komputerem.
-O, Justin. Dobrze Cię widzieć, kiedy byłem święcie przekonany, że masz już dość.- Zaśmiał się, kręcąc rozbawiony głową, kiedy ściągnął z nosa okulary. Zrobiłem to samo, kiedy usiadłem na krześle przed jego burkiem. W mojej głowie pojawiło się kolka obrazów śmiesznych zdarzeń, chodź jestem tu drugi dzień. Było kilka również nie śmiesznych... Na przykład Ab. Mimo, że niedawno ją poznałem, ciężko było nie zauważyć, że ma tendencje pakowania się w kłopoty. Westchnąłem, skupiając się ponownie na Jamesie.
-Jakoś daję radę.- Odparłem z uśmiechem.
-Dobra, możesz pomóc w kuchni. Jak u ciebie z gotowaniem?- Spytał z lekką nadzieją, patrząc na mnie ukradkiem. Nie byłem najgorszym kucharzem, gdyż sam sobie gotowałem. Dość zabawne... mam dziewczynę, a i tak wszystko robię sam. Odkąd skończyłem dwadzieścia lat, skończyłem też z pizzą co dziennie.
- Nie najgorzej. Co miałbym tam robić?
- Właściwie, to kanapki na kolację.- James uniósł jedną brew.
- Łatwizna. - Odparłem, leniwie podnosząc się z krzesła, kiedy nie mówiąc nic więcej, po prostu wyszdłem. Oblizałem wargi, kiedy rozejrzałem się po korytarzeu, gdzie w oddali stało kilku podopiecznych. Ruszyłem na stołówkę, chowając ręce do kieszeni.
-Dzień dobry,- Skinąłem grzecznie głową do kilku starszych kucharek, które krzątały się po kuchni, kiedy stałem w progu.- Jestem nowym wolontariuszem. Pan James przysłał mnie na pomoc Panią.- Posłałem kobietom ciepły uśmiech, rozglądając się po dużym, białym pomieszczeniu.
-Ach, witaj młodzieńcze. Słyszałyśmy coś o tobie. Dziś naprawdę ciężko o dobrych bez interesownych ludzi.- Westchnęła jedna z kobiet, kiedy wycierała kuchenkę. Kręcąc głową, w między czasie posłał mi uśmiech, w czasie kiedy inne bacznie mnie obserwowały. Odwzajemniłem jej uśmiech, wchodząc w głąb kuchni.- Chodź, pomożesz robić kanapki. Chwyciła mnie za ramie, prowadząc do kuchenki. Mruknąłem ciche "dziękuje" i zacząłęm smarować chleb masłem. Gotowe kanapki odkładałem na tacę, kiedy w między czasie postanowiłem napisać do Aby. Na serio, martwiłem się o nią.
DO: Aby
Jak tam skarbie, wszystko ok? Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Wyślij.
Abygail's POV.
OD: Justin
Jak tam skarbie, wszystko ok? Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Uśmiechnęłam siędo ekranu, widząc na nim imię nikogo innego jak Justina. Oblizałam usta, odpisując szybko.
DO: Justin
Tak, jest ok.
Wyślij.
Skłamałam. Nic nie jest ok. Jak może być ok? Siedzę na łóżku trzęsąc się ze strachu, i spoglądając na drzwi, czy na pewno są zamknięte, kiedy w między czasie trzymam się za żebra. Tym bardziej, że boję się przez jedyną bliską mi osobą...
Nie wiedziałam, czy napisać coś więcej. Nie chciałam się narzucać.
OD: Justin.
Zostaw mi klucz pod wycieraczką do twojego pokoju. Tak, żeby nikt Cię nie widział.
Nabrałam gwałtownie powietrza, czytając wiadomość do końca. Miałam otworzyć drzwi?! A jeśli Cuper tam jest? A jeśli zobaczy mnie, i sam otworzy drzwi tym kluczem? Czy w ogóle mogę zaufać na tyle Justinowi? W końcu, pomógł mi, i nikomu nie powiedział o moich problemach w szkole. Tak. Chyba mogę. Tak jak prosił, tak zrobiłam. Każdy ma zapasowy klucz od swojego pokoju, gdyby jeden zgubił. Wstałam powoli z łóżka, krzywiąc się jak zwykle. Jęknęłam, instynktownie trzymając żebra. Podeszłam powoli do drzwi, klamkę. Zacisnęłam oczy. Odetchnęłam głęboko, naciskając ją powoli. Wychyliłam głowę, rozglądając się. Kiedy upewniłam się, że jestem sama, wyszłam przed drzwi pokoju, jeszcze raz rozglądając się. Wyjęłam z kieszeni klucz, rzuciłam go pod swoje nogi, gdyż nie możliwe było, bym się schyliła. Nogą wcisnęłam klucz pod wycieraczkę, przygryzając wargę. Weszłam z powrotem do pokoju, zamykając się szczelnie. Brzydziłam się Siebie w tej chwili, wciąż mając wrażenie ohydnych łap Cupera na ciele. Chciałam je zmyć. Chciałam, by zniknęły. By ich nie było. Wzięłam czystą bieliznę, kierując się do łazienki. Rozebrałam się, weszłam do kabiny odkręcając gorącą wodę. Zamknęłam oczy, spod których zaczęły lecieć łzy. Zaszlochałam cicho, kiedy byłam niemal pewna, że mnie dziś zgwałci. To nie jest coś, co przeżywa się co dziennie.
Bądź twarda! Chociaż jeden pierdolony raz!
Wypuściłam powietrze szlochając, kiedy tak naprawdę dopiero spostrzegłam, że trzymałam w płucach. Oczywiście, Pani podświadomościo. Do usług. Wyszłam z kabiny, owijając ciało ręcznikiem, kiedy włosy drugim. Umyłam zęby, wycierając twarz z łez i wody. Następnie wytarłam całe ciało bardzo delikatnie, z czym miałam ogromne problemy. Choćby nie wiem, jak bardzo bym się starała, i tak bolało. Założyłam stanik, i już chciałam założyć majtki, ale jak? nie podniosę nogi aż tak bardzo, a tym bardziej nie schylę. Warknęłam,kiedy przewróciłam oczami, kiedy zacisnęłam mocno zęby, lekko pochylając się. Do oczu od razu napłynęły mi łzy. Krzyknęłam lekko, zasłaniając dłonią buzię. Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy moja klatka piersiowa poruszała się nie naturalnie szybko. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek zakładanie majtek, będzie dla mnie tak bolesne. Starałam się unormować oddech, by nie pogorszyć jeszcze swojej i tak beznadziejnej sytuacji. Rozejrzałam się dokoła, kiedy ściągnęłam ręcznik z głowy, czesząc włosy. Zmarszczyłam brwi, nie dostrzegając ubrań. Brudne były już w koszu na pranie. Warknęłam we frustracji kolejny raz, kiedy oczywiście ich zapomniałam. Powoli otworzyłam drzwi, widząc Justina siedzącego na moim łóżku, kiedy przyłożyłam rękę do czoła. Cudownie. Sarkazm? Tak.
-Emmm, Justin?- Szepnęłam, wychylając tylko głowę. Na litość boską, byłam w samej bieliźnie! Co on sobie może pomyśleć?! że może robię to specjalnie, by go uwieść. Nie, to tylko koje głupota. Justin odkleił wzrok od ekranu telefonu, spoglądając na mnie, kiedy zmierzył drzwi wzrokiem. Boże, to takie żenujące.
-Płakałaś?- Szepnął.- Stało się coś?- Spytał wstając, kiedy zagryzłam policzki od środka. Wstał, kiedy moje oczy rozszerzyły się, gdy zaczął podchodzić w moją stronę. Szybko zatrzasnęłam drzwi.
-Aby, do cholery co ty tam robisz?! Coś nie tak?!- Pukał w drzwi, kiedy czułam się tak głupio, jak nigdy wcześniej.
-Nie! Wszystko, ok, tylko ummm,- Ponownie przyłożyłam dłonie do twarzy.- Tylko nie wzięłam ciuchów! Mógłbyś mi je podać?!- Krzyknęłam zawstydzona, kiedy usłyszałam cichy chichot chłopaka. Tak, zdecydowanie wie co zrobić by zawstydzić mnie.
-Co będę z tego miał?- Zaśmiał się, kiedy przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Na przykład zaszczyt porozmawiania z moją osobą w cztery oczy?!- Warknęłam śmiejąc się.
Justin's POV.
-Dobra, gdzie są?- Spytałem, rozglądając się po pokoju Ab.
-W półce obok łóżka! Weź coś wygodnego!- Mruknęła, lekkim krzykiem, kiedy ruszyłem w stronę jej łóżka, otwierając półkę. Rozejrzałem się, wybierając szare luźne spodnie dresowe, i szeroką koszulkę. Podszedłem z powrotem do drzwi, kiedy zapukałem lekko.
-Ab skarbie mam ciuchy!- Krzyknąłem, kiedy po chwili drzwi lekko się uchyliły, a zgrabna ręka Aby ukazała się moim oczom. Zaśmiałem się, kręcąc głową, kiedy podałem dziewczynie ubrania. Z powrotem zatrzasnęła drzwi. Po paru minutach wyszła Aby. Ubrana. Niestety... Czy ona znów płakała?
-Skarbie, wszystko dobrze?- Podszedłem do szatynki,m obejmując jej ciało ramionami. Przystawiłem nos, do jeszcze wilgotnych włosów, wąchając je.
-Tak, tylko...
-Tylko?- Zachęcałem ją.
- Tylko, nie radzę sobie z tym wszystkim...
____________________________________________________________________
Cześć wszystkim, i przepraszam. Wiem, miał bym dawno temu, ale jest jak jest. Jeśli będziecie więcej komentować, rozdziały będą wcześniej. JEŚLI SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ, I CZAS POŚWIĘCONY NAJPIERW PISANIU, POTEM PRZEPISYWANIU ROZDZIAŁU, SKOMENTUJ! Nie zamierzam robić wam limitów, typu " 20 kom, i rozdział." Ale to motywuje. Chcę też znać waszą opinię, z którą się liczę. :) Do następnego!
Uchyliłem lekko powieki, Kiedy zaczerpnąłem więcej powietrza, gdy wypuszczając je przez nos, uchyliłem powieki do końca, rozbudzając się. Spojrzałem w lewo, dostrzegłem wciąż śpiącą Laylę obok mnie, kiedy obejmowała mój tors ramionami, chowając w niego głowę. Uśmiechnąłem się lekko, głaskając dziewczynę po policzku. Wróciła o pierwszej w nocy, ale byłem w stanie jej wybaczyć... Leniwie odwróciłem się w stronę szafki nocnej po mojej stronie, patrząc na budzik który wskazywał godzinę ósmą pięćdziesiąt sześć. Miałem po południową zmianę w domu dziecka, więc ponownie opadłem głową na poduszkę, z cichym jęknięciem. Starałem się ponownie zasnąć, kiedy coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Nie chciałem jednak teraz za bardzo się tym przejmować, więc z westchnięciem objąłem Laylę. Zmarszczyłem brwi, kiedy oczy wciąż miałem zamknięte. Coś miałem do zrobienia, z całych sił, próbowałem sobie jednak przypom... Kurwa! Szybko uchyliłem powieki w szoku, kiedy jak poparzony wyswobodziłem się z objęć dziewczyny, kiedy jeszcze szybciej założyłem bokserki. Przejechałem dłońmi po twarzy, kiedy warknąłem, ciągnąc we frustracji za końcówki moich potarganych włosów.
-Justin, kochanie co ty robisz?- Layla otworzyła leniwie oczy, patrząc na mnie jak na idiotę, kiedy podniosła się na łokciu do pozycji siedzącej, zakrywając nagie piersi.
-Kurwa, zapomniałem!- Szybko wstałem z łóżka, biegnąc do łazienki, kiedy Layla, ze zmarszczonymi brwiami, pokręciła głową z rozbawieniem. Miałem dwadzieścia minut, by wziąć prysznic, ubrać się, i dojechać do pracy. Zrobiłem wszystkie czynności porannej toalety w ekspresowym tempie, wychodząc z łazienki z ręcznikiem przewiązanym na biodrach, który trzymał się niebezpiecznie słabo, i tak naprawdę mógł spaść w każdej chwili, co kompletnie mnie nie obchodziło. Layla patrzyła na mnie jak na szaleńca, kiedy ja otworzyłem drzwi od wielkiej garderoby, gdy ona w między czasie, zupełnie naga weszła do łazienki w mojej sypialni. Widziałem, jak uśmiecha się do telefonu, zapewne odczytując jakąś wiadomość, ale zignorowałem to. Co niby obchodzą mnie jej babskie SMS- y z koleżankami? Nawet nie patrząc, chwyciłem z wieszaków na ślepo jeden z szytych na miarę garniturów. Pośpiesznie zrzuciłem i tak spadający już ręcznik, wkładając czyste bokserki, kiedy kopnąłem ręcznik w kąt. Trzymając w ręku wieszak, wybiegłem zatrzaskując drzwi. po kolei wkładając spodnie, koszulę, krawat, z którym męczyłem się parę minut, oraz garnitur, spojrzałem ukradkiem na zegarek, kiedy moje oczy rozszerzyły się w szoku.
-Kurwa!- Krzyknąłem, wciąż szarpiąc się z krawatem, który jak odniosłem wrażenie, chciał mnie udusić. Mimo, że byłem tam szefem, miałem spotkanie biznesowe, na które nie mogłem się spóźnić. Jednak nie możliwe było, dotrzeć tam w pięć minut... Nie mogłem pozwolić sobie też na wolne... Nie żegnając się z Laylą, wyszedłem z sypialni, zbiegając po białych okrągłych schodach wprost do drzwi, gdzie na zewnątrz wsiadłem do mojego czarnego Range- Rovera. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jest jeszcze coś o czym zapomniałem. Jednak wiedziałem też, że nie ma opcji, żebym przypomniał sobie teraz...
Abygail's POV.
Grzebałam łyżeczką w papce która była dziś na obiad w szkolnej stołówce. Spełnienie marzeń. Unikałam wzroku każdego, nie chciałam nikomu wchodzić w drogę. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Siny policzek zakryła dopiero czwarta warstwa korektora, kiedy żebra strasznie mnie ograniczały. Całą noc nie spałam, co oznacza, że na deser mam zarwaną nockę. Na myśl, że dziś znów zobaczę Justina, na mojej twarzy uśmiech sam się pojawia na mojej poobijanej twarzy. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak żałosna w oczach innych jestem, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Jest ich więcej, podczas gdy ja, jestem tylko jedna. Mimo wszystko, to słodkie z jego strony, że troszczył się o mnie, w ogóle mnie nie znając. Chociaż, jestem nie mal pewna, że robi to z grzeczności. Dźwięk szkolnego dzwona rozbrzmiał w uszach każdego, sygnalizując ostatnią już lekcje, z czego byłam niesamowicie zadowolona. Powoli wstałam z mojego miejsca przy ścianie, i kiedy już prawie nikogo nie było na stołówce, ruszyłam w stronę sali matematycznej. Drugie spełnienie marzeń. Wyczujcie ten sarkazm. Szłam bardzo powoli, starając się trzymać moją torbę jak najdalej od wręcz piekących żebrach. Kiedy tylko dotknęłam je przypadkowo, czułam jak ból mnie przeszywa. Jeśli mam być szczera, nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w moim krótkim życiu czuła większy. Wyglądałam jak pingwin! Szczerze nienawidzę Caitlin, i Joeli. Nawet nie pamiętam, od czego się to wszystko zaczęło. Wiem, że trwa to już od podstawówki, gdzie "chłopak" Joeli w czwartej klasie zostawił ją, a ona obwiniła o to mnie. Nigdy jednak nie potrafiła zrozumieć, że mieliśmy wtedy może po jedenaście lat, więc nie traktował jej powarzenie, a robił to na pokaz przed kolegami w klasie. Takie typowe zachowanie dzieciaków z podstawówki... To wszystko ciągnie się do dziś, a Caitlin jako jej największa "przyjaciółka" solidarnie mnie nienawidzi. To przykre, bo nigdy tak naprawdę nie rozmawiałam z tym chłopakiem, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć, a tym bardziej zabierać jej go. Wzdychając w końcu dotarłam. Szkoda, że pięć minut po dzwonku. Weszłam do klasy, a oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec, kiedy przygryzając wargę weszłam głębiej.
-Panienka Reed, jednak postanowiła zagościć na mojej lekcji?- Splunęła jadowicie Pani Blank, która spojrzała na mnie srogo.
-Przepraszam za spóźnienie.- Szepnęłam cicho, siadając obok Cupera. Zacisnęłam zęby, kiedy starałam się unormować oddech, kładąc rękę na żebrach. Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu, ale myśl, że to ostatnia lekcja dawała mi nieco sił. Nauczycielka kontynuowała lekcję, tak naprawdę o niczym, kiedy moje myśli były zupełnie gdzie indziej. Może po prostu poprosić Justina, żeby pojechał ze mną do lekarza? Jestem pewna, że mógłby to dla mnie zrobić. Nie, na pewno nie.
-Pssst- Spojrzałam na blondyna obok marszcząc brwi, który uśmiechnął się do mnie głupkowato.- Idziemy gdzieś dzisiaj?- Spytał szeroko się uśmiechając, kiedy ja spojrzałam na niego nie dowierzając. Praktycznie z każdym krokiem, czułam jak żebra przesuwają się, mimo że jak zapewniał mnie Justin, nie są połamane. Zastanawiało mnie jedno. Czy on naprawdę nic nie zauważył?...
Westchnęłam wpatrując się tępo w ścianę przede mną. Kiedy siedziałam w bez ruchu, wreszcie nie czułam bólu, ale proszę, ile tak można? Przygryzłam wargę, przenosząc wzrok na swoje stopy, kiedy czekałam na Cupera. Powiedział, że skoro nie chcę nigdzie iść, on po prostu przyjdzie do mnie. To było strasznie kochane z jego strony. Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanął Cuper. Jak zwykle, bez pukania. Szybko zacisnęłam zęby ruszając się, kiedy przygotowałam się na falę bólu posiniaczonych żeber, przykleiłam sztuczny uśmiech.
Idealnie.
-Cześć skarbie.- Mruknął uśmiechając się głupkowato, jak to miał w zwyczaju, kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej i pocałowałam chłopaka w policzek, kiedy usiadł obok mnie.
-Hej...-Mruknęłam cicho, lekko nie pewnie? Ale czemu?
Może dlatego, że zamiast siedzieć tu, i użalać się nad sobą powinnaś spiąć dupę, i jechać do lekarza?!
Przewróciłam oczami, nie mając ochoty słuchać ciągłych wykładów mojej pod świadomości, czyli tak naprawdę samej siebie, kiedy mówiłam to sobie sama. Pod świadomie, oczywiście. Gadaliśmy z Cuperem już ponad godzinę, kiedy w końcu zauważył, że nie jest u mnie "wszystko w porządku". Opowiedziałam mu wszystko, ale on był jakiś taki... nie wzruszony. Nie oczekiwałam litości, i żeby mówił, jakie ze mnie biedactwo. Po prostu mógł by chociaż udawać, że cokolwiek go to interesuje.
-Skarbie, to serio straszne. Może mógłbym Cię jakoś... pocieszyć?- Uśmiechnął się znacząco, kładąc rękę na moim kolanie, kiedy zaczął je lekko masować. Zmarszczyłam brwi, rozchylając lekko usta, kiedy chyba nie do końca zrozumiałam, o co mu chodzi. Pokręciłam nie dowierzając głową. Lekko speszona strąciłam jego dłoń, odsuwając się delikatnie. Warknął cicho, kładąc ją spowrotem, kiedy jechał nią nieco wyżej. Teraz naprawdę się przestraszyłam. Gwałtownie zrzuciłam jego rękę, kiedy zaciskając oczy i zęby, wstałam na równe nogi, kładąc dłoń na żebra.
-Co ty sobie wyobrażasz?!- Krzyknęłam, przykładając drugą rękę do czoła, kiedy również wstał, przypierając mnie lekko do ściany. Syknęłam, kiedy miałam wrażenie, że żebra wbijają mi się w plecy...
-Skarbie, nie bądź taka. Jesteśmy ze sobą wystarczająco długo.- Wpiął się gwałtownie w moją szyję, coraz mocniej dociskając moją klatkę piersiową. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Nie była jednak pewna czy z bólu, czy z bezsilności...
-Cup, proszę zostaw mnie w spokoju. Nie rozumiesz, że nie jestem gotowa?!- Krzyknęłam, kiedy włożyłam dłonie po między nas, chcąc odsunąć go od mojego brzuch i klatki piersiowej. Dlaczego wszyscy mnie tak traktują?! Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą?!
-No przecież doskonale wiem, że tego chcesz. Ty to wiesz, ja to wiem...- zaśmiał się kpiąco, kiedy zaczął rozpinać guzik moich spodni. To za dużo. Nabrałam gwałtownie powietrza, i z całą siłą jaką miałam, odepchnęłam go od siebie, wybuchając płaczem. Założę się, że każda dziewczyna w mojej sytuacji, czuła by się tak samo, jak ja. Bezsilna, wystraszona, jak i przygotowana na to, co miało się stać. Ja jednak, nie zamierzałam poddać się zbyt łatwo.
-Zostaw mnie!- Krzyknęłam wściekła, jak i przerażona, kiedy spoliczkowałam go, gdy ponownie nie zgrabnie próbował się do mnie zbliżyć. Wiedziałam jedno. Nie jestem gotowa.
-Ty suko! Mi się kurwa nie odmawia!- Ryknął wściekły bardziej niż kiedykolwiek, kiedy chwytając mnie za ramiona, wręcz rzucił na łóżko. Moja klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie szybko, kiedy łzy zalewały nie tylko moje policzki, ale i szyję jak i dekolt. Tak cholernie się bałam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Wybuchnęłam płaczem, rozglądając się na boki, kiedy powoli podchodził w moją stronę z diabelskim, obrzydliwym uśmieszkiem.
-Pomocy!- Krzyknęłam ile sił w płucach, kiedy mój głos łamał się. Z każdym jego krokiem byłam coraz bardziej przerażona. Nie zgrabnie odsuwałam się, ale zaraz mocno pożałowałam, gdy uklęknął koło mnie na łóżku Cuper. Poczułam straszne pieczenie na policzku, a z racji tego, że był już siny, odczułam to dwa razy mocniej.
-Zamknij się kurwa!- Zacisnął dłonie na końcu mojej koszulki, kiedy ściągnął ja, mimo mojego szarpania, które jak miałam wrażenie, nawet mu pomagało. Więcej łez spływało już po moich policzkach, kiedy czułam się taka bez silna. Jakbym nic nie mogła. Nie miała kompletnie nic do powiedzenia, co stanie się z moim ciałem. Zacisnęłam usta w wąską linkę patrząc na niego z przerażeniem. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, kiedy Cuper znalazł się na podłodze. Spojrzałam w górę, patrząc na równie zszokowanego Justina...
-Zostaw ją skurwielu!- Chłopak krzyknął, kiedy Cuper niezgrabie podniósł się. Otarłam łzy, które kompletnie ograniczały moja widoczność. Szybko chwyciłam moją koszulkę, próbując się nią zasłonić. Założyłam ją z powrotem, kiedy Justin uderzył Cupea w szczękę. Poczułam śwież łzy cisnące się do moich oczu, kiedy mimo strasznego bólu, podniosłam się z łóżka, podbiegając do szarpiącego się z Cuperem Justina.
-Justin! Proszę przestań! Nie warto!- Pokręciłam głową nie dowierzając, kiedy chwyciłam go za ramię, wybuchając płaczem.
-Wypierdalaj stąd!- Krzyknął wściekle patrząc na przerażonego Cupera. Widziałam jak zacisnął pięści, za pewne powstrzymując się od ponownego uderzenia go. Wciąż byłam w wielkim szoku. Nie mogłam uwierzyć, że Cuper byłby do tego zdolny. Łzy spływały po mojej szyi, kiedy właśnie straciłam jedyną rozumiejącą mnie osobę... Cuper przejechał wierzchem dłoni po zakrwawionej wardze, patrząc na mnie bez emocji. Nasze klatki piersiowe poruszały się nienaturalnie szybko, kiedy przygryzłam wargę. Stojąc za Justinem, który obserwował Cupera z wymalowanym obrzydzeniem, czułam się bezpiecznej. Cuper ruszył do drzwi, uśmiechając się do mnie w ten sam obrzydliwy sposób, kiedy stanął w progu.
-To jeszcze nie koniec.- Mrugnął do mnie, kiedy pociągnęłam nosem gdy wyszedł. Spuściłam spojrzenie, wycierając dłońmi łzy. Myślałam, że jest inny. Porządny...
Myślałaś, że jest porządny, kiedy za każdym pieprzonym razem gwałcił Natalie wzrokiem? Jesteś żałosna, Abygail.
-Nic Ci nie jest skarbie?- Zwrócił się w moją stronę Justin, patrząc na mnie spokojnym wzrokiem. Podszedł do mnie, delikatnie wtulając w siebie. Tak dawno tego nie robiłam. Teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo sama jestem. Kompletnie sama...- Ciii, już go nie ma. Nic Ci nie zrobił?- Spytał naprawdę przejęty, a w jego głosie wyraźnie było słychać złość. Nie chciałam go teraz puszczać, kiedy chciałam przez chwilę poczuć, że mam kogoś przy sobie. Nawet, jeśli wiem tylko, jak ten ktoś ma na imię...
-Nie, chyba nie. Justin, dziękuje. Znowu.-Pokręciłam głową, wciąż obejmując jego tors.- Gdyby nie ty, o.. on zgwałcił by m...mnie.- Jąkałam się, kiedy przygryzłam wargę. Nie poznawałam go. Mimo, że nie był święty nigdy nie posądziłabym go o próbę gwałtu. Jednak, dziś boleśnie przekonałam się, jaka jest prawda.
-Nie ma za co. Słuchaj, nie powinienem się wtrącać, ale jeśli to twój chłopak powinnaś z nim zerwać.- Westchnął, pocierając moje plecy. Odsunął się lekko ode mnie, chwytając moją twarz. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, czując się jak zahipnotyzowana.
-Ja... a się boję, że on tu przyjdzie.- Ponownie wybuchnęłam płaczem, wyobrażając sobie taką sytuację ponownie, ale bez Justina w roli bohatera...
-Możesz zamknąć się na zamek?- Spojrzał na drzwi.
-Chy..chyba tak.- Przeniosłam wzrok w tę samą stronę.
-Słuchaj, zamkniesz się na noc, a ja jutro mam jutro poranną zmianę, więc odwiozę Cię do szkoły.
-Justin, nie musisz.- Spojrzałam na chłopaka kręcąc przecząco głową.
-Ab nie kłuć się ze mną.- Warknął, patrząc na mnie z żartobliwie poważną miną. Westchnęłam, czując, że nie mam szans. Stałam dalej wtulona w cieplutki tors chłopaka, kiedy dopiero teraz zauważyłam, w co był ubrany. Biała koszulka, czarne spodnie bardzo nisko zwisające, które wyglądały jakby same chciały spaść z jego bioder, jeansowa kurtka i białe supry... Muszę przyznać, że wyglądał naprawdę bardzo dobrze. W końcu odsunęłam się od Justina, który spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- Skarbie mam do zrobienia parę rzeczy tu, w domu. Mogę Cię zostawić na pół godziny?- Spytał, zaciskając usta w cienką linkę. Spuściłam spojrzenie, kiwając lekko głową, kiedy jeszcze nie skończył zdania.
-Tak, jasne.- Uśmiechnęłam się słabo, dość fałszywie, bo na nic więcej nie było mnie teraz stać. Justin odwzajemnił go, kiedy podszedł bliżej, ścierając resztkę łez. Spojrzałam na niego, przygryzając wargę. Boże... był taki śliczny.
Aby, przerabiałaś to. Nie mówi się tak na chłopaka!
-Zamknij drzwi na zamek. Kiedy będe pod drzwiami, wyślę Ci sms-a, ok?
-Ok.- Odparłam krótko. Ostatni raz posłał mi uśmiech, kiedy ruszył w stronę drzwi.- Justin!- Krzyknęłam za nim, kiedy odwrócił się, patrząc na mnie wyczekująco.- Jeszcze raz... dziękuje.
-Nie zapomnij zamknąć drzwi, i o sms-ie.- Puścił mi oczko, po czym wyszedł. Szybko podbiegłam, zamykajac się na zamek...
Justin's POV.
Trochę ciężko było mi zostawiać Aby samą, zwłaszcza, że prawie została zgwałcona. Wydaje mi się, że powinna to zgłosić, zwłaszcza, że ten jebany chuj tu mieszka. Mimo to, wątpię by to zrobiła, gdyż przekonałem się już, że jest uparta i raczej słucha samej siebie. Zaraz po pracy pojechałem do domu przebrać się i pojechałem prosto do domu dziecka. Tak, jak przeczuwałem rano, było coś o czym zapomniałem, oprócz tego że powinienem być dziś w pracy. Tym czymś okazał się SMS do Abygail, z upewnieniem się, czy wszystko ok... Jeśli w wieku dwudziestu trzech lat mam taką miażdzycę, nie chcę widzieć, co będzie później. Zszedłem na sam dół, idąc przez korytarz, kierowałem się do gabinetu Jamesa.
-Siema James, co mam robić chłopie?- Przywitaliśmy się uściskiem dłoni, kiedy byłem już na miejscu, zastając Jamesa przed komputerem.
-O, Justin. Dobrze Cię widzieć, kiedy byłem święcie przekonany, że masz już dość.- Zaśmiał się, kręcąc rozbawiony głową, kiedy ściągnął z nosa okulary. Zrobiłem to samo, kiedy usiadłem na krześle przed jego burkiem. W mojej głowie pojawiło się kolka obrazów śmiesznych zdarzeń, chodź jestem tu drugi dzień. Było kilka również nie śmiesznych... Na przykład Ab. Mimo, że niedawno ją poznałem, ciężko było nie zauważyć, że ma tendencje pakowania się w kłopoty. Westchnąłem, skupiając się ponownie na Jamesie.
-Jakoś daję radę.- Odparłem z uśmiechem.
-Dobra, możesz pomóc w kuchni. Jak u ciebie z gotowaniem?- Spytał z lekką nadzieją, patrząc na mnie ukradkiem. Nie byłem najgorszym kucharzem, gdyż sam sobie gotowałem. Dość zabawne... mam dziewczynę, a i tak wszystko robię sam. Odkąd skończyłem dwadzieścia lat, skończyłem też z pizzą co dziennie.
- Nie najgorzej. Co miałbym tam robić?
- Właściwie, to kanapki na kolację.- James uniósł jedną brew.
- Łatwizna. - Odparłem, leniwie podnosząc się z krzesła, kiedy nie mówiąc nic więcej, po prostu wyszdłem. Oblizałem wargi, kiedy rozejrzałem się po korytarzeu, gdzie w oddali stało kilku podopiecznych. Ruszyłem na stołówkę, chowając ręce do kieszeni.
-Dzień dobry,- Skinąłem grzecznie głową do kilku starszych kucharek, które krzątały się po kuchni, kiedy stałem w progu.- Jestem nowym wolontariuszem. Pan James przysłał mnie na pomoc Panią.- Posłałem kobietom ciepły uśmiech, rozglądając się po dużym, białym pomieszczeniu.
-Ach, witaj młodzieńcze. Słyszałyśmy coś o tobie. Dziś naprawdę ciężko o dobrych bez interesownych ludzi.- Westchnęła jedna z kobiet, kiedy wycierała kuchenkę. Kręcąc głową, w między czasie posłał mi uśmiech, w czasie kiedy inne bacznie mnie obserwowały. Odwzajemniłem jej uśmiech, wchodząc w głąb kuchni.- Chodź, pomożesz robić kanapki. Chwyciła mnie za ramie, prowadząc do kuchenki. Mruknąłem ciche "dziękuje" i zacząłęm smarować chleb masłem. Gotowe kanapki odkładałem na tacę, kiedy w między czasie postanowiłem napisać do Aby. Na serio, martwiłem się o nią.
DO: Aby
Jak tam skarbie, wszystko ok? Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Wyślij.
Abygail's POV.
OD: Justin
Jak tam skarbie, wszystko ok? Niedługo kończę i do Ciebie wpadnę. ;)
Uśmiechnęłam siędo ekranu, widząc na nim imię nikogo innego jak Justina. Oblizałam usta, odpisując szybko.
DO: Justin
Tak, jest ok.
Wyślij.
Skłamałam. Nic nie jest ok. Jak może być ok? Siedzę na łóżku trzęsąc się ze strachu, i spoglądając na drzwi, czy na pewno są zamknięte, kiedy w między czasie trzymam się za żebra. Tym bardziej, że boję się przez jedyną bliską mi osobą...
Nie wiedziałam, czy napisać coś więcej. Nie chciałam się narzucać.
OD: Justin.
Zostaw mi klucz pod wycieraczką do twojego pokoju. Tak, żeby nikt Cię nie widział.
Nabrałam gwałtownie powietrza, czytając wiadomość do końca. Miałam otworzyć drzwi?! A jeśli Cuper tam jest? A jeśli zobaczy mnie, i sam otworzy drzwi tym kluczem? Czy w ogóle mogę zaufać na tyle Justinowi? W końcu, pomógł mi, i nikomu nie powiedział o moich problemach w szkole. Tak. Chyba mogę. Tak jak prosił, tak zrobiłam. Każdy ma zapasowy klucz od swojego pokoju, gdyby jeden zgubił. Wstałam powoli z łóżka, krzywiąc się jak zwykle. Jęknęłam, instynktownie trzymając żebra. Podeszłam powoli do drzwi, klamkę. Zacisnęłam oczy. Odetchnęłam głęboko, naciskając ją powoli. Wychyliłam głowę, rozglądając się. Kiedy upewniłam się, że jestem sama, wyszłam przed drzwi pokoju, jeszcze raz rozglądając się. Wyjęłam z kieszeni klucz, rzuciłam go pod swoje nogi, gdyż nie możliwe było, bym się schyliła. Nogą wcisnęłam klucz pod wycieraczkę, przygryzając wargę. Weszłam z powrotem do pokoju, zamykając się szczelnie. Brzydziłam się Siebie w tej chwili, wciąż mając wrażenie ohydnych łap Cupera na ciele. Chciałam je zmyć. Chciałam, by zniknęły. By ich nie było. Wzięłam czystą bieliznę, kierując się do łazienki. Rozebrałam się, weszłam do kabiny odkręcając gorącą wodę. Zamknęłam oczy, spod których zaczęły lecieć łzy. Zaszlochałam cicho, kiedy byłam niemal pewna, że mnie dziś zgwałci. To nie jest coś, co przeżywa się co dziennie.
Bądź twarda! Chociaż jeden pierdolony raz!
Wypuściłam powietrze szlochając, kiedy tak naprawdę dopiero spostrzegłam, że trzymałam w płucach. Oczywiście, Pani podświadomościo. Do usług. Wyszłam z kabiny, owijając ciało ręcznikiem, kiedy włosy drugim. Umyłam zęby, wycierając twarz z łez i wody. Następnie wytarłam całe ciało bardzo delikatnie, z czym miałam ogromne problemy. Choćby nie wiem, jak bardzo bym się starała, i tak bolało. Założyłam stanik, i już chciałam założyć majtki, ale jak? nie podniosę nogi aż tak bardzo, a tym bardziej nie schylę. Warknęłam,kiedy przewróciłam oczami, kiedy zacisnęłam mocno zęby, lekko pochylając się. Do oczu od razu napłynęły mi łzy. Krzyknęłam lekko, zasłaniając dłonią buzię. Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy moja klatka piersiowa poruszała się nie naturalnie szybko. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek zakładanie majtek, będzie dla mnie tak bolesne. Starałam się unormować oddech, by nie pogorszyć jeszcze swojej i tak beznadziejnej sytuacji. Rozejrzałam się dokoła, kiedy ściągnęłam ręcznik z głowy, czesząc włosy. Zmarszczyłam brwi, nie dostrzegając ubrań. Brudne były już w koszu na pranie. Warknęłam we frustracji kolejny raz, kiedy oczywiście ich zapomniałam. Powoli otworzyłam drzwi, widząc Justina siedzącego na moim łóżku, kiedy przyłożyłam rękę do czoła. Cudownie. Sarkazm? Tak.
-Emmm, Justin?- Szepnęłam, wychylając tylko głowę. Na litość boską, byłam w samej bieliźnie! Co on sobie może pomyśleć?! że może robię to specjalnie, by go uwieść. Nie, to tylko koje głupota. Justin odkleił wzrok od ekranu telefonu, spoglądając na mnie, kiedy zmierzył drzwi wzrokiem. Boże, to takie żenujące.
-Płakałaś?- Szepnął.- Stało się coś?- Spytał wstając, kiedy zagryzłam policzki od środka. Wstał, kiedy moje oczy rozszerzyły się, gdy zaczął podchodzić w moją stronę. Szybko zatrzasnęłam drzwi.
-Aby, do cholery co ty tam robisz?! Coś nie tak?!- Pukał w drzwi, kiedy czułam się tak głupio, jak nigdy wcześniej.
-Nie! Wszystko, ok, tylko ummm,- Ponownie przyłożyłam dłonie do twarzy.- Tylko nie wzięłam ciuchów! Mógłbyś mi je podać?!- Krzyknęłam zawstydzona, kiedy usłyszałam cichy chichot chłopaka. Tak, zdecydowanie wie co zrobić by zawstydzić mnie.
-Co będę z tego miał?- Zaśmiał się, kiedy przewróciłam oczami, krzyżując ręce na piersi.
-Na przykład zaszczyt porozmawiania z moją osobą w cztery oczy?!- Warknęłam śmiejąc się.
Justin's POV.
-Dobra, gdzie są?- Spytałem, rozglądając się po pokoju Ab.
-W półce obok łóżka! Weź coś wygodnego!- Mruknęła, lekkim krzykiem, kiedy ruszyłem w stronę jej łóżka, otwierając półkę. Rozejrzałem się, wybierając szare luźne spodnie dresowe, i szeroką koszulkę. Podszedłem z powrotem do drzwi, kiedy zapukałem lekko.
-Ab skarbie mam ciuchy!- Krzyknąłem, kiedy po chwili drzwi lekko się uchyliły, a zgrabna ręka Aby ukazała się moim oczom. Zaśmiałem się, kręcąc głową, kiedy podałem dziewczynie ubrania. Z powrotem zatrzasnęła drzwi. Po paru minutach wyszła Aby. Ubrana. Niestety... Czy ona znów płakała?
-Skarbie, wszystko dobrze?- Podszedłem do szatynki,m obejmując jej ciało ramionami. Przystawiłem nos, do jeszcze wilgotnych włosów, wąchając je.
-Tak, tylko...
-Tylko?- Zachęcałem ją.
- Tylko, nie radzę sobie z tym wszystkim...
____________________________________________________________________
Cześć wszystkim, i przepraszam. Wiem, miał bym dawno temu, ale jest jak jest. Jeśli będziecie więcej komentować, rozdziały będą wcześniej. JEŚLI SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ, I CZAS POŚWIĘCONY NAJPIERW PISANIU, POTEM PRZEPISYWANIU ROZDZIAŁU, SKOMENTUJ! Nie zamierzam robić wam limitów, typu " 20 kom, i rozdział." Ale to motywuje. Chcę też znać waszą opinię, z którą się liczę. :) Do następnego!
środa, 20 sierpnia 2014
Liebster Award
Zostałam nominowana do "LIEBSTER BLOG AWARD" Za co serdecznie dziękuję blogowi http://meganbensontoday.blogspot.com/ Serdeczne Dziękuje. Naprawdę nie spodziewałam się, że komuś spodoba się na tyle mój blog, że będę mogła tego doświadczyć. :)
Gdyby ktoś nie wiedział, o co chodzi w niniejszej nominacji, blog, który spodoba się również nominowanemu przez inną osobę, może nominować Ciebie. Nie można jednak nominować bloga, który nominował Ciebie.
PYTANIA
Jak masz na imię?
Nazywam się Ewa, ale gdzie nie gdzie nazywam się Lena ;)
Ile masz lat?
Mam 14 lat, za pół roku 15 :)
W jakim fandomie jesteś?
Jestem tylko i wyłącznie BELIEBERS.
Masz rodzeństwo?
Owszem, posiadam rodzeństwo w postaci młodszej siostry. Przy okazji pozdrawiam Cię Iwka ;p. Ale to sis cioteczna -.- kuzynka! Mam też brata, ale nie wszędzie o tym mówie! Ją traktuje jak siostre! To tak samo, jak z moim imieniem ;)
Od jakiego czasu piszesz FF?
Piszę tak od połowy kwietnia, ale publikuję od miesiąca.
Co skłoniło Cię do pisania?
Szczeże? Nie wiem. Po prostu. Czytam również inne FF, więc pomyślałam "To fajna sprawa" Więc zapragnęłam blogować.
Co motywuje Cię do dalszego działania na blogu?
Odpowiedź na to pytanie jest całkowicie oczywista, i mam nadzieje, że wy, moim czytelnicy zdajecie sobie sprawę, że to WY. :) Również komentarze.
Kim chcesz zostać w przyszłości.
Ciężkie pytanie. Jest tyle możliwości, że tak naprawdę człowiek w wieku 14 lat, ma mieszane uczucia, co do tego. Jednak ja widzę się na stanowisku tłumacza, bądź szkicownika. Ale trzeba nad tym popracować. :(
Czy ktoś z twoich przyjaciół, czyta twoje FF?
Nie, i mam nadzieje, że tak pozostanie. ;D
Co lubisz robić w wolnym czasie?
Wszystko, oprócz ważnych rzeczy. xD Kiedy powinnam przepisywać rozdział, po prostu słucham muzyki, gdyż kompletnie nie wiem czasem, jak się do tego zabrać. :( Za co serdecznie was przepraszam. :(
Ulubione FF
Jest to "Not save for work" Znajdziecie je też w blogach, które nominuję ja. :)
BLOGI, KTÓRE NOMINUJĘ JA
http://nsfw-tlumaczenie.blogspot.com/
http://therightman-fanfiction.blogspot.com/
http://oldfriend-fanfiction.blogspot.com/
http://theschooljanitor-tlumaczenie.blogspot.com/
http://tlumaczenie-the-morning.blogspot.com/
http://demonic-awakening-tlumaczenie.blogspot.com/
http://midtown-fanfiction.blogspot.com/
Jeżeli jesteś autorem jednego z powyższych blogów, wiedz, że uwielbiam twoje FF, bądź tłumaczenie. :)
PYTANIA DO NOMINOWANYCH PRZEZE MNIE BLOGÓW
1. Czy jesteś pewny/a Siebie?
2. Czytasz inne FF, oprócz tego, że piszesz swoje?
3.Od jak dawna piszesz?
4. Ile blogów posiadasz?
5. Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
6. Ile masz lat?
7. Czy jesteś Belieber, czy to, że piszesz z nim FF to przypadek?
8. Czy kiedykolwiek pomyślałeś/aś, że to co piszesz, niema sensu? Jeśli tak, czemu?
Gdyby ktoś nie wiedział, o co chodzi w niniejszej nominacji, blog, który spodoba się również nominowanemu przez inną osobę, może nominować Ciebie. Nie można jednak nominować bloga, który nominował Ciebie.
PYTANIA
Jak masz na imię?
Nazywam się Ewa, ale gdzie nie gdzie nazywam się Lena ;)
Ile masz lat?
Mam 14 lat, za pół roku 15 :)
W jakim fandomie jesteś?
Jestem tylko i wyłącznie BELIEBERS.
Masz rodzeństwo?
Owszem, posiadam rodzeństwo w postaci młodszej siostry. Przy okazji pozdrawiam Cię Iwka ;p. Ale to sis cioteczna -.- kuzynka! Mam też brata, ale nie wszędzie o tym mówie! Ją traktuje jak siostre! To tak samo, jak z moim imieniem ;)
Od jakiego czasu piszesz FF?
Piszę tak od połowy kwietnia, ale publikuję od miesiąca.
Co skłoniło Cię do pisania?
Szczeże? Nie wiem. Po prostu. Czytam również inne FF, więc pomyślałam "To fajna sprawa" Więc zapragnęłam blogować.
Co motywuje Cię do dalszego działania na blogu?
Odpowiedź na to pytanie jest całkowicie oczywista, i mam nadzieje, że wy, moim czytelnicy zdajecie sobie sprawę, że to WY. :) Również komentarze.
Kim chcesz zostać w przyszłości.
Ciężkie pytanie. Jest tyle możliwości, że tak naprawdę człowiek w wieku 14 lat, ma mieszane uczucia, co do tego. Jednak ja widzę się na stanowisku tłumacza, bądź szkicownika. Ale trzeba nad tym popracować. :(
Czy ktoś z twoich przyjaciół, czyta twoje FF?
Nie, i mam nadzieje, że tak pozostanie. ;D
Co lubisz robić w wolnym czasie?
Wszystko, oprócz ważnych rzeczy. xD Kiedy powinnam przepisywać rozdział, po prostu słucham muzyki, gdyż kompletnie nie wiem czasem, jak się do tego zabrać. :( Za co serdecznie was przepraszam. :(
Ulubione FF
Jest to "Not save for work" Znajdziecie je też w blogach, które nominuję ja. :)
BLOGI, KTÓRE NOMINUJĘ JA
http://nsfw-tlumaczenie.blogspot.com/
http://therightman-fanfiction.blogspot.com/
http://oldfriend-fanfiction.blogspot.com/
http://theschooljanitor-tlumaczenie.blogspot.com/
http://tlumaczenie-the-morning.blogspot.com/
http://demonic-awakening-tlumaczenie.blogspot.com/
http://midtown-fanfiction.blogspot.com/
Jeżeli jesteś autorem jednego z powyższych blogów, wiedz, że uwielbiam twoje FF, bądź tłumaczenie. :)
PYTANIA DO NOMINOWANYCH PRZEZE MNIE BLOGÓW
1. Czy jesteś pewny/a Siebie?
2. Czytasz inne FF, oprócz tego, że piszesz swoje?
3.Od jak dawna piszesz?
4. Ile blogów posiadasz?
5. Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
6. Ile masz lat?
7. Czy jesteś Belieber, czy to, że piszesz z nim FF to przypadek?
8. Czy kiedykolwiek pomyślałeś/aś, że to co piszesz, niema sensu? Jeśli tak, czemu?
piątek, 8 sierpnia 2014
Rozdział 3
NOTKA POD ROZDZIAŁEM PROSZĘ :)
"Layla nie zdradziłaby mnie..."
Abgail's POV.
Łkając cichutko, mozolnym krokiem szłam w stronę domu. Trzymałam dłoń na obolałych oraz posiniaczonych miejscach na żebrach, które dawały o sobie znać niemiłosiernie. Na ostatniej lekcji myślałam, że są połamane. Nie umiałam wysiedzieć w ławce wiercąc się co chwilę. Nie jestem typem osoby, która po jakichś przypadkach w jej życiu, chwyta za żyletkę tnąc swój nadgarstek lub inne części ciała, mięso, lub ucieka. Dlatego nawet przez myśl nie przeszło mi, by uciekać z lekcji.
Tak, ale uciekając z Cuperem nie miałaś z tym problemu...
Olałam kolejne wywody mojej pod świadomości i starając się zahamować łzy, szłam dalej... Byłam tak blisko, kiedy czułam, że za chwilę po prostu upadnę na ziemię wybuchając płaczem. Spuszczałam głowę za każdym razem, kiedy mijałam kogoś. Odwracałam wzrok, kiedy dostawałam ciekawskie spojrzenia. Nie chciałam pokazywać słabości. Tak zawsze powtarzał mi Alec. Jeden z opiekunów, który czasami był dla mnie jak ojciec. Zbliżając się, zwolniłam by wytrzeć łzy. Wytarłam mokre policzki, poprawiłam włosy, kiedy ruszyłam do drzwi. Ściągając rękę z żeber, zacisnęłam mocno zęby oraz oczy, kiedy weszłam do środka, gdzie jak zwykle pachniało zupą. Nawet nie rozpoznałam jej, skupiając się tylko na schodach, kiedy chciałam być już w swoim pokoju. Ruszyłam na górę. Bardzo ciężko było mi na dodatek z torbą pełną książek, które obijały się o moje żebra. Tym razem nie mogłam się pohamować, kiedy zawyłam z bólu a łzy chcąc nie chcąc zatopiły moje policzki. Idąc powolutku, stawiałam kroczek za krokiem, patrząc uważnie na schody przed moimi stopami, kiedy moją widoczność ograniczały mgliste łzy. Usłyszałam skrzypienie za sobą, co oznaczało, że ktoś szedł za mną. Błagam, niech to nie będzie żaden opie...
-Aby?- Ten cudowny miękki głos... czułam jak ślina uwięzła mi w gardle.- Skarbie, coś się stało?- Spytał pełen troski, kiedy położył dłoń na moim ramieniu. Syknęłam cicho, kiedy spojrzałam na niego cała zapłakana. Trzymałam się poręczy, drugą rękę na brzuchu. Wyglądałam żałośnie...
-Nie... wszystko ok.- Wychlipałam cicho, wycierając oczy. Przygryzłam wargę, spuszczając spojrzenie.
-Kurwa kto Ci to zrobił?!- Spojrzał w szoku na mój policzek, kiedy bardzo delikatnie położył na nim dłoń, gładząc go lekko kciukiem. Cholera... zapomniałam o policzku. Jego oczy były pełne troski... Boże, był tak blisko mnie, że mogłam wręcz poczuć jego miętowy oddech na mojej twarzy. Nie odpowiedziałam nic, po prostu patrząc na jego piękną twarz jak idiotka.
Żebra już Cię nie bolą?!
-Możesz iść?- Spytał, kiedy przejechał swoim zgrabnym językiem po dolnej wardze. Mmmm... Kiwnęłam niepewnie głową, starając się wejść na kolejny stopień. Bolało mnie dosłownie całe ciało. Joela i Caitlin na policzku i żebrach nie skończyły... Postawiłam nogę, kiedy miałam się podciągnąć, nie dałam rady. Noga lekko się przekręciła, kiedy syknęłam. Myślałam, że spadnę, kiedy pod plecami poczułam silną rękę nie należącą do nikogo innego jak Justina rękę.
-Chodź, pomogę Ci.- Chwycił ostrożnie moją dłoń, kiedy poczułam na niej ciepło rozchodzące się wzdłuż mojego ciała, kiedy przerzucił ją sobie przez kark, kiedy drugą trzymałam się poręczy.Druga ręka Justina, spoczęła na mojej tali, podtrzymując mnie. Poczułam się tak... bezpiecznie? Szliśmy powoli na drugie piętro.
-Dziękuje.- Szepnęłam, trzymając się. Jęknęłam, zaciskając usta w cienką linkę, kiedy ponownie źle stanęłam. Jednak nie było możliwości, bym spadła...
-Aby, wiem, że się nie znamy i w ogóle, ale masz jakieś problemy?- Szepnął, kiedy spojrzał w moją twarz. W moich oczach wciąż były łzy, które nieco zamazywały mi widoczność. Przygryzłam mocniej wargę, by nie wypłynęły.
-Justin, jest naprawdę ok. Przewróciłam się i...
-Tak, i niby mam uwierzyć w to, że przewracając się uderzyłaś policzkiem o ziemię?- Spytał nie dowierzając, jak i z nutką złości. Westchnęłam, spuszczając spojrzenie w zażenowaniu.
-Potrafię być naprawdę niezdarna...- Posłałam mu nieśmiały uśmiech, kiedy spojrzałam w jego przepiękne duże oczy. Były takie, hipnotyzujące. Czułam, jak kolana uginają się pode mną jeszcze bardziej.
Dziewczyno, powtarzasz się.
Mój komentarz na temat jak piękne są oczy w które właśnie patrzę, i te same, które patrzą na mnie nie mógł umknąć tej suce. Mojej chorej pod świadomości. Gdy zorientowałam się, ile na niego patrzę, szybko odwróciłam wzrok w zakłopotaniu, kiedy moje policzki oblała fala gorąca. Oczywiście zakryłam twarz włosami Miałam wrażenie, że droga do mojego pokoju ciągnie się w nie skończoność.
Nie idiotko, to ty idziesz jak ślimak.
Ta suka, chyba się dziś nie zamknie. W końcu dotarliśmy przed drzwi do mojego pokoju. Justin otworzył mi je. Miałam wrażenie, że moje żebra po prostu zapadają się. Jęknęłam głośno, kiedy ponownie położyłam na nich rękę. Jedna łza spłynęła po moim wciąż wilgotnym policzku. Justin ruszył w stronę mojego łóżka, a w mojej głowie od razu pojawiły się głupkowate myśli. Gdybyśmy byli w innej sytuacji, zaśmiałabym się. Jestem taka głupia. Żebra nie pozwalały mi swobodnie oddychać. Justin przełożył moją rękę, kiedy usiadłam ostrożnie na łóżku, nie chcąc zadać sobie większego bólu.
-Dziękuje...-Szepnęłam cichutko, patrząc w podłogę, w czasie kiedy chłopak usiadł obok mnie na łóżku, wypalając dziurę w mojej twarzy. To takie żenujące...
-Nie ma problemu,- Uśmiechnął się ślicznie, na co przygryzłam wargę.- Słuchaj, gdybyś miała jakiś problem, możesz zadzwonić.- Oblizał wargę patrząc na mnie uważnie.
-Ale nie mam twojego numeru telefonu!- Podniosłam szybko głowę, mówiąc to o wiele za szybko, niż chciałam. Spuściłam zażenowana głowę, rumieniąc się.
Opanuj się!
Justin uśmiechnął się łobuzersko, kiedy parsknął cicho. Posłałam mu jedno krótkie, oburzone spojrzenie, po czym odwróciłam wzrok. Teraz naprawdę czułam się zawstydzona.
-Trzeba było poprosić od razu, jeśli chciałaś.- Zachichotał słodko, kiedy sięgnął do kieszeni.
-Daj swój telefon.- Wychrypiał, kiedy przeszły mnie ciarki. Bez zastanowienia nie zgrabnie wyciągnęłam z kieszeni mój telefon. Trzęsącą się ręką, podałam mu go, kiedy zacisnęłam usta w cienką linkę. Jak on mógł być taki spokojny?! Chwycił go, ewidentnie się ze mnie śmiejąc. Spuściłam głowę ze wstydem. Dlaczego wstydem?! To jakaś paranoja. Jęknęłam, kiedy żebra nie przestawały boleć. Zacisnęłam lekko oczy, powstrzymując więcej jęków, które chciały wydostać się z mojego gardła. Spojrzałam na telefon w jego dłoni, a moje serce niemal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Sposób, w jaki trzymał ten pieprzony telefon... Robił to cholernie seksownie, a może miał wprawę? Zaśmiałam się mimo wszystko. Skąd mam takie idiotyczne myśli?! Może dlatego, że wyobrażam sobie, że trzyma coś innego? Kurwa, dosyć. Starałam się z całych sił nie zaśmiać, gdyż wiem, że żebra nie pozwoliły by mi na to.
Właśnie! Skup się na żebrach, a nie na tym, co trzyma w rękach!
Justin spojrzał na mnie przenikliwie, kiedy podał mi telefon uśmiechając się w cholernie seksowny sposób. Chciałam wstać, ale momętalnie pożałowałam tego, kiedy syknęłam cicho, siadając z powrotem. Położyłam dłoń na brzuchu, kiedy nie mogąc się już powstrzymać, wypuściłam dość głośne jęknięcie.
-Jest ok? Może powinnaś iść z tym do lekarza?
-Nie!- Szybko podniosłam głowę, patrząc na niego z powiększonymi źrenicami.- Nie ma mowy, o żadnym lekarzu.- Pokręciłam przecząco głową, kiedy westchnęłam.
-Ale jak to coś powarzonego? Może są połamane?- Spojrzał z przejęciem na moją dłoń na brzuchu, kiedy oblizał usta, wbijając zęby w dolną wargę. Nie umiem opisać, jak niesamowicie wyglądało to w jego wykonaniu.
-Justin, naprawdę jest ok. Dziękuję. Nie trzeba.- Zaprzeczyłam.
-Ok.- Westchnął.- Ale jakby coś, to dzwoń. Słuchaj za pół godziny kończę i spadam. Może mam zostać, i Ci pomóc?- Spytał, kiedy bacznie obserwował mój brzuch. Chciałam, żeby został, ale ma swoje życie. Nigdy nie zgodziłabym się na to.
-Nie Justin. Idź do domu.- Zapewniłam, posyłając mu lekki uśmiech. Spojrzał na mnie sceptycznie, kiedy westchnął.
-Mogę je chociaż zobaczyć?- Szepnął, posyłają mi uśmiech, kiedy uniósł brew do góry. Spojrzałam na niego lekko wystraszona, kiedy przeniosłam wzrok na swoje buty. Przęknęłam głośno wielką gulę śliny, która utkwiła w moi gardle, kiedy spojrzałam ponownie na chichoczącego Justina.- Spokojnie. Nie wiem, czy już Ci to kiedyś mówiłem, ale nie zamierzam Cię zgwałcić.- Zapewnił uśmiechając się, ukazując swoje lekkie dołeczki. Zaśmiałam się cicho, kiedy spuściłam głowę.
-Tak mówiłeś.-Zachichotałam.-Ale nie o to chodzi. One strasznie bolą, a ty...
-Będę delikatny.- Zapewnił, oblizując wargę. W sumie, czemu nie? Lekko niepewnie pokiwałam głową, kiedy chłopak wstał. Spojrzałam na niego z dołu, kiedy przygryzłam wargę.
-Połóż się, i podciągnij lekko bluzkę.- Szepnął, patrząc na mnie oniemiałą. Posłał mi łobuzerski uśmiech, kiedy widział moje za czerwienione policzki.- Odsłoń żebra, żebym mógł je zobaczyć.- Zachichotał, kiedy westchnęłam. Położyłam się, unosząc lekko bluzkę, kiedy czułam jak z każdym moim ruchem robię się coraz bardziej zażenowana. Przygryzłam lekko wargę, kiedy spojrzał na moją twarz z lekkim uśmiechem.- Nie stresuj się skarbie.- Mrugnął, kiedy posłałam mu oburzone spojrzenie, kiedy syknęłam cicho, gdy podniosłam bluzkę na wysokość piersi, odsłaniając żebra. Czułam się strasznie zażenowana, ale bałam się również, czy nie jest bardzo źle.
-Teraz trochę zaboli.- Szepnął, kiedy delikatnie przyłożył dłoń do jednego z żeber. Zacisnęłam mocno oczy, kiedy nie wyobrażalny ból przeszedł przez moje ciało. Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy docisnął palce minimalnie mocniej, kiedy w moich oczach pojawiły się łzy.
-Boli.-Odparłam, kiedy przygryzłam wargę.- Chłopak westchnął, kiedy usiadł na brzegu łóżka, ściągając rękę z mniej poobijanego żebra.
-Te nie są połamane.- Oblizał usta, przykładając rękę nico niżej, sprawdzając kolejne kości. Jęknęłam głośno, kiedy kolejna fala bólu przeszła przeze mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, kiedy zamknęłam oczy. Poczułam ciepłą dłoń na policzku, która należała do Justina, uchyliłam lekko oczy, kiedy przejechał po nim kciukiem, wycierając go.
-Wiem, że boli skarbie. Jeszcze jedne.- Mruknął, kiedy westchnął oblizując wargę. Szybko pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego błagająco.
-Nie! Proszę nie chcę już.- Zacisnęłam oczy, kiedy więcej łez płynęło po moich policzkach. Skrzyżowałam delikatnie ręce, zasłaniając przed nim moje żebra. Chłopak, chwycił moje ręce, próbując je zdjąć.
-Aby, jeżeli nie pozwolisz mi ich zobaczyć, osobiście zawołam Ci lekarza, więc lepiej zastanów się.- Spojrzał na mnie ostrzegawczo, kiedy ściągnęłam jedną rękę, wycierając nią mokre oczy, Przygryzłam wargę.
-Ale...
-Aby proszę.- Spojrzał na mnie proszącym wzrokiem, kiedy faktycznie chciał mi pomóc. Jednak za bardzo bolało. Skoro te mniej poobijane zadały mi aż tyle bólu, nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak będzie z drugimi, które bolą tak samo, bez nawet dotykania ich.
-Ale zrób to delikatniej!- Zapłakałam, kiedy moje policzki były już całe mokre. Spojrzał na mnie ze współczuciem, kiedy westchnął.
-Nie mogę delikatniej. Muszę sprawdzić. Aby pozwól mi.- Spojrzał na mnie, kiedy ponownie chwycił moje ręce, kiedy zaciskając oczy, pozwoliłam mu je ściągnąć z żeber. Przejechał teraz po prawych żebrach opuszkami palców, kiedy mój oddech przyśpieszył, przez co zaczęły boleć mocniej. Więcej łez ograniczyło moją widoczność, kiedy przygotowałam się na mocniejszy dotyk. Po chwili nastąpił. Moje źrenice rozszerzyły się, kiedy krzyknęłam. Zakryłam usta dłonią, odchylając głowę do tyłu. Łzy dosłownie zatopiły moje policzki, kiedy wierciłam się pod dłonią chłopaka. Jeszcze większy przeszywający ból płynął razem z jego dotykiem.
-Justin!- Krzyknęłam rozpaczliwie, kiedy delikatnie położył dłoń na obolałych, posiniaczących miejscach, patrząc wprost w moje załzawione oczy.
-Shhh... Jeszcze chwila skarbie.- Pogłaskał mój policzek kiedy pokręciłam rozpaczliwie głową.
-Ja już nie chcę.- Wychlipałam, kiedy szloch opuścił moje gardło. Justin pogłaskał lekko mocno posiniaczone żebra, kiedy starał się mnie uspokoić. Oddychałam nie równo, szybko, kiedy moja klatka piersiowa poruszała się w nienaturalnym tępie.
-Są naprawdę mocno poobijane, ale nie połamane.- Szepnął cicho, kiedy nie spodziewanie zjechał dłonią na niższe kości, dociskając lekko palce. Kolejna koszmarna fala bólu przeszła przez nie, kiedy spojrzałam na niego w szoku, jak najszybciej chcąc strącić jego dłonie. Drugą ręką, powstrzymał mnie, kiedy ponownie zawyłam z bólu.
-Justin przestań już!- Krzyknęłam, kiedy ściągnął ręce z moich żeber. Ściągnęłam bluzkę w dół, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami, kiedy usiadłam, podkulając kolana. Wytarłam oczy, ponownie patrząc na niego.
-Przepraszam Aby. Musiałem to sprawdzić, bo jeśli byłyby połamane, mogłyby wbić Ci się w płuca.-Spojrzał na mnie poważnie, kiedy poprawił się na siedzeniu. Pokiwałam głową, marszcząc brwi.
-Jesteś lekarzem?- Spytałam pociągając nosem. Chłopak zachichotał, kręcąc przecząco głową.
-Nie, ale kiedyś miałem połamane żebra, więc trochę się na nich znam.-Oblizał usta z uśmiechem, kiedy spojrzałam na niego nie dowierzając.
-Sam sprawdzałeś sobie żebra?!- Krzyknęłam kiedy patrzyłam na niego jak na idiotę. Jej, nie dość, że kurewsko przystojny, to jeszcze taki odporny...
-Długa historia, a jak wiesz, ja już kończę, więc nie zdążę Ci opowiedzieć.- Wstał, kiedy spojrzałam na niego.- Mimo, że twoje nie są połamane, i tak sądzę, że powinnaś iść z nimi do lekarza.- Mruknął zachrypniętym głosem, kiedy westchnęłam.
-Nie. Skoro nie są połamane, dam radę.- Wymusiłam uśmiech, kiedy odetchnęłam głęboko.- Dziękuje. Mimo wszystko.- Spojrzałam na niego porozumiewawczo, kiedy uśmiechnął się słodko.
-Swoją drogą, jesteś bardzo delikatna.- Zachichotał.- Trzymaj się, i w razie czego dzwoń.- Mruknął, kiedy ruszył do drzwi. Nie mogłam się powstrzymać, kiedy gryzłam wargę bijąc się z własnymi myślami.
-Justin!- Krzyknęłam, na co chłopak odwrócił się, posyłając mi pytające spojrzenie. Spuściłam wzrok, kiedy czułam, jak moje policzki robią się czerwone.
-Będziesz jutro?- Spytałam z nadzieją, nerwowo oblizując usta, kiedy starałam się zakryć moja twarz. Justin uśmiechnął się łobuzersko, kiedy spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
-Kurewsko uroczo się rumienisz.- Mrugnął wychodząc, kiedy zostawił mnie oniemiałą. Uśmiechnęłam się sama do siebie, patrząc na drzwi jeszcze z dobre pięć minut po jego wyjściu. Skrzywiłam lekko twarz, kiedy spojrzałam na telefon, który zawibrował oznaczając, że dostałam SMS-A
OD: Naj seksowniejszy chłopak na ziemi ;)
Odpowiadająca na pytanie, Tak. będę jutro ;)
Dopiero teraz spostrzegłam. jak zapisał się w moim telefanie, po czym prychnęłam. Uśmiechnęłam się.
Justin's POV.
Ruszyłem ku gabinetowi Jamesa, by powiedzieć mu, że na dziś już kończę. Dotarłem do głównego holu, myśląc o Aby. Mimo, że znałem ją od paru dni, zrobiło mi się jej dziś naprawdę szkoda. Mimo wszystko, martwiłem się o nią. Podeszła do mnie jakaś 15-16 letnia dziewczyna, uśmiechająca się zalotnie, na co przewróciłem oczami
-Hej, jesteś nowy? Wyglądasz bardzo dojrzale.- Zachichotała, starając się brzmieć seksownie, co nawet jej wychodziło...
-Nie kochanie, jestem wolontariuszem.- Mrugnąłem do niej, na co ponownie zachichotała jak typowa nastolatka.
-Tak? A po co?- Drążyła temat, kiedy ja usiłowałem wydostać się z tej popieprzonej sytuacji. Jeśli nastolatki w tym wieku zachowują się tak, nie chcę wiedzieć, co będzie za następnych parę pokoleń... Ale muszę przyznać, że była niezła.
-Kicia nie interesuj się tak. Po prostu pomagam, zabronione?- Włożyłem ręce do kieszeni. Położyła swoją dłoń na moim ramieniu, uśmiechając się dość nie zgrabnie. Zachichotałem pod nosem. Nowicjuszka. W tym momęcie wiedziałem, do czego zmierza, co było właściwie pewne, odkąd tylko odezwała się do mnie. Skrzywiłem się lekko, gdyż mam dziewczynę.
-Wybacz kochanie, nic z tego.- Strąciłem jej dłoń, chcąc w końcu uwolnić się od tej szczeniary. Ruszyłem przed siebie, trącając ją lekko ramieniem, co akurat zrobiłem przypadkowo.
-Hej! Zaczekaj!- Krzyknęła za mną, na co odruchowo odwróciłem się. Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią wyczekująco.- Jakby co, mieszkam pod 37.- Tym razem ona mrugnęła do mnie. Mała dziwka. Zaraz, zaraz 37? Te majtki pewnie były jej... Ruszyła schodami na górę, kręcąc biodrami. Byłbym idiotą, gdybym nie skorzystał z okazji, i nie popatrzył. No co? Jestem tylko facetem. Przypomniałem sobie, o pytaniu Aby, na które nie odpowiedziałem, więc postanowiłem wysłać jej SMS-A. Polubiłem ją. Była taka spokojna... inna.
DO: Aby.
Odpowiadając na pytanie, tak. Będę jutro ;)
Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc jaka będzie jej reakcja....
Wszedłem do swojego domu a właściwie willi, nie zastając nikogo. Czego się spodziewałem? Że Layla będzie czekać na mnie z obiadkiem? Pokręciłem głową przewracając oczami. Westchnąłem, wyciągając mojego I phone'a z kieszeni moich czarnych spodni. Wybrałem numer do do mojego najlepszego kumpla, a zarazem wspólnika w firmie... Ryana. Po paru sygnałach, odebrał
-Siema stary wpadniesz?- Ruszyłem w stronę kuchni, włączając po drodze telewizor.
-Jasne, stało się coś- Spytał zdyszany, na co zaśmiałem się, gdyż były dwie opcje tego. Albo był na siłowni, albo z jakąś laską.
-Nie, ale dziś mecz kurwa! Jak w ogóle mogłeś zapomnieć?!- Warknołem z wyrzutem, kiedy otworzyłem lodówkę, biorąc z niej puszkę Coca- coli.
-Weź się tak nie spinaj, bo Ci gacie pierdolną.- Zaśmiał się, na co parsknąłem zamykając lodówkę.- Wstąpię po drodze po piwo.
-Po pierwsze, mogą pierdolnąć, ale na pewno nie od spiny, tylko od czegoś innego, a po drugie, czytasz mi w myślach.- Zaśmiałem się do telefonu, kiedy to samo usłyszałem po drogiej stronie w wykonaniu Ryana.
-Ta, będę za niedługo.- Rozłączył się, kiedy usiadłem na na białej kanapie, włączając kanał, na którym za czterdzieści minut, ma się odbyć jeden z najważniejszych meczy w tym sezonie.
Westchnąłem, słuchając informacji dotyczących dzisiejszego meczu, i jak wielkie emocje nas czekają, co w sumie zawsze mnie wkurwiało. W między czasie, postanowiłem zadzwonić do Aby. Chciałem się upewnić, że jest z nią w miarę ok... Ponownie chwyciłem mój telefon, który leżał obok mnie, kiedy szukałem odpowiedniego numeru. Dosłownie po jednym sygnale odebrała. Zaśmiałem się.
-Halo?- Usłyszałem jej piękny głosik, na co uśmiechnąłem się lekko. Był strasznie nie pewny, jakby... bolący?
-Hej Aby, wszystko ok?- Spytałem marszcząc brwi, kiedy oblizałem usta. Przejechałem dłonią po twarzy, upijając łyk z otwartej puszki.
-T...tak.- Jęknęła cicho, co oznaczało, że wciąż ją boli. Dziwiłem się, czemu nie chce iść do lekarza. W ogóle dlaczego ktoś ją tknął?
-Bardzo Cię boli kochanie?- Spytałem zatroskanym głosem, kiedy w ogóle tak naprawdę wciąż nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc...
-Nie przejmuj się. Przejdzie.- Mruknęła, kiedy przęknęła ślinę chcąc brzmieć znajomo, ale ja doskonale słyszałem, jak wręcz dławi się łzami...
-Aby, jakby było naprawdę źle, dzwoń kiedy chcesz.- Powiedziałem powoli, by upewnić się, że dobrze słyszy.
-O...Ok, dziękuje Justin.- Mruknęła wdzięcznym głosem, kiedy rozłączyła się. Westchnąłem, odkładając telefon, kiedy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Wiedziałem, że to Ryan.
-Właź!- Krzyknąłem, kiedy nawet nie myślałem o tym, by mu otworzyć. Usłyszałem otwierające się drzwi, oraz kroki, pomieszane z dźwiękiem obijającego się szkła, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
-Tak ciężko ruszyć dupę, Bieber?- Warknął, kiedy podszedł do mnie starając reklamówkę z czterema piwami, kiedy posłałem mu kpiący uśmieszek, i parsknąłem.
-Tak, ciężko.- Odparłem obojętnie, kiedy sięgnąłem po jedno z piw, otwierając je. Położyłem nogi na stolik, opierając się o kanapę, kiedy Ryan usiadł obok, biorąc piwo. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk, otwieranej puszki, kiedy spojrzał na mnie.
-Opowiadaj.- Westchnął, kiedy spojrzał w telewizor, wzdychając. Spojrzałem na niego pytająco, marszcząc brwi.
-Co mam opowiadać?- Parsknąłem, pijąc kolejny łyk, kiedy również zawiesiłem wzrok w telewizji, gdzie powoli zaczynał się mecz.
-No, jak tam w tym całym domu dziecka? W ogóle uważam, że to strata czasu.- Mruknął obojętnie, dalej skupiając wzrok na ekranie. Przewróciłem oczami, zaciskając usta w linkę.
-A co chcesz wiedzieć?- Przechyliłem głowę w jego kierunku, kiedy po chwili znów na telewizor. Bardzo duży, plazmowy telewizor...
-Co robiłeś.-Westchnął.- W ogóle po jakiego chuja tam polazłeś?
-Ryan kurwa, mówiłem Ci, że nie wiem! Po prostu chcę pomóc, takie trudne do zrozumienia?!- Warknąłem, kiedy uniósł ręce w geście obronnym.
-Dobra, nie wściekaj się.- Parsknął, kiedy posłałem mu mordercze spojrzenie. Ponownie upiłem łyk, patrząc na Ryana.
-Zmieniałem pościel, poznałem taką jedną Abygail, a na koniec jakaś szesnastolatka chciała zaciągnąć mnie do łóżka. Nic ciekawego.- Parsknąłem z sarkazmem, kiedy ponownie przewróciłem oczami, kręcąc z rozbawieniem głową.
-I nie mów, że nie skorzystałeś?!- Spojrzał na mnie jak na debila, który ma pięć głów, kiedy parsknął, z powrotem przenosząc wzrok na rozgrywający się mecz piłki nożnej.- No kurwa strzelaj!- Warknął wymachując rękoma do ekranu, na co zaśmiałem się.
-Nie, nie skorzystałem, gdyż ma tylko szesnaście lat, i mam dziewczynę.- Odparłem.
-Dziewczynę sukę, która pieprzy się za twoimi plecami.- Popatrzył na mnie pogardliwie, kiedy syknął, gdy bramkarz naszej Drużyny przepuścił piłkę. Spojrzałem na niego groźnie, kiedy przygryzłem wargę.
-Ja pierdole, zamknij się Ryan!
-Nie rozumiem tylko, czemu tak bardzo jej ufasz!- Zakończyliśmy rozmowę, kiedy nie odezwałem się już. Ja jednak nie mogłem skupić się na meczu, kiedy słowa Ryana, wciąż krążyły w moich myślach. " Która pieprzy się za moimi plecami..." Wiedziałem, że lubi wydawać moją kasę, byłem w stanie się do tego przyzwyczaić. Ale nie dopuszczałem do siebie myśli o zdradzie, co jest najgorszą rzeczą w związku. Layla, nie zdradziłaby mnie...
_____________________________________________________________________
Cześć pyszczki, postanowiłam zrobić wam niespodziankę, i znalazłam chwilę czasu (dwa dni :D) na przepisanie rozdziału. Właśnie piszę już 20, więc trochę napięty grafik mam ;p A co do 4 rozdziału, myślę, że tak pojawi się 16-17 sierpnia, więc tu się nic nie zmieni :) JEŚLI DOCENIASZ CUDZĄ PRACĘ, PROSZĘ SKOMENTUJ, GDYŻ NIE WIEM, CZY PODOBA WAM SIĘ. A naprawdę wasza opinia jest dla mnie ważna :) Do następnegooo!
"Layla nie zdradziłaby mnie..."
Abgail's POV.
Łkając cichutko, mozolnym krokiem szłam w stronę domu. Trzymałam dłoń na obolałych oraz posiniaczonych miejscach na żebrach, które dawały o sobie znać niemiłosiernie. Na ostatniej lekcji myślałam, że są połamane. Nie umiałam wysiedzieć w ławce wiercąc się co chwilę. Nie jestem typem osoby, która po jakichś przypadkach w jej życiu, chwyta za żyletkę tnąc swój nadgarstek lub inne części ciała, mięso, lub ucieka. Dlatego nawet przez myśl nie przeszło mi, by uciekać z lekcji.
Tak, ale uciekając z Cuperem nie miałaś z tym problemu...
Olałam kolejne wywody mojej pod świadomości i starając się zahamować łzy, szłam dalej... Byłam tak blisko, kiedy czułam, że za chwilę po prostu upadnę na ziemię wybuchając płaczem. Spuszczałam głowę za każdym razem, kiedy mijałam kogoś. Odwracałam wzrok, kiedy dostawałam ciekawskie spojrzenia. Nie chciałam pokazywać słabości. Tak zawsze powtarzał mi Alec. Jeden z opiekunów, który czasami był dla mnie jak ojciec. Zbliżając się, zwolniłam by wytrzeć łzy. Wytarłam mokre policzki, poprawiłam włosy, kiedy ruszyłam do drzwi. Ściągając rękę z żeber, zacisnęłam mocno zęby oraz oczy, kiedy weszłam do środka, gdzie jak zwykle pachniało zupą. Nawet nie rozpoznałam jej, skupiając się tylko na schodach, kiedy chciałam być już w swoim pokoju. Ruszyłam na górę. Bardzo ciężko było mi na dodatek z torbą pełną książek, które obijały się o moje żebra. Tym razem nie mogłam się pohamować, kiedy zawyłam z bólu a łzy chcąc nie chcąc zatopiły moje policzki. Idąc powolutku, stawiałam kroczek za krokiem, patrząc uważnie na schody przed moimi stopami, kiedy moją widoczność ograniczały mgliste łzy. Usłyszałam skrzypienie za sobą, co oznaczało, że ktoś szedł za mną. Błagam, niech to nie będzie żaden opie...
-Aby?- Ten cudowny miękki głos... czułam jak ślina uwięzła mi w gardle.- Skarbie, coś się stało?- Spytał pełen troski, kiedy położył dłoń na moim ramieniu. Syknęłam cicho, kiedy spojrzałam na niego cała zapłakana. Trzymałam się poręczy, drugą rękę na brzuchu. Wyglądałam żałośnie...
-Nie... wszystko ok.- Wychlipałam cicho, wycierając oczy. Przygryzłam wargę, spuszczając spojrzenie.
-Kurwa kto Ci to zrobił?!- Spojrzał w szoku na mój policzek, kiedy bardzo delikatnie położył na nim dłoń, gładząc go lekko kciukiem. Cholera... zapomniałam o policzku. Jego oczy były pełne troski... Boże, był tak blisko mnie, że mogłam wręcz poczuć jego miętowy oddech na mojej twarzy. Nie odpowiedziałam nic, po prostu patrząc na jego piękną twarz jak idiotka.
Żebra już Cię nie bolą?!
-Możesz iść?- Spytał, kiedy przejechał swoim zgrabnym językiem po dolnej wardze. Mmmm... Kiwnęłam niepewnie głową, starając się wejść na kolejny stopień. Bolało mnie dosłownie całe ciało. Joela i Caitlin na policzku i żebrach nie skończyły... Postawiłam nogę, kiedy miałam się podciągnąć, nie dałam rady. Noga lekko się przekręciła, kiedy syknęłam. Myślałam, że spadnę, kiedy pod plecami poczułam silną rękę nie należącą do nikogo innego jak Justina rękę.
-Chodź, pomogę Ci.- Chwycił ostrożnie moją dłoń, kiedy poczułam na niej ciepło rozchodzące się wzdłuż mojego ciała, kiedy przerzucił ją sobie przez kark, kiedy drugą trzymałam się poręczy.Druga ręka Justina, spoczęła na mojej tali, podtrzymując mnie. Poczułam się tak... bezpiecznie? Szliśmy powoli na drugie piętro.
-Dziękuje.- Szepnęłam, trzymając się. Jęknęłam, zaciskając usta w cienką linkę, kiedy ponownie źle stanęłam. Jednak nie było możliwości, bym spadła...
-Aby, wiem, że się nie znamy i w ogóle, ale masz jakieś problemy?- Szepnął, kiedy spojrzał w moją twarz. W moich oczach wciąż były łzy, które nieco zamazywały mi widoczność. Przygryzłam mocniej wargę, by nie wypłynęły.
-Justin, jest naprawdę ok. Przewróciłam się i...
-Tak, i niby mam uwierzyć w to, że przewracając się uderzyłaś policzkiem o ziemię?- Spytał nie dowierzając, jak i z nutką złości. Westchnęłam, spuszczając spojrzenie w zażenowaniu.
-Potrafię być naprawdę niezdarna...- Posłałam mu nieśmiały uśmiech, kiedy spojrzałam w jego przepiękne duże oczy. Były takie, hipnotyzujące. Czułam, jak kolana uginają się pode mną jeszcze bardziej.
Dziewczyno, powtarzasz się.
Mój komentarz na temat jak piękne są oczy w które właśnie patrzę, i te same, które patrzą na mnie nie mógł umknąć tej suce. Mojej chorej pod świadomości. Gdy zorientowałam się, ile na niego patrzę, szybko odwróciłam wzrok w zakłopotaniu, kiedy moje policzki oblała fala gorąca. Oczywiście zakryłam twarz włosami Miałam wrażenie, że droga do mojego pokoju ciągnie się w nie skończoność.
Nie idiotko, to ty idziesz jak ślimak.
Ta suka, chyba się dziś nie zamknie. W końcu dotarliśmy przed drzwi do mojego pokoju. Justin otworzył mi je. Miałam wrażenie, że moje żebra po prostu zapadają się. Jęknęłam głośno, kiedy ponownie położyłam na nich rękę. Jedna łza spłynęła po moim wciąż wilgotnym policzku. Justin ruszył w stronę mojego łóżka, a w mojej głowie od razu pojawiły się głupkowate myśli. Gdybyśmy byli w innej sytuacji, zaśmiałabym się. Jestem taka głupia. Żebra nie pozwalały mi swobodnie oddychać. Justin przełożył moją rękę, kiedy usiadłam ostrożnie na łóżku, nie chcąc zadać sobie większego bólu.
-Dziękuje...-Szepnęłam cichutko, patrząc w podłogę, w czasie kiedy chłopak usiadł obok mnie na łóżku, wypalając dziurę w mojej twarzy. To takie żenujące...
-Nie ma problemu,- Uśmiechnął się ślicznie, na co przygryzłam wargę.- Słuchaj, gdybyś miała jakiś problem, możesz zadzwonić.- Oblizał wargę patrząc na mnie uważnie.
-Ale nie mam twojego numeru telefonu!- Podniosłam szybko głowę, mówiąc to o wiele za szybko, niż chciałam. Spuściłam zażenowana głowę, rumieniąc się.
Opanuj się!
Justin uśmiechnął się łobuzersko, kiedy parsknął cicho. Posłałam mu jedno krótkie, oburzone spojrzenie, po czym odwróciłam wzrok. Teraz naprawdę czułam się zawstydzona.
-Trzeba było poprosić od razu, jeśli chciałaś.- Zachichotał słodko, kiedy sięgnął do kieszeni.
-Daj swój telefon.- Wychrypiał, kiedy przeszły mnie ciarki. Bez zastanowienia nie zgrabnie wyciągnęłam z kieszeni mój telefon. Trzęsącą się ręką, podałam mu go, kiedy zacisnęłam usta w cienką linkę. Jak on mógł być taki spokojny?! Chwycił go, ewidentnie się ze mnie śmiejąc. Spuściłam głowę ze wstydem. Dlaczego wstydem?! To jakaś paranoja. Jęknęłam, kiedy żebra nie przestawały boleć. Zacisnęłam lekko oczy, powstrzymując więcej jęków, które chciały wydostać się z mojego gardła. Spojrzałam na telefon w jego dłoni, a moje serce niemal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Sposób, w jaki trzymał ten pieprzony telefon... Robił to cholernie seksownie, a może miał wprawę? Zaśmiałam się mimo wszystko. Skąd mam takie idiotyczne myśli?! Może dlatego, że wyobrażam sobie, że trzyma coś innego? Kurwa, dosyć. Starałam się z całych sił nie zaśmiać, gdyż wiem, że żebra nie pozwoliły by mi na to.
Właśnie! Skup się na żebrach, a nie na tym, co trzyma w rękach!
Justin spojrzał na mnie przenikliwie, kiedy podał mi telefon uśmiechając się w cholernie seksowny sposób. Chciałam wstać, ale momętalnie pożałowałam tego, kiedy syknęłam cicho, siadając z powrotem. Położyłam dłoń na brzuchu, kiedy nie mogąc się już powstrzymać, wypuściłam dość głośne jęknięcie.
-Jest ok? Może powinnaś iść z tym do lekarza?
-Nie!- Szybko podniosłam głowę, patrząc na niego z powiększonymi źrenicami.- Nie ma mowy, o żadnym lekarzu.- Pokręciłam przecząco głową, kiedy westchnęłam.
-Ale jak to coś powarzonego? Może są połamane?- Spojrzał z przejęciem na moją dłoń na brzuchu, kiedy oblizał usta, wbijając zęby w dolną wargę. Nie umiem opisać, jak niesamowicie wyglądało to w jego wykonaniu.
-Justin, naprawdę jest ok. Dziękuję. Nie trzeba.- Zaprzeczyłam.
-Ok.- Westchnął.- Ale jakby coś, to dzwoń. Słuchaj za pół godziny kończę i spadam. Może mam zostać, i Ci pomóc?- Spytał, kiedy bacznie obserwował mój brzuch. Chciałam, żeby został, ale ma swoje życie. Nigdy nie zgodziłabym się na to.
-Nie Justin. Idź do domu.- Zapewniłam, posyłając mu lekki uśmiech. Spojrzał na mnie sceptycznie, kiedy westchnął.
-Mogę je chociaż zobaczyć?- Szepnął, posyłają mi uśmiech, kiedy uniósł brew do góry. Spojrzałam na niego lekko wystraszona, kiedy przeniosłam wzrok na swoje buty. Przęknęłam głośno wielką gulę śliny, która utkwiła w moi gardle, kiedy spojrzałam ponownie na chichoczącego Justina.- Spokojnie. Nie wiem, czy już Ci to kiedyś mówiłem, ale nie zamierzam Cię zgwałcić.- Zapewnił uśmiechając się, ukazując swoje lekkie dołeczki. Zaśmiałam się cicho, kiedy spuściłam głowę.
-Tak mówiłeś.-Zachichotałam.-Ale nie o to chodzi. One strasznie bolą, a ty...
-Będę delikatny.- Zapewnił, oblizując wargę. W sumie, czemu nie? Lekko niepewnie pokiwałam głową, kiedy chłopak wstał. Spojrzałam na niego z dołu, kiedy przygryzłam wargę.
-Połóż się, i podciągnij lekko bluzkę.- Szepnął, patrząc na mnie oniemiałą. Posłał mi łobuzerski uśmiech, kiedy widział moje za czerwienione policzki.- Odsłoń żebra, żebym mógł je zobaczyć.- Zachichotał, kiedy westchnęłam. Położyłam się, unosząc lekko bluzkę, kiedy czułam jak z każdym moim ruchem robię się coraz bardziej zażenowana. Przygryzłam lekko wargę, kiedy spojrzał na moją twarz z lekkim uśmiechem.- Nie stresuj się skarbie.- Mrugnął, kiedy posłałam mu oburzone spojrzenie, kiedy syknęłam cicho, gdy podniosłam bluzkę na wysokość piersi, odsłaniając żebra. Czułam się strasznie zażenowana, ale bałam się również, czy nie jest bardzo źle.
-Teraz trochę zaboli.- Szepnął, kiedy delikatnie przyłożył dłoń do jednego z żeber. Zacisnęłam mocno oczy, kiedy nie wyobrażalny ból przeszedł przez moje ciało. Nabrałam gwałtownie powietrza, kiedy docisnął palce minimalnie mocniej, kiedy w moich oczach pojawiły się łzy.
-Boli.-Odparłam, kiedy przygryzłam wargę.- Chłopak westchnął, kiedy usiadł na brzegu łóżka, ściągając rękę z mniej poobijanego żebra.
-Te nie są połamane.- Oblizał usta, przykładając rękę nico niżej, sprawdzając kolejne kości. Jęknęłam głośno, kiedy kolejna fala bólu przeszła przeze mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, kiedy zamknęłam oczy. Poczułam ciepłą dłoń na policzku, która należała do Justina, uchyliłam lekko oczy, kiedy przejechał po nim kciukiem, wycierając go.
-Wiem, że boli skarbie. Jeszcze jedne.- Mruknął, kiedy westchnął oblizując wargę. Szybko pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego błagająco.
-Nie! Proszę nie chcę już.- Zacisnęłam oczy, kiedy więcej łez płynęło po moich policzkach. Skrzyżowałam delikatnie ręce, zasłaniając przed nim moje żebra. Chłopak, chwycił moje ręce, próbując je zdjąć.
-Aby, jeżeli nie pozwolisz mi ich zobaczyć, osobiście zawołam Ci lekarza, więc lepiej zastanów się.- Spojrzał na mnie ostrzegawczo, kiedy ściągnęłam jedną rękę, wycierając nią mokre oczy, Przygryzłam wargę.
-Ale...
-Aby proszę.- Spojrzał na mnie proszącym wzrokiem, kiedy faktycznie chciał mi pomóc. Jednak za bardzo bolało. Skoro te mniej poobijane zadały mi aż tyle bólu, nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak będzie z drugimi, które bolą tak samo, bez nawet dotykania ich.
-Ale zrób to delikatniej!- Zapłakałam, kiedy moje policzki były już całe mokre. Spojrzał na mnie ze współczuciem, kiedy westchnął.
-Nie mogę delikatniej. Muszę sprawdzić. Aby pozwól mi.- Spojrzał na mnie, kiedy ponownie chwycił moje ręce, kiedy zaciskając oczy, pozwoliłam mu je ściągnąć z żeber. Przejechał teraz po prawych żebrach opuszkami palców, kiedy mój oddech przyśpieszył, przez co zaczęły boleć mocniej. Więcej łez ograniczyło moją widoczność, kiedy przygotowałam się na mocniejszy dotyk. Po chwili nastąpił. Moje źrenice rozszerzyły się, kiedy krzyknęłam. Zakryłam usta dłonią, odchylając głowę do tyłu. Łzy dosłownie zatopiły moje policzki, kiedy wierciłam się pod dłonią chłopaka. Jeszcze większy przeszywający ból płynął razem z jego dotykiem.
-Justin!- Krzyknęłam rozpaczliwie, kiedy delikatnie położył dłoń na obolałych, posiniaczących miejscach, patrząc wprost w moje załzawione oczy.
-Shhh... Jeszcze chwila skarbie.- Pogłaskał mój policzek kiedy pokręciłam rozpaczliwie głową.
-Ja już nie chcę.- Wychlipałam, kiedy szloch opuścił moje gardło. Justin pogłaskał lekko mocno posiniaczone żebra, kiedy starał się mnie uspokoić. Oddychałam nie równo, szybko, kiedy moja klatka piersiowa poruszała się w nienaturalnym tępie.
-Są naprawdę mocno poobijane, ale nie połamane.- Szepnął cicho, kiedy nie spodziewanie zjechał dłonią na niższe kości, dociskając lekko palce. Kolejna koszmarna fala bólu przeszła przez nie, kiedy spojrzałam na niego w szoku, jak najszybciej chcąc strącić jego dłonie. Drugą ręką, powstrzymał mnie, kiedy ponownie zawyłam z bólu.
-Justin przestań już!- Krzyknęłam, kiedy ściągnął ręce z moich żeber. Ściągnęłam bluzkę w dół, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami, kiedy usiadłam, podkulając kolana. Wytarłam oczy, ponownie patrząc na niego.
-Przepraszam Aby. Musiałem to sprawdzić, bo jeśli byłyby połamane, mogłyby wbić Ci się w płuca.-Spojrzał na mnie poważnie, kiedy poprawił się na siedzeniu. Pokiwałam głową, marszcząc brwi.
-Jesteś lekarzem?- Spytałam pociągając nosem. Chłopak zachichotał, kręcąc przecząco głową.
-Nie, ale kiedyś miałem połamane żebra, więc trochę się na nich znam.-Oblizał usta z uśmiechem, kiedy spojrzałam na niego nie dowierzając.
-Sam sprawdzałeś sobie żebra?!- Krzyknęłam kiedy patrzyłam na niego jak na idiotę. Jej, nie dość, że kurewsko przystojny, to jeszcze taki odporny...
-Długa historia, a jak wiesz, ja już kończę, więc nie zdążę Ci opowiedzieć.- Wstał, kiedy spojrzałam na niego.- Mimo, że twoje nie są połamane, i tak sądzę, że powinnaś iść z nimi do lekarza.- Mruknął zachrypniętym głosem, kiedy westchnęłam.
-Nie. Skoro nie są połamane, dam radę.- Wymusiłam uśmiech, kiedy odetchnęłam głęboko.- Dziękuje. Mimo wszystko.- Spojrzałam na niego porozumiewawczo, kiedy uśmiechnął się słodko.
-Swoją drogą, jesteś bardzo delikatna.- Zachichotał.- Trzymaj się, i w razie czego dzwoń.- Mruknął, kiedy ruszył do drzwi. Nie mogłam się powstrzymać, kiedy gryzłam wargę bijąc się z własnymi myślami.
-Justin!- Krzyknęłam, na co chłopak odwrócił się, posyłając mi pytające spojrzenie. Spuściłam wzrok, kiedy czułam, jak moje policzki robią się czerwone.
-Będziesz jutro?- Spytałam z nadzieją, nerwowo oblizując usta, kiedy starałam się zakryć moja twarz. Justin uśmiechnął się łobuzersko, kiedy spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
-Kurewsko uroczo się rumienisz.- Mrugnął wychodząc, kiedy zostawił mnie oniemiałą. Uśmiechnęłam się sama do siebie, patrząc na drzwi jeszcze z dobre pięć minut po jego wyjściu. Skrzywiłam lekko twarz, kiedy spojrzałam na telefon, który zawibrował oznaczając, że dostałam SMS-A
OD: Naj seksowniejszy chłopak na ziemi ;)
Odpowiadająca na pytanie, Tak. będę jutro ;)
Dopiero teraz spostrzegłam. jak zapisał się w moim telefanie, po czym prychnęłam. Uśmiechnęłam się.
Justin's POV.
Ruszyłem ku gabinetowi Jamesa, by powiedzieć mu, że na dziś już kończę. Dotarłem do głównego holu, myśląc o Aby. Mimo, że znałem ją od paru dni, zrobiło mi się jej dziś naprawdę szkoda. Mimo wszystko, martwiłem się o nią. Podeszła do mnie jakaś 15-16 letnia dziewczyna, uśmiechająca się zalotnie, na co przewróciłem oczami
-Hej, jesteś nowy? Wyglądasz bardzo dojrzale.- Zachichotała, starając się brzmieć seksownie, co nawet jej wychodziło...
-Nie kochanie, jestem wolontariuszem.- Mrugnąłem do niej, na co ponownie zachichotała jak typowa nastolatka.
-Tak? A po co?- Drążyła temat, kiedy ja usiłowałem wydostać się z tej popieprzonej sytuacji. Jeśli nastolatki w tym wieku zachowują się tak, nie chcę wiedzieć, co będzie za następnych parę pokoleń... Ale muszę przyznać, że była niezła.
-Kicia nie interesuj się tak. Po prostu pomagam, zabronione?- Włożyłem ręce do kieszeni. Położyła swoją dłoń na moim ramieniu, uśmiechając się dość nie zgrabnie. Zachichotałem pod nosem. Nowicjuszka. W tym momęcie wiedziałem, do czego zmierza, co było właściwie pewne, odkąd tylko odezwała się do mnie. Skrzywiłem się lekko, gdyż mam dziewczynę.
-Wybacz kochanie, nic z tego.- Strąciłem jej dłoń, chcąc w końcu uwolnić się od tej szczeniary. Ruszyłem przed siebie, trącając ją lekko ramieniem, co akurat zrobiłem przypadkowo.
-Hej! Zaczekaj!- Krzyknęła za mną, na co odruchowo odwróciłem się. Zmarszczyłem brwi, patrząc na nią wyczekująco.- Jakby co, mieszkam pod 37.- Tym razem ona mrugnęła do mnie. Mała dziwka. Zaraz, zaraz 37? Te majtki pewnie były jej... Ruszyła schodami na górę, kręcąc biodrami. Byłbym idiotą, gdybym nie skorzystał z okazji, i nie popatrzył. No co? Jestem tylko facetem. Przypomniałem sobie, o pytaniu Aby, na które nie odpowiedziałem, więc postanowiłem wysłać jej SMS-A. Polubiłem ją. Była taka spokojna... inna.
DO: Aby.
Odpowiadając na pytanie, tak. Będę jutro ;)
Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc jaka będzie jej reakcja....
Wszedłem do swojego domu a właściwie willi, nie zastając nikogo. Czego się spodziewałem? Że Layla będzie czekać na mnie z obiadkiem? Pokręciłem głową przewracając oczami. Westchnąłem, wyciągając mojego I phone'a z kieszeni moich czarnych spodni. Wybrałem numer do do mojego najlepszego kumpla, a zarazem wspólnika w firmie... Ryana. Po paru sygnałach, odebrał
-Siema stary wpadniesz?- Ruszyłem w stronę kuchni, włączając po drodze telewizor.
-Jasne, stało się coś- Spytał zdyszany, na co zaśmiałem się, gdyż były dwie opcje tego. Albo był na siłowni, albo z jakąś laską.
-Nie, ale dziś mecz kurwa! Jak w ogóle mogłeś zapomnieć?!- Warknołem z wyrzutem, kiedy otworzyłem lodówkę, biorąc z niej puszkę Coca- coli.
-Weź się tak nie spinaj, bo Ci gacie pierdolną.- Zaśmiał się, na co parsknąłem zamykając lodówkę.- Wstąpię po drodze po piwo.
-Po pierwsze, mogą pierdolnąć, ale na pewno nie od spiny, tylko od czegoś innego, a po drugie, czytasz mi w myślach.- Zaśmiałem się do telefonu, kiedy to samo usłyszałem po drogiej stronie w wykonaniu Ryana.
-Ta, będę za niedługo.- Rozłączył się, kiedy usiadłem na na białej kanapie, włączając kanał, na którym za czterdzieści minut, ma się odbyć jeden z najważniejszych meczy w tym sezonie.
Westchnąłem, słuchając informacji dotyczących dzisiejszego meczu, i jak wielkie emocje nas czekają, co w sumie zawsze mnie wkurwiało. W między czasie, postanowiłem zadzwonić do Aby. Chciałem się upewnić, że jest z nią w miarę ok... Ponownie chwyciłem mój telefon, który leżał obok mnie, kiedy szukałem odpowiedniego numeru. Dosłownie po jednym sygnale odebrała. Zaśmiałem się.
-Halo?- Usłyszałem jej piękny głosik, na co uśmiechnąłem się lekko. Był strasznie nie pewny, jakby... bolący?
-Hej Aby, wszystko ok?- Spytałem marszcząc brwi, kiedy oblizałem usta. Przejechałem dłonią po twarzy, upijając łyk z otwartej puszki.
-T...tak.- Jęknęła cicho, co oznaczało, że wciąż ją boli. Dziwiłem się, czemu nie chce iść do lekarza. W ogóle dlaczego ktoś ją tknął?
-Bardzo Cię boli kochanie?- Spytałem zatroskanym głosem, kiedy w ogóle tak naprawdę wciąż nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc...
-Nie przejmuj się. Przejdzie.- Mruknęła, kiedy przęknęła ślinę chcąc brzmieć znajomo, ale ja doskonale słyszałem, jak wręcz dławi się łzami...
-Aby, jakby było naprawdę źle, dzwoń kiedy chcesz.- Powiedziałem powoli, by upewnić się, że dobrze słyszy.
-O...Ok, dziękuje Justin.- Mruknęła wdzięcznym głosem, kiedy rozłączyła się. Westchnąłem, odkładając telefon, kiedy w domu rozległ się dzwonek do drzwi. Wiedziałem, że to Ryan.
-Właź!- Krzyknąłem, kiedy nawet nie myślałem o tym, by mu otworzyć. Usłyszałem otwierające się drzwi, oraz kroki, pomieszane z dźwiękiem obijającego się szkła, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
-Tak ciężko ruszyć dupę, Bieber?- Warknął, kiedy podszedł do mnie starając reklamówkę z czterema piwami, kiedy posłałem mu kpiący uśmieszek, i parsknąłem.
-Tak, ciężko.- Odparłem obojętnie, kiedy sięgnąłem po jedno z piw, otwierając je. Położyłem nogi na stolik, opierając się o kanapę, kiedy Ryan usiadł obok, biorąc piwo. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk, otwieranej puszki, kiedy spojrzał na mnie.
-Opowiadaj.- Westchnął, kiedy spojrzał w telewizor, wzdychając. Spojrzałem na niego pytająco, marszcząc brwi.
-Co mam opowiadać?- Parsknąłem, pijąc kolejny łyk, kiedy również zawiesiłem wzrok w telewizji, gdzie powoli zaczynał się mecz.
-No, jak tam w tym całym domu dziecka? W ogóle uważam, że to strata czasu.- Mruknął obojętnie, dalej skupiając wzrok na ekranie. Przewróciłem oczami, zaciskając usta w linkę.
-A co chcesz wiedzieć?- Przechyliłem głowę w jego kierunku, kiedy po chwili znów na telewizor. Bardzo duży, plazmowy telewizor...
-Co robiłeś.-Westchnął.- W ogóle po jakiego chuja tam polazłeś?
-Ryan kurwa, mówiłem Ci, że nie wiem! Po prostu chcę pomóc, takie trudne do zrozumienia?!- Warknąłem, kiedy uniósł ręce w geście obronnym.
-Dobra, nie wściekaj się.- Parsknął, kiedy posłałem mu mordercze spojrzenie. Ponownie upiłem łyk, patrząc na Ryana.
-Zmieniałem pościel, poznałem taką jedną Abygail, a na koniec jakaś szesnastolatka chciała zaciągnąć mnie do łóżka. Nic ciekawego.- Parsknąłem z sarkazmem, kiedy ponownie przewróciłem oczami, kręcąc z rozbawieniem głową.
-I nie mów, że nie skorzystałeś?!- Spojrzał na mnie jak na debila, który ma pięć głów, kiedy parsknął, z powrotem przenosząc wzrok na rozgrywający się mecz piłki nożnej.- No kurwa strzelaj!- Warknął wymachując rękoma do ekranu, na co zaśmiałem się.
-Nie, nie skorzystałem, gdyż ma tylko szesnaście lat, i mam dziewczynę.- Odparłem.
-Dziewczynę sukę, która pieprzy się za twoimi plecami.- Popatrzył na mnie pogardliwie, kiedy syknął, gdy bramkarz naszej Drużyny przepuścił piłkę. Spojrzałem na niego groźnie, kiedy przygryzłem wargę.
-Ja pierdole, zamknij się Ryan!
-Nie rozumiem tylko, czemu tak bardzo jej ufasz!- Zakończyliśmy rozmowę, kiedy nie odezwałem się już. Ja jednak nie mogłem skupić się na meczu, kiedy słowa Ryana, wciąż krążyły w moich myślach. " Która pieprzy się za moimi plecami..." Wiedziałem, że lubi wydawać moją kasę, byłem w stanie się do tego przyzwyczaić. Ale nie dopuszczałem do siebie myśli o zdradzie, co jest najgorszą rzeczą w związku. Layla, nie zdradziłaby mnie...
_____________________________________________________________________
Cześć pyszczki, postanowiłam zrobić wam niespodziankę, i znalazłam chwilę czasu (dwa dni :D) na przepisanie rozdziału. Właśnie piszę już 20, więc trochę napięty grafik mam ;p A co do 4 rozdziału, myślę, że tak pojawi się 16-17 sierpnia, więc tu się nic nie zmieni :) JEŚLI DOCENIASZ CUDZĄ PRACĘ, PROSZĘ SKOMENTUJ, GDYŻ NIE WIEM, CZY PODOBA WAM SIĘ. A naprawdę wasza opinia jest dla mnie ważna :) Do następnegooo!
czwartek, 7 sierpnia 2014
Znów zawodzę
Słuchajcie pyszczki, nie będzie mnie znów do przynajmniej 15 sierpnia. :( Wiem, znów wygąda to tak, jakbym was zlewała, ale uwierzcie, nie jest tak. Rozdział dodam naj prawdopodobniej 16, lub 17 sierpnia :) Kocham.
PS. Dzięki za miłe komy. Nawet nie wiecie, jak wielką radość mi sprawiacie.
PS. Dzięki za miłe komy. Nawet nie wiecie, jak wielką radość mi sprawiacie.
sobota, 2 sierpnia 2014
Rozdział 2
"Po czym to wnioskuję? Choćby po czerwonych stringach na żyrandolu..."
Siedziałam właśnie w klasie geograficznej, słuchając nawet nie wiem czego. Zupełnie nie interesowało mnie to, o czym mówił Pan Scoot.
-Panienka Reed widzę bardzo nudzi się na mojej lekcji, czyż nie?- Spytał z jadem w głosie patrząc na mnie sceptycznie, spod swoich długich jak na faceta rzęs.
- Nie, nie. Przepraszam.- Mruknęłam cicho, ledwie zrozumiale. Rozejrzałam się po klasie, lekko rozbudzając się. Po chwili mojego zmieszania, zadzwonił upragniony przezemnie najbardziej dzwonek. Wubiegłam z klasy tak szybko, jak tylko się dało, kiedy na korytarzu rozglądałam się za Cupem. Nie musiałam długo szukać, gdy po chwili dostrzegłam go rozmawiającego z Natalie. Nie jestem zdesperowanie zazdrosna, ale to taka sama suka jak Jessie, Sara i July. Obserwowałam ich, starając się nie zgubić w wielkim tłumie spoconych nastolatków Cupera. Nie mogłam wręcz patrzeć gdy ta dziwka mizdrzy się do niego.
Jak najszybciej odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty na to patrzeć. Przewróciłam oczami, kręcąc głową w nie dowierzaniu, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Szłam zrezygnowana przez zatłoczony, głośny korytarz, niekiedy szturchając się z kimś ramieniem. Dotarłam do korytarza głównego, kiedy chwytając klamkę wielkich, dwuskrzydłowych drzwi. Już miałam wychodzić, gdy ktoś gwałtownie chwycił moje ramię. Odwróciłam się w tym kierunku, o mało nie zderzając się z klatką piersiową Cupera.
-Ej Aby, stało się coś? Wyglądasz na zdenerwowaną.- Spojrzał na mnie ze złączonymi brwiami, gdy puścił moją ręke, chowając dłonie do kieszeni białych spodni. Muszę przyznać, że wyglądał naprawde dobrze.
-Może nie wyglądałabym na zdenerwowaną, gdyby nie Natlie, ewidętnie przystawiająca się do Ciebie.- Szepnęłam cicho, zakładając ręce na piersi. Pewnie wyglądałam jak dziecko, które nie dostało lizaka z zabawką w zestawie, bądź gumą.
-Aleee,- Przeciągnoł nabierając powietrza, kiedy rozglądał się niespokojnie na boki.- Ona tylko pytała, czy wiem co na obiad, no wiesz. W domu.-Odparł cicho, lekko zmieszany drapiąc się po karku. Prychnęłam oblizując usta.
-Na obiad!?- Wyrzuciłam ręce w powietrze z grymasem. Myślałam, że się przesłyszałam. - Jeśli myślisz, że serio uwierze Ci w coś takiego, jesteś poprostu nienormalny. Mógłbyś postarać się nieco bardziej.- Dodałam ciszej, kiedy naprawdę było mi przykro. Mimo, że tyle razy zapewniał, że Natlie nawet mu się nie podoba, nie potrafiłam mu w pełni zaufać. Wiem, zaufanie to podstawa w "związku", ale było mi ciężko. Nie raz, nie dwa widziałam,jak oboje patrzą na siebie. Czułam się poprostu, jak piąte koło u wozu. Nie powinnam się tak czuć, gdyż to był mój "chłopak".
-Aby, ale...- Cuper starał się dodać co cokolwiek,kładąc dłoń na moim przedramienu, kiedy z zarogu wyszła Jessie z Natlie. Posyłając Cuperowi łobuzerski uśmiech, w między czasie patrząc na mnie zwycięsko szła w naszym kierunku, kręcąc biodrami. Spojrzałam na nią z mordem w oczach, kiedy Cuper zauważając ją, zdjoł ręke z mojego przedramienia. Znowu to robił. Odwzajemnił jej uśmiech, na moich oczach. Kiedy tylko wyszły z budynku, spojrzałam smutnym wzrokiem na Cupera. Było mi naprawdę przykro.
-Obiecałeś...-Pokręciłam głową, patrząc prosto w jego oczy. Nie umiem do końca opisać, jak się czuje. Mimo to, przecież i tak go kochałam. Pomijając fakt, że czasem wolałabym nie, taka była prawda.
-Aby, skarbie o co Ci znowu chodzi?!- Cuper wybiegł za mną, kiedy wyszłam przed szkołę, ze spuszczoną głową. Tak bardzo nienawidziłam Natlie. Zresztą, nigdy nie dogadywałyśmy się. Kiedyś byłyśmy też współlokatorkami, ale gdy zaczęłyśmy dorastać zaczęły pojawiać się coraz więkrze spory...- Przepraszam.- Dodał, kiedy dogonił i zatrzymał mnie. Ujoł moją twarz w dłonie, przejeżdzając po niej wzrokiem. Westchnęłam głęboko, odwracając spojrzenie. Jak zawsze również wybaczyłam mu. Byłam w nim zbyt zaślepiona.
Siedząc w swoim pokoju, starałam się myślalami wrócić do emmm, No co idiotko, zapomniałaś jak ma na imię?! Justina! Tak. Tak miał na imię. Zarazem chciałam zapomnieć o sytuacji Cupera, oraz Natlie, która krążyła w kółko. Flirtowali ze sobą, ja ich nakrywałam, po czym on przepraszał. Patrzyłam tępym wzrokiem przez okno. Pogoda była okropna, choć nie padało, wyglądało to, jakby zaraz miało zalać całe miasto. Zauważyłam Jasona, ora Joshewa. Byli ona najleprzymi kumplami Cupa. Przewróciłam oczami, uświaamiając sobie, że jednak nie pogadam z nim. Napewno nie teraz. Nigdy ich nie lubiłam. Byli starsi od niego ale też mieszkali tu do ukończenia osiemnastego roku życia. Potem, jak każdych pełnoletnich podopiecznych wyrzucali. Oczywiście nie dosłownie. Kontaktowali się z Opieką Społeczną, i dawali małą kawalerkę. Słyszałam na schodach głośne kroki, co świadczyło o tym, że już tu byli. Stukanie ucichło, więc pewnie byli już u Cupera. Są naprawdę strasznie wulgarni.
Oblizałam usta, po czym poprawiłam się na parapecie, a kiedy spojrzałam spowrotem na ulicę, coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. TO BYŁ ON! Osoba, która myślałam, że raczej więcej nie zobaczę. Widziałam jak rozmawia z jakimś facetem. Wpatrywałam się w niego jak wryta z otwartą buzią. Nawet nie mrugnęłam. Wyglądał tak idealnie. Facet z którym rozmawia to James, jeden z opiekunów. Czy on miał dziecko, które planował oddać?! Z jego samochodu, powoli wyłonoła się jakiaś kobieta. Momętalnie poczułam ukłucie zazdrości. Była naprawdę bardzo seksowna, przez co odrazu jej nie polubiłam. Starałam sie jeszcze bardziej wytężyć wzrok. James odszedł, kiedy ona podeszła do niego uwieszając ręce na jego szyi i zaczęła namiętnie całować.
Justin's POV.
-Justin, kochanie proszę Cię. Zastanów się jeszcze. Będzie spędzać ze sobą mniej czasu.- Layla z wydętą dolną wargą, zaczęła jeździć palcem wzdłuż mojego ramienia. Przewróciłem oczami, kiedy odwróciłem wzrok. Layla składała pocałunki na mojej szyi, myśląc, że zmienie zdanie. Wiedziałem, że mówiła zupełnie obojętnie. W czasie kiedy ja będę pomagał w domu dziecka jako wolontariusz, ona będzie szastała moją kasą na lewo i prawo.
-Tak, jestem pewnien.- Mruknołem cicho, przechylając głowę w bok, dając jej leprzy dostęp. Rozejrzałem się po ulicy, która wyglądała na spokojną. Po chwili wrócił James, z resztą dokumentów dla mnie. Podał mi do ręki umowę, ora listę rzeczy, które będy robił.
-To wszystko, Panie Bieber. Może Pan zacząć od jutra. Nie stawi się Pan w moim gabinecie o szóstej.- Skinołem głową, zwilżając dolną wargę, kiedy uścisnołem dłoń Jamesa.
-Jasne, dziękuje.- Pożegnaliśmy się, kiedy odszedł zostawiając mnie samą z moja dziewczyną.
-Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę będziesz pracował w bidulu?! Przecież masz kasy jak lodu!- Zaczęła wymachiwać rękoma, drąc się na całą okolicę. Mnie jedynie to bawiło. Schowałem ręce do kieszeni, nie mając ochoty dyskutować z nią na ten temat.
-Po pierwsze, wcale nie będe tu pracował, tylko pomagał, a po drugie.... - Zaczołem znudzonym głosem, starając się choć troche ją uspokoć. Jednak nie było dane mi dokończyć...
-Przepraszam, co?!- Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, mrugając kilkukrotnie, jakby to co powiedziałem, było nie z tego świata.- To ty zamierzasz robić tam za darmo?!- Wskazała ręką na budynek za nami. Spojrzałem na dom i... To ona. Zobaczyłem w jednym z okien ją. Dziewczynę, której imie brzmiało Abygaila. Gdy tylko zauważyła, że na nią patrzę, zeskoczyła z parapetu, chowając się. Zaśmiałem się cicho na jej reakcję, oraz przestraszoną minę. Ona tu mieszka?
-Słuchasz mnie w ogóle?!- Layla warknęła, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. Spojrzałem na nią zdziwiony, krzyżując ręce na piersi.
-Co? Tak, tak...- Mruknołem od niechcenia. Nic więcej nie mówiąc, pokręciła wściekła głową, kiedy obeszła samochód do okoła przeklinając pod nosem. Zaśmiałem się, wiedząc, że robie jej na złość. Ale nie interesowało mnie to. Wsiadła głośna trzaskając drzwiami.
Abygail's POV.
-O mój Boże, zobaczył mnie!- Krzyknęłam na cały pokój, kiedy szybko zeskoczyłam z parapetu kucając. Ty idiotko, a jak Cię usłyszał?! Oczywiście moja podświadomość nie mogła odpuścić sobie, chociaż graz... Zagryzłam wargę, kiedy moje serce biło w nie naturalnie szybkim tępie. Tysiące pytań rozbrzmiało w mojej głowie. Co on tu robił? Kim jest dla niego James? Kim była tak kobieta?! Co mnie to do cholery w ogóle interesuje?! Widziałam tego człowieka drugi raz w rzyciu , a miałam wrażenie, że zazdrość śmieje mi się prosto w twarz. Nie zastanawiając się, podniosłam się na równe nogi, szybko kierując się do gabinetu Jamesa. Zbiegając szybko po schodach, uważnie patrzyłam pod nogi. Rozejrzałam się po holu głównym, po czym wbiegłam przed drzwi Jamesa, które znajdowały się po prawej stronie. Odetchnęłam, poprawiając ubranie, po czym zapukałam w piękne brązowe, drewniane drzwi. Bez usłyszenia tradycyjnego "proszę" weszłam do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Odwróciłam się w kierunku biurka, gdzie siedział James, z uniesioną brwią.
-Dzień dobry.- Mruknęłam niby od niechcenia, rozglądając się dookoła.
-Aby, co Cię do mnie sprowadza?- Spytał, dalej trzymając papiery przed twarzą.-Widzisz, jestem trochę zajęty.- Wskazał wolną ręką na biurko, gdzie panował bałagan więkrzy, niż po wojnie. -Pośpiesz się.
-Bo ja, przyszłam w bardzo wrażliwej sprawie.- Oparłam się ramieniem o ramę drzwi.
-Aby, jeśli dostałaś pierwszą miesiączke, udaj się do pielęgniarki.- Szepnoł znudzony, spowrotem wlepiając wzrok w jakieś pokwitowania... Boże, ja nawet nie wiem co to jest! Zmarszczyłam brwi, śmiejąc się pod nosem.
-Co? Ugh, nie!- Zaprzeczyłam, chowając jedną ręke do kieszeni.- Chciałam o coś, zapytać, mogę?- Nie czekając na jego odpowiedź, mówiłam dalej.- Czy do nas dochodzi jakieś małe dziecko albo, no nie wiem...
-Abygail, nie mogę mówić Ci takich rzeczy, ale nie. Nie przypominam sobie.- Odparł, ściągając okulary z nosa. Westchnęłam, krzyżując ręce.
-Emm, jest Pan pewnien?- Uniosłam jedną brew, podczas gdy drógą zmarszczyłam. Nie dawałam za wygraną. Jeśli Justin nie miał dziecka, to po co tu był?
-Aby, nie mam czasu! Wracaj do pokoju. Ściemnia się.- Burknoł, kiedy zrezygnowana ruszyłam do wyjścia.
-Aby!
-Cup...-Uśmiechnęłam się nieśmiało. Szybko mu wybaczyłaś...
-Szukałem Cię.- Mruknoł, zaciskając usta w cienką linkę. Wybacz, byłam zajęta doinformowywanie się, czy Pan idealny ma dziecko, i chce je oddać...
Otworzyłam oczy, przeciągając się leniwie. Spojrzałam na zegarek obok. Szósta. Postanowiłam nie brać prysznica, gdyż zrobiłam to wieczorem. Ziewnęłam głośno, kiedy usiadłam, przeczesując palcami posplątywane włosy. UGH... Usłyszałam wibrację telefonu, więc chwyciłam go, zaspanymi oczami czytając SMS-A
OD: Cup<3
Heeej kochanie, zrywamy się?
DO: Cup<3
Nie mam ochoty.
Nie miałam ochoty się gdzieś zrywać. Tym bardziej, niedłógo zakończenie roku... Oblizałam usta, odkładając telefon pod poduszkę, po czym wstałam kierójąc się do łazienki. Zabrałam ze sobą parę zwykłych czarnych rurek, oraz koszulkę. Po wszystkich porannych czynnościach, zeszłam na dół. Zbiegałąm po schodach jak szalona, w efekcie czego wpadłam na kogoś tak mocno, że mój tyłek przywitał się z ostatnim stopniem schodów.
-Cholera jasna!- Krzyknęłam patrząc w górę...
-Aby?- Spytał patrząc na mnie dzinie, kiedy właśnie tak się poczułam.
-Hej emmm, co ty tu robisz?- Mruknęłam, rozglądając się po holu, gdzie wszyscy śpieszyli się gdzie kolwiek. Czyli jednak był tu wczoraj naj widoczniej nie bez powodu.
-Ja? Będe wolontariuszem, a ty?- Bingo! Mamy odpowiedź. Zlustrował mnie wzrokiem oblizując usta. Wyglądał gorąco....
-Od kiedy?- Spytałam ze zmieszanie, patrząc na niego z dołu, gdyż dalej siedziałam ma schodach.
-Cóż, tak się składa, że od dzisiaj.-Podał mi ręke, którą chyciłam, kiedy pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z tyłu, gdy spojrzałam w jego oczy.- Ale ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- Uśmiechnoł się słodko, kiedy skrzyżował ręce. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem, kiedy ja spuściłam swój. Chciałam coś wymyśleć, ale po co kłamać?
-Mieszkam tu...-Szepnęłam, spuszczając spojrzenie, ledwo slyszalnie. On chyba usłyszał doskonale...
-Nie masz się czego wstydzić.- Szepnoł, podnosząc mój podbrudek, patrząc prosto w oczy. Pogłaskał kciukiem lekko mój zarużowiały policzek. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnił swoim ślicznym...
-O, Panie Bieber. Witam. Zapraszam do siebie.- Do naszych uszu dobiegł głos Jamesa, kiedy odsuneliśmy się od siebie szybko.
-Zobaczymy się jeszcze.- Chłopak mruknoł, ruszając za Jamesem. Odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Boże, wiedziałam, że jest idealny. Ale to przesada.
Nie ppadaj w paranoję. Zarzucając torbę na ramię ruszyłam do szkoły bez śniadania.
Wyszłam wcześniej, by tym razem nie spóźnić się. Szłam spacerem wkładając słuchawki do uszu. Idąc wsdłuż naszej ulicy, kierójąc sie do centrum. Dlaczego Justin jest wolontariuszem? To jakaś kara?
Weszłam do budynku, kierując się do mojej szafki. Schowałam telefon z słuchawkami do torby, zapinając ją. Znalazłam szafkę z moim numerem, po czym otworzyłam ją, wpisójąc odpowiedni szyfr. Poczułam ręke na moim ramieniu, więc marszcząc brwi odwróciłam się za siebie.
-Witaj kochanie. Pięknie wyglądasz. Naprawdę.-Zaśmiała się kpiąco Jolela, kiedy patrzyłam na nią w zdziwieniu.-Jaka szkoda, ża ta buźka zostanie obita.-Wydęła dolną wargę, a kiedy jej słowa dotarły do mnie, fala strachu przeszyła moje ciało.
-Co...-Poczułam pieczenie na policzku. Złapałam za niego, kiedy wylądowałam na podłodze.
-Czego chcesz?!- Krzyknęłam powstrzymójąc łzy. To nie pierwszy raz. Ale zawsze obiecywałam sobie, że ostatni. Za każdym razem...
-Ależ nic...- Zaśmiała się ironicznie, kiedy poczułam jak ktoś kopie mnie po żebrach. Łzy i tak poleciały. Czułam straszny ból, a śmiechy w tle oznaczały, że raczej nikt mi nie pomoże...
Justin's POV.
-A więc to tyle Justin. Możesz zacząć.- James zwrócił się do mnie, kiedy przeszliśmy na "ty". Tak będzie łatwiej.
-Ok, co mam robić?
- Na początek, zmienisz pościel w paru pokojach. A mianowicie w 37, 42 i 50. Tam pościel jest naszykowana.
Wyszedłem z pokoju 37, kierójąc sie do 42. Patrząc na liczby na drzwiach, wszedłem do odpowiedniego pokoju. Panował tutaj totalny burdel. Ale mieszkały tu dziewczyny. Może cztery... Po czym to wnoskuję? Choćby po czerwonych stringach na żyrandolu. Zaśmiałem się, kręcąc z rozbawieniem głową. Wszedłem w głąb pokoju, starając się nie podeptać ubrań. Zaczołem ściągać brudną pościel i zakładać nową. Spojrzałem jeszcze raz na łóżka, upewniając się, że wyglądają dobrze. Jeszcze jeden pokoj. Ostatni. Wyszedłem zamykając drzwi, ruszając do końca korytarza, gdzie znajdował się pokuj 50... Nacisnołem klamkę, i otworzyłem drzwi, wkładając najpierw głowę, po czym szerzej je uchyliłem. Tu panował porządek. Z pewnością również należał do dziewczyny. Tylko jednej. Na półce była ramka ze zdjęciem, które przedstawiało...Aby? Czyli tu mieszka... Podszedłem bliżej, przyglądając sie fotografi. Była śliczna... Westchnołem, odstawiając ramkę, i zaczołem zmieniać pościel...
____________________________________***_______________________________
Hej wszystkim! Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału tak długo :( Wiem, wiem zapomniałam wczoraj dać notke ;D Słuchajcie, rozdział jest późno, ale postaram się dawać co tydzień. Aktualnie będe pisać już 17 rozdział, więc mam na[rawdę sporo do przodu. :)
JEŚLI SZANUJESZ CUDZĄ PRACĘ, DAJ JAKIŚ KOMĘTARZ. Jeśli nie będzie żadnego, nie wiem, czy podoba wam się, i czy mam pisać dalej :( Do następnego!
Siedziałam właśnie w klasie geograficznej, słuchając nawet nie wiem czego. Zupełnie nie interesowało mnie to, o czym mówił Pan Scoot.
-Panienka Reed widzę bardzo nudzi się na mojej lekcji, czyż nie?- Spytał z jadem w głosie patrząc na mnie sceptycznie, spod swoich długich jak na faceta rzęs.
- Nie, nie. Przepraszam.- Mruknęłam cicho, ledwie zrozumiale. Rozejrzałam się po klasie, lekko rozbudzając się. Po chwili mojego zmieszania, zadzwonił upragniony przezemnie najbardziej dzwonek. Wubiegłam z klasy tak szybko, jak tylko się dało, kiedy na korytarzu rozglądałam się za Cupem. Nie musiałam długo szukać, gdy po chwili dostrzegłam go rozmawiającego z Natalie. Nie jestem zdesperowanie zazdrosna, ale to taka sama suka jak Jessie, Sara i July. Obserwowałam ich, starając się nie zgubić w wielkim tłumie spoconych nastolatków Cupera. Nie mogłam wręcz patrzeć gdy ta dziwka mizdrzy się do niego.
Jak najszybciej odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty na to patrzeć. Przewróciłam oczami, kręcąc głową w nie dowierzaniu, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Szłam zrezygnowana przez zatłoczony, głośny korytarz, niekiedy szturchając się z kimś ramieniem. Dotarłam do korytarza głównego, kiedy chwytając klamkę wielkich, dwuskrzydłowych drzwi. Już miałam wychodzić, gdy ktoś gwałtownie chwycił moje ramię. Odwróciłam się w tym kierunku, o mało nie zderzając się z klatką piersiową Cupera.
-Ej Aby, stało się coś? Wyglądasz na zdenerwowaną.- Spojrzał na mnie ze złączonymi brwiami, gdy puścił moją ręke, chowając dłonie do kieszeni białych spodni. Muszę przyznać, że wyglądał naprawde dobrze.
-Może nie wyglądałabym na zdenerwowaną, gdyby nie Natlie, ewidętnie przystawiająca się do Ciebie.- Szepnęłam cicho, zakładając ręce na piersi. Pewnie wyglądałam jak dziecko, które nie dostało lizaka z zabawką w zestawie, bądź gumą.
-Aleee,- Przeciągnoł nabierając powietrza, kiedy rozglądał się niespokojnie na boki.- Ona tylko pytała, czy wiem co na obiad, no wiesz. W domu.-Odparł cicho, lekko zmieszany drapiąc się po karku. Prychnęłam oblizując usta.
-Na obiad!?- Wyrzuciłam ręce w powietrze z grymasem. Myślałam, że się przesłyszałam. - Jeśli myślisz, że serio uwierze Ci w coś takiego, jesteś poprostu nienormalny. Mógłbyś postarać się nieco bardziej.- Dodałam ciszej, kiedy naprawdę było mi przykro. Mimo, że tyle razy zapewniał, że Natlie nawet mu się nie podoba, nie potrafiłam mu w pełni zaufać. Wiem, zaufanie to podstawa w "związku", ale było mi ciężko. Nie raz, nie dwa widziałam,jak oboje patrzą na siebie. Czułam się poprostu, jak piąte koło u wozu. Nie powinnam się tak czuć, gdyż to był mój "chłopak".
-Aby, ale...- Cuper starał się dodać co cokolwiek,kładąc dłoń na moim przedramienu, kiedy z zarogu wyszła Jessie z Natlie. Posyłając Cuperowi łobuzerski uśmiech, w między czasie patrząc na mnie zwycięsko szła w naszym kierunku, kręcąc biodrami. Spojrzałam na nią z mordem w oczach, kiedy Cuper zauważając ją, zdjoł ręke z mojego przedramienia. Znowu to robił. Odwzajemnił jej uśmiech, na moich oczach. Kiedy tylko wyszły z budynku, spojrzałam smutnym wzrokiem na Cupera. Było mi naprawdę przykro.
-Obiecałeś...-Pokręciłam głową, patrząc prosto w jego oczy. Nie umiem do końca opisać, jak się czuje. Mimo to, przecież i tak go kochałam. Pomijając fakt, że czasem wolałabym nie, taka była prawda.
-Aby, skarbie o co Ci znowu chodzi?!- Cuper wybiegł za mną, kiedy wyszłam przed szkołę, ze spuszczoną głową. Tak bardzo nienawidziłam Natlie. Zresztą, nigdy nie dogadywałyśmy się. Kiedyś byłyśmy też współlokatorkami, ale gdy zaczęłyśmy dorastać zaczęły pojawiać się coraz więkrze spory...- Przepraszam.- Dodał, kiedy dogonił i zatrzymał mnie. Ujoł moją twarz w dłonie, przejeżdzając po niej wzrokiem. Westchnęłam głęboko, odwracając spojrzenie. Jak zawsze również wybaczyłam mu. Byłam w nim zbyt zaślepiona.
Siedząc w swoim pokoju, starałam się myślalami wrócić do emmm, No co idiotko, zapomniałaś jak ma na imię?! Justina! Tak. Tak miał na imię. Zarazem chciałam zapomnieć o sytuacji Cupera, oraz Natlie, która krążyła w kółko. Flirtowali ze sobą, ja ich nakrywałam, po czym on przepraszał. Patrzyłam tępym wzrokiem przez okno. Pogoda była okropna, choć nie padało, wyglądało to, jakby zaraz miało zalać całe miasto. Zauważyłam Jasona, ora Joshewa. Byli ona najleprzymi kumplami Cupa. Przewróciłam oczami, uświaamiając sobie, że jednak nie pogadam z nim. Napewno nie teraz. Nigdy ich nie lubiłam. Byli starsi od niego ale też mieszkali tu do ukończenia osiemnastego roku życia. Potem, jak każdych pełnoletnich podopiecznych wyrzucali. Oczywiście nie dosłownie. Kontaktowali się z Opieką Społeczną, i dawali małą kawalerkę. Słyszałam na schodach głośne kroki, co świadczyło o tym, że już tu byli. Stukanie ucichło, więc pewnie byli już u Cupera. Są naprawdę strasznie wulgarni.
Oblizałam usta, po czym poprawiłam się na parapecie, a kiedy spojrzałam spowrotem na ulicę, coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. TO BYŁ ON! Osoba, która myślałam, że raczej więcej nie zobaczę. Widziałam jak rozmawia z jakimś facetem. Wpatrywałam się w niego jak wryta z otwartą buzią. Nawet nie mrugnęłam. Wyglądał tak idealnie. Facet z którym rozmawia to James, jeden z opiekunów. Czy on miał dziecko, które planował oddać?! Z jego samochodu, powoli wyłonoła się jakiaś kobieta. Momętalnie poczułam ukłucie zazdrości. Była naprawdę bardzo seksowna, przez co odrazu jej nie polubiłam. Starałam sie jeszcze bardziej wytężyć wzrok. James odszedł, kiedy ona podeszła do niego uwieszając ręce na jego szyi i zaczęła namiętnie całować.
Justin's POV.
-Justin, kochanie proszę Cię. Zastanów się jeszcze. Będzie spędzać ze sobą mniej czasu.- Layla z wydętą dolną wargą, zaczęła jeździć palcem wzdłuż mojego ramienia. Przewróciłem oczami, kiedy odwróciłem wzrok. Layla składała pocałunki na mojej szyi, myśląc, że zmienie zdanie. Wiedziałem, że mówiła zupełnie obojętnie. W czasie kiedy ja będę pomagał w domu dziecka jako wolontariusz, ona będzie szastała moją kasą na lewo i prawo.
-Tak, jestem pewnien.- Mruknołem cicho, przechylając głowę w bok, dając jej leprzy dostęp. Rozejrzałem się po ulicy, która wyglądała na spokojną. Po chwili wrócił James, z resztą dokumentów dla mnie. Podał mi do ręki umowę, ora listę rzeczy, które będy robił.
-To wszystko, Panie Bieber. Może Pan zacząć od jutra. Nie stawi się Pan w moim gabinecie o szóstej.- Skinołem głową, zwilżając dolną wargę, kiedy uścisnołem dłoń Jamesa.
-Jasne, dziękuje.- Pożegnaliśmy się, kiedy odszedł zostawiając mnie samą z moja dziewczyną.
-Możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę będziesz pracował w bidulu?! Przecież masz kasy jak lodu!- Zaczęła wymachiwać rękoma, drąc się na całą okolicę. Mnie jedynie to bawiło. Schowałem ręce do kieszeni, nie mając ochoty dyskutować z nią na ten temat.
-Po pierwsze, wcale nie będe tu pracował, tylko pomagał, a po drugie.... - Zaczołem znudzonym głosem, starając się choć troche ją uspokoć. Jednak nie było dane mi dokończyć...
-Przepraszam, co?!- Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, mrugając kilkukrotnie, jakby to co powiedziałem, było nie z tego świata.- To ty zamierzasz robić tam za darmo?!- Wskazała ręką na budynek za nami. Spojrzałem na dom i... To ona. Zobaczyłem w jednym z okien ją. Dziewczynę, której imie brzmiało Abygaila. Gdy tylko zauważyła, że na nią patrzę, zeskoczyła z parapetu, chowając się. Zaśmiałem się cicho na jej reakcję, oraz przestraszoną minę. Ona tu mieszka?
-Słuchasz mnie w ogóle?!- Layla warknęła, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. Spojrzałem na nią zdziwiony, krzyżując ręce na piersi.
-Co? Tak, tak...- Mruknołem od niechcenia. Nic więcej nie mówiąc, pokręciła wściekła głową, kiedy obeszła samochód do okoła przeklinając pod nosem. Zaśmiałem się, wiedząc, że robie jej na złość. Ale nie interesowało mnie to. Wsiadła głośna trzaskając drzwiami.
Abygail's POV.
-O mój Boże, zobaczył mnie!- Krzyknęłam na cały pokój, kiedy szybko zeskoczyłam z parapetu kucając. Ty idiotko, a jak Cię usłyszał?! Oczywiście moja podświadomość nie mogła odpuścić sobie, chociaż graz... Zagryzłam wargę, kiedy moje serce biło w nie naturalnie szybkim tępie. Tysiące pytań rozbrzmiało w mojej głowie. Co on tu robił? Kim jest dla niego James? Kim była tak kobieta?! Co mnie to do cholery w ogóle interesuje?! Widziałam tego człowieka drugi raz w rzyciu , a miałam wrażenie, że zazdrość śmieje mi się prosto w twarz. Nie zastanawiając się, podniosłam się na równe nogi, szybko kierując się do gabinetu Jamesa. Zbiegając szybko po schodach, uważnie patrzyłam pod nogi. Rozejrzałam się po holu głównym, po czym wbiegłam przed drzwi Jamesa, które znajdowały się po prawej stronie. Odetchnęłam, poprawiając ubranie, po czym zapukałam w piękne brązowe, drewniane drzwi. Bez usłyszenia tradycyjnego "proszę" weszłam do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Odwróciłam się w kierunku biurka, gdzie siedział James, z uniesioną brwią.
-Dzień dobry.- Mruknęłam niby od niechcenia, rozglądając się dookoła.
-Aby, co Cię do mnie sprowadza?- Spytał, dalej trzymając papiery przed twarzą.-Widzisz, jestem trochę zajęty.- Wskazał wolną ręką na biurko, gdzie panował bałagan więkrzy, niż po wojnie. -Pośpiesz się.
-Bo ja, przyszłam w bardzo wrażliwej sprawie.- Oparłam się ramieniem o ramę drzwi.
-Aby, jeśli dostałaś pierwszą miesiączke, udaj się do pielęgniarki.- Szepnoł znudzony, spowrotem wlepiając wzrok w jakieś pokwitowania... Boże, ja nawet nie wiem co to jest! Zmarszczyłam brwi, śmiejąc się pod nosem.
-Co? Ugh, nie!- Zaprzeczyłam, chowając jedną ręke do kieszeni.- Chciałam o coś, zapytać, mogę?- Nie czekając na jego odpowiedź, mówiłam dalej.- Czy do nas dochodzi jakieś małe dziecko albo, no nie wiem...
-Abygail, nie mogę mówić Ci takich rzeczy, ale nie. Nie przypominam sobie.- Odparł, ściągając okulary z nosa. Westchnęłam, krzyżując ręce.
-Emm, jest Pan pewnien?- Uniosłam jedną brew, podczas gdy drógą zmarszczyłam. Nie dawałam za wygraną. Jeśli Justin nie miał dziecka, to po co tu był?
-Aby, nie mam czasu! Wracaj do pokoju. Ściemnia się.- Burknoł, kiedy zrezygnowana ruszyłam do wyjścia.
-Aby!
-Cup...-Uśmiechnęłam się nieśmiało. Szybko mu wybaczyłaś...
-Szukałem Cię.- Mruknoł, zaciskając usta w cienką linkę. Wybacz, byłam zajęta doinformowywanie się, czy Pan idealny ma dziecko, i chce je oddać...
Otworzyłam oczy, przeciągając się leniwie. Spojrzałam na zegarek obok. Szósta. Postanowiłam nie brać prysznica, gdyż zrobiłam to wieczorem. Ziewnęłam głośno, kiedy usiadłam, przeczesując palcami posplątywane włosy. UGH... Usłyszałam wibrację telefonu, więc chwyciłam go, zaspanymi oczami czytając SMS-A
OD: Cup<3
Heeej kochanie, zrywamy się?
DO: Cup<3
Nie mam ochoty.
Nie miałam ochoty się gdzieś zrywać. Tym bardziej, niedłógo zakończenie roku... Oblizałam usta, odkładając telefon pod poduszkę, po czym wstałam kierójąc się do łazienki. Zabrałam ze sobą parę zwykłych czarnych rurek, oraz koszulkę. Po wszystkich porannych czynnościach, zeszłam na dół. Zbiegałąm po schodach jak szalona, w efekcie czego wpadłam na kogoś tak mocno, że mój tyłek przywitał się z ostatnim stopniem schodów.
-Cholera jasna!- Krzyknęłam patrząc w górę...
-Aby?- Spytał patrząc na mnie dzinie, kiedy właśnie tak się poczułam.
-Hej emmm, co ty tu robisz?- Mruknęłam, rozglądając się po holu, gdzie wszyscy śpieszyli się gdzie kolwiek. Czyli jednak był tu wczoraj naj widoczniej nie bez powodu.
-Ja? Będe wolontariuszem, a ty?- Bingo! Mamy odpowiedź. Zlustrował mnie wzrokiem oblizując usta. Wyglądał gorąco....
-Od kiedy?- Spytałam ze zmieszanie, patrząc na niego z dołu, gdyż dalej siedziałam ma schodach.
-Cóż, tak się składa, że od dzisiaj.-Podał mi ręke, którą chyciłam, kiedy pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z tyłu, gdy spojrzałam w jego oczy.- Ale ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- Uśmiechnoł się słodko, kiedy skrzyżował ręce. Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem, kiedy ja spuściłam swój. Chciałam coś wymyśleć, ale po co kłamać?
-Mieszkam tu...-Szepnęłam, spuszczając spojrzenie, ledwo slyszalnie. On chyba usłyszał doskonale...
-Nie masz się czego wstydzić.- Szepnoł, podnosząc mój podbrudek, patrząc prosto w oczy. Pogłaskał kciukiem lekko mój zarużowiały policzek. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnił swoim ślicznym...
-O, Panie Bieber. Witam. Zapraszam do siebie.- Do naszych uszu dobiegł głos Jamesa, kiedy odsuneliśmy się od siebie szybko.
-Zobaczymy się jeszcze.- Chłopak mruknoł, ruszając za Jamesem. Odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Boże, wiedziałam, że jest idealny. Ale to przesada.
Nie ppadaj w paranoję. Zarzucając torbę na ramię ruszyłam do szkoły bez śniadania.
Wyszłam wcześniej, by tym razem nie spóźnić się. Szłam spacerem wkładając słuchawki do uszu. Idąc wsdłuż naszej ulicy, kierójąc sie do centrum. Dlaczego Justin jest wolontariuszem? To jakaś kara?
Weszłam do budynku, kierując się do mojej szafki. Schowałam telefon z słuchawkami do torby, zapinając ją. Znalazłam szafkę z moim numerem, po czym otworzyłam ją, wpisójąc odpowiedni szyfr. Poczułam ręke na moim ramieniu, więc marszcząc brwi odwróciłam się za siebie.
-Witaj kochanie. Pięknie wyglądasz. Naprawdę.-Zaśmiała się kpiąco Jolela, kiedy patrzyłam na nią w zdziwieniu.-Jaka szkoda, ża ta buźka zostanie obita.-Wydęła dolną wargę, a kiedy jej słowa dotarły do mnie, fala strachu przeszyła moje ciało.
-Co...-Poczułam pieczenie na policzku. Złapałam za niego, kiedy wylądowałam na podłodze.
-Czego chcesz?!- Krzyknęłam powstrzymójąc łzy. To nie pierwszy raz. Ale zawsze obiecywałam sobie, że ostatni. Za każdym razem...
-Ależ nic...- Zaśmiała się ironicznie, kiedy poczułam jak ktoś kopie mnie po żebrach. Łzy i tak poleciały. Czułam straszny ból, a śmiechy w tle oznaczały, że raczej nikt mi nie pomoże...
Justin's POV.
-A więc to tyle Justin. Możesz zacząć.- James zwrócił się do mnie, kiedy przeszliśmy na "ty". Tak będzie łatwiej.
-Ok, co mam robić?
- Na początek, zmienisz pościel w paru pokojach. A mianowicie w 37, 42 i 50. Tam pościel jest naszykowana.
Wyszedłem z pokoju 37, kierójąc sie do 42. Patrząc na liczby na drzwiach, wszedłem do odpowiedniego pokoju. Panował tutaj totalny burdel. Ale mieszkały tu dziewczyny. Może cztery... Po czym to wnoskuję? Choćby po czerwonych stringach na żyrandolu. Zaśmiałem się, kręcąc z rozbawieniem głową. Wszedłem w głąb pokoju, starając się nie podeptać ubrań. Zaczołem ściągać brudną pościel i zakładać nową. Spojrzałem jeszcze raz na łóżka, upewniając się, że wyglądają dobrze. Jeszcze jeden pokoj. Ostatni. Wyszedłem zamykając drzwi, ruszając do końca korytarza, gdzie znajdował się pokuj 50... Nacisnołem klamkę, i otworzyłem drzwi, wkładając najpierw głowę, po czym szerzej je uchyliłem. Tu panował porządek. Z pewnością również należał do dziewczyny. Tylko jednej. Na półce była ramka ze zdjęciem, które przedstawiało...Aby? Czyli tu mieszka... Podszedłem bliżej, przyglądając sie fotografi. Była śliczna... Westchnołem, odstawiając ramkę, i zaczołem zmieniać pościel...
____________________________________***_______________________________
Hej wszystkim! Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału tak długo :( Wiem, wiem zapomniałam wczoraj dać notke ;D Słuchajcie, rozdział jest późno, ale postaram się dawać co tydzień. Aktualnie będe pisać już 17 rozdział, więc mam na[rawdę sporo do przodu. :)
JEŚLI SZANUJESZ CUDZĄ PRACĘ, DAJ JAKIŚ KOMĘTARZ. Jeśli nie będzie żadnego, nie wiem, czy podoba wam się, i czy mam pisać dalej :( Do następnego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)