środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 20

"- [...] jeśli będę widziany gdzieś z Christianem, to mnie zamkną..."





                                                      CZYTYASZ?= KOMENTUJESZ! + Notka pod, przeczytaj, proszę!




Abygail's POV.

- W jakich okolicznościach się to stało? - policjant wyciągnął notes i długopis, po czym spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.

- To działo się szybko - mruknęłam wystraszona, nie wiedząc co powiedzieć, jak się zachowywać... Pierwszy raz w życiu uczestniczę w czymś takim, a najgorsze jest to, że zgodziłam się na to sama.


Wspomnienie:
Po wybiegnięciu Layli z oddziału, westchnęłam, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z blondynką, która uśmiechając się do Suzan, i szepcząc coś jej do ucha, puściła szatynkę i wstała z krzesła. Suzan skinęła, na to, co powiedziała jej blondynka, która teraz podeszła w naszą stronę.

- Jay, będziesz miał coś przeciwko, jeśli zabiorę na chwilę twoją dziewczynę?  - uśmiechnęła się znacząco - chciałabym poznać ją z dziewczynami - wskazała na ocierającą już łzy Suzan, i dwie pozostałe.

Justin spojrzał na mnie znacząco, a moje policzki pokryły się rumieńcem.

- Abygail nie jest moją dziewczyną, Mia - przewrócił zirytowany oczami - to przyjaciółka, ale jeśli się zgodzi, jasne - przeniósł wzrok z powrotem na szybę. Nie wiem, czy zrobił to, nie mając ochoty na "żarty", czy po prostu był zmieszany... Boże, przysięgam, że zmieszany Justin jest słodszy od jakiejkolwiek rzeczy na ziemi, i wątpię, że to się kiedykolwiek zmieniło. To znaczy, wydawało mi się, że jest zmieszany. Miał taki inny wyraz twarzy, jego wyostrzone rysy nieco się "zamaskowały" pozostawiając jego piękną twarz chwilowo "nienaganną" i  spokojną. A może nie spokojną, a wręcz przeciwnie? Mia, bo tak miała na imię, chyba też to zauważyła, bo skrzyżowała ręce na piersi, uśmiechając się, w inny, niż normalnie sposób. Jaki? Po prostu inny.

- A więc tak to się teraz nazywa - mrugnęła do chłopaka, powstrzymując chichot. Kiedy spojrzał na nią, a jego wzrok wyraźnie mówił - chyba-żartujesz-dziewczyno. To było żenujące, ale widząc jej uśmiech kierowany do Justina, a właściwie sposób, w jaki się do niego uśmiechała, sama nie mogłam nie parsknąć.

Justin ponownie przewrócił oczami, a widząc, że udało jej się osiągnąć to co chciała, jej twarz przybrała dumnego wyrazu. Po chwili spojrzała na mnie unosząc brwi, więc skinęłam głową idąc za blondynką, a zostawiając Justina. Przedstawiłam się grzecznie każdej dziewczynie po kolei, na końcu mówiąc Suzan, jak bardzo przykro mi z powodu Zacka. Mogłoby wydawać się, że to, co mówię jej w tej chwili nie ma żadnego znaczenia, bo nie znam jej brata, a tym bardziej - jej samej. Ale mówiłam szczerze. Ona tylko uśmiechnęła się ciepło dziękując i starała się wyglądać naturalnie, co nie bardzo jej wychodziło. Ale rozumiałam to. Jestem tutaj obca, ona nie zna mnie, a ja jej. Nie wiemy o sobie nic oprócz własnych imion, więc to zrozumiałe, że nie zamierzała się przede mną rozklejać, tak, jak być może byłaby w stanie zrobić to wśród swoich przyjaciół. Ja sama nie byłam lepsza, serce waliło mi jak młotem. Nie byłam przyzwyczajona do zawierania nowych znajomości. Nie umiałam gadać z obcymi ludźmi, bo nie często miałam do tego okazję. Przed poznaniem Justina, jedynymi obcymi, z którymi miałam styczność, to nowi podopieczni, lub wolontariusze.

Chwilę później, kiedy nie zręczny moment przedstawiania się minął, temat rozmowy stał się jeszcze bardziej nie wygodny. Nie wygodny dla mnie. Clara, jedna z dziewczyn, wspomniała o mojej sprzeczce z Laylą. Dziewczyny wspominały szczegóły, gratulują mi postawy, ale ja nie byłam z tego zadowolona, już nie. Wyraz jej twarzy, kiedy patrzyła na mnie i Justina, gdy byliśmy blisko - mogłabym przysiąc, że widziałam czysty ból, rozszarpujący ją od wewnątrz, a to, że nie mogła już nic zrobić, niszczyło ją doszczętnie. Myśląc o tym chwilę dłużej, zdałam sobie sprawę, że nie zasługuję na współczucie z mojej strony, a tym bardziej, wybaczenie od Justina. On cierpiał bardziej, tak myślę.

Kiedy donośne kroki rozbrzmiały po najbliższej części oddziału, niemal wszyscy spojrzeli w ich kierunku, a wszystkie możliwe szepty i rozmowy ucichły. Dwaj policjanci szli w naszym kierunku, mocno stąpając po podłodze, tym samym pokazywali, że wiedzą co robią i nie należą do żartownisiów - prowadzenie śledztwa, to nie żarty.

- Dzień dobry, moje nazwisko Mike Hanks, Starszy Sierżant wydziału śledczego policji w Nowym Jorku, prowadzimy dochodzenie w sprawie wypadku Pana Zacka Shaina, są tutaj świadkowie wyżej wymienionego zajścia? Lub ktoś z członków rodziny?

Odwróciłam głowę w stronę Justina, posyłając mu niepewne spojrzenie, zanim jednak je dostrzegł, zwrócił się ku grubemu policjantowi:

-My - podszedł bliżej, stając obok mnie - a to siostra Zacka - wskazał na Suzan, która zaraz wstała niespokojnie

Drugi policjant zjawił się zaraz obok Pana Hanksa.

- W takim razie najpierw przesłuchamy świadków, a Panią proszę o nie opuszczanie oddziału - zwrócił się do niskiej brunetki, która kiwnęła głową.
Koniec wspomnienia:

Policjant obserwował mnie uważnie. Zapewne robił to dłuższą chwilę, jednak ja dopiero teraz tak naprawdę uświadomiłam sobie, w jakiej sytuacji aktualnie się znajduję. Odchrząknęłam głośno, po chwili wzdychając. Chwilę zastanawiałam się, jak mogłabym ubrać w słowa własne myśli, wspomnienia i szczegóły ze wszystkiego, co udało mi się uchwycić tamtego wieczoru. Wbrew pozorom nie było tego wiele; na pewno mniej, niż samej mi się wydawało.

- Kiedy my.... - jęknęłam cicho, chrząkając ponownie, by pozbyć się uporczywej chrypki i zażenowania powstałego pod wpływem napiętej i szorstkiej atmosfery. Na dodatek wytworzonej przez ton głosu policjanta, jego postawę i stanowczość. Stojący nieco dalej, "ludzie Zacka" patrzyli na mnie i równie zeznającego Justina, oddalonego parę krzeseł, co również mnie peszyło.

- Słucham - zachęcał mnie policjant, w dłoniach mając naszykowany czarny, mały, gruby notes w lewej ręce, w prawej trzymając zaś czarny długopis.

-... czekaliśmy na metro, ale byliśmy na zewnątrz. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, zanim przyjechałby pociąg - zatrzymałam się, patrząc na policjanta - więc gadaliśmy. Nie spostrzegliśmy Zacka na początku. Dopiero po chwili go zauważyłam, ale byłam zbyt daleko i zbyt późno w ogóle go zobaczyłam, aby cokolwiek zrobić - tępo patrzyłam w podłogę.

- Jak wyglądało to dokładnie? Pamięta Pani jakieś szczegóły? Proszę to opisać.

- Pamiętam, że Zack szedł wolniej, od reszty przechodniów. Kiedy został już sam na ulicy, wciąż paliło się zielone światło. Zobaczyłam nadjeżdżający samochód, więc myślałam, że się zatrzyma. Przecież na ulicy wciąż był człowiek. Ale on zupełnie świadomie wjechał w niego i...

- Skąd pewność, że świadomie? - spytał podejrzliwie.

- Ponieważ nie próbował nawet zwolnić, a wręcz przeciwnie. Ktokolwiek był za kierownicą, musiał wiedzieć, że Zack wtedy tam będzie - wyjaśniłam, na co policjant skinął głową, bez słowa notując w notesie.

Westchnęłam niespokojnie patrząc na swoje trzęsące się lekko dłonie.

- Coś jeszcze? Proszę mówić dalej - odparł.

- Kiedy my, to znaczy ja i Justin, podbiegliśmy na miejsce wypadku, zobaczyłam kogoś, kto wysiadał z tego samego auta - mruknęłam, nie mając pojęcia, czy robię dobrze, chcąc wspomnieć o Christianie. Nie znam jego przeszłości, ale mogę się założyć, że jest ona naprawdę mocno kryminalna. Jeśli nie, Justin nie starałby się tak bardzo mnie przed tym chronić, więc musi być w nim coś, czego i on się boi. Poza tym, emocje brały wtedy górę, więc nie mam pewności, że nie widziałam czegoś, czego się najbardziej obawiałam, albo po prostu chciałam; to wcale nie musiał być on.

Przerastał mnie nadmiar myśli. Brałam udział w czymś, o czym nie mam zielonego pojęcia. Czy Zack i Christian też są wrogami? Dlaczego? Co on takiego zrobił, że Justin tak bardzo go nienawidzi? Tyle pytań rodziło się w mojej głowie, byłam tak bardzo ciekawa przeszłości Justina, Zacka i samego Christiana, że sama chciałam poukładać sobie wszystko w jakąś spójną całość, jednak głos policjanta uświadomił mi, że nie teraz na to czas.

- Widziała Pani, kto to był? - spytał stanowczo, a jego oczy były wyraźnym wykrywaczem kłamstw. Nie mogłam już nic zrobić. Choćbym próbowała, nie dałabym rady skłamać na tyle dobrze. Musiałam, a w głębi duszy nawet chciałam powiedzieć prawdę mimo strachu.

- To był Christian Jared - zwróciłam się do policjanta, który nabrał gwałtownie powietrza.

- Ten sam, który uciekł z więzienia? Jest Pani pewna? Zna go Pani?

Przysięgam, że w tym momencie moje serce przestało bić.

- Nie! Nie znam... - przejechałam dłońmi po twarzy - w prasie i telewizji pełno o tym, jak uciekł, to on - kiwnęłam głową kłamiąc jak z nut. Nie miałam nawet pewności, że w mediach o tym pełno. Być może właśnie stanęłam na minę...

Policjant skinął głową, nie używając do tego żadnej mimiki twarzy, więc nie miałam pojęcia, jakie emocje odczuwał, jak zapewne miał zwyczaj robić to w pracy. Mimo to, nie miałam pojęcia co kryje się pod jego maską, i czy nie podejrzewa czegoś. Ale co miałby podejrzewać? Nie zrobiłam nic złego, nie chcąc wydawać Justina. Mam na myśli, nie miałam zamiaru ujawniać, że Justin go zna.



Justin's POV.

- Wiesz, kto mógł spowodować wypadek? Podejrzewasz kogoś?

- Nie - odparłem, splatając dłonie na tyle głowy.

- Nie kłam, Bieber. Dla dobra swojego przyjaciela rób co należy. Jared jest na wolności, uciekł z paki, a ja mam uwierzyć, że ten wypadek to tylko wypadek? - warknął, piorunując mnie spojrzeniem, a mój bezczelny uśmieszek zszedł z moich ust.

- Jak to uciekł? - warknąłem, patrząc na Hanksa.

- Nie udawaj idioty - prychnął.

- Christian Jared uciekł z więzienia ponad miesiąc temu, jest wysłany list gończy - przymrużył oczy.

- Słyszałem, że dostał przepustkę! - warknąłem, momentalnie zawieszając wzrok na Ryanie, stojącym nieopodal.

- Nic bardziej mylnego - pokręcił głową - jest poszukiwany w całym Stanie, nie ma możliwości opuszczenia go, na wszystkich granicach jest obstawa.

- Ja pierdole - warknąłem.

Chyba nie muszę mówić, że to dla mnie szok? Cały czas byłem przekonany, że wyszedł za jakieś pierdolone, dobre sprawowanie.

- Więc macie jeszcze jakieś wątpliwości, że to on? - prychnąłem

- Oczywiście, że nie. Ale na twoim miejscu uważałbym Bieber. Jeśli będziesz z nim gdziekolwiek widziany, albo będziemy mieć jakąkolwiek interwencję w sprawie któregokolwiek z was - oparł łokcie o kolana - pójdziesz siedzieć, jeśli w pobliżu będzie Jared - odparł zupełnie poważnie patrząc prosto w moje oczy - oboje pójdziecie - dodał.

Zacisnąłem mocno szczękę, mając nadzieję, że to jakiś pierdolony żart.

- Może jeszcze oskarżacie mnie o współ udział przy ucieczce? - odparłem jadowicie.

Hanks, policjant, którego znam już jakiś czas, popatrzył na mnie chwilę, i ciężko westchnął. To było odpowiedzią na moje pierdolone pytanie?

- Odezwiemy się - odparł wstając z krzesła i odszedł wraz z drugim policjantem, który zdążył przesłuchać też Suzan i Abygail. Jeśli mowa o niej. Dziewczyna podbiegła do mnie zaraz po tym, jak obaj policjanci wyszli z oddziału.

- Dlaczego do cholery nie powiedziałeś mi nawet tego, że ten cały Christian uciekł z pierdla?! -warknęła, wyrzucając ręce w powietrze, a ja wstałem z krzesła.

- Ciszej bądź - warknąłem, momentalnie patrząc na Suzan i resztę dziewczyn, które stały najbliżej. One są ostatnimi, które muszą to wiedzieć.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie miałam pojęcia co mogę mówić? Co miałam powiedzieć, kiedy zapytał najpierw, kto spowodował wypadek, a gdy powiedziałam, że Christian, jak go poznałam? - mruknęła nie dowierzając, ale już nieco ciszej. Nieprzyjemny skurcz złapał mój żołądek, bojąc się odpowiedzi na moje pytanie;

- A co odpowiedziałaś?

-  Że w prasie i telewizji pełno o tym, jak uciekł, a co miałam? - westchnęła, a ja przewróciłem oczami w uldze.

- Ja też właśnie się dowiedziałem, że uciekł, więc, proszę, daruj sobie podejrzenia - warknąłem.

Abygail westchnęła, bawiąc się palcami - na prawdę?

- Tak - mruknąłem niespokojnie - jedźmy już do domu dziecka. Jeśli się pośpieszymy, może jakimś cudem James o niczym się nie dowie.

Abygail przygryzła wargę, spuszczając spojrzenie. Nasz plan był nawet nieźle opracowany, ale nie mieliśmy czasu na wymyślanie planu B, co zrobić, żeby być pewnym, że o niczym nie będzie wiedział, albo chociaż jak wytłumaczyć Jamesowi wszystko, w razie gdy się do wie. To było niemal pewne.

- Jedźmy - skinęła głową.



Nacisnąłem lekko pedał gazu, nieznacznie przyśpieszając, by odstawić Abygail jak najszybciej to możliwe. Zacisnąłem dłonie na kierownicy o wiele mocniej, niż mam w zwyczaju robić to normalnie, ale jeśli się nie pośpieszę,  nie tylko dziewczyna będzie miała kłopoty. Ja też będę je miał, i  to poważne.

- Co mówił Ci policjant? - spytała chicho.

- Że jeżeli będę gdzieś widziany z Christianem, to mnie zamkną.

Abygail gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę, i uniosła jedną brew ku górze.

- Co? Ale jak to? Dlaczego?!

- Typowe, głupie pierdolenie policji - westchnąłem.

- Ja na twoim miejscu wzięłabym to na poważnie - pokręciła głową, a ja nie odezwałem się nic.

Dojeżdżaliśmy autostradą do Central parku, co oznacza, że za jakieś piętnaście minut będziemy na miejscu. Przygryzłem wargę, chcąc jeszcze trochę przyśpieszyć, ale ruch o tej godzinie jest zbyt duży. Warknąłem cicho pod nosem.

- Poważnie, powiesz mi czemu nie możesz być z nim widziany? - odezwała się po chwili.

- Chodzi o naprawdę stare sprawy. Długa historia, a trochę się nam śpieszy.

- Ok, ale uważaj, dobrze? - mruknęła z przejęciem, więc posłałem jej szybki uśmiech, po czym patrząc już przed siebie, zachichotałem.

- Co Cię bawi? - bąknęła.

- To, że myślisz, że dam się tak łatwo zamknąć i zostawić całą firmę w rękach Ryana - nie żebym mu nie ufał, w sumie, jest jedyny któremu ufam. Po prostu nie dałbym mu tej pierdolonej satysfakcji, i okazji do powiedzenia coś w stylu "a nie mówiłem?".

W końcu zatrzymałem się na odpowiedniej ulicy, parkując parę domów dalej. Spojrzałem wyczekująco na Abygail, ona jednak spojrzała na mnie nie pewnie.

- A co jeśli już wie? Boże, Justin on mnie zabije - odrzuciła głowę w tył.

- Nie przekonasz się, jeśli po prostu tam nie pójdziesz. Będzie dobrze, do zmiany Jamesa jest jeszcze parę godzin, możliwe, że nikt mu nie powiedział jeszcze - odparłem pewnie.

- Wejdziesz ze mną? Proszę - spojrzała na mnie błagalnie. Cholera, choćbym chciał, nie potrafiłbym jej odmówić, tym bardziej, że narażała się dla dobra mojej sprawy. Skinąłem więc głową, i wyszedłem z samochodu, zatrzaskując następnie delikatnie drzwi, po czym go zablokowałem. Podszedłem w stronę Abygail, i truchtem ruszyliśmy w stronę domu. Wzdychając i normując oddech położyłem dłoń na klamce i nacisnąłem ją, sprawiając, że drzwi się otworzyły. Czekałem, aż Abygail wejdzie pierwsza, ale ona pokręciła przecząco głową, dając mi znać bym to ja wszedł pierwszy. Chichocząc i kręcąc z rozbawieniem głową, puściłem klamkę i wszedłem, pozostawiając zamknięcie drzwi, Abygail.

- Chyba jesteśmy bezpieczni - odwróciłem się w stronę dziewczyny widząc, że w holu nikt na nas nie czeka, bądź jeszcze nikt nas nie złapał.

- Mam nadzieję - mruknęła idąc w stronę schodów.

Rozejrzałem się jeszcze raz, upewniając, że nie ma gdzieś w tłumie podopiecznych i wolontariuszy, Jamesa. Teren był czysty, a jedyne co mi nie grało, to podejrzliwy wzrok Jaxona stojącego nieopodal korytarzyka prowadzącego do jadalni. Ignorując go, ruszyłem za Abygail, która właśnie pokonała część schodów prowadzących na półpiętro, i już miałem zrobić to samo, dopóki nie usłyszałem za sobą swojego nazwiska.

- Bieber! - przewróciłem oczami, chcąc się odwrócić, dopóki nie napotkałem zdziwionego spojrzenia Abygail, będącej na górze. Odwracając się mimo to, a moje tęczówki natknęły się na Jaxona, który podszedł bliżej. Muszę mówić, że nie jestem tym zaskoczony?

- Co się tak snujecie? Coś pewnie Aby przeskrobała - mruknął uśmiechając się głupkowato w stronę dziewczyny, następnie puszczając do niej oczko.

- Jaxon, wypierdalaj. Zająłbyś się czymś lepiej, twoja zmiana wciąż trwa, nie? - posłałem mu przesłodzony uśmiech, zupełnie tak, jak on mi.

Usłyszałem za sobą chichot Abygail, więc parsknąłem cicho. Cóż, to musiało wyglądać dziwnie. Odwróciłem się, chcąc już uwolnić się od tego idioty, lecz niestety, nie było mi to dane.

- Czekaj - mruknął, sprawiając, że tym razem odwróciłem tylko głowę. Jaxon skrzyżował ręce na piersi patrząc na mnie podejrzliwie.

- Co ty tu jeszcze robisz? Przecież twoja zmiana skończyła się jakieś trzy godziny temu - odparł.  

Nic nie odpowiedziałem, bo po prostu nie wiedziałem co. Kątem oka spojrzałem na Abygail, która spuściła spojrzenie. Usłyszałem za sobą chrypliwy śmiech Jaxona.

- Ach, czyli jednak nie jesteście "bezpieczni" - zachichotał, robiąc cudzysłów w powietrzu.

- Nie wiesz nawet, o co chodzi, idioto - prychnąłem.

- To się dowiem.

- To się pierdol - warknąłem, wchodząc wreszcie po schodach szybkim krokiem.

Razem z Abygail weszliśmy na drugie piętro, tam gdzie miejsce miał jej pokój i będąc w środku, zatrzasnąłem lekko drzwi. Odwróciłem się widząc, zdenerwowaną Abygail, która siadając na łóżku, gdy tylko znalazła się w środku, zaczęła obgryzać paznokcie.

- Słyszał - warknęła, gwałtownie wstając, i wplątując palce w swoje długie, brązowe włosy, zaczęła chodzić po pokoju w tę i z powrotem.

Westchnąłem, chcąc coś, powiedzieć, jednak dziewczyna była szybsza.

- Boże, jeśli w jakikolwiek sposób dowie się, że nie mam prawa wychodzić z domu do odwołania, i powie Jamesowi to...

- To co? James doskonale wie, że nie dogaduję się z nim, i robi wszystko, żeby jakoś zmieszać mnie z błotem. Nie uwierzy mu - prychnąłem, siadając na łóżku Abygail.

- To nie ważne, Justin, przecież to oczywiste, że mu uwierzy! James już nie ufa mi, ani tym bardziej tobie - usiadła ponownie na łóżku, w pewnej odległości ode mnie. Spojrzałem w bok, a na moje usta wdarł się zadziorny uśmieszek. Dziewczyna spojrzała na mnie po chwili zważając z pewnością na to, że nie odpowiadałem jej. Dla niej wydawało się to już zbyt poważne, bo dała Jaxonowi się zastraszyć i nie myśli racjonalnie, a wyobraża sobie zbyt wiele. To oczywiste, że pragnęła jakiejkolwiek odpowiedzi z mojej strony, choćby głupiego "wcale, że nie" a wtedy ta rozmowa nie miałby końca.

- Co? - warknęła, sprawiając, że parsknąłem.

- Wyglądasz seksownie, gdy się złościsz - stwierdziłem.

Abygail prychnęła, kręcąc głową w niedowierzaniu - czy ty cokolwiek bierzesz na poważnie? - spojrzała w moje oczy, sprawiając, że zaśmiałem się głośniej. Po chwili spuściła spojrzenie, i schowała kosmyk włosów za ucho. To był gest czystego zdenerwowania, dzięki temu mogłem zobaczyć, jak jej policzki czerwienią się.

Abygail's POV.

Czułam na sobie ten jego cholerny, przenikliwy wzrok, i cholera, przysięgam To mnie zabijało. Panował półmrok i tak strasznie krępująca cisza, ale tylko dla mnie. Czemu tak się patrzył? Gdyby jeszcze miał na co, przecież nie jestem nawet ładna. Zażenowana coraz bardziej, lekko przechyliłam głowę w drugą stronę, byleby tylko uciec przed jego spojrzeniem. Ten sam kosmyk włosów, który schowałam dosłownie chwilę temu za ucho, postanowił nie współpracować ze mną, już nie. Po chwili wysunął się z za mojego ucha, opadając na twarz.

Chcąc sprawdzić, czy wciąż to robi, czy wciąż na mnie patrzy przechyliłam powoli głowę w stronę Justina. Tak, cholera robił to. Przygryzłam wargę, nie wiedząc kompletnie na czym zawiesić wzrok, Boże, jakie to było żenujące, czemu tak się działo?! Przecież wydawało mi się, że zaczynam panować nad moimi dziewczęcymi zachowaniami w jego obecności, a w tym czasie, czułam ciepło rozchodzące się po całej mojej twarzy. Ej, no ale dobra! Nie jestem w nim szaleńczo zakochana, do cholery!

Justin przysunął dłoń w stronę mojej twarzy, wciąż na nią patrząc. I schował kosmyk włosów za ucho. Już miałam ponownie odwrócić głowę, ale chwycił mój podbródek w palce uniemożliwiając mi to, a jego wzrok spoczął na jednym z moich policzków.

- Przepraszam - mruknął cicho, kciukiem pocierając mój lewy policzek.

Zmarszczyłam chwilowo brwi, rozumiejąc jednak o co mu chodzi, dopiero gdy poczułam delikatny ból przechodzący przez niego. Syknęłam cicho, bo ślad po uderzeniu był świeży.

- Nie przepraszaj, to nie twoja wi...

- Owszem moja - odparł twardo, zabierając dłoń, a w tej samej chwili skórę na moim policzku otuliło... zimno. Cóż, dłoń Justina jest bardzo ciepła.

Westchnęłam, patrząc w bok na Justina, zauważając, że on już nie patrzy na mnie.

- No ale przecież to nie ty mnie uderzyłeś - mruknęłam, umieszczając dłoń na jego ramieniu, i przysuwając się bliżej.

- Ale Layla tak - westchnął, chwilowo na mnie patrząc.

- Wiem, ale powiedziałam jej, co o niej myślę.Wydaję się, że nawet za taką cenę było warto. Zobaczyć wyraz jej oburzonej twarzy, Boże musiałbyś to zoabczyć!

Justin parsknął, kręcąc głową.

- No ej! Nie śmiej się! Poważnie, nigdy bym nie pomyślała, że stać mnie na coś takiego - przeniosłam wzrok przed siebie.

Kątem oka dostrzegłam, jak na mnie spogląda.

- To prawda - wychrypiał.

Zmarszczyłam brwi - skąd wiesz? Przecież stałeś dalej.

- Nie na tyle, by nie słyszeć wszystkiego. Byłaś zadziorna - zachichotał. Zawtórowałam mu, i spuściłam spojrzenie na swoje palce, chwilę bawiąc się nimi.

- Rozmawiałem z lekarzem o Zacku, Ab, nie mogłem tak po prostu odejść. Gdybym wiedział, że coś takiego się wydarzy...

- Przestań - potrząsnęłam głową - Nie mogłeś tego przewidzieć. Powiedz lepiej, co mówił lekarz.

Chciałam jakoś zmienić temat.

Justin westchnął i zaczął opowiadać wszystko, czego się dowiedział. W zasadzie nie było tego wiele, w większości wszystko było dla mnie dość jasne, bo to samo mówił lekarz na korytarzu. Później jeszcze trochę rozmawialiśmy, głównie wymieniając się swoim zdaniem na temat całej tej chorej sytuacji. Pytał, czy na pewno nie powiedziałam zbyt dużo, policji, co pięć minut, a ja chichotałam za każdym razem, gdy to robił. Cóż, po szóstym razie na prawdę było to zabawne. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, na każdy temat, jaki nasunął się na język któremu kolwiek z nas. Justin opowiadał wtedy jakieś żarty, z których śmiałam się długo nawet, jeśli nie wszystkie były śmieszne. Byłam po prostu rozbawiona ogólnym nastrojem, kiedy zaczęło się coraz bardziej ściemniać. W pewnym momencie zapanował już prawdziwy, nocny mrok, ale to, że nie widzieliśmy siebie na wzajem nie przeszkadzało nam w niczym. Przestając się w końcu śmiać, rozejrzałam się po pokoju, nie widząc dosłownie niczego.

- Może zapalę lampkę - odparłam, i nie czekając na odpowiedź chłopaka, zapaliłam lampkę stojącą na szafce nocnej, obok mojego łóżka. Momentalnie w pokoju zapanował półmrok, bo lampka nie dawała zbyt dużego światła. To jednak wystarczyło, żebym znów mogła patrzeć, na wciąż rozbawionego własnymi żartami Justina.

- Już późno - przeciągnął się.

Domyśliłam się, że zaraz będzie musiał iść, i momentalnie posmutniałam.

-Mógłbyś jeszcze trochę ze mną posiedzieć? Nie chcę mi się spać, a tak, będę musiała nudzić się przez resztę nocy, jeśli nie zasnę - popatrzyłam na Justina nie pewnie, a on zastanowił się chwilę nad moimi słowami.

- Zostanę tak długo, jak chcesz, ale może połóż się już? Zaśniesz szybciej, niż Ci się wydaje, masz podkrążone oczy - uśmiechnął się lekko.

Skinęłam głową, szybko wstając z łóżka i biorąc z szafy piżamę, i czystą bieliznę. Szybko wzięłam prysznic, umyłam zęby, i po paru minutach byłam z powrotem w pokoju. Uśmiechnęłam się nieśmiało do Justina, przykrywając się kołdrą, na której Justin usiadł obok mnie. Cóż, miał rację. Już po paru minutach czułam, jak odpływam, aż w końcu zasnęłam.



                                              ~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~


Cześć wszystkim! Na początek chciałam powiedzieć, że serio mnie zawiedliście :( Tylko 13 komentarzy pod poprzednim? Serio, było was o wiele więcej, albo... to moja wina. Macie rację, tamten rozdział kompletnie zjebałam, że tak brzydko powiem. Przepraszam was za to, ale czułam dużą presję przepisując tamten rozdział. Po prostu ktoś miał jakieś wyrzuty, że jestem kłamczuchą, więc musiałam przepisywać go całą noc, by na następny dzień go dać, mam nadzieję, że wybaczycie :( Myślałam, że robię postępy, ale gdy pojawiły się pierwsze komentarze, że rozdział jest do dupy (nikt nie pisał tego dosłownie, ale wiem, co myślałyście) postanowiłam go przeczytać jeszcze raz i... zawiodłam się również sama sobą, przepraszam.

Do następnego.




18 komentarzy:

  1. Cóż jeśli chcesz żeby było lepiej to skup się na Justinie i Abygail bo na razie jest to strasznie nudne co piszesz. Niech w końcu coś się pomiędzy nimi wydarzy, a na pewno zainteresujesz czytelników i zaczną pisać że świetnie i w ogóle.
    W kolejnych rozdziałach postaraj się zmienić coś żeby w koncu wyszli gdzieś razem, pocalowali się....
    Z całym szacunkiem, ale troszkę nudzisz opisując te ''nie bardzo'' ciekawe sytuacje
    Zyczę weny i czekam na wybuch uczuć bo wielki czas żeby się pojawiły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że ty czytasz to ff tylko dla relacji Justin~Abygail? Bo jeśli tak to przepraszam, ale to trochę głupie. Przecież to, że ich relacja jest głównym wątkiem (bo chyba jest) nie znaczy, że każdy rozdział musi być tylko o nich. TO dopiero byłoby nudne. Według mnie to dobrze nie skupiać się tylko na jednym wątku, bo raczej nieciekawie by się czytało całe rozdziały o tym samym, ale jak widać są też mało wymagający czytelnicy. Pisząc ten komentarz chodziło mi głównie o to, żebyś nie wypowiadała się w imieniu wszystkich, bo to co ciebie nudzi może bardzo podobać się innym.

      Usuń
    2. Ale tutaj jest bardzo rzadko opisane coś o Justinie i Abygail no i jest w chuj nudno

      Usuń
  2. Super rozdział uwielbiam te opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo sie ciesze, se dodajesz rozdziału w miare szybko :) I sa ciekawe, długie !
    Zastanawiam sie tylko kiedy Abygail I Justin sie pocałują juz tak na powaznie I bedzie cos wiecej pomiedzy nimi!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem wciaz
    i wciaz kocham to najbardziej na swiecie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja także tu jestem :) Rozdział jest świetny i błagam cię, nie przejmuj się ilością komentarzy, chociaż wiem, że to trudne :c Uwielbiam to ff przede wszystkim dlatego, że w żadnym innym nie spotkałam jeszcze takiej... więzi(?) jaka łączy Justina i Abygail. Mam nadzieję, że nie zostawisz tego ff bo naprawdę cudownie się je czyta :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział :-) i według mnie wcale nie nudny. Uwielbiam jak w jakimś ff dzieje się jakaś konkretna akcja tak jak tu wypadek Zacka. Przesłuchania i to wszystko jest naprawdę świetnie opisane. No i Justin i Aby! <3 Kocham ich, serio ❤
    Życzę weny i czekam na nn :-)
    ❤ ❤ ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :-) Z resztą tak jak poprzedni. Naprawdę nie wiem dlaczego niektórym się on nie podobał :o no ale nieważne - ten jest genialny :]

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rozdział! =) Mam tylko nadzieję, że Justin nie wpakuje się w żadne kłopoty :-(

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny rozdział ❤ podobał mi się bardziej od poprzedniego, chociaż oba według mnie były świetne ;)
    Czekam na nn ❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział <3 Nie mogę się doczekać nastepnego ;-) Justin jest taki idealny w tym ff *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział ;) bardzo lubię Aby, co dziwne bo zazwyczaj nie przepadam za głównymi bohaterkami ff, ale ona jest wyjątkiem <3 czekam na nn <3 ;-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny :* Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały rozdział. Dopiero przeczytalam a juz nie moge sie doczekać nowego. Mam nadzieje ze niedługo dodasz.
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny :* Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń