piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 19

"- Ja pierdole, Christiana też jej przedstawiłeś?..."


                                                      CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!








- Tutaj ma pan dokumenty o które Pan prosił - podała mi kilka kartek - tutaj wykresy - kolejne kartki - a tutaj... o jest - mruknęła - tutaj faktury z ostatniego miesiąca.

- Dobrze, coś jeszcze? - mruknąłem, przeglądając przelotnie wszystkie dokumenty, które przyniosła mi Betty.

- Tak - zaczęła przeglądać resztę papierów na jej lewym przedramieniu, więc czekałem chwilę.

- To - przekazała mi pojedynczy arkusz papieru - to musi Pan podpisać do jutra.

- Dobrze, zajmę się tym później, zawołam cię, jak będzie gotowe - dodałem, posyłając kobiecie uśmiech, na co ta skinęła głową.

- Mogłabyś przynieść mi mocną kawę?

Odłożyłem dokumenty na biurku, za którym sam chwilę później usiadłem.

- Oczywiście - odparła idąc w stronę wyjścia z mojego gabinetu. Odprowadziłem ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła z pola mojego widzenia, i wzdychając niechętnie miałem zamiar zabrać się za papierkową robotę.

Podparłem głowę o rękę, której łokieć opierał się o biurko. Starałem się skupić na tym co robię, ponieważ te dokumenty były naprawdę ważne i powinienem powypełniać wszystko jeszcze przed dzisiejszym spotkaniem z Rogerem. To nie było jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Teoretycznie nie ma nic trudnego w napisaniu swojego nazwiska na kilku kartkach, jednak nie chciałem robić nic pochopnie. Nie mogłem skupić się na niczym. Od samego rana moje myśli krążyły w zupełnie innym kierunku, i nie było tam miejsca na te dokumenty. Myślałem o Zacku, o Christianie, snując własne teorie tego, jak doszło do tego wypadku, jednak każdy nowo wymyślony przeze mnie wątek, tylko upewniał mnie w przekonaniu, że Jared znów coś planuje. To sprawiało, że byłem cholernie nie spokojny, nie tyle, co w obawie jego kolejnych pomysłów, a tego jak się zemścić, i przede wszystkim jak go znaleźć. Można powiedzieć, że jestem nie spokojny od kiedy tylko dowiedziałem się, że ten skurwysyn jest na wolności. 

Drapiąc się po karku, i prowizorycznie przeglądając kolejne kartki, wciąż myślałem.

Przed oczami pojawiła mi się tym razem Abygail, i myśli takie, że nie powinienem pokazywać się z nią publicznie, nie teraz. Christian może chcieć wykorzystywać moje czułe punkty, i choćbym nie wiem, ile próbował się oszukiwać, ona była jednym z nich. 

Oblizałem niespokojnie usta, poprawiając się w fotelu. Chwilę później usłyszałem pukanie do drzwi, i zanim miałbym okazję powiedzieć cokolwiek, drzwi dość gwałtownie się otworzyły. Byłem pewien, że to Ryan, tylko on odważyłby się tak zrobić, bez obawy o to, że go wyleje. Przewróciłem oczami, zanim spojrzał w moim kierunku. Chwile później bez słowa, wciąż utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, usiadł na krześle przed moim biurkiem.

- Siema stary - odparł w końcu.

- Do rzeczy Ryan, coś się stało?

-Cokolwiek musiało się stać, żebym przyszedł pogadać z moim kumplem? - wzruszył ramieniem - chciałem pogadać.

- Jeśli chodzi o Zacka, nic nie wiem - odparłem znudzony.

- Nie mówię o Zacku. Jak ona miała na imię? Abygail, tak? - uśmiechnął się zadziornie. 

- A co chcesz wiedzieć? - prychnąłem, spuszczając spojrzenie na dokumenty.

Nie mieliśmy okazji rozmawiać po tym, jak wróciłem wczoraj do szpitala. Pielęgniarka poinformowała nas, że i tak nie ma żadnej szansy, żeby go zobaczyć, co dowiedzieć się czegokolwiek o jego stanie zdrowia. Więc odpuściliśmy, umawiając się na dzisiaj. Mogłem się domyśleć, że prędzej czy później Ryan będzie chciał coś o niej wiedzieć. Nie gadaliśmy wczoraj, ale czułem, że i tak będzie o nią pytał. Starałem się trzymać ją z dala od moich znajomych, właśnie z tego względu.

- Nie bądź dzieckiem, stary. Kim dla Ciebie jest?

- Przyjaciółką. Zamiast interesować się mną, zadzwoń lepiej do ludzi Zacka, i powiedz im o wszystkim - mruknąłem.

- O wszystkim już wiedzą - zwęził oczy -  Mam nadzieję, że nie zaplanowałeś nic na dziś ze swoją księżniczką. W szpitalu będzie czekać na Ciebie parę osób, wiesz o tym?

Uniosłem brew, a w głowie pojawił mi się obraz z mojej wczorajszej rozmowy z Abygail.

- Moja księżniczka jedzie ze mną - spojrzałem na Ryana.

Patrzył na mnie chwilę, zupełnie nie dowierzając. Zachichotałem cicho, widząc wyraz jego twarzy.

- Po jakiego chuja jest Ci tam potrzebna? - westchnął przewracając teatralnie oczami, a na chwilę zapanowała cisza.

Do gabinetu weszła Betty, uprzednio pukając delikatnie. Oboje z Ryanem spojrzeliśmy w jej kierunku, kiedy ostrożnie postawiła małą filiżankę z kawą, której tak cholernie potrzebowałem.

- Pańska kawa - mruknęła cicho, na co skinąłem głową, od razu biorąc mały łyk - coś jeszcze?

- Nie dziękuję, Betty, możesz odejść - uśmiechnąłem się delikatnie. Żegnając się, po chwili wyszła, zostawiając nas ponownie samych. Ryan spojrzał na mnie znów, kiedy tylko drzwi od gabinetu były już zamknięte.

- Nie chcę się już wtrącać, ale nie zapominaj, że tam pracujesz. Narobisz sobie kłopotów, z resztą jak zwykle - westchnął znudzony i  poprawił się na siedzeniu.

- No więc skończ się wtrącać - warknąłem.

- Skoro nie myślisz o sobie, to może pomyśl o niej. Ile ona ma lat, chcesz zniszczyć jej życie?

Przygryzłem policzek od wewnątrz, przyglądając się Ryanowi. Kiedy miałem coś powiedzieć, Ryan zaczął pierwszy.

- Ona w ogóle zna Zacka?

- Nie, widziała go dwa razy, z czego jeden, kiedy widziała cały pierdolony wypadek, rozumiesz? - pochyliłem się w przód, mówiąc ciszej, ale z jadem w głosie - złoży zeznania, twierdzi, że widziała tam Christiana.

Tylko tyle wystarczyło, żeby Ryan zaczął kojarzyć fakty. Przygryzł niespokojnie wargę, wyraźnie zmieszany.

- Ja pierdole, Christiana też jej przedstawiłeś? - był oszołomiony. Pokręcił głową, próbując to sobie logicznie wytłumaczyć.

- Sam postanowił się jej przedstawić - prychnąłem, przypominając sobie scenę pod Starbucksem, kiedy widziała go pierwszy raz - jakiś czas po tym, jak powiedziałeś, że dostał przepustkę, spotkaliśmy go, gdy byliśmy na mieście. Drugi raz, postanowiła pobawić się w Sherlocka, i jakimś pierdolonym cudem dowiedziała się, że jestem na Yellow Street z Zackiem.

-O czym mówisz? - zdziwił się.

-Długa historia.

Skinął głową.

- Wiesz, że teraz jest w niebezpieczeństwie?

- Wiem - przejechałem dłońmi po twarzy, dopiero teraz uświadamiając sobie, na co ją skazałem. Do czego dopuściłem, choćby kiedy pojawiła się w magazynie, raniąc Christiana, czym naraziła się mu jeszcze bardziej.

Pokręciłem głową, otrząsając się z myśli. Nie mogłem dopuścić tych, że mógłby zrobić jej krzywdę.

- Jest pewna, że go widziała? - skinąłem głową.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł stary, ale jeśli chce, niech złoży zeznania, i jak najszybciej jedzie do domu - wstał z krzesła, poprawiając marynarkę - widzimy się w szpitalu.

- Ta, ok.



Później.
Abygai's POV.

Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. Dochodziła trzecia, a ja chodziłam po holu, co chwilę patrząc ile czasu mi zostało. Justin kończy zmianę za parę minut, a że wychodzi, powie Michelle, jednej z opiekunek, która ma zmianę. Ustaliliśmy że w tym samym czasie, ja pójdę do Aleca, sprzedać mu jakąś bajeczkę na temat wyjścia do koleżanki. Byłam pewna, że Alec nie wie o moim szlabanie bo nie widział się z Jamesem, gdy ten wychodził. Pierwsza po jego zmianie przyszła właśnie Michelle, więc jest większe prawdopodobieństwo, że to właśnie ją James uprzedził.

Skąd ten plan? Justin zadzwonił parę minut po tym,jak wyszedł z domu. Nie mogłam zasnąć, myśląc o tym, co wydarzyło się wcześniej, mimo, że byłam senna. Powiedział, żebym uważnie patrzyła, kto zraz po Jamesie ma zmianę, więc tak zrobiłam...


Kilka godzin temu.
Wspomnienie:

Wstałam z łóżka, oświetlając sobie drogę ekranem telefonu. Nie byłam pewna, czy naprawdę chcę zrobić tak, jak mówił Justin. Pełna obaw i niepewności szłam powoli w stronę drzwi.

Westchnęłam, po cichu wychodząc z pokoju, i upewniając się, że nie ma nikogo dookoła. Serce waliło mi jak młotem. Gdyby tylko James zobaczył mnie teraz...

Po cichu zeszłam na dół. Stanęłam przy ścianie, wychylając głowę i nasłuchując rozmowy Jamesa. Więc jeszcze nie wyszedł. Bardziej wychyliłam głowę do korytarza, widząc otwarte wciąż drzwi gabinetu. Nasłuchiwałam chwilę, starając się rozpoznać głos osoby, z którą rozmawia, i wtedy dotarło do mnie, że to Michelle. Wiedząc, że mam mało czasu, szybko, ale ostrożnie podeszłam do tablicy informacyjnej. 


Opiekunowie pełniący zmianę w dniu 23.06.2014r.:
Michelle Jenner
Alec McCondor
Jennifer Stone
Matt Bennet


Przygryzłam wargę, po chwili słysząc coraz wyraźniejszy stukot szpilek. Moje serce przyśpieszyło bicie, a oddech utknął w gardle. Wiedziałam, że nie zdążę wbiec na górę. Nie myśląc długo, spojrzałam w prawo. Wskoczyłam do krótkiego korytarzyka, prowadzącego do stołówki. Dosłownie dwie sekundy później usłyszałam cichy śmiech Jamesa i Michelle. Pożegnali się, James wyszedł, a ja słysząc kroki coraz bliżej mnie, zaciskam mocno oczy, przeklinając w duchu siebie i Justina. 

Bezszelestnie robię krok w tył, gdzie panował większy mrok, a kroki na moje szczęście cichną. Oddycham głęboko i patrząc w dół, widzę, jak serce w mojej klatce piersiowej niemal wyskakuję na zewnątrz. Będąc pewna, że Michelle jest w swoim gabinecie pobiegłam na górę, jakby świat miał się skończyć. Szybko zadzwoniłam do Justina mówiąc mu, jak wygląda sytuacja, a ja uważnie słucham, co mam robić, gdy będzie kończył zmianę.

Koniec wspomnienia.

Zachichotałam, przypominając sobie tę sytuację. Nasz plan był dopracowany niemal w każdym punkcie, jakbyśmy mieli napaść na bank. Momentalnie pomyślałam o Bonie'm i Clyde'ie.*

Przestałam się śmiać widząc Aleca idącego w moją stronę. Odepchnęłam się od poręczy schodów, będąc pewna, że Justin będzie już czekał.

-Alec! - krzyknęłam, więc unosząc brwi, spojrzał w moim kierunku.

- Czegoś potrzebujesz, Aby?

- Nie, chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę. Nie ma problemu? - przygryzłam wargę. Starałam się być jak najbardziej naturalna, ale moje zdolności aktorskie, są nikłe.

- A dlaczego miałby być problem? - uśmiechnął się pytająco.

- Tak pytam. Idę do koleżanki i... - tylko nie to. Zabrakło mi języka w gębie i teraz byłam jeszcze bardziej zdenerwowana.

- I...?

- Będę niedługo.

- Dobrze, nie znikaj na długo, bo nie ma Jamesa, a to on jest twoim opiekunem. Miłej zabawy - uśmiechnął się i odszedł.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, dlaczego poszło tak łatwo. Ze zwycięskim uśmieszkiem, szybko wybiegłam z domu, wzrokiem szukając samochodu Justina, który, jak się umówiliśmy, będzie zaparkowany nieznacznie dalej. Opierał się o maskę samochodu i wyglądał... tak cholernie seksownie!

Wzdychając, ruszyłam w jego kierunku. Korzystałam z okazji, kiedy jeszcze mnie nie dostrzegł i bezwstydnie go obczajałam. Był skupiony na ekranie telefonu, ale kiedy zbliżyłam się wystarczająco blisko, by znaleźć się w jego polu widzenia, posłał mi delikatny uśmiech,który odwzajemniłam.

- Hej

- Cześć - mruknęłam w zagłębienie jego szyi, kiedy wtulił mnie w siebie. Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się tą chwilą. Mogłabym tu stać i przytulać się z nim cały dzień, jednak wiem, że nie ma możliwości, aby był tak piękny i kolorowy. Odrywając się od chłopaka, co zrobiłam na prawdę nie chętnie, posłałam mu blady uśmiech, bo oboje doskonale wiedzieliśmy, gdzie i  po co będziemy za niecałe czterdzieści minut.

- Myślałem, że nie przyjdziesz, Alec coś się czepiał? -mruknął, kiedy chwyciłam klamkę drzwi od strony pasażera. Wsiadłam, zapinając pasy, tak samo, jak Justin.

- Nie, trochę się po prostu zamyśliłam. Z nim poszło łatwiej, niż myślałam.
***


Wysiedliśmy z samochodu, i w ciszy szliśmy w stronę głównego wejścia do szpitala. Żadne z nas się nie odzywało, pogrążone we własnych myślach. Spojrzałam przelotnie na Justina - wydawał się nieobecny. Spuściłam wzrok, czując niewyobrażalny stres i strach. W szpitalu mają być jacyś ludzie Zacka, tak mówił chłopak. Przerażał mnie fakt spojrzenia tym ludziom w oczy, albo ich oczu na mnie. Zdążyłam przekonać się, w jakim towarzystwie Justin obraca się,lub obracał na co dzień.

Stanęliśmy przed wejściem na oddział. Justin uśmiechnął się do mnie zachęcająco, i otworzył przede mną drzwi. Weszłam niepewnie, w oddali widząc naprawdę sporą grupę ludzi. Wyglądali dość normalnie, pomijając wyjątki kilku facetów ubranych w czarne, widocznie ciężkie skórzane kurtki. Nie przyjemny skurcz chwycił mocno mój żołądek, a ten przewraca się boleśnie.

Justin zaczął witać się z niektórymi osobami, które podeszły w naszą stronę. Zostałam nie zauważona przez tych ludzi i zignorowana przez Justina, ale nie mogłam mieć mu tego za złe. Na siłę mnie tu nie przywiózł... Spojrzałam w kierunku pozostałych osób. Jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Nasze spojrzenia spotkały się, a teraz byłam w stu procentach pewna, że to Layla. Nabrałam więcej powietrza, kiedy jej zimny wzrok jeździł wzdłuż po moim ciele.

Layla, to ta sama kobieta, którą widziałam z Justinem, kiedy zaczynał u nas pracę, i ta sama, która go zdradziła. To, jak czułam się źle i nieswojo było nie do zniesienia a rozmowa Justina z jego znajomymi wydawała się nie mieć końca. Stałam z boku, za wszelka cenę starając się nie patrzeć w stronę Layli, która ewidentnie specjalnie usiadła na krześle bokiem. Przechyliła głowę w bok, starając się spojrzeć na moją twarz. Ukradkiem widziałam, jak uśmiech się szyderczo. Cholernie zależało jej, żebym czuła się skrępowana. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak jej na tym zależało. To może wydawać się naprawdę głupim pytaniem, na pewno wiedziała, że jestem tu z Justinem. Spuściłam głowę i przymknęłam oczy modląc się, żeby ten dzień się już skończył.

- Wszystko w porządku? - spojrzałam na Justina wzdychając. Spojrzałam delikatnie w bok, więc Justin zrobił to samo. Spojrzałam w górę, na jego twarz. Jego szczęka napięła się mocno. Miałam wrażenie, że w jednej chwili, w jednej sekundzie stał się wściekły. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jego poczynaniom. Chciał iść w kierunku Layli.

- Justin... - mruknęłam cicho chwytając go za ramię. Nie chciałam traktować go jak dziecko, ale nie chciałam też, żeby zrobił coś głupiego.

- Justin? 

- Michael - zaśmiał się Justin, odrywając już wzrok od Layli. Przyglądałam mu się bardzo dokładnie. Wciąż był zły, a jego uśmiech - sztuczny.

- Jak się masz bracie? - spojrzałam na Michaela, i momentalnie zrobiło mi się gorąco.

- Nie za dobrze - pokręcił głową, śmiejąc się cicho.

- Słyszałem, że ten skurwiel wyszedł z więzienia. Nic dziwnego.

Justin spojrzał na mnie porozumiewawczo. Oczywiste było to, że nikt oprócz nas nie wiedział o tym, że Christian spowodował wypadek.

Chłopak widząc jednak moje przerażenie, zmarszczył brwi.

- Chodź, jest kilka osób, którzy jeszcze chcą z tobą pogadać - mruknął, patrząc jednak na mnie z ledwo widocznym uśmieszkiem. Skinął głową idąc za Michelem. Minął Laylę bez choćby najmniejszego spojrzenia w jej kierunku.

- Swoją drogą, to jest Abygail, a to Michael - przedstawił nas sobie. Mężczyzna, ten sam, którego widziałam w metrze, gdy jechałam do firmy Justina. Wyciągnął w moim kierunku, swoją przerośniętą dłoń, na którą niepewnie spojrzałam.

Uścisnęłam ją niepewnie, a styczność jego skóry z moją wywołała dreszcz.

- Ale my się znamy, prawda Abygail? Cóż, piękne imię, dla pięknej dziewczyny - zaśmiał się chrypliwie.

Spojrzałam na Justina patrzącego na mnie pytająco. Michael puszczając mi oczko, odwrócił się, zajmując rozmową z Ryanem.

- Nic nie mówiłaś, że go znasz - mruknął.

- To długa i dziwna historia. Było, minęło - wzruszyłam ramieniem.

- Poczekaj chwilę - mruknął, patrząc w kierunku lekarza do którego podbiegł. Westchnęłam, nie chcąc rozdzielać się z Justinem, nie tutaj. Już chciałam za nim iść, gdy coś, a raczej ktoś, chwycił mocno moje ramię.

- Spokojnie, Abygail, kochanie. Naprawdę nie masz się czego bać. Ale widzę, że nie posłuchałaś mojej ostatniej rady, bo spotykasz się z Bieberem - zachichotał i puścił moje ramię. Otworzyłam usta, lekko wystraszona. Michael i Ryan spojrzeli na siebie, parskając śmiechem. Chciałam jak najszybciej być obok Justina. Tylko przy nim, tak na prawdę czuję się bezpiecznie, a ten facet przyprawiał mnie o dreszcze.

Mając spuszczoną głowę, przed swoją drogą zobaczyłam czerwone, drogie szpilki, a ich właścicielka wyraźnie stanęła na mojej drodze. Uniosłam powoli głowę, w pełni nie spodziewając się kogoś, kogo zobaczyłam. A może byłam pewna, że do tego dojdzie?

- Doprawdy, myślałam, że Justin ma lepszy gust. Mam na myśli, on gustuje w prawdziwych, dojrzałych kobietach - zachichotała, nawet nie patrząc na moją twarz, a szyderczo lustrując wzrokiem moje ciało. Poczułam się tak cholernie źle.

- Nic nigdy Ci nie zrobiłam, daj mi do cholery przejść.

- Ale nie przejmuj się. Skoro jeszcze z tobą jest, to znaczy, że nie dostał jeszcze tego, co chce. Nie dziwię się. Ile ty masz lat dziecko? - w końcu spojrzała w moje oczy z wyższością.

Zmarszczyłam brwi, będąc oszołomioną jak nigdy. Czy Justin na prawdę chce mnie tylko wykorzystać? Ufałam mu, ale mówiła to z takim przekonaniem.

Obudź się idiotko, to była twojego faceta, to jasne, że chce, żebyś poczuła się źle!

Racja... Chwila, mojego faceta?

- Dobrze Ci radzę, zostaw Justina w spokoju. Będziesz mieć tylko złamane serce, po co Ci to? Myślisz, że znalazłaś bogatego księcia z bajki? Obudź się dziewczyno, wykorzysta Cię i zostawi - prychnęła.

Nie mogłam wydusić ani słowa, a moja podświadomość zamilkła akurat teraz, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Jej słowa analizowałam parę chwil, a w czasie, kiedy między nami była cisza, ona uśmiechała się złośliwie, myśląc, że wygrała. Spojrzałam w bok, widząc cztery dziewczyn, które przyglądały się całej sytuacji. Te same siedziały z Laylą na krzesłach. Po chwili spostrzegłam, że jesteśmy widowiskiem dla wszystkich. Miałam ochotę najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. Nie chciałam dać jej tej pierdolonej satysfakcji, tym bardziej, że ona zrobiła dokładnie to samo, co sugeruje Justinowi....

- Pieprzysz o tym, że mnie wykorzysta, a co zrobiłaś ty? - uniosłam lekko głos.

Zmarszczyła brwi, otwierając usta

- Miałaś wszystko, czego chciałaś na skinienie palcem, prawda? Podtykał Ci wszystko pod nos, łącznie ze swoimi kartami kredytowymi, a ty co dałaś mu w zamian? Pieprzyłaś się z kimś z jego plecami, w jego domu - prychnęłam. Nie miałam pojęcia, jakim cudem zdobyłam się na te słowa. Nie pierwszy raz, odkąd poznałam Justina, nie poznawałam sama siebie, ale wyraz jej twarzy był tego wart.

Oczy wszystkich rozszerzyły się dwukrotnie, a klatka piersiowa Layli unosiła się szybko w górę i dół.

- Ty mała dziwko.... - zacisnęła dłonie w pięści.

- Kogo nazywasz dziwką? - odpyskowałam. Poczułam straszne pieczenie na policzku, a moja głowa przechyliła się w bok. Złapałam za bolące miejsce z łzami w oczach spojrzałam na Laylę, której rękę trzymała teraz jedna z dziewczyn.

- Layla uspokój się! - krzyknęła blondynka. Spojrzałam za Ramię Layli, która szarpała się teraz z próbującą ją uspokoić dziewczyna.

Justin rozmawiał z lekarzem, ale widząc tą sytuację jego oczy były rozszerzone.

- Ta szmata nie ma prawa się tak do mnie odzywać! - ryknęła wściekle, a tym razem, Justin przepraszając lekarza, podbiegł do miejsca całej sytuacji.

- Co ty kurwa robisz?! - spojrzał wściekle na swoją byłą dziewczynę.

- Nic Ci nie jest? - spytała ta sama blondynka. Posłałam jej blady uśmiech, kręcąc przecząco głową.

Chwyciła mój podbródek, patrząc na mój policzek. Była taka śliczna, delikatne, a zarysowane rysy. Niewinna, a zarazem uwodzicielska twarz, niczym anioła. Jej blond włosy sięgały aż do pośladków, była naprawdę niesamowicie ładna.

- Justin, proszę Cię, zapomnimy o wszystkim, może być tak, jak kiedyś, nie mów, że wolisz tą gówniarę ode mnie! - Layla wskazała na mnie dłonią.

Przewróciłam oczami, po chwili spuszczając wzrok.

- To moja wina - ruchem głowy wskazałam na miejsce, gdzie Justin kłócił się z Laylą, a reszta próbowała ich uspokoić. Justin kłócił się w mojej obronie, w każdym razie, na początku. Teraz ta suka myślała, że cokolwiek wskóra. Modliłam się, żeby Justin nie dał się nabrać na jej słowa.

- Puść mnie! - krzyknął wściekle.

- Michael wyprowadź ją stąd! - warknął Ryan.

- Daj spokój, totalnie zlej Laylę - mlaskała głośno gumą do żucia - to prawdziwa suka. Dobrze jej powiedziałaś, nie zasługiwała na Justina - skinęłam głową, godząc się z nią.

Jedna z pozostałych trzech dziewczyn, wyraźnie rozdrażniona podeszła do miejsca sytuacji.

- Do cholery jasnej, czy możecie wszyscy się w końcu zamknąć!? - krzyknęła wściekle, sprawiając, że każdy spojrzał w jej kierunku. Spojrzałam przelotnie na Justina - to jest szpital, co wy wyprawiacie?!

Czarno włosa podeszła do Justina - Oboje się opanujcie, a ty Justin, nie zachowuj się jak dziecko!

Blondynka zostawiła mnie, podchodząc do Layli, która ocierała łzy, wierzchem dłoni.

Moja dolna warga dygotała, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Ja mam nie zachowywać się jak dziecko? Jesteś ślepa, czy głupia, Suzan? - warknął szyderczo.

- Swoje brudy wylewajcie na ulicy, to jest szpital, i nie chodzi teraz tylko o Zacka, tu są chorzy, chcecie, żeby wszystkich nas stąd wyjebali?! - odpowiedziała.

Justin wyrwał się już Ryanowi, i innemu chłopakowi, który go trzymał.

- Czy w ogóle ktokolwiek był dowiedzieć się, co u Zacka? Nie jesteśmy na spotkaniu towarzyskim - odgarnęła bujne gęste loki do tyłu, po czym westchnęła, chcąc powiedzieć coś jeszcze

- Zdziwiłabyś się, bo w czasie kiedy ta suka ją uderzyła - wskazał ręką na mnie. Momentalnie wszystkie pary oczy znalazły się na mojej postaci - ja gadałem z lekarzem.

- Masz rację, przepraszam - zwróciłam się do brunetki - odpuść Justin - mruknęłam, a chłopak popatrzył na mnie, jakbym miał pięć głów.

- Przepraszasz? To nadstaw kurwa drugi policzek - spuściłam spojrzenie, a blondynka uderzyła go w ramię.

- Justin, proszę, porozmawiajmy na osobności - mruknęła nieco spokojniej.

- Nie mamy o czym gadać.

Po chwili z sali wyszedł lekarz.

- Co z nim? - spytała dziewczyna, o imieniu Suzan.

- Pan Shain stracił dużo krwi. Ma wstrząśnienie mózgu, i na jego nie szczęście, uderzenie samochodu połamało mu kilka żeber, te natomiast wbiły się w płuca - słuchałam lekarza, a wzmianka o płucach szczególnie przykuła moją uwagę. Nie przyjemna symulacja bólu przeszła i przez moje żebra...

- Co to znaczy? - mruknęła czarnowłosa. Łzy cisnęły się do jej oczy, Zack musi być dla niej naprawdę ważny. Lekarz popatrzył na nią trochę smutny, i znudzony.

- Pan Shain jest pod respiratorem i dostaje tlen, z powodu braku możliwości samodzielnego oddychania. Puls jest bardzo słaby, a szanse na przeżycie, to jakieś trzydzieści, czterdzieści procent. Proszę być dobrej myśli - odsłonił rolety wielkiej szyby, tym samym ukazując bezwładnie leżące ciało nieprzytomnego Zacka. Wszyscy podeszli bliżej, bo każdy chciał zobaczyć go choćby przez taki dystans.

Wszyscy wstrzymali oddech, a dziewczyna rozpłakała się jak małe dziecko. Momentalnie pojawiła się koło niej blondynka, i dwie pozostałe dziewczyny.

Podeszłam do Justina, wciskając się między niego, a szybę, i po prostu objęłam jego tułów.

- Będzie z nim dobrze - mruknęłam, przymykając oczy. Justin położył dłoń na tyle mojej głowa, a ja uchyliłam powieki, patrząc na płaczącą brunetkę z żalem. Podniosłam głowę do góry, patrząc na chłopaka.

-Kim jest Zack, dla Suzan?

- Bratem - westchnął. 

Usłyszałam powolny stukot szpilek, więc spojrzałam w kierunku jego źródła. Layla robiła powolne kroki w tył. Po jej policzkach spływały słone łzy, i jestem pewna, że właśnie uświadomiła sobie, co straciła - jego. Nie potrafiłam jej współczuć, nie po tym, co zrobiła Justinowi.

Szybko wybiegła z oddziału. Nie mam pojęcia, czemu chciałam to zrobić, chciałam za nią pobiec...

- A ty gdzie? - spojrzałam na Justina, spuszczając spojrzenie.

-Layla! - krzyknęła blondynka,a chwilę później jej spojrzenie spotkało się z moim.



                                             
                                                             

                                                       ***~~~***~~~***~~~***~~~***


* Jezu, kochani przepraszam, nie miałam pojęcia, jak napisać to imię! :D


Cześć i czołem ;)

Rozdział nie jest za długi? 

Chciałam zwrócić się teraz do pewnej osoby, i mam nadzieję, że to czytasz:
Tak jak obiecałam, zarwałam nockę, ale nie całą, nie dałam rady, dziś dopisałam, i  mam nadzieję, że nie nazwiesz mnie więcej kłamczuchą :)

Zapraszam na aska, i możecie zapisywać się do informowanych, jeśli chcecie :) Do następnego!






13 komentarzy:

  1. super uwielbiam to opwiadanie masz dar do pisania:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem tego rozdziału...jakoś dziwnie się go czytało i w większości nie wiem kto co mówił i kto jest kim. Coś Ci nie wyszło
    Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi właśnie wyjątkowo przyjemnie się czytało :o ale ok xD Świetny rozdział i także czekam na nastepny! <3 :-)

      Usuń
  3. Końcówka też taka dziwna.. Ale zarąbiscie, że taki długi!!!:) i jestem w szoku, że tak szybko dodalas nastepny rozdzial.
    Wesołych świąt!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. hej dopiero tu zajrzałam i chciałam ci zwrócić uwagę na zakreślanie tesktu, mnie osobiście to razi :/ to nie jest jakaś obraza czy coś czekam na nn Wesołych świąt misiu xx
    fireinmyhandsff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, czytalam go 2 noce. :) ale warto .
    Czekam na neksta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chce nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Twoje rozdziały, są takie długie !:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ja bym chciała pisać tak jak ty :/ No ale nie każdy ma taki talent ;) Genialny rozdział jak zawsze i niecierpliwie czekam na 20! :) <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział genialny i czekam na następny ! <3
    http://i-trusted-you-unsuspecting-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :) Otóż chciałam ci powiedzieć że zaczęłam czytać dzisiaj twojego bloga i jestem aktualnie na 5 rozdziale i bardzo mi się podoba, a z tego co widzę akcja rozkręci się jeszcze bardziej :) W każdym razie nie zostawiam komentarza pod każdym rozdziałem więc postanowiłam zostawić pod tym - tak tylko żebyś wiedziala że jestem ;)

    OdpowiedzUsuń