"- Puść mnie kurwa, to mój przyjaciel!..."
CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!
- Wracamy? - głos Justin rozbrzmiał w mojej głowie, więc uchyliłam powieki, posyłając mu spojrzenie, jednak mój wzrok, przeniósł się po chwili na roztętnione życiem miasto.
- A która jest godzina? - szepnęłam.
- W pół do dwunastej - zachichotał, patrząc na wyświetlacz swojego I Phone'a.
- Jeszcze nieee - jęknęłam dziecinnie, odchylając głowę do tyłu.
- James mnie zabije - wychrypiał, wyrzucając ręce w górę, i przeciągając się.
- Racja, przepraszam - zaśmiałam się, wstając z ławki, tak samo, jak chłopak.
Przygryzł wargę, czekając aż zabiorę telefon, i upewnię się, że nic nie zgubiłam, i przysięgam, on robi to specjalnie!
- Może wrócimy metrem? - zaproponował, kiedy powolnym krokiem, ruszyliśmy trawnikiem w stronę wyjścia z parku.
W mojej głowie pojawił się obraz z mojej ostatniej wycieczki metrem, i mimo, że jestem pewna, że z Justinem nic mi nie grozi, nie mam szczególnej ochoty nim wracać. Zmarszczyłam brwi, w wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie nie przyjemny, lodowaty dreszcz - jakoś nie bardzo uśmiecha mi się metro, Justin - pokręciłam głową, spuszczając spojrzenie.
- Dlaczego? - mruknął, kiedy zatrzymaliśmy się już obok jednego z wyjść z parku. Starał się spojrzeć na moją twarz, jednak uniemożliwiałam mu to, co chwilę odwracając spojrzenie. Poczułam się jak suka, bo wyglądał, jakby się martwił?
- Długa historia - wzruszyłam ramieniem, uśmiechając się do niego uspokajająco, wzrokiem zaczynając szukać stacji.
Mimo, że nie miałam zamiaru jeździć tą "maszyną jak z horroru" moje nogi też przeżywały horror - z resztą nie ważne, jedziemy metrem - dodałam, widząc neon stacji.
- A o tej historii opowiesz mi więcej - mrugnął, sprawiając, że zachichotałam.
Mimo, że powinniśmy to robić, nie śpieszyliśmy się, a szliśmy wręcz ospale.
- A tak swoją drogą, znalazłaś już pracę? - zwrócił się do mnie, kiedy westchnęłam, zrezygnowana kręcąc głową - na razie niczego nie szukałam, nie miałam czasu, kurczę, zupełnie wyszło mi to z głowy - zmarszczyłam brwi. Prawda jest taka, że od czterech dni, odkąd byliśmy w Starbucksie, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, jak Christian. Nie chodzi teraz o czepianie się Justina, czy plątanie w jego sprawy, a o sam fakt pojawienia się tego człowieka. Czy go nienawidziłam? Tak, a ostatnie wydarzenie tylko utrwaliło mnie w tym przekonaniu, ale nic nie poradzę na to, że najzwyczajniej w świecie interesuje mnie to, w jakich okolicznościach poznał Justina. W sumie, interesuje mnie to tylko i wyłącznie jako moja prywatna sprawa, a tego nikt nie jest w stanie mi zabronić, bądź trzymać z daleka od tych myśli.
Justin chyba dokładnie zrozumiał, o co mi chodzi, bo spojrzał na mnie porozumiewawczo, kiedy mijaliśmy sklep odzieżowy z rozświetloną wystawą, a ja ukradkiem rzuciłam na nią okiem, po chwili z uniesioną brwią, patrząc na niego - po prostu daj już sobie z tym spokój, na prawdę szkoda twojego czasu - westchnął.
Zatrzymaliśmy się na przejściu dla pieszych, gdy czerwone światło sugerowało nam to.
Przewróciłam oczami, otwierając usta, chcąc coś powiedzieć.
- Spójrz, wiem, że desperacko chcesz wiedzieć, kim jest Christian, nawet dałaś mi to odczuć -spojrzał na mnie, z ledwo widocznym, ale zadziornym uśmieszkiem, więc parsknęłam cicho - ale nie zrozum mnie teraz źle, zajmij się teraz swoimi sprawami - dodał. Schował ręce do kieszeni, ponownie przenosząc na mnie wzrok, więc spuściłam swój.
Do cholery, ile można stać na światłach?! Co raz więcej ludzi stawało dookoła nas, tworząc sporą grupę.
- Co masz na myśli? - spojrzałam na profil chłopaka.
- To, że być może miałabyś już pracę? - uniósł brew. Westchnęłam, nie odzywając się już nic. Przeniosłam wzrok na samochody, które wciąż pędziły jak szalone, czego miałam już dość, zarówno jak i Justina, mam na myśli tej rozmowy. Nie chciałam jednak na nowo zaczynać kłótni, przecież dopiero się pogodziliśmy!
Oboje inaczej patrzymy na tę sprawę, i nawet, jeśli to on ma pierdoloną rację, zamierzam trzymać się swojego zdania chodź jeden raz. Ukradkiem spojrzała na chłopaka - być może - mruknęłam obojętnie, uginając nogę w kolanie i krzyżując ręce.
Światła sygnalizujące zmieniły się wreszcie na pomarańczowe, i mimo, że nie było mi teraz do śmiechu, nie mogłam nie parsknąć, kiedy wszyscy przygotowali się niczym "do startu".
- Teraz ty mi coś obiecaj.
Spojrzałam na Justina z uniesionymi brwiami, a światło zmieniło się na zielone. Westchnęłam w uldze, kiedy ruszyliśmy.
- Zaufaj mi - spojrzał prosto w moje oczy, a ja zmarszczyłam brwi - przecież Ci ufam - wzruszyłam ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Dobrze wiesz, o czym mówię - przewrócił oczami - po prostu zaufaj mi, i trzymaj się z daleka od tego co robię. Po prostu obiecaj, że to był ostatni raz - jego spojrzenie było wręcz proszące. On na prawdę cholernie chciał, żebym nie miała z tym styczności, ale jak mam obiecać mu coś, czego zapewne nie będę w stanie dotrzymać? Mimo to, byłam już zmęczona tym.
- Obiecuję - szepnęłam, spuszczając spojrzenie.
- Trzymam Cię za słowo. Pamiętaj, że obiecałaś - powiedział całkowicie poważny, więc przełknęłam ślinę, gryząc wargę.
Zatrzymaliśmy się przy schodach prowadzących pod ziemię. Miałam cholerne wyrzuty sumienia, obiecując coś Justinowi, myśląc jednak zupełnie co innego. Przewróciłam oczami na sama siebie.
- Pociąg przyjedzie za jakieś piętnaście minut, mamy czas - odparł, jak gdyby doskonale wiedział, o co mi chodzi. Kiwając głową, zaśmiałam się cicho.
Oparłam się o murek od poręczy schodów, oplatając ramiona dłońmi. Myślicie, że James miał racje, mówiąc, że noce są zimne? Miał, a chyba nie muszę mówić, że nie wzięłam bluzy?
Westchnęłam.
Spojrzałam na Justina, który grzebał coś w swoim telefonie, gryząc wargę. Postanowiłam mu nie przeszkadzać teraz, być może to coś ważnego. Odwróciłam więc spojrzenie, zadzierając głowę wysoko do góry i zamknęłam oczy. Odetchnęłam wieczornym powietrzem, zerkając chwilowo na chłopaka, upewniając się, że nie zgubiłam go gdzieś w tłumie.
Nie żebym bała się być teraz sama, kiedy jest noc, pełno dziwaków, i wszystkiego co jest straszne... wyczujcie ten sarkazm.
Abygail, nie bądź dziecinna...
Dziecinna? Przewróciłam oczami. Jestem dziecinna bojąc się tak wielkiego miasta i jeszcze większego tłumu w nim, będąc praktycznie całe życie zamkniętą w małym, obskurnym pokoju?
Z zamyśleń wyrwał mnie Justin, który podszedł obok mnie, stając na przeciw.
- Coś ważnego? - spytałam machając nogami. Pokręcił głową, uśmiechając się delikatnie. Zlustrował mnie wzrokiem, po czym przenikliwym wzrokiem popatrzył na moją twarz. Zmarszczyłam brwi, kiedy zachichotał - co? - mruknęłam.
- Nic, po prostu słodko wyglądasz, kiedy twoje malutkie nóżki nie sięgają ziemi - przygryzł wargę, śmiejąc się chrypliwie, a ja spojrzałam na niego spode łba, zeskakując z murka.
- Bardzo, naprawdę bardzo zabawne - syknęłam, odwracając wzrok.
- Aww, chyba się nie obraziłaś? Przecież to nie moja wina, że nie dosięgasz nawet do mojego ramienia, kochanie - położył rękę na moim ramieniu, stając za mną. Odwróciłam się z impetentem, krzyżując ręce na piersi - znów mnie wyśmiewasz?
- Co? Jasne, że nie! Podkreśliłem, że to słodkie - zmarszczył brwi, jąkając się, i zapewne zrobiło mu się głupio, bo chciał to dokładnie wytłumaczyć. Widząc jego wraz twarzy, i to, jak lekkie zakłopotanie ogarnęło jego myśli, było tak słodkie, że najchętniej chwyciła bym jego policzki w dłonie, wycałowywując je.
Postanowiłam jednak podroczyć się z nim trochę, może chciałam, żeby zobaczył, jak to jest? Cóż, wydaje mi się, że chciałam zrobić to tylko i wyłącznie do własnych celów, by patrzeć na jeszcze bardziej zakłopotanego Justina, co równa się ze słodkim Justinem.
- Mówisz jedno, zapewne myśląc drugie - mruknęłam, spuszczając głowę. Dodatkowo przygryzłam wargę, i wszelkimi siłami powstrzymywałam się od posłania mu spojrzenia, ponieważ tragiczna ze mnie aktorka...
- A.. Aby, cholera, przecież wiesz, że nie o to mi chodziło, miałem nadzieję, że odbierzesz to jako komplement - zmarszczył brwi, co dostrzegłam ukradkiem.
Zero pierdolonej silnej woli.
- Odebrałam, jak odebrałam, nie ważne, schodźmy już, bo się spóźnimy - pokręciłam głową, odwracając się, jednak tak, jak byłam pewna, poczułam rękę Justina na ramieniu, który jednym szybkim ruchem odwrócił mnie w stronę swojej klatki piersiowej. Kiedy tylko moje oczy spotkały się z jego, parsknęłam, śmiejąc się - żartowałam, wiedziałam, o co Ci chodzi!
Justin popatrzał na mnie zdezorientowany, przewracając oczami - wiesz, że jesteś małą suką, prawda Reed? - popatrzył na mnie poważnie, jednak dostrzegłam jego niemal znikomy uśmieszek, kiedy puścił moje ramie.
Uniosłam brew, przestając się śmiać, i równie poważnie spojrzałam w jego oczy - ty zacząłeś to pierwszy, Bieber
Zaśmiałam się, odchylając głowę do tyłu, kiedy Justin zachichotał chrypliwie - chodź tu - pociągnął moją rękę, sprawiając, że - w porównaniu do niego - moje drobne ciało zderzyło się z jego klatką piersiową. Objęłam tułów Justina rękoma, wciąż chichocząc w jego ramie, kiedy poczułam, jak zatapia nos w zagięciu mojej szyi.
Czy mówiłam już, jak bardzo kocham chwile takie jak ta? Kiedy jest taki kochany, troskliwy i... spokojny? Tak, chyba to mam na myśli, nie sugerując, że jest jakiś bardzo wybuchowy na co dzień. O tych paru sytuacjach, po prostu staram się nie myśleć, i nie uwzględniać ich, by nie zaprzątać sobie teraz tym głowy. Mimo to, miałam tylko cholerną nadzieję, że Justin w stu procentach wie co robi, modliłam się o to.
Trwaliśmy teraz w ciszy, a mój policzek przywarty był do ramienia Justina. Zmarszczyłam brwi, widząc w oddali... Zacka. Nie przyjemny dreszcz wspomnieć, po raz drugi dziś przebiegł przez mój kręgosłup. Odsunęłam się od Justina, posyłając mu przestraszone spojrzenie - to nie jest Zack? - wskazałam ruchem głowy w stronę przejścia dla pieszych, którym szliśmy wcześniej. Justin marszcząc brwi przymrużył oczy, w tłumie odnajdując jego postać, kiedy i on również nas zauważył. Wzdychając, Justin skinął głową.
Zack ruszył w naszym kierunku, zatrzymując się jednak na czerwonym świetle. Spojrzeliśmy na siebie równo z Justinem. Widziałam zmieszenie w jego oczach, co mnie zdziwiło - wygląda na to, że zaraz kogoś poznasz - językiem przejeżdżając po swojej dolnej wardze, puścił moje ciało, więc wyswobodziłam się z jego uścisku.
- Kim dla Ciebie jest? Był z tobą kiedy, no wiesz... - mruknęłam cicho, spuszczając głowę, samej czując się teraz niepewnie. Może nie powinnam o to pytać? Nie powinnam robić połowy rzeczy, które robiłam w ciągu tego jednego tygodnia, chyba nie może być gorzej?
- Wiem - spojrzał na mnie porozumiewawczo, a atmoswera znów nie ubłagalnie pędziła w stronę napięcia - To mój przyjaciel - wzruszył ramionami, kiedy skinęłam głową.
Niewiele myśląc, znów objęłam Justina, więc i on zrobił to samo. Ukradkiem obserwowałam postać Zacka, która bacznie przyglądała się naszej dwójce. Ruszył ulicą, kiedy sygnalizator zaświecił zielonym światłem. Szedł bardzo powoli, o wiele wolniej, od reszty ludzi, którzy się śpieszyli, można powiedzieć, że został daleko w tyle, jako sam na jezdni. Zielone światło wciąż jednak mu na to pozwalało. Moje oczy powędrowały nieco w lewo, na nadjeżdzjący samochód, czarny samochód. Zmarszczyłam brwi, gdyż najwyraźniej nie miał zamiaru się zatrzymać. Jechał wprost na niego, jednak on tego nie widział, zbyt zajęty obserwowaniem nas. Pokręciłam głową, ekspresowo odklejając się od Justina, nabierając powietrza do płuc, chcąc coś powiedzieć. Pisk opon, uderzenie, dźwięk rozbijanego szkła szyb, kiedy samochód uderzył w drzewo. Nabrałam jeszcze więcej powietrza, a moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie.
Justin momentalnie odwrócił się w tamte stronę, kiedy przyłożyłam dłoń do ust. Cały ruch na ulicy zatrzymał się, a głowa dosłownie każdego człowieka znajdującego się w okolicy, zwrócona była właśnie w tym jednym kierunku, kiedy pierwsi byli już na miejscu.
Spojrzałam na Justina, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji, patrzył tam dosłownie tępym wzrokiem, a jego cera momentalnie zrobiła się blada. Posłał mi jedno spojrzenie, trwające dosłownie ułamek sekundy, ciągnąc moją rękę, kiedy biegiem ruszyłam za nim. Miliony emocji buzowały w moim organizmie, i teraz dokładnie wiedziałam, że Justin czuje to samo.
Biegliśmy jak najszybciej tylko mogliśmy, przedzierając się przez równie ciekawski tłum, a ja uderzając w parę osób, tylko opóźniałam Justina - Abygail, kurwa szybciej! - krzyknął, kiedy jęknęłam głośno, wolną dłonią odpychając każdego, kto stanął na mojej drodze. Będąc na miejscu, zatrzymaliśmy się niedaleko bezwładnego, i krwawiącego ciała Zacka, a w moich oczach momentalnie zebrały się łzy. Moja dłoń instynktownie zakryła moje usta, kiedy puściła dłoń Justina.
- Dzwońcie na pogotowie!
- Pomużcie mu!
- Dzwońcie na policje!
To były jedyne zdanie które słyszałam, i jedyne, które padały. Patrzyłam na powiększający się tłum, który za wszelką cenę chciał być jeszcze bliżej, a reszta starała trzymać się ich jak najdalej. Moje załzawione oczy dostrzegły Justina, który próbował reanimować nie przytomne ciało swojego przyjaciela, jak wile innych osób. Oddychałam nie równo, a wręcz ciężko.
Dzwoniący ludzie po pomoc, coraz więcej zatrzymujących się samochodów, i ludzi, którzy obijali moje ramie. Stałam tam przyglądając się tamu wszystkiemu, w głębi czując pustkę i zagubienie. Nie wiedziałam, co mam robić, co powiedzieć, gdzie się podziać. Byłam taka zagubiona i wystraszona. Wielki hałas, klaksony samochodów, a w oddali pierwsze sygnału nadjerzdżającej pomocy. Miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się w zwolnionym tępię.
Nie zrozumiałe słowa, zdania, Justin próbujący nawiązać z nim jaki kolwiek kontakt, i ja. Obróciłam się dookoła własnej osi, nieobecnym wzrokiem szukając samochodu, czarnego samochodu. Był rozbity o drzewo. Moje tętno przyśpieszyło jeszcze bardziej, kiedy jakaś postać wychodziła z niego. Starałam się bliżej mu przyjrzeć, więc nie zwracając uwagi na tłum, ponownie zostając uderzaną, zrobiłam dwa kroki w przód. Rysy twarzy. Takie znane, jakbym wcześniej je widziała. Wytężyłam wzrok jeszcze bardziej, i dokładnie w tym samym momencie, moje serce niemal wyskoczyło z mojej piersi. To był on! To był Christian. Nie mogłam w to uwierzyć, nie mogłam oddychać, nie mogłam zrobić nic, jedynie wciąż na niego patrzeć, kiedy i on dostrzegł mnie. Patrzeliśmy chwilę na siebie, a co jakiś czas biegający ludzie zasłaniali nas sobie. Mój oddech dosłownie uwięzną w moim gardle. Nikt go nie widział, nikt oprócz mnie. Posłał mi obrzydliwy uśmiech, przystawiając palec do ust. To, jak przerażona byłam, sprawiało, że miałam wrażenie, że tracę kontakt z rzeczywistością. Szybko odwróciłam głowę w stronę Justina, po chwili odwracając się z powrotem. Nie było go. Mój zagubiony wzrok desperacko szukał postaci, która stała tam dosłownie dwie sekundy temu. Rozpłynął się. Pokręciłam głową, nie mogąc hamować łez, które leciały teraz po moich policzkach strumieniami, kiedy obracając się dookoła, wciąż go nie znajdywałam. Przyłożyłam ręce do głowy, która zaczęła pulsować z bólu. Spojrzałam w stronę wypadku widząc, jak pogotowie zajmuje się już ciałem Zacka, zakładając mu maskę tlenową, gdy leżał już na noszach.
- Justin - mruknęłam bardziej do siebie
- Justin! - Biegiem ruszając w stronę chłopaka stojącego nie opodal, szlochałam bez opamiętania. Szarpał się z funkcjonariuszem pogotowia, więc bez zastanowienie podbiegłam bliżej, łapiąc za ramie Justina - Justin! - krzyknęłam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Puść mnie kurwa, to mój przyjaciel! - wysyczał wściekle, odpychając mnie. Nie miałam mu tego za złe, był tak opętany wściekłością, że nawet nie zdawał sobie sprawy, że to ja.
- Proszę nie utrudniać naszej pracy! - ratownik odpychając Justina, syknął równie wściekły, co on. Nie panowali nad sytuacją.
- Justin do cholery, to był on! - krzyknęłam bezradnie, a wręcz rozpaczliwie, zdobywając wreszcie jego uwagę. Podszedł bliżej, chwytając moją mokrą twarz w dłonie - Abygail, jaki kurwa on?!
- On, Christian, rozumiesz?! To on! - zacisnęłam mocno oczy, nie panując nad emocjami. Justin patrzył na mnie chwile, a jego oddech był szybki i nie umiarkowany. Puszczając moją twarz, odszedł krok w tył, przymykając oczy, i dłońmi przejerzdżając po twarzy - jesteś tego pewna?! - wydyszał, a ja jedynie skinęłam głową, pociągając nosem.
- Cholera, skąd możesz to wiedzieć, widziałaś go dwa razy w życiu! - znów się zbliżył, tym razem w garści trzymając moje ramiona.
- Jestem tego pewna, na pewno się nie pomyliłam - pokręciłam głową, spuszczając spojrzenie, i chowając twarz w dłonie.
- Kurwa! - Justin krzyknął wściekle, chodząc w kółko z dłońmi wplątanymi we włosy - zadzwonię po kogoś, kto odwiezie Cie do domu - odparł, szukając telefonu kieszeni. Spojrzałam na niego jak na idiotę, kręcąc przecząco głową.
- Nie ma mowy, rozumiesz?! Jadę z tobą! Policja w końcu przesłucha i nas, a ja widziałam wszystko dokładnie!
Charakterystyczny dźwięk zamykania drzwi od karetki dobiegł do naszych uszu, więc spojrzeliśmy na siebie równo. Justin momentalnie podbiegł w stronę karetki. Przymknęłam chwilowo oczy, nabierając głęboki wdech, i znów przedzierając się przez tłum, wycierając policzki dotarłam do karetki, gdzie był już Justin.
- Jeśli nie jest Pan nikim z rodziny, nie może Pan z nami jechać! - głos tego samego lekarza dotarł do moich uszu, kiedy bezradnie pokręciłam głową.
- Niech Pan chociaż powie, gdzie go wieziecie! - krzyknęłam nieoczekiwanie, zdobywając wzrok Justina.
- Wieziemy go na Mount Sans Hospital, po jakie kolwiek informacje zwracajcie się Państwo pod ten szpital - mówiąc tylko tyle, trzasnął drzwiami przed naszymi nosami, po chwili włączając syreny, i ruszając.
- Jedziemy tam - odparł niemal od razu.
- Jak chcesz się tam teraz dostać?! Metrem zajmie nam to ze dwie godziny! - krzyknęłam niedowierzająco. Ciągnąc moją rękę, wyszliśmy nieco z tłumu, stając z boku, gdzie rozejrzałam się dookoła.
- Zadzwonię po mojego znajomego - odparł bez emocji, szukając w telefonie odpowiedniego numeru. Kręcąc głową, oddaliłam się jeszcze kawałek, kucając, i opierając się o mur jednego z budynków.
Justin's POV.
Oddychając szybko, i przymykając oczy, przystawiłem do ucha telefon, czekając, aż Ryan odbierze. Ze zniecierpliwieniem zacząłem chodzić w kółku, drugą ręką ciągnąc za swoje włosy, co miałem w zwyczaju robić, kiedy jestem zdenerwowany.
Drugi sygnał, trzeci... - Kurwa, obieraj! - Krzyknąłem sam do siebie, warcząc pod nosem.
Spojrzałem ukradkiem na Abygail, widząc ją skuloną pod ścianą, ale nie miałem czasu ani ochoty pocieszać jej teraz, bo najwyraźniej w świecie, nie miałem do tego głowy.
Po ostatnim sygnale odebrał.
- Kurwa jak nie masz co robić z telefonem to go odbieraj! - krzyknąłem wściekły.
- Justin? - spytał, na co zaśmiałem się bez humoru.
- Nie kurwa, duch święty! Nie ważne, masz dosłownie pięć sekund, żeby być pod metrem przy Central Parku - móiłem szybo, pod wpływem nerwów, rozglądając się, kawałek dalej widząc stację, pod którą staliśmy z Abygail niespełna pół godziny temu. Spojrzałem na nią jeszcze raz, upewniając się, że tu jest. Jeśli mówią prawdę mówiąc, że Christian tu jest, może być w niebezpieczeństwie, i zniknąć z mojego pola widzenia w ciągu sekundy.
- Bieber mów o co Ci kurwa chodzi! Po chuja mam tam być?!
- Przestań pierdolić! Zack miał kurwa wypadek, jest w pierdolonym szpitalu, a ty kurwa masz mnie do tego pierdolonego szpitala zawieść!
Abygail patrzyła na mnie z przerażeniem, i nawet jeśli się mnie teraz bała, nie mogłem się tym zająć.
- Co?! Jaki kurwa wypadek? Zaraz tam będę, bądź pod metrem - rozłączył się, więc pośpiesznie schowałem telefon do kieszeni, podbiegając do zziębniętej dziewczyny. Miałem ochotę jebnąć sobie w pysk, nie zdając sobie wcześniej sprawy z tego, że nie ma niczego ciepłego. Po drodze ściągnąłem mój szary sweter z zaślepionymi ekspresami po bokach, stając obok trzęsącej się Abygail.
- Kochanie, wstań - mruknąłem, podając jej rękę, którą niepewnie chwyciła w swoją zimną, małą dłoń. Podniosła się,a drugą ręką dotknąłem jej zimnej skury na przedramieniu. Zacisnąłem mocno szczękę, podając Abygail ubranie - zakładaj.
- Nie, tobie będzie zimno - pokręciła głową, starając zatrzymać się dygotanie szczęki.
- W tej chwili to zrób! - uniosłem lekko głos, przeciągając górę przez jej głowę, kiedy posłusznie włożyła ręce w rękawy.
- Dziękuję - szepnęła.
Oblizałem usta, kiwając głową - Zaraz będzie po nas mój przyjaciel - mruknąłem, rozglądając się jeszcze po miejscu zdarzenia, oklejonego już taśmą policyjną, gdzie tłum powoli malał, a co za tym idzie, co raz więcej reporterów i fotografów byli już na miejscu robiąc zdjęcia,dosłownie wszystkiemu, szukając sensacji. Spojrzałem na Abygail - chodź, musimy być pod metrem - mruknąłem, kiwając w tamte stronę głową, i chowając dłonie do kieszeni, ruszyłem w tamte stronę.
~~~***~~~***~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Cześć i czołem! :D
Słuchajcie, mam sprawę, a mianowicie znów chodzi o komentarze :( Już było z nimi dobrze, komentowaliście rozdziały, więc nie trułam wam o nie, ale o komentarze pod poprzednim musiałam się prosić :( Co się z wami dzieje? Jeśli nie mam dla kogo pisać, blog naprawdę zostanie zawieszony, bo po prostu czuję, że nie doceniacie mojej pracy! Tak, jakbym pisała sama do siebie, ale tak, jak kiedyś mówiłam, nie oczekuję długiej notki na temat rozdziału, wystarczy zdanie, dwa słowa, bądź jedno. To tyle, jeśli chodzi o to.
Co do rozdziału, spodziewaliście się takiego czegoś? ;D Ale to nie koniec niespodzianek :D Mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś, kto w ogóle to czyta :(
Do następnego, i kocham was mocno!
Podoba mi się blog :) czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mam aska i tam nie wchodzę :( dałabys rade informować na twitterze lub gg? Prosze
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie posiadam ani tego, ani tego :(
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next *.*
OdpowiedzUsuńA ja myślałam że wrócą m normalnie z tego parku do domu i coś się innego wydarzy:) czekam na neksta !:)
OdpowiedzUsuńekstra :)
OdpowiedzUsuńBoze blagam nie przestawaj pisac ! Mam nadzieje ze nie zawiesisz tego bloga bo doslownie oszaleje musze wiedziec jak skonczy sie ich jistoria ! Kocham to i licze szybko na nastepny rozdzial ����
OdpowiedzUsuń<3<3<3 kocham tego bloga, kocham ten rozdział, kocham Ciebie za to że to piszesz <333 :)
OdpowiedzUsuńSuper*.*
OdpowiedzUsuńJeju cała się trzęsę
OdpowiedzUsuńKocham to tak najbardziej na świecie!
Kochana! Zasługujesz na wiele więcej komentarzy! Masz ogromny talent, Twoje ff niesamowicie wciąga. Czytam to i o boże to jest cudowne i jestem w tym zakochana! Nawet nie waż się zawieszać, błagam. Nie przeżyjemy tego, to jedno z najlepszych ff jakie czytam, a jest ich sporo.
OdpowiedzUsuńXXXXXXXXX
<3
OdpowiedzUsuńtak sie tym jaram ze szok :)
OdpowiedzUsuńciekawe co bedzie dalej!
Extra
OdpowiedzUsuńnajcudowniejsze na swiecie
OdpowiedzUsuńTo jest piękne. <3
OdpowiedzUsuńSzybko pisz kolejny rozdział, jestem tak cholernie ciekawa co będzie dalej się działo *o*
OdpowiedzUsuńZapraszam -> http://lifelosesitsmeaning.blogspot.com/
Świetny jak zawsze i nie mogę się doczekać następnego ;**
OdpowiedzUsuńo kuzwa
OdpowiedzUsuńahh ten bipolarny Justin kiedyś ją wykończy , świetnie piszesz życzę weny i czekam na nn :) / @izumiq321
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńWspaniałyyy! <3 Nie moge sie doczekać kolejnego :)))!
OdpowiedzUsuńJeny czekam na nn kocham to ff ma genialną fabule
OdpowiedzUsuńJej! Akcja <3 Chociaż w tym ff stale coś się dzieje ;D Czekam na 18 :-)
OdpowiedzUsuńKiedy następny ?
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział ? Sory , Ze to pisze ale przez to , Ze Tak dlugo kazesz czekac czytelnikom to mizesz stracic Duzo osób , ktore to czytają .
OdpowiedzUsuńZawsze prawie co miesiac jest nowy rozdział , to troche Duzo ..