"- Więc skoro chcesz, żebym odpieprzyła się raz na zawsze, po prostu stąd wyjdź..."
Rzuciłam się na łóżko, łkając cicho, a słowa Justina odbijały się echem w mojej głowie "To, co nas łączy, to tylko moja praca w twoim domu..."
Za każdym razem, kiedy krążyły w moich myślach, ciągle nie dając mi spokoju i przypominając mi o sobie, moje oczy zaciskały się mocno, broniąc się przed kolejną falą łez. Chciałam wymazać ten dzień z mojego życia, ponieważ teraz, po czasie który minął, uświadamiałam sobie co raz bardziej, jak naprawdę głupia byłam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że takim podejściem nie jestem dorosła, ale czy znam chociaż jedną osobę która w mojej sytuacji, nie uraniłaby teraz łez?
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
Spojrzałam rozstrzępionym wzrokiem w podłogę. Było mi wstyd, za to co zrobiłam. Dlaczego to nie zdrowy rozsądek krzyczał głośniej, starając się wmówić mi, jak bardzo źle robię?
Ale czy żałowałam mojej decyzji, kiedy mimo wszystko nie wiadoma odwaga pozwoliła mi wkroczyć w odpowiednim momencie? Nie.
Nie docierała do mnie cala ta sytuacja, która miała miejsce niespełna godzinę temu. Trzymając w dłoni naszykowaną deskę drewna, nie myślałam racjonalnie, a pod wpływem chwili.
Kiedy zdałam sobie w końcu sprawę, że Justinowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, kompletnie nie miałam władzy nad ciałem, a tym bardziej umysłem, ale czy do kurwy żałowałam? Nie.
Wytarłam kolejne łzy, wierzchem dłoni.
- Abygail? - podniosłam wzrok, marszcząc brwi.
- July? Czego chcesz? - pociągnęłam nosem, warcząc nieprzyjaźnie.
- Wszystko dobrze? - szepnęła cicho, kładąc rękę na moim ramieniu, i siadając obok mnie - drzwi były otwarte, więc weszłam
- Wszystko jest dobrze - mruknęłam, spuszczając spojrzenie.
Czy to takie złe, że chciałam mu pomóc?
- Przecież widzę, że nie jest ok, ale nie będę Cię do niczego zmuszać. Jeśli jednak chciałbyś pogadać, wiesz, gdzie mnie szukać.
Zmarszczyłam brwi, parskając pod nosem, i posyłając dziewczynie wrogie spojrzenie.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, to wyżalanie się koleżance i opowiadanie jej wszystkiego. To nie sprawiłoby, że poczułabym się lepiej, choćby próbując zaufać komuś, kogo nie darzyłam nawet koleżeństwem, przyjaźnią? To bez sensu.
- Dlaczego mówisz mi to teraz, kiedy obie wiemy, że ty nie lubisz mnie, a ja Ciebie?
- Nie wiem, wydawało mi się, że nie odnosisz wrażenia, że Cię nie lubię, to znaczy, nigdy tak nie myślałam - złączyła brwi, wiercąc się.
- A ja zapewne mam w to teraz uwierzyć? Przepraszam, ale jakoś trudno wierzyć mi w to, co mówisz - pokręciłam głową, patrząc na nią z nie dowierzaniem.
- Nie dziwię Ci się, byłam suką. Przepraszam - mruknęła. Jej policzki zaczerwieniły się, i gdyby nie to, że znam życie i ją, pewnie uwierzyłabym jej.
- Teraz pewnie mam uwierzyć w twoją zmianę na lepsze - parsknęłam.
Podwinęłam kolana do brody, oplatając je.
Między nami zapadła cisza, kiedy obie tępo wpatrywałyśmy się w podłogę. Nie miałam zamiaru jej wygonić, bo mimo, że nie zamierzam wypłakiwać się na jej ramię, świadomość, że ktoś przy mnie siedzi, jest lepsza od samotności, w której z pewnością nie miałbym skrupułów, wypłakiwać się w poduszkę, pozwalając jej chłonąć moje łzy, jedną, po drugiej. Nie musiałyśmy gadać, i tak w sumie było lepiej. Mimo wszystko, July nigdy szczególnie nie docinała mi i to w sumie ona była zdolna choćby do tego, by pożyczyć mi bluzkę, czy powiedzieć "cześć" w holu.
Ale czy te w sumie bez wartościowe rzeczy były warte docenienia? Oczywiście, że tak.
- Justin nie próbował Cię zgwałcić, czy coś, prawda? - spojrzała na mnie delikatnie, czekając na moją reakcję.
Spojrzałam na nią w szoku, od razu kręcąc przecząco głową - nie, no co ty? - westchnęłam.
Rudowłosa spojrzała znów w podłogę, a jej słowa nie wyparowały z mojej głowy od razu.
- Skąd w ogóle taki pomysł?
Przygryzła wargę, dłońmi jedząc wzdłuż swoich ud - Natalie ciągle o tobie ostatnio mówi. Nie wiem, czy jest to prawdą, bo obie wiemy, że lubi nieco koloryzować, ale mówiła, że widziała Justina wchodzącego w nocy z tobą do twojego pokoju, a rano, gdy wychodził. Nie uwierzyłam jej od razu, bo wydawało mi się to zbyt dziwne, nieprawdopodobne, jak na Ciebie
Westchnęłam, spuszczając wzrok.
- I co mam Ci teraz powiedzieć? Zaprzeczyć, i mówić jaką suką jest Natalie, mówiąc takie plotki? - parsknęłam, kręcąc głową, kiedy najgorsze co przewidywałam, stało się rzeczywistością.
Miałam tylko nadzieję, że Sara i Jessie zachowają się wobec mnie w porządku nie mówiąc nic nikomu. Nie wierzę, że July to jedyna, której o wszystkim powiedziała.
Oczy Julu rozszerzyły się dwukrotnie, a usta uformowały w literkę "o"
- Nie wierzę - pokręciła głową.
Ponownie zachciało mi się płakać. Cholerne poczucie wstydu tak zajęło moje myśli, że nawet zapomniałam powiedzieć moją wyćwiczoną na pamięć formułkę, mówiącą "Nic nie robiliśmy".
Westchnęłam zrezygnowana.
- July, proszę, nie oceniaj mnie, my na prawdę nic nie...
- Cholera, dziewczyno, przespałaś się z najgorętszym facetem w mieście! - pisnęła, klaszcząc w ręce.
Spojrzałam na nią zszokowana.
- Co? Nie! Cholera, nie przespałam się z nim, to nie tak!
- Wiem, że jesteś wieczną dziewicą, i takie tam, ale nie ma powodu do wstydu! Wręcz przeciwnie! - zachichotała, łokciem uderzając mnie w ramie.
Przewróciłam oczami, i doskonale wiedziałam, że moje policzki już płoną. Zaśmiałam się pod nosem, na jej reakcję.
- Jul, błagam, nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej, i pozwól mi to wytłumaczyć - jęknęłam, chowając kosmyk włosów za ucho.
Mogłam dostrzec jej łobuzerski uśmieszek i nic nie poradzę na to, że najzwyczajniej w świecie chciało mi się śmiać.
- A więc słucham - parsknęła śmiechem, zaciskając usta. Wiem, że robiła to, by nie śmiać się bardziej.
- Nie patrz tak na mnie, to straszne! - pisnęłam, po chwili wzdychając - Justin nocował u mnie raz, może dwa...
- Robiłaś to z nim więcej, niż raz?! Abygail, nie poznaję Cię! - zaśmiała się głośno, kiedy i ja parsknęłam, kręcąc głową - właśnie o to chodzi, że nic nie robiłam, rozumiesz?
July zmarszczyła brwi, przestając się śmiać.
- On tylko u mnie spał, próbowałam wytłumaczyć to tej idiotce, ale się nie dało - spojrzałam na July, która słuchała mnie z zaciekawieniem.
- I próbujesz mi powiedzieć, że mając okazję się z nim pieprzyć, nie skorzystałaś?! Jesteś głupsza, niż myślałam - zaśmiała się, kładąc na plecach na moim łóżku.
Przewróciłam oczami, kręcąc głową ze śmiechem.
- Proszę, przestań. Znam go dwa miesiące, a ty myślałaś, że już rozchyliłam przed nim nogi? - uniosłam brew.
Dziewczyna parsknęła, niby nie winnie bawiąc się rąbkiem swojej koszulki.
Kiedy nasze oczy się spotkały, wybuchnęłyśmy śmiechem. Wiedziałam, że ona tylko żartuje, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie przeszkadzało mi to. W sumie, była jedyną osobą która sprawiła dziś, że się śmiałam, nawet z rzeczy, przez którą nie mogłam spać ze strachu o nią.
- Ale tak zupełnie na poważnie, wiedziałam, że jesteś zbyt cnotliwa - zachichotała, podnosząc się do pozycji siedzącej - nie umiałam sobie tego wyobrazić, i choć wiedziałam, że coś jest na rzeczy, nie sądziłam, że dosłownie, i jak zwykle - nie pomyliłam się - uśmiechnęła się dumnie, niczym paw.
Zmarszczyłam brwi, wzdychając.
- Nie potrafi zrozumieć, że to, co łączy mnie z Justinem to... - zawahałam się, marszcząc brwi.
No właśnie, tu pojawia się pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi, nawet my sami. Czy w ogóle po tym, co się dziś wydażyło kiedy kolwiek się jeszcze spotkamy? Jeśli jest to rzeczywisty koniec, choć raz nie zamierzam się wpieprzać w to, co robi. Czy odpuszczam? Nie, daję mu po prostu wolną rękę - to po prostu przyjaźń - wzruszyłam ramieniem.
- A mi się wydaję, że jest zazdrosna - parsknęła.
- Dlaczego miałaby być? - zdziwiłam się.
- Wiesz, że to totalna suka, nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś może mieć coś lepszego, albo być lepszym. Widocznie Cuper znudził się jej, bo już Ci go odbiła - mruknęła.
Była bezpośrednia, i nie próbowała być delikatna w słowach, ale prawda jest taka, że jakie kolwiek delikatniejsze słowa nie ukoloryzują szarej, i prawdziwej rzeczywistości. Taka była prawda, odbiła mi go, ale to nie ona się do tego przyczyniła.
- Pewnie tak. Ale dalej nie rozumiem. Chodzi jej teraz o to, żeby odbić mi Justina? - zaśmiałam się kpiąco.
July uniosła brew, a znajomy uśmieszek zagościł na jej twarzy - a jest co odbijać?
- Nie.
***
- Daj mi to chociaż wytłumaczyć! - jego zdesperowany wzrok błądził po mojej twarzy, a dłoń desperacko i mocno, zaciskała na moim nadgarstku.
- Co chcesz jeszcze tłumaczyć? Powiedziałeś to, co miałeś, wydawało mi się, że tego właśnie chciałeś, żebym się nie wpieprzała!
Krzyczałam, z całej sił próbując się wyszarpnąć. Każde moje staranie szło na marne, jedynie wkładałam nie potrzeby wysiłek w jaką kolwiek sprzeczkę z nim, był po prostu silniejszy, a ja nie mogłam na to nic poradzić.
- Nie zachowuj się jak dziecko, do cholery! - warknął, przez zaciśnięte zęby.
Spojrzałam na niego przerażona, jak i pełna niedowiary. Pokręciłam głową, parskając, kiedy spojrzałam w jego oczy.
- Ja zachowuję się jak dziecko... - zaśmiałam się bez humoru, posyłając mu bezczelne spojrzenie.
Nie mogłam na niego patrzeć, jego lodowate spojrzenie wręcz bolało.
- Ja zachowuję się jak dziecko - prychnęłam kręcąc głową - to ja zachowuję się jak pieprzone dziecko, kiedy ty jesteś nie lepszy!
Justin nawet nie drgnął, a jego klatka piersiowa unosiła się szybko, kiedy wciąż kurczowo trzymał mój nadgarstek.
- Puść mnie! - krzyknęłam, znów się wyszarpując. Dyszałam przerażona, kiedy gwałtownie przycisnął mnie do swojego ciała.
- Mówiłem Ci, żebyś się nie wpierdalała, a ty niczym małe dziecko wleczesz się za mną! Nie znasz kurwa swojej drogi?!
Puścił mnie, lekko odpychając, i wplątując palce we włosy, stając do mnie tyłem.
Patrzyłam na jego plecy, z czystą nienawiścią. Nie miałam ochoty już nawet płakać, może po prostu znudziło mi się to? Przestało mi to pomagać? Tak, przestało, ale oprócz tego nienawidziłabym siebie do końca, pozwalając mu teraz patrzeć na moje łzy, a później dostawać nie szczere przeprosiny.
- Skoro tak bardzo mnie nie znosisz, co tu jeszcze kurwa robisz!? - krzyknęłam - czego chcesz?! Czemu nie wyjdziesz?! Nie zostawisz mnie w spokoju?! - podeszłam do chłopaka, bezradnie uderzając pięściami w jego plecy.
- Dla czego nie powiesz mi wprost, że masz mnie dość!? Dlaczego tak jak miesiąc temu, nie wyjdziesz stąd i nie pierdolniesz drzwiami?!
Justin odwrócił się do mnie bokiem, więc teraz obijałam jego ramie. Patrzył na mnie zły, jednak ja nie przestawałam mówić dalej. Stopniowo wyrzucałam z siebie cały ból, i wszystko, co o nim myślę.
Nie był inny, niż wszyscy inni. Był taki sam, bez uczuciowy, i bez szacunku do mnie całymi dniami mnie wyśmiewał. Godziłam się na to, robiąc z siebie ofiarę losu. Co mnie w nim na tyle zaintrygowały, że dopiero po takim czasie otworzyłam oczy, widząc go jak normalnego, szarego człowieka, a nie jak na bóstwo, które jest moim strużem? Cokolwiek to było, minęło.
- Nigdy do niczego Cie nie zmuszałam, nie kazałam Ci widywać się ze mną, nie prosiłam o nic! Rozumiesz?! O nic! Kiedy wreszcie uratowałam twoją pierdoloną dupę ty odwdzięczasz mi się czymś takim?! Jesteś egoistą, nie potrafisz docenić pomocy! - czułam, jak powoli się łamię - Zrobiłam to, mimo tego, że sama się bałam, mimo tego jak mnie traktowałeś, jak małe dziecko, śmiejąc się ze mnie, a teraz masz czelność stać tu, i mówić, że jestem dziecinna?! - ostatni raz uderzyłam ramie Justina, najmocniej, jak potrafiłam.
Nie byłam w stanie już tego ukrywać, słone łzy spłynęły po moich policzkach, kiedy Justin patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, i ustami.
Staliśmy na przeciwko siebie, a w tle słychać było jedyne mój szloch, i głośny oddech Justina.
Nie wiedziałam, co teraz zrobi. Wyjdzie bez słowa, nie wracając nigdy? Nie chciałam tego, ale tak byłoby najlepiej, i oboje dobrze o tym wiedzieliśmy. Jesteśmy inni. Jaka relacja ma szansę między nami istnieć? Przyjaźń? To głupota, mimo, że sama przekonywałam siebie do tego, nie umiałam dłużej okłamywać siebie samej, bo nie ma czegoś takiego, jak przyjaźń między dorosłym facetem, a nastolatką.
Usłyszałam głośne westchnięcie Justina, więc ocierając łzy, spojrzałam na niego.
- Nie znam pierdolonej odpowiedzi, na żadne twoje pierdolone pytanie.
- Więc skoro chcesz, żebym odpieprzyła się raz na zawsze, po prostu stąd wyjdź.
Justin przygryzł wargę, mrużąc oczy. Przymknęłam swoje, czekając na to, co zrobi. Byłam pewna, że wyjdzie, byłam na to gotowa. Chciałam tylko, żeby zrobił to, zanim łzy w moich oczach na nowo wypłyną.
Poczułam silne ramiona oplatające mnie dookoła, więc bez słowa zrobiłam to samo. Położyłam głowę na klatce piersiowej Justina, zamykając oczy. Wciąż nie miałam pojęcia, co robi, może się żegna? Jeśli tak miało być, nie zamierzam go zatrzymywać.
- Nie wiem, co mam kurwa powiedzieć. Masz rację we wszystkim co powiedziałaś, po prostu przepraszam - szepnął, całując czubek mojej głowy.
Marszcząc brwi, otworzyłam powieki, puszczając Justina, i wyzwalając z jego uścisku. Zrobiłam krok w tył, patrząc w jego oczy.
- To nic nie zmienia, popełniłam błąd, racja ale...
- Owszem, ale nie tylko ty. Oboje zachowujemy się jak pieprzone szczeniaki - przejechał dłońmi po twarzy.
Westchnęłam, krzyżując ręce na piersi, i spuszczając spojrzenie.
- To nie jest już istotne, bardziej zastanawia mnie po co tyle tej szopki? Po cholerę tyle krzyczysz? Gdybyśmy porozmawiali wczoraj spokojnie, wszystko dotarło by do mnie równie dobrze - spojrzałam smutna na chłopaka, który westchnął.
- To wszystko jest bardzo skomplikowane, po prostu staram się, żebyś trzymała się jak najdalej od tego, co robię poza pracą tu, to nie bezpieczne, a ty po prostu cały czas mi to utrudniasz - pokręcił głową.
Parsknęłam.
- I może teraz chcesz mi wyznać, że masz jakiś straszliwy gang, który morduje wszystkich - uniosłam brew.
Justin przewrócił oczami, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Nie, to zupełnie co innego - kręcąc głową, przymknął oczy.
- Nudzi mnie zabawa, gdzie jesteś gangsterem, a ja jakąś... nie wiem kim, kimś kogo musisz bronić? Jedno twoje słów, a zniknę na zawsze - wzruszyłam ramionami.
Justin spojrzał na mnie, kręcąc głową.
- To nie jest żadna zabawa, powinnaś po prostu zrozumieć, że mam swoje sprawy, a poza tym, nie ma mowy, żebyś gdzie kolwiek znikała - spojrzał z niedowierzaniem w moje oczy.
- Dobrze, rozumiem, ale czy to był powód, żeby od razu tak na mnie naskakiwać?
- Nie, nie był, ale widząc Ciebie wtedy w tym magazynie, miałem wrażenie, że to jakiś pierdolony sen
- Dla mnie na porządku dziennym też nie było, zobaczenie Ciebie z pistoletem przy skroni - burknęłam.
Podeszłam do okna opierając łokcie o parapet.
- Swoją drogą, możesz powiedzieć mi, jakim sposobem dostałaś się na piętro? Przecież na dole jest recepcjonistka, więc jeśli mi powiesz, że po prostu Cię wpuściła, będę musiał ją zwolnić - zachichotał.
Zarumieniłam się, spuszczając głowę z uśmiechem. Odwróciłam głowę w kierunku Justina, widząc, jak powolnym krokiem zbliża się w moja stronę.
- Nie, nie miała zamiaru mnie wpuścić, więc musiałam jakoś to załatwić... - mruknęłam.
Justin zaśmiał się chrypliwie, kiedy posłałam mu niewinne spojrzenie.
- Jak to zrobiłaś? Ochronę też ominęłaś? Jeśli tak, ich też muszę zwolnić - oparł się o ścianę.
Westchnęłam, śmiejąc się, i kręcąc głową.
- Kiedy nie chciała mnie wpuścić, po prostu wbiegłam na schody, zanim miała szansę zawołać ochronę - wzruszyłam ramionami.
Justin uniósł brew, z rozbawieniem kręcąc głową.
- Wolałbym, żebyś więcej tego nie robiła, Ab. Ostatnim razem, chodziły plotki, że jesteś moją córką.
Spojrzał na mnie z uniesioną brwią, przystawiając pięść do ust.
Mój uśmiech stopniowo schodził z mojej twarzy a zastępował go szok, i wszystkie myśli w mojej głowie, mówiące, jak to jest możliwe?
- Cholera, przepraszam, nic nie wiedziałam...
- Nie przepraszaj - przerwał mi, kręcąc głową - nie mogłaś tego wiedzieć, skąd? - uniósł brew, uśmiechając się lekko.
Westchnęłam.
- Wiesz, że nie o to chodzi, po prostu, znów możesz mieć przeze mnie kłopoty - spojrzałam na swoje dłonie.
- Nie mów tak, to były tylko głupie, dziecinne plotki, i w sumie sam byłem zdziwiony, bo miałem nadzieję, że pracuję między poważnymi ludźmi - przewrócił oczami, wzdychając.
Skinęłam tylko głową, nie wiedząc, co miałabym jeszcze dodać. Między nami zapadła chwilowa cisza.
Poprawiłam dłonie na parapecie, mrużąc oczy, i obserwując ulicę.
Justin odepchnął się od ściany, stając obok mnie, zarzucając ramie na mój kark, i przyciagając mnie bliżej swojego boku, a ja w pełni poddając się jego ruchom położyłam głowę na jego ramieniu, więc teraz oboje wpatrywaliśmy się w gwieździste niebo. Odetchnęłam, na chwile przymykając oczy, zastanawiając się, kiedy następnym razem będziemy mieli szanse choć na chwile nie odzywać się, nie krzyczeć na siebie i po prostu cieszyć się swoim towarzystwem w ciszy, tak po prostu.
Lekki uśmiech wdarł się na moje usta, bo teraz w pełni uświadomiłam sobie, że nie po tym wszystkim, co powiedziałam, nie wyszedł, i miałam nadzieję, że nie będziemy więcej kłócić się o takie rzeczy. Oczywiście, to nie tak, że gdyby zrobił inaczej, biegłabym za nim. Dał by mi wtedy w pełni do zrozumienia, że nie ma zamiaru więcej się ze mną widywać, a ja uszanowałabym to, przez jakiś czas na pewno to przeżywając, ale co z tego, jeśli jemu było by to bez różnicy?
- Wiesz, tak sobie pomyślałem, czy nie miałbyś ochoty na...
Dźwięk jego telefonu przerwał mu, tym samym czar chwili prysnął niczym mydlana bańka, spojrzałam na chłopaka, który odrzucając głowę do tyłu, warknął, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
Zachichotałam, widząc jego reakcje, kiedy puszczając mnie, wyjął telefon z kieszeni spodni, odbierając go. Tym samym zostawił mnie z ciekawością i niepewnością tego, co chciał mi za proponować, i czekać, aż skończy rozmowę.
Justin odszedł kawałek, wdając się w rozmowę. Ja ponownie spojrzałam w okno, chichocząc pod nosem, kiedy wyraźnie słyszałam jego niezadowolony ton i to, jak nie angażował się w nią, z kimkolwiek rozmawiał.
Westchnęłam.
- Mhmmm... - mruknął, przewracając oczami - ta, dobranoc - Justin schował telefon do kieszeni, oblizując usta. Odwróciłam się w jego kierunku, przygryzając wargę.
Justin posłał mi spojrzenie, kiedy przymrużył oczy.
- Widzisz, Abygail, dzwoniła moja sekretarka, - mruknął, podchodząc w moim kierunku bardzo powoli - i muszę Ci powiedzieć, że sytuacja wygląda całkiem zabawnie - dodał.
Zmarszczyłam brwi, otwierając usta, chcąc coś powiedzieć.
- I tak się składa, że recepcjonistka kazała jej, przekazać mi, że jakaś kolejna małolata, robiła sobie żarty, tyle, że ta sprawa jest poważniejsza, ponieważ wtargnęła na dalszy teren - mruknął z lekkim uśmieszkiem, krzyżując ręce na piersi, kiedy stanął już na przeciw mnie, niemal przyciskając swoją klatkę piersiową, do mojej.
Zacisnęłam usta w cienką linkę, spuszczając wzrok, i jestem pewna, że moje policzki były już czerwone...
- Masz może pomysł, kto to mógł być? - podniósł palcami mój podbródek, przysuwając się jeszcze bliżej.
Przygryzłam wargę, czując jak oddech utknął w moich płucach. Z uniesioną brwią, wpatrywał się w moje oczy, a oczywiste było, że doskonale wiedział, że byłam to ja. Widząc moją reakcję, zaśmiał się chrypliwie, tym samym sprawiając, że ocknęłam się, z grymasem, krzyżując ręce na piersi.
- Przepraszam, ok? - przewróciłam oczami.
- Po prostu zapomnimy o tym - pokręcił głową - w sumie, masz szczęście, że nie zadzwoniła na policję - dodał.
Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie.
- O cholera, o tym też nie pomyślałam - przystawiłam rękę do czoła
- Nie musisz się tym martwić, jakoś to załatwię - wzruszył ramieniem.
- Jesteś kochany - mówiąc tylko tyle, wtuliłam się w tors Justina.
Justin uśmiechnął się, po czym oblizał usta.
- Na czym skończyłem? A tak - znów oblizał usta... - chciałem zapytać, czy masz ochotę na spacer - odsunął się już lekko, a moje oczy przepełniły się nadzieją.
Spojrzałam na chwilę w okno, widząc, że jest już ciemno. Westchnęłam, zastanawiając się, czy jest możliwość, aby który kolwiek z opiekunów o zdrowym rozumie wypuścił mnie z domu.
- Chciałabym, ale obawiam się, że z twoich planów nic nie będzie, Justin... - posłałam chłopakowi porozumiewawcze spojrzenie.
Przymrużył oczy, jakby myśląc nad czymś - wiem, że jest późno, ale mam dobre kontakty z Jamesem. On jest twoim opiekunem głównym, prawda?
Skinęłam głową.
- Pogadam z nim, chodź - mruknął, ruszając do wyjścia, więc lekkim biegiem ruszyłam za nim.
- Nie wiem, czy to jaki kolwiek sens...
Pokręciłam głową, zamykając pokój na klucz.
- Chociaż raz nie marudź, i po prostu ze mną chodź - westchnął, chwytając mój nadgarstek, i wręcz wlekąc w stronę schodów.
Zeszliśmy do holu, gdzie nie było już prawie żywej duszy. Nie ma się co dziwić, wszyscy podopieczni obowiązkowo powinni być już rozliczeni z godzin, których byli poza domem, i siedzieć w swoich pokojach, biorąc prysznic. Prawda była taka, że nie wolno było teraz nawet przebywać w pokojach innych podopiecznych, mimo, że i tak to robili, organizując sobie jakieś "imprezy", przez które czasem nie mogłam spać.
Czy czułam się sama, słysząc, jak połowa domu baluje, w czasie kiedy druga połowa i tak się spotykała ze znajomymi z sąsiednich pokoi? Czasem tak, ale czy to nie było oczywiste?
Stanęliśmy przed drzwiami do pokoju Jamesa, chwile patrząc na siebie. Justin nic nie mówiąc, zapukał, a po usłyszeniu "proszę" otworzył drzwi, przepuszczając mnie w nich.
Posłał mi zachęcające spojrzenie, więc weszłam do środka, a kiedy i on to zrobił, zamknął za sobą drzwi.
James widząc nas, uniósł brwi w zdziwieniu, i wcale nie ukrywał tego. Poprawił się na krześle, odklejając wzrok od swojego laptopa.
- Abygail? Dlaczego nie jesteś jeszcze w łóżku? - zdziwił się, wyraźnie nie zadowolony. Przygryzłam wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
Spojrzałam na Justina, który usiadł na krześle przed biurkiem Jamesa.
- James, mam do Ciebie sprawę - mruknął.
- O co chodzi? I powtórzę moje pytanie, czemu Abgail nie jest w łóżku?
- James, nie denerwuj się, nie jest w łóżku, bo mam nadzieję, że pozwolisz mi wziąć ją na spacer - Justin spokojnie odrzekł, a jego twarz nie wyrażała emocji, w czasie, kiedy ja byłam cholernie spięta.
James zmarszczył brwi, patrząc na Justina, jakby miał pięć głów, jednak on wciąż pewnie patrzył w jego stronę.
- Oboje sobie ze mnie żartujecie - pokręcił głową - Jesteś nie poważny, Justin? Jest dawno po siódmej, Abygail powinna być w pokoju - spojrzał na Justina karcącym wzrokiem, jednak on siedział nie wzruszony.
- James, jestem jak najbardziej poważny, zanim zapytasz, tak, liczę na to, że pozwolisz mi ją zabrać.
- Nie ma mowy, jutro też jest dzień...
- Wiem, wiem - przewrócił oczami - stary, przecież mi ufasz, tak? Wiesz, że nic jej się ze mną nie stanie
- Nie o to chodzi, ten dom jest za nią odpowiedzialny, po godzinie siódmej, wszyscy muszą być w domu, ewentualny dłuższy czas jest możliwy tylko w weekendy, a ty - spojrzał na mnie, więc od razu uniosłam spojrzenie - dobrze o tym wiesz, Abygail.
Skinęłam głową, wzdychając. Posłałam Justinowi jedno krótkie, wymowne spojrzenie, a on w odpowiedzi jedynie przeniósł wzrok na Jamesa. To wyglądało, jakby miał ułożony w głowie jakiś plan, biorąc pod uwagę, to jak spokojny jest.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jak zamierza przekonać Jamesa.
- Nie miej jej tego za złe, James, to był mój pomysł - oblizując usta, poprawił się na siedzeniu - Daj na nam dwie godziny, wróci cała i zdrowa
James, spuścił nieco głowę, marszcząc brwi, zapewne myśląc o tym, co ma zrobić.
Przygryzłam wargę zdesperowana, wyczekująco patrząc na Jamesa.
- Zastanawia mnie tylko, po co chcecie wyjść tak późno - spojrzał na nas podejrzliwie
- Właśnie o to chodzi, że nie jest późno. Może tu jest to nie do przyjęcia, ale po prostu oboje lubimy wieczorne spacery - wzruszył ramionami.
Opiekun westchnął, przejeżdżając dłońmi po twarzy, po czym przeniósł wzrok na Justina.
- Nie wiem, dla czego się na to zgadzam - pokręcił głową, a na mojej twarzy pojawił się znikomy uśmiech - macie dwie godziny, i ani chwili dłużej
- Jasne, będziemy na czas - Justin wstał z miejsca, ruszając w moim kierunku
- Nie tak szybko - dodał.
Justin stojąc do mnie zwrócony twarzą, przewrócił oczami, uśmiechając się znikome, na co zachichotałam.
- Robię to tylko dla tego, że Ci ufam, Justin. Jest to pierwszy, i ostatni raz, kiedy zgadzam się na coś takiego - spojrzał na Justina zupełnie poważnie, przenosząc wzrok na mnie, na zmianę. Justin skinął głową, a James zwrócił się do mnie - weź ze sobą bluzę, bo wieczory są chłodne. Za dwie godziny masz przyjść tutaj, i upewnić mnie, że jesteś - tak samo skinęłam głową, zaciskając usta w cienką linkę.
- Dzięki stary - mruknął Justin, gdy wyszliśmy z gabinetu Jamesa.
Odetchnęliśmy, zamykając drzwi, i posyłając sobie wymowne spojrzenia, ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Szliśmy powolnym krokiem, stopniowo oddalając się od domu, a między nami panowała grobowa cisza, która przerwana była szumem samochodów, metra i wszystkiego co jeździ na ulicy centralnej, przy której byliśmy co raz bliżej.
- O co chodzi Justin? - mruknęłam, nie patrząc na chłopaka, a na swoje buty.
Doskonale wiedziałam, że ma jakiś cel poprzez ten spacer.
- O co chodzi tobie? - mruknął.
Westchnęłam.
- Przecież nie jestem głupia, wiem, że po coś mnie wyciągnąłeś z domu - wzruszyłam ramionami, wciąż nie posyłając mu spojrzenia.
- Uważasz, że spotykam się z tobą tylko w jakimś celu?
Przewróciłam oczami - wiesz, że nie to mam na myśli, zapewne nie chciałeś rozmawiać o czymś w domu - odparłam pewnie.
- Masz rację - westchnął - chciałem porozmawiać na spokojnie, gdzieś, gdzie jesteśmy sami, a w twoim domu mieszka wiele dzieciaków, każdy mógłby coś usłyszeć.
- Więc teraz mów, co Cię trapi - odwróciłam głowę, ku Justinowi. Oblizał usta, chowając ręce do kieszeni swoich nisko opuszczonych w kroku spodni.
- Zastanawia mnie, jak wpadłaś na pomysł, żeby się ze mną spotkać? To, że znalazłaś karteczkę z informacjami wiem, musiała wypaść mi z kieszeni - mruknął - ale coś musiało skłonić Cię wcześniej - dodał.
Spuściłam głowę, myśląc nad jego pytaniem. Nie znałam na nie odpowiedzi już kiedy wpadł mi do głowy ten pomysł, więc co niby miałam mu powiedzieć? Że miałam jakieś prorocze przeczucie? To nie ma sensu, bo to, że moje myśli się potwierdziły, to nic innego jak zwykły przypadek.
- Sama chciałabym znać odpowiedź.
Ukradkiem dostrzegłam, jak zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem.
- Ja też - mruknęłam.
Między nami zapadła chwilowa cisza.
- Wydaję mi się, że po prostu było to przeczucie. Jeśli wiesz, co mam na myśli, to znaczy, to ostatnie wydarzenie pod Starbucksem... Byłam przewrażliwiona - spojrzałam na Justina, który również na mnie patrzył. Analizował w głowie to, co mówię, po czym zachichotał.
- Masz w głowie jakiś czujnik? - uśmiechnął się.
- Jestem kobietą - pokręciłam głową, ze śmiechem.
Powoli zbliżaliśmy się do ulicy centralnej, więc okolica byłą co raz bardziej oświetlona. Spojrzałam dyskretnie na Justina, i zobaczyłam dokładnie to, co myślałam. Lekkie światło padało na jego idealną twarz, oświetlając jego profil. Wyglądał, jakby był jeszcze mocniej zarysowany, co wyglądało bardzo seksownie.
Nie teraz, Abygail.
Westchnęłam.
- Nigdy nie powinno Cię tam być.
Przewróciłam oczami.
- Wiem, ale teraz z perspektywy czasu, boję się pomyśleć, co by było, gdybym nie przyszła - zaczęłam się jąkać, zdobywając od Justina zaciekawione spojrzenie. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć - nie przerywaj mi - upomniałam go.
- Chodzi mi raczej o to,m ze nie rozumiem - podniósł lekko głos, chcąc mnie przekrzyczeć.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- A czego w tym nie rozumiesz? Byłeś tam, miałeś pistolet przy skroni, a ty mówisz, że nie wiesz o co chodzi? - zmarszczyłam brwi, zatrzymując się na skrzyżowaniu ulic.
- Kiedy siedziałam w kącie, przyglądając się wszystkiemu, nic do mnie nie docierało, to, jak tam się znalazłam, i po co. Kiedy wyraźnie widziałam, że nie dajesz sobie rady, o wiele wcześniej chciałam wyjść, ale pojawił się ten drugi... - westchnęłam - chciałam dać temu szansę, mówiłam sobie, że w końcu wiesz, co robisz, ale tak chyba nie było - Justin spojrzał na mnie spode łba - na końcu, wbrew sobie, zamknęłam wszystkie głosy w mojej głowie, które pieprzyły, jakie to niebezpieczne, zupełnie jak ty - parsknęłam - i po prostu to zrobiłam! Myślisz, że żałuję? - czułam, jak łzy zbierały się pod moimi powiekami, kiedy oparłam plecy o mur budynku.
- Abygail...
- Nie do cholery, jeśli masz dalej mnie pouczać, daj sobie spokój - pokręciłam głowa, kiedy chłopak coraz bardziej się do mnie zbliżał.
- No już dobrze, uspokój się - mruknął wprost do mojego ucha, zamykając mnie w szczelnym uścisku.
Przymknęłam oczy w zachwycie, kiedy jeździł dłonią wzdłuż moich pleców. To takie uspokajające.
- Po prostu widząc Cię wtedy wystraszyłam się - dodałam.
Justin nic już nie mówiąc, kontynuował głaskanie moich pleców, a ja miałam wrażenie, jakbym się rozpływała. Zapomniałam kompletnie o bożym świecie, zastanawiając się, o czym myśli.
- Po prostu nie wyobrażam sobie, co było by gdyby...
- Nie gdybaj. Wszyscy żyją - wychrypiał.
Nie mówiąc nic, odkleiłam głowę, od klatki piersiowej chłopaka,unosząc głowę, patrząc na jego idealną twarz. Oblizał usta spuszczając głowę, by móc spojrzeć na mnie. Uśmiechnął się złośliwie widząc, że zerkam na jego usta, po czym ponownie je oblizał, wolniej.
Pieprzony prowokant.
Chichocząc, zbliżył swoja twarz do mojej, a w moim gardle utknął mi oddech. Zbliżając się jeszcze bardziej, ujął moje policzki w dłonie, przedtem zabierając je z moich pleców. Przymknęłam oczy, po chwili czując, jak Justin złączył nasze usta, wcale nie delikatnie, a wręcz mocno. Bez zastanowienia oddałam pocałunek, ani przez chwilę nie myśląc, że stoimy niemal na środku ulicy.
Zawiesiłam ręce na jego kark, ponieważ był zbyt wysoki, a stanie na palcach nie pomagało mi zbytnio.
Poruszałam lekko ustami, czując jak jego nos wbija się w mój policzek, a jego ręce zjechały na moje boki. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, kiedy coraz bardziej wczuwałam się w pocałunek, a odcinałam od świata realnego, jednak nie mogąc dłużej wytrzymać bez oddechu, oderwałam się od Justina, nabierając głęboki wdech.
Spojrzałam w oczy Justina, kiedy oparł swoje czoło, o moje.
- Będziesz ostrożniejszy? - mruknęłam.
Justin przygryzając wargę, skinął głową.
- Obiecaj, Justin.
- Obiecuję.
~~~***~~***~~***~~***~~***~~***~~
Dzieeeeeeeeeeeeeeń dobryyyy!!! :D Rozdział 16 mamy z głowy, więc teraz zastanawiamy się nad 17, hmmm? ;) Postaram się dodać szybciej, więc przepraszam, że tak długo, ale ilość nauki nie ograniczona ;-;
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!
Super uwielbiam te opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńDaaaalejjj
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego wszyscy mają taki ból dupy o to że jest taka duża różnica wieku. moim zdaniem to normalne. Moja mama jest młodsza o 8 lat od mojego taty kochają się mają 2 dzieci i wszystko jest ok ~! Myślicie że w prawdziwym świecie tak nie ma jest a nawet są wieksze różnice czasu!! Mi by tam nie przeszkadzało gdzy by oni byli razem :D
OdpowiedzUsuńPS Swietny blog nie zawieszaj XD
zgadzam się z tb :D
Usuńto jest najpiekniejsze na swiecie
OdpowiedzUsuńpo prostu knjbvcdrtyuijhgbvcvbn
Twoje ff to jedno z moich ulubionych. Jest genialne! Jak to czytam to ugh!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńKocham Cię, dziękuję że nie zawiesiłaś i nadal dla nas piszesz. Życzę dużo weny i nie poddawaj się, to co robisz wychodzi Ci super! Buzi x
I jest , w końcu się doczekalam! Bardzo się cieszę i dziękuję:)
OdpowiedzUsuńI już drugi raz się pocalowali ,:))))
Awww..*.*
OdpowiedzUsuńDzisiaj tu trafiłam i przeczytałam w godzinę wszystko i chcę więcej! Zakochałam się. Nie wiem czemu tak mało komentarzy. Twoje ff jest super! Jedno z lepszych, które czytam, a jest ich sporo. Czekam na kolejny, jestem mega podjarana ♥
OdpowiedzUsuńświetna robota, rozdzial piekny jak zawsze
OdpowiedzUsuńuwielbiam ab i justina <3
ale się cieszę z tego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńkmnjfghujkjnbvfdtyuikjnbvf <3
OdpowiedzUsuńCHCE WIECEJ PLS
Mój nowy ulubiony rozdział. <3 *-*
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiło mnie twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Świetnie piszesz, masz talent. Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńdlaczego ja sie pytam to jest takie idealne?
OdpowiedzUsuńnajlepsze ♥♥♥
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńcudo, jedno z moich ulubionych fanfic :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam te opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń