niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 14

"- Czyli teraz bawisz się w alfonsa?..."

CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!





- Zostań tu - odparłem, kompletnie nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie Abygail, które mi posłała. Dosłownie wybiegłem z kawiarni, trącając kilku gości, i tę samą kelnerkę, która mnie obsługiwała, ramieniem. Nie myślałem racjonalnie. Nie wiedziałem po co tam idę, wiedziałem tylko, że robię kolejną głupotę mojego życia, które po raz kolejny ma szansę zamienić się w piekło.

- Zostaw ją! - krzyknąłem wściekły, odciągając go od tyłu, od przerażonej, zapłakanej dziewczyny. Przycisnąłem go do ściny budynku, trzymając za kołnierz i przyciskając klatą piersiową. Nasze oczy momentalnie spotkały się, sprawiając, że obraz wszystkiego, całego mojego poprzedniego życia, całego bólu, miałem namalowane, jak na dłoni.

- Bieber - zaśmiał się kpiąco, natychmiast próbując wyszarpnąć się z mojego uścisku.

- Pamiętasz, ile lat temu widzieliśmy się ostatnio? - warknął, próbując złapać moje nadgarstki, bez skutecznie, do czasu. W moich żyłach krążyła czysta adrenalina, a w oczach świdrowała nienawiść, jaką darzyłem tego skurwysyna.

- Stanowczo za mało - wysyczałem wściekły.

- Justin! - usłyszałem za sobą głos Abygail, i przysięgam, przeklinałem ją w momencie, kiedy pozwoliła Christianowi zawiesić na sobie swój wzrok.

- Nie wiem, jakim jebanym sposobem tu jesteś, Jared, ale przysięgam, nie pożyjesz zbyt długo!
- krzyknąłem, nie panując nad sobą. On jedynie zaśmiał się kpiąco, wyszarpując z mojego uścisku, i popychając mnie. Nie zwracałem uwagi na nic. Na ludzi, dla których jesteśmy sensacją, na Abygail, stojącą nieopodal, na wciąż szlochającą Natalie. Patrząc na niego, czułem jakby dwóch ostatnich lat mojego życia nie było, a wciąż jestem tym, kim byłem.

-Nie tęskniłeś? - zaśmiał się gorzko, kiedy oboje staliśmy nie ruchomo, a nasze klatki piersiowe poruszały się nienaturalnie szybko.

Nie zastanawiając się ani sekundy, ponownie rzuciłem się na niego, bez skutecznie chcąc go uderzyć, ale panująca nade mną wściekłość, w niczym mi nie pomagała.


Abygail's POV.

- Justin! - wybiegłam za chłopakiem, kompletnie oszołomiona. Po drodze, przeprosiłam wszystkich uderzonych przez chłopaka ludzi, i wybiegłam za nim. Rozejrzałam się po okolicy, napotykając go wzrokiem po drugiej stronie. Zmarszczyłam brwi, widząc razem z nim tego samego faceta, którego teraz przyciskał do budynku oraz przerażoną Natalie. W tej samej chwili, i ja byłam przerażona, bo kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Modliłam się tylko, żeby nie był to ktoś, kto próbował skrzywdzić Natalie, a Justin miałby teraz przez to zostać zranionym. Mimo, że kazał mi zostać, nie miałam najmniejszego zamiaru zostać tu, i przyglądać się temu. Czym prędzej zbiegłam ze schodków, biegnąc w kierunku zdarzenia, ruchem dłoni zatrzymując samochody na jezdni, które z piskiem się zatrzymywały. Serce podskoczyło mi do gardła za każdym razem, kiedy myślałam, że zaraz wpadnę pod któryś. Nie zwracając uwagi na krzyczących obelgi w moim kierunku kierowców, zaraz znalazłam się obok zapłakanej Natalie.

- Justin! - ponownie krzyknęłam, będąc już na miejscu całego zdarzenia. Chłopak zignorował mnie, a widok jego takiego, był nie do przyjęcia. Wyglądał, jakby chciał zabić tego człowieka spojrzeniami, ale on nie był mu dłużny. Jego spojrzenie chwilowo spoczęło na mnie, a przez moje ciało przebiegły nie przyjemne dreszcze.

- Nie wiem, jakim jebanym sposobem tu jesteś, Jared, ale przysięgam,  nie pożyjesz zbyt długo - krzyknął Justin w jego kierunku, rozwścieczony, jak jeszcze nigdy. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, kiedy chłopak ponownie się na niego rzucił. Przyłożyłam dłoń do twarzy, nie wiedząc, co mam robić w tej sytuacji.

- Nie tęskniłeś? - spytał szyderczo, kiedy ja spojrzałam chwilowo, na szlochającą Natalie, która teraz kucała z głową w dłoniach przy tym samym budynku.

- Justin, proszę, zostaw go, chodź! - podeszłam bliżej, nie zdając sobie sprawy, że mogę być w niebezpieczeństwie. Kim kolwiek był ten człowiek, chciałam jakoś pomóc Justinowi.

- Aby weź Natalie do samochodu! - krzyknął, nie patrząc na mnie, i kompletnie ignorując moje błagania.

- Czyli teraz bawisz się w alfonsa? - zaśmiał się przez zaciśnięte zęby, a jego słowa mocno mnie... uderzyły. Spojrzałam chwilowo na tego faceta, z czystym strachem w oczach. Natychmiast oderwałam moje tęczówki od jego postaci. Natalie spojrzała na mnie tak samo, jak ja na nią, ale żadne z naszych spojrzeń nie wyrażało emocji. Jednego byłam pewna. Znów nie miałam zamiaru słuchać Justina.

- Abygail, kurwa powiedziałem do samochodu! - jeszcze bardzie wściekły, tym razem spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie. Widziałam, jak ktoś, kto na nazwisko miał Jared, próbuje wymierzyć cios Justinowi, który go ominął. Przejechałam dłońmi po twarzy, czując, że natychmiast powinnam robić, to, co każe mi Justin. Ale czy tak zrobiłam?

- Niech zostaną, wypożyczę jedną na noc, po starej znajomości, mam nadzieję na zniżkę - zakpił. Przełknęłam gulę śliny, utkwioną w moim gardle. Nie przyjemny skurcz ścisnął mój żołądek, i równo, kiedy Natalie jak najszybciej uciekła, ja spojrzałam w jej kierunku.

- Natalie! - krzyknęłam. Nawet nie obejrzała się, po chwili znikając z pola mojego widzenia. Ponownie przeniosłam swój przerażony wzrok na Justina.

- Czego jeszcze chcesz, śmieciu?!

- Dobrze wiesz. Musimy dokończyć parę spraw, nie uważasz? - posłał Justinowi obrzydliwy uśmieszek. Jego głos był niczym brzytwy, i powoli i delikatnie raniły uszy. Zarazem był taki tajemniczy, jakby i on wiele wycierpiał. Tak wiele pytań rodziło się w mojej głowie, patrząc, jak nawzajem szarpią się. Stałam tam tak po prostu, przyglądając się temu. To nie był człowiek, któremu ufałam, i darzyłam jakimś uczuciem, i mam tu na myśli przyjaźń? Poczucie bezpieczeństwa? Gdzie ono było? Uciekło, tak samo jak Natalie? Przygryzłam wargę, patrząc z przerażeniem na wściekłego, bezradnie uderzającego w zupełnie obcego mi faceta Justina, który wydawał mi się teraz potworem. Nienawidziłam siebie za to, że tak o nim myślałam, on taki nie był.

- A kiedy załatwię Ciebie, wezmę sobie ją - spojrzał na mnie, wskazując palcem na moją postać. Robiąc to, miałam wrażenie, jakby policzył każdy mój dzień, i skazał mnie na wyrok. Kolana ugięły się pode mną, kiedy i Justin spojrzał na mnie. Trwał to chwilę, a ja miałam wrażenie, jakbym patrzyła w jego oczy całą wieczność. Pod moimi powiekami czułam pierwsze łzy, ale wiedziałam, że w niczym nie pomogą.

Szczęka Justina napięła się mocno, oczy stały się czarne. Dosłownie czarne. Odwracając wzrok od moich tenczówek, zaciskając mocno pięści, jednym, szybkim ruchem, uderzył go w brzuch. I mimo, że wiedziałam, że dla chłopaka dzieje się to nie wyobrażalnie szybko, z mojej perspektywy, z odległości zaledwie metra, widziałam wszystko idealnie szybko, i idealnie wolno.

Zgiął się w pół, zaciskając oczy z bólu, po chwili jednak parsknął śmiechem.

- Spróbuj zbliżyć się do niej choćby na kilometr, a zabije Cię - wysyczał, zaciskając mocno zęby, tak samo mocno, jak dłonie na jego kórdce. Odetchnęłam rozpaczliwie, patrząc na Justina. On mnie bronił, a ja miałam go za potwora. To jest jedną z pierwszych rzeczy w moim życiu, których sobie nie wybaczę. Nabrałam więcej powietrza widząc, jak Christian wymierza pięść, by uderzyć nie świadomego Justina. Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu.

- Justin! - krzyknęłam, by ostrzec chłopaka, ale było za późno. Równo z moim krzykiem uderzył Justina prosto w szczękę, a pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Zakryłam usta dłonią, bez namysłu podbiegając do chwiejącego się chłopaka, kiedy ponowie miał zostać uderzony.

- Odsuń się! - krzyknął, odpychając mnie lekko. Schylił się, omijając uderzenie kogoś, kogo już teraz nienawidziłam. Zachwiałam się lekko, nie mogąc uwierzyć, że byłam na tyle głupia, by zbliżyć się jeszcze bardziej. Wszystko potoczyło się szybko, jakby świat dookoła przestał istnieć.

- A więc to twoja suka, hmmm?

Justin omijając cios, przedostał się za jego plecy, uderzając w nie łokciem. Upadając, krzyknął głośno, zwijając się z bólu, ale to najwidoczniej nie zrobiło żadnego wrażenia na Justinie, który kopnął go w brzuch. Zacisnęłam mocno oczy, odwracając się. Schowałam ręce w dłonie, nie mogłam sobie choćby wyobrazić, że miałbym dalej na to patrzeć. Nie na Justina, który robiąc to, ranił i mnie. Nigdy w życiu nie chciałam tego oglądać. Nigdy. Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy, słysząc dokładnie całą bijatykę. Po dosłownie chwili, poczułam rękę na moim ramieniu, więc z przerażeniem spojrzałam an postać za mną. Justin chwytając mój nadgarstek, bez żadnego słowa ruszył w stronę swojego samochodu. Jego uścisk sprawił mi ból, więc syknęłam, chcąc coś powiedzieć, jednak nie było mi to dane...

- To jeszcze nie koniec, Bieber! - usłyszałam za plecami, więc szybko spojrzałam w kierunku zakrwawionego mężczyzny, po czym przeniosłam wzrok na wściekły profil chłopaka, który nie przejmując się ruchliwą ulicą, tak jak ja wcześniej, najzwyczajniej w świecie szedł.

- Justin...

- Justin! -powtórzyłam głośniej, kiedy kompletnie mnie ignorował, zatrzymując się przy samochodzie.

- Kto to był? - spytałam, nie myśląc o konsekwencjach tego, i o tym, jak wściekły jest. Już wiem, że to był błąd, kiedy jego zlodowaciałe spojrzenie utkwione było na mojej twarzy.

- Nikt - mruknął bardziej do siebie dysząc - Czy ty kurwa nie rozumiesz, co się do Ciebie mówi!? - naskoczył na mnie niemal od razu, kiedy tylko się zatrzymaliśmy przy samochodzie. Spojrzałam w jego oczy z przerażeniem.

- Justin, ale ja...

- Czy naprawdę muszę Ci kurwa wszystko mówić dwa razy?! - był opętany, kiedy moje oczy patrzyły w jego. Moja szczęka zaczęła dygotać, a poczucie, że za chwile mnie uderzy było nie do zniesienia. Bałam się go. Zdałam sobie sprawę, jak wielką głupotę zrobiłam wpuszczając do mojego wątłego życia kompletnie nie znajomego mężczyznę, nie wiedząc o nim nic. Kim jest, kim był... Czułam, jakbym była wciąż w niebezpieczeństwie. Przymknęłam oczy, chcąc ochronić się przed nim.

- Kiedy mówię kurwa, że masz wsiąść do samochodu, ty wsiadasz do samochodu, czy mam Ci to rozpisać!? - wyrzucił ręce w powietrze, śmiejąc się bez humoru. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko. Upokarzał mnie, wiele razy, naśmiewając się. Teraz wiem, że to było nic w porównaniu z tym, co mówił teraz. Czułam się z tym źle, ale bałam mu się sprzeciwić. Jeszcze trzydzieści minut temu wszystko było w porządku...

- Chciałam Ci pomóc! - wyjęczałam żałośnie, zbierając w sobie całą odwagę, jaką miałam w sobie. - Kto to był?! - dodałam krzycząc, powoli dławiąc się falą łez, kiedy ruchem ręki wskazałam na miejsce, gdzie jeszcze trzy minuty temu leżał zakrwawiony.

- Pomóc - parsknął, niedowierzając, i patrząc na mnie pogardliwie.

- Wsiadaj do samochodu - syknął, wręcz brutalnie popychając mnie w stronę miejsca pasażera. Zaczęłam jeszcze bardziej się trząść, nie tyle co z zimna, a strachu.

- Nie popychaj mnie! Nie wsiądę z tobą do samochodu! - krzyknęłam, patrząc w jego oczy, które z chwili na chwilę były jeszcze ciemniejsze, i ile to w ogóle możliwe. Był wściekły, złapał moje ramie, nie próbując być delikatnym. Jęknęłam, drżącą dłonią, próbując uwolnić się z jego uścisku. Na marne...
  
Dosłownie wsadził mnie na miejsce kierowcy. mocno trzaskając drzwiami. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy biegiem okrążył samochód, wsiadając na miejsce kierowcy. Teraz nie tylko się bałam. Byłam przerażona. Pod wpływem emocji mógł zrobić coś głupiego.

-Justin... - próbowałam cokolwiek powiedzieć, ale nie miał najmniejszego zamiaru mnie słuchać. Dać dojść mi do jakiego kolwiek słowa.

- Zamknij się! - ruszył z miejsca przy krawężniku, tak jak myślałam, kompletnie nie ostrożnie, sprawiając, że mocno odepchnęłam się do przodu. Łzy spływały po moich policzkach, i nawet nie gromadziły się. Wyleciały od razu. Nie chciałam, żeby je widział, więc odwróciła się w stronę szyby, łkając. Szczęka Justina była ostra niczym nóż.

- Dlaczego taki jesteś? - szepnęłam cicho, nie myśląc nad słowami. Przerwałam tym samym nie znośną ciszę.

- Może dlatego, że jesteś nie umiejącą się słuchać suką?! - wrzasnął, kiedy w tym samym momencie mocno zacisnęłam powieki, z pod których wylatywało więcej łez. Nie odezwałam się już ani słowem, skupiając, a przynajmniej starałam się skupić tylko i wyłącznie tym, co widziałam za szybą, czyli centrum miasta. Błagałam, żeby być już w domu. Z daleka od niego.

Kiedy dojechaliśmy, jak najszybciej było to możliwe, wyskoczyłam z samochodu, biegnąc w stronę wejścia, ile sił w nogach, i prosząc, żeby za mną nie szedł.

Ślepo szukałam klamki, w obrazie rozmazanym przez łzy. Obiecał, że nie będziemy się kłócić, że będzie między nami ok. Weszłam do domu, spuszczając głowę, ukrywając się przed spojrzeniami wszystkich, którzy zapewne szykowali się na ognisko.

- Aby, coś się stało? - czym prędzej wyminęłam jedną z opiekunek, która próbowała mnie zatrzymać, biegnąc schodami wprost do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi z wielkim hukiem, rzucając się na łóżko. Szlochając, i podnosząc się na łokciach, usiadłam przy poduszkach, wycierając mokre policzki, i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej.

Nie mogłam wyrzucić z głowy obrazu postaci tego faceta. Tym bardziej, że Natalie z nim gadała, co idzie za tym, że musiała go znać, a ja musiałam wiedzieć, kim był ten zlowiek.




Wyszłam z kabiny prysznicowej, szybko chwytając ręcznik i owijając nim moje zmęczone dzisiejszym dniem ciało. Podeszłam do lustra, patrząc na swoją twarz, dłonią przeczesałam włosy do tyłu, z których woda jeszcze ciekła. Wzruszylam ramionami, chwytając szczoteczkę i pastę, myjąc dokładnie swoje zęby. Robiąc to, marszcząc brwi, upewniłam się, że drzwi od łazienki na pewno są zamknięte. Wypłukałam usta, wysuszyłam włosy i założyłam bieliznę. Rozejrzałam się dookoła warcząc, i wyszłam z toalety po ubrania, których nie wzięłam. Niechętnie i niestarannie załozyłam kolejno długie jeansowe spodnie i zwykłą, czarną, luźną koszulkę. Nie byłam w stanie skupić się na niczym innym, niż na Natalie. Musiałam z nią porozmawiać jak najszybciej, jeszcze dziś, i wiedziałam, że zrobię to na ognisku. Jedyne co zniechęcało mnie do tego, to świadomość tego, że będzie tam Justin.

Pokręciłam głową, wstając z łóżka, i gotowa niepewnie pokierowałam się w stronę wyjścia. Rozejrzałam się po pełnym piętrze, przewracając oczami. Tak jak myslałam, dziewczyny w krótkich spodenkach, krótkich bluzkach, krótkich sukienkach w krótkim wszystkim były wszędzie, a mi nie pozostało nic innego jak współczuć im, i gratulować komarom wyżerki...

Wyszłam już z pokoju zamykając go i mijając kilka wchodzących, czy wychodzących już z pokoi osób. Drzwi od niektórych, były otwarte, a w nich słychać było piski, śmiech i rozmowy dziewczyn. Takie typowe.

- Abygail, poczekaj! - z zamyśleń wyrwał mnie głos kogoś dość znajomego. Odwróciłam się za siebie, widząc uśmiechniętego Jaxona, który szedł w moim kierunku.

Nie chcąc dać poznać po sobie czego kolwiek, uśmiechnęłam się naturalnie, w stronę chłopaka. W sumie, jest tu dłużej o parę tygodni od  Justina, i rzadko kiedy miałam okazję z nim rozmawiać. Zamieniłam z nim może dwa trzy słowa, spotykając go na piętrze, kiedy zbierał pranie...

- Jaxon, hej - mruknęłam niepewnie, chowając kosmyk włosów za ucho. Był bardzo przystojny, tym samym sprawiając, że jego osoba sprawiała, że czułam się spięta w jego towarzystwie.

- Hej - oblizał usta.

- Co tu robisz?

- Zastanawiam się, co robisz tu sama - uśmiechnął się ciepło. Miał piękny uśmiech, ale nie dorastał do pięt Justinowi, którego uroda jest nie porównywalnie większa. Czy to normalne, że w otoczeniu Justina nie czułam się już tak bardzo skrępowana? Tak, dziwne.

- Wybieram się na ognisko - starałam się być naturalna, ale nie wiedziałam, co mogłabym dodać do moich krótkich odpowiedzi, żeby rozmowa była atrakcyjniejsza. Nie byłam w ogóle pewna, czego ode mnie chce.

- Naprawdę? Ja też, może chcesz iść ze mną? - totalnie zszokował mnie tym, co teraz powiedział. Chciał zaprosić mnie, tak nagle, nie znając mnie? Zmarszczyłam brwi.

- Wiesz.... Jaxon, nie chcę, żebyśmy się źle zrozumieli, nie znamy się... - gestykulowałam rękoma, i byłam pewna, że moje policzki już płoną. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, bo nogi same uginały się pod emną. Te same niebieskie, co u Cupera oczy, i te same jasno blond włosy. To było takie dziwne, i przerażające. Po prostu przez mój uraz, już nie robił na mnie dobrego wrażenia.

- No właśnie. To świetna okazja, żebyśmy się poznali - uśmiechną się szarmancko. Westchnęłam.

- To co, dasz się zaprosić? Będzie fajnie - mrugnął. Nie czułam kompletnie nic, w przeciwieństwie do tego, kiedy robił to Justin. Czułam wtedy motylki w brzuchu, a teraz nic...

- No dobrze, ale wciąż nie wiem, dlaczego chcesz iść tam akurat ze mną.

- Po prostu pomyślałem, że może nie idziesz z nikim. Taka piękna dziewczyna nie powinna chodzić sama, nawet jeśli jest w stu procętach bezpiecznym miejscu - wzruszył ramionami. Spuściłam zażenowana głowę, chichocząc.

- Dobrze, więc chodźmy - mruknęłam. Ruszyliśmy wzdłuż korytarza, idąc w stronę schodów. Byłam spięta, bo wciąż myślałam tylko o Justinie, i nikt nie był w stanie tego zmienić. Chciałam, żeby zamiast Jaxona szedł koło mnie Justin, nawet jeśli miałby mówić te swoje chamskie, bądź niestosowne rzeczy, ale żeby po prostu ze mną był.

- Więc, Aby, przyjaźnisz się z Justinem? - spojrzał na mnie pytająco. Moje serce przyśpieszyło bicie dwukrotnie, bo najczarniejsze scenariusze takie jak choćby Natalie mówiąca mu wszystko. Stąpałam po cienkim lodzie, i wiedziałam to.

- Kumplujemy się, to wszystko - wzruszyłam ramieniem. Być może nie byłam zbyt grzeczna odpowiadając chamsko i nie angażując się w rozmowę, ale nie miałam na to ochoty. Teraz leżałabym pewnie w łóżku, pozwalając poduszce chłonąć moje łzy, a pod świadomie czekałabym na Justina, który, przyszedłby, i pocałowałby mnie. Musiałam koniecznie porozmawiać z Natalie, i wyjaśnić wszystko, a w obecności Jaxona nie będzie to łatwe.

- Naprawdę? - uniósł brwi - Justin to dupek, powinnaś na niego uważać - pokręcił głową. Nabrałam gwałtownie powietrza, zatrzymując się chwilowo na schodach.

- Coś nie tak?

- Wszystko byłoby ok, gdybyś po pięciu minutach znajomości nie wybierał mi znajomych - zachichotałam sztucznie, chcąc rozładować napięcie między nami, które miałam wrażenie, odczuwam tylko ja.

- Oh, przepraszam - mruknął. Cholera, a jeżeli coś wie? To właśnie zaprzepaściłam szansę na poznanie bliżej Justina, mam na myśli tego, którego jeszcze nie znam.

- Dlaczego ostrzegasz mnie przed nim? - spytałam od niechcenia, będąc już w holu. Chłopak jedynie westchnął.

- Pracujemy razem, więc zdążyłem go trochę poznać. Jest fałszywy - przymknęłam na chwilę oczy, opierając się o poręcz. Ciekawe, że mówi to wszystko teraz, dzisiaj, akurat dzisiaj. Tym bardziej ciekawe, że mimo, iż dawno przekroczył granicę, nie irytowało mnie to.

- Co masz na myśl? - spojrzałam na chłopaka, stojącego na przeciwko, po drugiej stronie schodów, który tak samo jak ja, był oparty.

- Nie chcę, żeby to, co teraz powiem Cię uraziło, ale kilkukrotnie mówił, że chce Cie wykorzystać - spojrzał na mnie smutno, i jakby przepraszająco. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, czułam jak wielka gula śliny zbiera się w moim gardle. Nie mogłam uwierzyć, w to co mówi. To było nie możliwe, Justin taki nie jest! Ślepo chciałam w to wierzyć, bo nie umiałam inaczej. Przygryzłam wargę, starając się zahamować łzy pod moimi powiekami.

- Przykro mi... - dodał. Pokręciłam głową.

- To nie jest twoja wina, Jaxon. Dasz mi chwilkę? Spotkamy się później - dodałam, jak najszybciej zeskakując z ostatniego schodka, i biegiem ruszyłam do tylnego wyjścia, na ogród.

Widząc pełno osób, jęknęłam. Jedna łzy spłynęła po moim policzku, ale szybko ją wytarłam, wychodząc na wieczorne powietrze, którym odetchnęłam głęboko. Czy naprawdę było możliwe to, co mówił Jaxon? Znając Justina od zewnątrz nigdy nie poznałam go od wewnątrz. Zranił mnie dziś drugi raz, mimo, że nie osobiście. Nie wiedziałam kompletnie co mam robić, byłam wręcz roztrzęsiona. Rozejrzałam się, nie dostrzegając ani Justina, ani Natalie. Może to i dobrze? Na razie.

Spojrzałam w kierunku ogniska, gdzie nie udolnie próbowali rozpalić je wolonatriusze, a ja nie miałam ochoty na to patrzyć.

Nie chciałam, żeby ani jeden szloch wydobył się z mojego gardła, ani jedna łza nie wypłynęła już spod mojej powieki. Jeżeli Justin naprawdę to wszystko powiedział, nie umiem opisać jak wielki ból sprawiłby mi. Wyobrażając sobie, że to jest prawda, czułam mentalny ból w sercu, który jakby ostrzegał, że to tylko namiastka tego, jak boleć będzie naprawdę. Przeczesując włosy palcami, ruszyłam w stronę dość gęstego, małego lasu, który był własnością domu. Im dalej od rozpalającego ogniska, tym ciemniej miałam pod stopami. Jedyne źródło światła, to księżyc, teraz świecący już w pełni i okazale, czy właśnie coraz jaśniejsze płomienie ognia.  Usiadłam pod jednym z drzew, krzyżując nogi po turecku, i zamykając oczy. Lekki podmuch wiatru uderzył moją twarz, i nie okryte przedramiona, sprawiając na nich gęsią skórkę. Jęknęłam, próbując nie myśleć o niczym. Po prostu, o wszystkim miłym, co nie byłoby związane z Justinem. Ale jak, skoro wszystkie dobre, i wesołe rzeczy kojarzą mi się z nim. Tylko z nim.

Przygryzłam wargę, marszcząc brwi, kiedy znajomy śmiech i chichot Natalie rozbrzmiał aż tu, parę metrów od wejścia na ogród, w którym wyszła razem z Sarą, Jessie i July. Jak gdyby nigdy nic, śmiała się. Jak gdyby nic nie wydarzyło się dziś szczególnego. Wiedziałam, że muszę zrobić to teraz, szybko, więc podniosłam się z ziemi, otrzepując uda i pośladki z trawy. Biegiem ruszyłam w ich stronę.

- Natalie! - krzyknęłam, na co dziewczyna odwróćiła się, marszcząc brwi. Widząc mnie, od razu
przestałą się śmiać, i ruchem dłoni, tak samo uciszyła resztę...

- Czego chcesz? - warknęła, patrząc na mnie porozumiewawczo, jakby mówiąc, że nie mam prawa mówić o tym przy jakich kolwiek świadkach. Cóż, wychodzi na to, że nie tylko ona ma haka na mnie.

- Chciałam porozmawiać - spojrzałam w jej ciemne oczy, które przymrużyła, krzyżując ręce na piersi. Reszta, niczym posłuszne pieski zrobiła to samo, patrząc na mnie pogardliwie. Totalnie to ignorowałam, bo jakie to ma znaczenie w porównaniu do tego, co czuję po całym dzisiejszym dniu?

- Mów - wzruszyła ramieniem. Zmarszczyłam brwi.

- Wydawało mi się, że chcesz wolałabyś jednak na osobności - mruknęłam. Prychnęła, przewracając oczami. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, zostawiła swoje "przyjaciółki". Posłałam im nie wzruszone spojrzenie, idąc w kierunku stojącej zaledwie dwa metry dalej Natalie.

- Natalie, nie wiem, od czego mogła bym zacząć, ale najlepiej od początku. Kim był ten facet dzisiaj? - spytałam delikatnie, nie chcąc robić niczego na złość, czy siłę, ale prawda byłą taka, że jeśli nie chce, i tak mi nie powie... Nienawidziłam tego.

- Wiedziałam - zaśmiała się bez humoru - gówno Cię to interesuje - warknęła chamsko, a ja musiałam się bardzo pilnować, że znów jej nie uderzyć...

- Natalie, proszę, to dla mnie ważne - syknęłam, patrząc na jej mocno umalowaną twarz.

- Nie wiem, co Cię interesuje to kim dla mnie jest? Mnie też interesuje to, kim jest dla twojego kochasia - posłała mi znaczący uśmieszek, znów, krzyżując ręce na piersi.

- Natalie, przestań! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. Ona jedynie zaśmiała się.

- Dlaczego? Mogłaś domyśleć się wcześniej, że nie będziesz zawsze anonimowa - zachichotała. Raniły mnie jej słowa, bo tak jak mówiłam, nie da się nie przejmować tym, co mówią o tobie ludzie. Na pewno nie wszystkim, a to nie była delikatna sprawa.

- Dobra, skończ, i tak nie da porozmawiać się z tobą jak z człowiekiem - prychnęłam, chcąc odejść, jednak jej dłoń na moim nadgarstku, zatrzymała mnie. Spojrzałam wściekła w jej oczy.

- Czego się spodziewała? Że przyjdziesz, i tak po prostu się wszystkiego dowiesz? - prychnęła. Wyszarpnęłam swój nadgarstek, przymrużając oczy i westchnęłam.

- Zrozum, że chce po prostu wiedzieć! - krzyknęłam.

- W takim razie, zapytaj swojego Romeo - parsknęła, i kręcąc biodrami odeszła. Odprowadzając ją wzrokiem, dostrzegłam Justina bacznie przyglądającego mi się. Przygryzłam wargę, bo wyraźnie widać było, że obserwował nas od dłuższego czasu i nie podobało mu się to, że z nią rozmawiałam. Mi też się to nie podobało, ale czymś, co nie podobało mi się bardziej, był jego wzrok, pod wpływem którego nie byłam w stanie patrzeć dłużej w jego oczy. Stał dość niedaleko, ale nie mogłam tego znieść. Patrząc na niego wyobrażałam sobie, jak mówi te wszystkie obrzydliwe rzeczy o wykorzystywaniu mnie, które mógłby mówić Jaxonowi, i innym wolontariuszom. Nie chcąc, żeby zobaczył zły zbierające się pod moimi powiekami, odwróciła się, idąc ponownie w stronę ciemnego lasku.

Natalie miała rację. Justin i ona, nigdy nie wyglądali, jakby byli znajomymi, więc ten Christian, czy kimkolwiek był, to zwykły przypadek, że oboje go znają. W gruncie rzeczy, może być dla nich zupełnie kimś innym, ale jedno ich łączyło. Ani jej, ani jego, na pewno nie był przyjacielem. To i tak nic nie zmienia. Mimo, że Natalie mnie nie interesuje, interesuje mnie to, kim dla niej był... Ważniejszy był Justin.

Usiadłam na skale pod jednym z drzew, opierając plecy o spróchniałą korę. Patrzyłam tępo w wyjątkowo mocno świecące dziś gwiazdy, i jak zwykle w takich chwilach zastanawiałam się nad sensem naszego życia, istnienia, i po co to wszystko jest. Mówiąc wszystko, dokładnie to mam na myśli. Na chwile pozwoliło mi to odciąć się od całego chaosu w mojej głowie, i przy ognisku, bo podopieczni byli bardzo głośni, śmiejąc się i rozmawiając. Westchnęłam, chwytając patyk pod moimi nogami, i mimo, że nie widziałam gruntu, grzebałam bezmyślnie w ziemi.

Spojrzałam przed siebie i dookoła, widząc nic. Czerń, ciemność. Zmarszczyłam brwi, a nie przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Tu było znacznie zimniej niż w pobliżu ogniska. Usłyszałam, jak krzaki szeleszczą, więc szybko odwróciłam się, szukając źródła hałasu. Przygryzłam wargę i mimo niepewności i strachu, chciałam sobie wmówić, że to wiewiórka. Odetchnęłam głęboko. Poczułam rękę na ramieniu, pisnęłam przerażona, szybko wstając. Moje serce biło nienaturlanie szybko. Nikogo nie widziałam, więc dyszałam szybko.

- Kto tu jest?! - krzyknęłam niepewnie, okręcając się wokół własnej osi.

- Aby to ja - zamknęłam oczy w uldze, czując natychmiastowe poczucie bezpieczeństwa, kiedy usłyszałam miękki głos Justina. Poczucie jednak szybko minęło, a zastąpiło je smutek, i rozczarowanie...

- Aby, przepraszam - szepnął, chwytając oba moje ramiona, i stając dokładnie na przeciwko mnie.

- Daruj sobie - pokręciłam głowa, chcąc brzmieć na złą. Nie miałam ochoty patrzeć mu w oczy. Chciałam iść, jednak nie pozwolił mnie, więc starałam się uwolnić z jego silnych rąk. Justin jedynie mocniej mnie chwycił, przyciągając moje nadgarstki w stronę jego twardej klatki piersiowej.

- Justin, zostaw mnie! - krzyknęłam. Miałam już dość tego dni. Miałam dość Justina, wszystkiego.

- Daj mi dojść do słowa! - syknął. Puścił moje nadgarstki, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadało bardzo szybko.

Chłopak wyjął z kieszeni telefon, i włączył aplikacje latarki. Teraz mogłam spojrzeć w jego piękne oczy, które pod wpływem światła wyglądały jak bursztyny. Odwróciłam wzrok, kiedy podszedł bliżej. Pierwszy raz czułam do niego obrzydzenie.

- Kim był ten facet?! - krzyknęłam robiąc krok w tył. Dobrze wiedziałam, że stąd nikt nas nie usłyszy i to może być jedyne bezpiecznie miejsce, w którym mogłam uwolnić emocje.

- Nie mogę Ci teraz tego powiedzieć - mruknął, patrząc wprost w moje oczy, które jakby próbowały powiedzieć, że naprawdę nie może tego zrobić. Prychnęłam.

- Przepuść mnie - pokręciłam głową, będąc bliska płaczu. Byłam już po prostu zmęczona, chciałam tylko położyć się już do łóżka.

- Proszę, zrozum mnie - spojrzał na mnie błagalnie, i pewnie teraz bym odpuściła, rzucając mu się w ramiona. Gdyby nie jeden fakt, który zabolał mnie najbardziej.

- Dobrze. W takim razie może powiesz mi, kiedy zamierzałeś mnie wykorzystać - skrzyżowałam ręce, śmiejąc się bez humoru. Justin zmarszczył brwi, kiedy oboje patrzyliśmy sobie w oczy, nic nie mówiąc.

- Słucham? - uniósł brew.

- Tak, dobrze słyszysz. Jaxon mi wszystko powiedział - pokręciłam głową, i czułam jak mój głos się załamywał. Nawet nie próbowałam tego zatrzymać, bo nie miało to sensu. Łzy i tak same cisnęły mi się do oczu.

- Co Ci powiedział Jaxon, do cholery?! - krzyknął.

- Wszystko! Że wiele raz mówiłeś, że prędzej czy później mnie wykorzystasz, dobrze się bawiłeś!? - łzy spłynęły po moich przemarzniętych policzkach. Szok był wymalowany na jego twarzy, a jedyne o czym myślałam to to, że jest cholernie dobrym aktorem i zapewne byłby w stanie zrobić na tym karierę.

- Kurwa - mruknął pod nosem - Abygail, wyjaśnię Ci wszystko...

- Co chcesz wyjaśniać?! To co powiesz i tak nie będzie szczere, więc nie mów nic! - krzyknęłam, po prostu wybiegając. Kiedy jego ręka ponownie próbowała mnie zatrzymać, najzwyczajniej w świecie go odepchnęłam. Nie wiem dlaczego, ale nawet w takiej sytuacji trudno było mi to zrobić. Nie oglądałam się za siebie,  ale nie próbował mnie zatrzymać.

Przejechałam dłońmi po twarzy, będąc już przy wejściu na do domu.

- Aby! - przewróciłam oczami.

- Już idziesz? Miałem nadzieję, że zostaniesz i...

- Jaxon, przepraszam, jestem zmęczona - pokręciłam głową, kiedy poczułam rękę na nadgarstku, która mnie zatrzymała.

- Będzie fajnie, chciałem jeszcze chwilę pogadać - odparł, trzymając mój nadgarstek. Chciałam go wyszarpnąć, jednak tak samo jak Justin, był nieugięty. Nienawidziłam, kiedy ktoś był tak nachalny, odpychało mnie to.

- O czym chcesz jeszcze rozmawiać?! -krzyknęłam. Chłopak puścił mój nadgarstek, a jego źrenice się rozszerzyły.

- Płakałaś? - spytał, kciukiem przejeżdzając wzdłuż mojego policzka. Skrzywiłam się, lekko odchylając głowę.

- To nie jest twoja sprawa - pokręciłam głową, wchodząc już do budynku, ale chłopak wszedł zaraz za mną.

- To przez Justina, prawda? - spytał, kiedy zacisnęłam pięści. Ignorowałam go, idąc dalej.

- Abygail, poczekaj! - krzyknął, tym samym sprawiając, że zatrzymałam się w miejscu.

- Jaxon, nie mam czasu ani ochoty o tym rozmawiać, tym bardziej z kimś, kogo nie znam! - spojrzałam na niego niedowierzająco, ponownie ruszając.

- Czyli, że nie jesteście już przyjaciółmi? Wiedziałem. Nie wieżę w przyjaźń damsko-męską - odparł bez emocjonalnie, wciąż będąc za moimi plecami.

Zatrzymując się przy schodach, z impetentem odwróćiłam się w stronę chłopaka, który uśmiechał się głupkowato, krzyżując ręce.

- Skoro w nią nie wierzysz, czego ode mnie chcesz? Sam mówiłeś, że chciałbyś mnie poznać, a teraz mówisz coś takiego?! - zaśmiałam się bez humoru, wyrzucając ręce w powietrze. Ten chłopak był nie do zniesienia. Wszędzie było go pełno, i w żaden sposób nie szło się od niego opędzić. Tym bardziej nienawidziłam tego, bo wtrącał się w sprawy, które w ogóle go nie dotyczą.

- Może chciałbym czegoś więcej niż tyko przyjaźń? - uniósł brew, na twarzy wciąż mając głupkowaty uśmieszek. Doskonale wiedziałam, że nie mówi tego poważnie, a jedynie ma w tym głębszy cel. Pokręciłam głową.

- Nie bądź zabawny, Jaxon - odwróciłam się, chcąc wbiegnąć na schodu. Ponownie zatrzymał mnie, tyle, że tym razem umieszczając ręce na mojej tali, i podnosząc mnie. Pisnęłam, kiedy zniósł mnie z trzeciego schodu.

- Co ty robisz, do cholery! - krzyknęłam, patrząc na niego wrogo.

- Dlaczego nie? - mruknął, a moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, kiedy umieścił dłoń w dole moich pleców. Odepchnęłam jego klatkę piersiową, tym samym oddalając jego ciało od mojego zaledwie parę centymetrów.

- Jeśli w tej chwili mnie nie zostawisz, zacznę krzyczeć, dupku - syknęłam, patrząc w jego oczy, przepełnione niezadowoleniem.

- Dobra, nie nakręcaj się - przewrócił oczami, w końcu mnie puszczając. Bez zastanowienia ruszyłam schodami na górę.

- Cnotliwa Suka! - usłyszałam za sobą, a to sprawiło tylko, że szybciej chciałam zamknąć się w swoim małym, bezpiecznym świecie.



Justin's POV.

Westchnąłem, zamykając oczy, kiedy odeszła. Spieprzyłem, i wiedziałem to, ale nie byłem w stanie inaczej się zachować, kiedy zobaczyłem Christiana. Wszystko, co działo się kiedyś, stanęło przed moimi oczami, a przez tego chuja straciłem prawie wszystko. Ostatnią rzeczą, którą mi nie odbierze, jest Abygail, i mimo, że źle brzmi nazywanie ją rzeczą, nie to mam na myśli. Jej też będę musiał to wytłumaczyć, bo przez tego nic nie wartego śmiecia, Jaxona, ona czuję się źle. Mimo to, nie on jest teraz moim najważniejszym problemem, i tak zapłaci mi za to.  Pokręciłem głową, i tak samo, jak Abygail pięć minut temu, wyszedłem z lasu. Miałem nadzieję, że znajdę ją koło ogniska, i wytłumaczę, że nigdy w życiu nie chciałem jej wykorzystać, a ubzdurał to sobie jedynie ten chuj. Była seksowna, trudno się z tym nie zgodzić i nie zauważyć tego, i nie jednokrotnie przez moją głową przechodziły różne myśli na jej temat, ale cholera, jestem tylko facetem. Wiedziałem, że to słabe wytłumaczenie, ale zwisało mi to.

Szedłem między drzewami, oświetlając sobie drogę latarką z telefonu. Każda mała gałąź, na którą stawałem łamała się pod wpływem mojego ciężaru tym samym charakterystyczny dźwięk łamanego drewna echem roznosił się po okolicy.

Mój telefon zaczął wibrować w mojej dłoni, więc żeby nie wyglądać jak debil ze światełkiem bijącym od boku jego głowy, wyłączyłem aplikację, i odebrałem, nie patrząc kto to.

- Halo - warknąłem krótko, zatrzymując się tuż przed wąską ścieżką, którą wyszedłem.

-Justin? - w słuchawce rozbrzmiał głos Zacka, więc oblizując usta, rozejrzałem się dookoła, upewniając, się, że nie ma nikogo w pobliżu.

- Ta - odparłem.

- Stary, ma złe wieści - westchnął, wyraźnie zdenerwowany. Wolną ręką, przeczesałem włosy.

- Wiem - mruknąłem pewnie, wzruszając ramionami, i przenosząc wzrok na ognisko w oddali, gdzie słychać było jakieś piosenki śpiewane przez podopiecznych.

- Jak to? Wiesz o Christianie? - mimo, że jak zwykle był bez emocjonalny, zdziwienia i tak nie udało mu się ukryć. Zachichotałem.

- Miałem okazję doświadczyć dziś spotkania z nim - warknąłem, przymrużając oczy, i mocno kopnąłem kamień pod moimi stopami. Syknąłem, bo lekki ból przeszedł wzdłuż mojego palca.

- Co?! - niemal wrzasnął do słuchawki, sprawiając, że odsunąłem telefon lekko od ucha, przewracając oczami. Teraz wyraźnie słyszałem wszystkie emocje, i nawet gdyby i tym razem chciał od nich uciec, nic z tego.

- Spotkałeś się z nim kurwa, Justin idioto! - warknąłem pod nosem wkurwiony.

- Po pierwsze Zack kurwa nie tym tonem, a po drugie to skomplikowana sprawa - zmarszczyłem brwi, i uświadamiając sobie, że ta dziewczyna z tego domu, Nataie, też go znała.

- Ja pierdolę, Bieber, o co chodzi!? - krzyknął, wyraźnie sfrustrowany. Ponownie rozejrzałem się, upewniając, że wszyscy są przy ognisku, a tu nie ma nikogo, kto mógłby usłyszeć cokolwiek, o czym mówię.

- Zack, miałeś się go pozbyć - przeczesałem włosy palcami, i czułem, jak jestem co raz bardziej nie spokojny. Sytuacja co raz bardziej wymykała się spod kontroli, ale mogłem być tego pewien już kiedy Ryan o nim mówił.

- Pytałem kurwa o co chodzi! Jak go spotkałeś?! - ignorując moją wcześniejszą wypowiedź, tak, jak ja jego wcześniej, jak zwykle chciał wiedzieć za dużo a robić za mało.

- Kurwa, byłem na mieście, w kawiarni z znajomą, po prostu zobaczyłem go na ulicy, szarpał jakąś dziewczyną, a najlepsze kurwa jest to, że znam tą dziewczynę - westchnąłem, oblizując usta. Słyszałem wyraźnie jak Zack, gwałtownie nabiera powietrza. Tyle, że w złości, na pewno nie w strachu. Spojrzałem na ognisko, wpatrując się tępo w ogień.

- Jak mogłeś dopuścić, żeby to wszystko widzieli świadkowie, jesteś głupi, czy głupi?!  - wrzasnął wściekły. Ja jedynie westchnąłem z frustracji, i przykucnąłem przy jednym z drzew.

- Zack, to nie byłą kurwa moja wina! - powoli zaczynała męczyć mnie ta rozmowa.

- Ja pierdolę - mruknął - Justin musimy się spotkać. Jak najszybciej - wypalił pośpiesznie, a głośny dźwięk szkła rozbrzmiał w słuchawce. Zgaduję, że właśnie odstawił whiskey.

- Kiedy? - mruknąłem bez zastanowienia.

- Jutro, o szóstej. Zwolnij się z pracy, nie obchodzi mnie co zrobisz, masz być przy Yellow Street 27th.

- Dobra - wzruszyłam ramionami, rozłączając się, i wstając.

- Kurwa - pokręciłem głową, i chowając telefon do kieszeni luźno opuszczonych w kroku spodni. Szedłem w kierunku ogniska, ze spuszczoną głową. Będąc bliżej, szukałem wzrokiem Abygail. Wiedziałem, że naprawić sprawę  z nią, też nie będzie łatwo.

- Justin! - usłyszałem za plecami swoje imię, więc odruchowo odwróciłem się, widząc biegnącego w moim kierunku Jamesa. Posłałem mu pytające spojrzenie.

- Wszystko w porządku stary? A przy okazji, widziałeś gdzieś Abygail? - spojrzał na mnie pytająco. Przygryzłem wargę, przypominając sobie rozmowę z Aby w Starbucksie, i wiedziałem, że już jesteśmy zagrożeni. Cholera.

- Nie, ale wiesz, wydaje mi się, że jest u siebie. Coś tam mówiła, ze jest zmęczona - wzruszyłem ramionami, posyłając mu uśmiech. Skinął głową ze zrozumieniem, kiedy chciałem odejść.

- Ty też idziesz? Myślałem, że zostaniesz - zmarszczył brwi. Odchrząknąłem, zastanawiając się, co mógłbym powiedzieć, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

- Idę się napić, i muszę wykonać ważny telefon, będę nie długo - mruknąłem.

- Ok - mruknął. Bez słowa już ruszyłem korytarzem, ale James znów mnie zatrzymał.

- Justin, na pewno wszystko w porządku?

- Tak James, dzięki. Jakbym spotkał gdzieś Aby, powiem jej, żeby przyszła - szedłem tyłem, patrząc na mojego "szefa" bo to on przydzielał mi wszystkie obowiązki związane z tym domem.

Chowając ręce do kieszeni, wskoczyłem na schody, biegnąc na drugie piętro. Odetchnąłem głęboko, i pukając delikatnie w drzwi od jej pokoju, wszedłem ostrożnie. Wzrokiem napotkałem malutką istotkę leżącą plecami do mnie. Była przykryta kołdrą po szam uszy. Zamknąłem za sobą bez szelestnice drzwi, starając się być jak najciszej, ponieważ mogła spać. Podszedłem do jej łóżka, spojrzałem na jej śliczną twarz. Miała czerwone oczy i lekko rozchylone usta. Wyraźnie widać, że płakała, tym samym sprawiając, że poczułem się jak głupi chuj.
Nie powinienem zachowywać się tak wobec niej, ale nie myślałem o tym, kiedy martwiłem się tylko o to, czy jest bezpieczna. Nie jest. Już nie, odkąd o jej istnieniu dowiedział się Christian, a ja nie mogłem  nic z tym zrobić, na razie.

Ukucnąłem obok jej łóżka, głaskając lekko jeden z jej czerwonych policzków. Złożyłem kilka pocałunków na jej czole i jeszcze mokrym policzku, i nie chcąc jej budzić, postanowiłem wyjść i pozwolić jej spać, a porozmawiam z nią po prostu jutro. Co prawda, chciałbym mieć to za sobą, ale nie dlatego, ze boję się tej rozmowy. Dlatego, żeby ona wiedziała to już teraz.

Westchnąłem, wstając i idąc w kierunku wyjścia, kiedy mocno śpiący głoś Aby mnie zatrzymał.

- Justin? - odwróciła się w moim kierunku, marszcząc brwi. Wyglądała prześlicznie nawet w potarganych włosach i na pół zamkniętych oczach - Co ty tu robisz? - mruknęła podnosząc się do pozycji siedzącej, i patrząc na mnie. Oblizałem usta, idąc z powrotem w jej kierunku. Spojrzałem na nią smutnymi oczami, siadając obok niej.

- Chciałem porozmawiać, kochanie - mruknąłem.

- Nie mamy o czym, mówiłam Ci już - odwróciła głowę, zapewne nie chciała, żebym widział jej łzy. Cóż, często tak robiła, ale zdążyłem poznać ją trochę.

- Dobrze wiesz, że tak nie jest. Mam na myśli to, co mówił Ci ten debil, Jaxon - odrzekłem delikatnie, sprawiając, że odwróciła się w moim kierunku, patrząc w moje oczy.

- Justin, dlaczego miałby kłamać? - pokręciła głową, a jej głos się łamał. Westchnąłem, oblizując usta.

- Dlatego, że o chce to zrobić, wykorzystać Ciebie. I w sumie nie tylko - wzruszyłem ramionami. Aby zmarszczyła brwi, rozchylając usta.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- To, że dziś, kiedy pieprzyłem się z tym pieprzonym ogniskiem, gadałem z nim - warknąłem, przypominając sobie całą tę chorą sytuację. Abyagil zdziwiła się jeszcze bardziej, sprawiając, że zachichotałem lekko.

- Mówił, że nie jest tu bez interesownie, jak ja, czy inni wolontariusze. Mówił, że jest tu po to, żeby zabawiać się z twoimi koleżankami, i wychodzi na to, że o ciebie też mu chodziło - zacisnąłem pięści, nawet nie chcąc myśleć o jego brudnych łapach, dotykających choćby jej ręki.

 Aby zmarszczyła brwi, przenosząc wzrok na kołdrę na jej kolanach. Przygryzła wargę, jakby wiedziała coś, czego nie chce mi powiedzieć.

- Wszystko dobrze? - spytałem, kładąc dłoń na jej ramieniu. Westchnęłam, posyłając mi jedno krótkie spojrzenie, a jej policzki zaczerwieniły się lekko.

- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że...

- Justin, spokojnie, nic mi nie zrobił - spojrzała na mnie, a ja miałem wrażenie, jak krew w moich żyłach wręcz się gotuje. Przełknąłem głośno pod nosem.

- Zabije go - warknąłem, chcąc wstać, ale Aby pokręciła głową, zatrzymując mnie.

- Proszę Cię, daj spokój i zostań ze mną - posłała mi proszące spojrzenie, więc przewracając oczami,z powrotem usiadłem.

- Możesz mi obiecać, że nie będziesz z nim rozmawiać? A najlepiej go unikaj.

- Nie zamierzam. Jest bardzo nachalny - skrzywiła się. Zachichotałem. Cóż, zdążyła już go poznać.

- Czyli, że wszystko jasne? Wierzysz, że nie chciałem Cię wykorzystać? - mruknąłem, upewniając się. Aby uniosła jedną brew, uśmiechając się zadziornie, jednak wiem, że chciała się ze mną podroczyć.

- A czy w tej sytuacji mam inne wyjście? - posłała mi nie winny uśmiech. Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwała mi.

- Ale nie myśl, że tak po prostu Ci wybaczam. Jasność mamy co do tej sprawy, a co do tego Christiana...

- Po prostu o tym zapomnij - upomniałem ją.

- To nie będzie takie łatwe, Justin. To twój jakiś stary znajomy? - mruknęła.

- Ta, można tak powiedzieć - wzruszyłem ramionami, mówiąc niskim, zachrypniętym głosem, który miałem w zwyczaju, kiedy byłem zmęczony.

Między nami zapadłą chwilowa cisza, kiedy dziewczyna unikała mojego wzroku. Westchnąłem, chwytając między palce jeden niesforny kosmyk jej potarganych włosów, i bawiąc się nim.

- Przepraszam - mruknąłem.

- Jest dobrze, Justin - mruknęła równie cicho.

- Nie, nie jest, księżniczko, zachowywałem się jak chuj wobec Ciebie - wzruszyłem ramieniem. Aby zachichotała, spoglądając na mnie.

- Wiem. Ale mam nadzieję, że jeżeli tylko będziesz chciał, powiesz mi, im jest, jak będziesz gotowy - mruknęła, zarzucając ręce na moją szyję. Zachichotałęm, obejmując ją ramionami, kiedy usiadła bardziej w moją stronę, żeby było jej wygodniej.

- Na pewno - szepnąłem do jej ucha - kiedy będzie pora. Posłała mi śliczny uśmiech, wciąż kurczowo trzymając ręce na moim karku.

- Skarbie, będę się zbierał - westchnąłem. Dziewczyna wydęła dolną wargę.

- Myślałam, że zostaniesz ze mną...

- Wiesz, że to nie jest najlepszy pomysł - spojrzeliśmy sobie porozumiewawczo w oczy. Skinęła głową, puszczając mnie, i chowając kosmyki włosów za ucho.

- Masz racje, nie pomyślałam o tym - westchnęła. Nie chciałem jej zostawiać, ale zostawanie z nią kolejną noc, nie jest najlepszą opcją.

Wstałem z łóżka, oblizując usta.

- Przepraszam, ale nie chce, żebyśmy mieli kłopoty.

- Jasne, rozumiem. Do jutra - uśmiechnęła się ostatni raz, kiedy byłem już przy wyjściu. Zamknąłem delikatnie drzwi, zostawiając Abyagil samą.





                            ~~~~~****~~~~****~~~~****~~~~****~~~~****~~~~

Cóż, zaskoczeni? ;) Rozdział 14 jednak się pojawił, ale wciąż zastanawiam się, czy pisać to dalej. Jesteście pewne, żeby dalej to pisać? Wiem, że wszyscy zaraz napiszą, że "Tak! Kocham to FF", ale ja i tak mam wątpliwości. Niby wydawało mi się, że ciężko mi to pisać, a jak się okazuje, ciężko i tego ie pisać ;/. No cóż, czas pokarze, co dalej, ale póki co, nie mówię "Do następnego!" Bo teoretycznie ten rozdział miał być pożegnalny.

Do osób, które czekają na nowego blog!!!!!!!!

Nowy będzie, ale nie prędzej, jak zostawię to FF, albo będzie przynajmniej 25 - 30 rozdział. Nie biorę się za prowadzenie dwóch blogów, bo wiem, że najzwyczajniej w świecie nie dam sobie rady.

Kocham was mocno, i do kiedyś tam :)

21 komentarzy:

  1. To jest wspaniałe! uwielbiam tą historię!!!!! Mam nadzieję, że zostaniesz i będziemy mogli dalej czytać to boskie ff!
    W napieciu bede czekac na następny
    Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. super uwielbiam te ff :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest sens, twoje opowiadania cos w sobie maja :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiscie nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu ale to ty musisz zdecydowas czy warto pisac wbrew sobie :))
    Mam nadzieje ze do nastepnego <3
    Ps. Jaxon to dupek i jezeli Justin go nie zabije to ja to zrobie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedyne o co mogę cię prosić byś nie porzucała tego bloga. Jest to jeden z rzadszych blogów z oryginalną, niespotykaną fabułą. Pomysły są ciekawe i nieprzewidywalne. Z wielką chęcią czytam każdy rozdział i z niecierpliwością wyczekuję nexta :)
    PS. Dzisiejszy rozdział bardzo fajnie ci wyszedł, agresywny Justin, heh :) Mam nadzieję, że te tajemnice wyjdą na jaw i problemy wszystkie zostaną rozwiązane :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wlasnie fabula .. to jest .. to. Jest wniej cos wyjatkowego :))

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham to, wiesz? bardzo prosze nie koncz tego pisac, to jest wspaniale, jestes wspaniala!
    bede czekac niecierpliwie! mam nadzieje ze jeszcze dla nas napiszesz skarbie bo jestes genialna :) <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Najlepsze ff jakie czytam :))) Pisz dalej ! Naprawdę masz wiele wiernych czytelników którzy tylko czekają na nowy rozdział. Weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. najlepszy rozdzial!!!!!!!! kurw jak ja kocham aby i justina jezu aaaaaaagh

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham to opowiadanie♥
    czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  11. I kurka *o* Pisz dalej !!! Pliz

    OdpowiedzUsuń
  12. proszę kontynuuj pisanie, wychodzi Ci to świetnie, a ta historia jest przecudowna! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurwaaa *o* Oni są idealni. Uwielbiam Justina i Aby <33 I Ciebie oczywiście, bo to dzięki Tobie mogę poznawać ich wspaniałą historię. Mam ogromną nadzieję, że do następnego? Nie zostawiaj nas. Kochamy Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie kończ pisać. Proszę :(( To jest idealne

    OdpowiedzUsuń
  15. Zakochałam się! Mam wielką nadzieję, że to nie jest ostatni rozdział historii Ab i Justina!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. znalazłam to opowiadanie dopiero dzisiaj, jest CU DO WNE
    proszę, chcem więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Chyba znam to na pamięć, bo czytam to w kółko i w kółko, ale zajebistee :D serio szacun, chce więcej, czuję niedosyt XD weny miska ;*-

    OdpowiedzUsuń
  18. ależ jestem ciekawa co będzie dalej z Aby i Jusem :D
    czekam, mam nadzieje ze sie doczekam !! :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Prosze nie rezygnuj! I dawaj kolejnego rozdziała;) bo nie moge sie doczekac! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. nie rezygnuuuj!! :(:(:(
    A co do rozdziału, to genialny :))
    Dawaj szybciutko następny, bo ten czytam w kolko XD

    OdpowiedzUsuń