niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 13

"- Wyobraża sobie nie wiadomo co..."

CZYTASZ?- KOMENTUJESZ!+ Bardzo ważna notka pod. Przeczytaj, proszę.





"Co to jest?
Co to ma być?!
Czuję się zagubiona, jak na łące kwiatów kiść" ~ Wiersz mojego autorstwa




Abygail's POV.

Stałam właśnie w holu, tak samo jak reszta podopiecznych domu, gdyż mieliśmy zbiórkę, jak mniemam i słyszę, pośród szeptów, na apel. Wszyscy ustawieni w wielkie kółko, tyle, że jak zapewne nie trudno się domyśleć, nie takie idealne. Staliśmy w grupie, na środku zostawiając miejsc dla prowadzącego, czyli w tym przypadku James'a. Czekaliśmy na resztę, i mimo, że apel nawet się nie zaczął, mi zaczęło się nudzić. Dodatkowo, byłam wręcz zmuszana spuszczać głowę za każdym razem, kiedy ktoś na mnie spojrzał. Wczorajszą kłótnie z Natalie, widziała prawie połowa całego domu. To było cholernie trudne, gdyż całą noc starałam się spać, by nie myśleć o tym. Wzięłam sobie do serca słowa Marii, ale chyba nie jest dziwne to, że po prostu jestem przewrażliwiona. Nie mogę sobie wybaczyć tego, jak głupia byłam. Sądziłam, że nie będzie mnie obchodzić co ludzie o tym myślą, ale założę się, że próbowałam sobie to wmówić, żeby nie czuć wyrzutów sumienia, że tak od razu wskoczyłam Justinowi do łóżka... to znaczy spaliśmy razem... to znaczy. Nie ważne. W sumie, to on wskoczył do łóżka mi.

Może gdybyś nie nalegała, nie zrobiłby tego?

Racja. Zamiast tego, czuję wyrzuty sumienia za to, że w każdej chwili Justin może mieć spore kłopoty. Natalie teraz wręcz pociąga za sznurki, a wszystko przez to, że chciałam poczuć się lepiej, mając przy sobie Justina. W sumie, czuje się teraz znacznie gorzej, i wiem, że nie da się tak po prostu nie myśleć o tym, co powiedzą ludzie. To tak nie działa.

Westchnęłam, uginając nogę i krzyżując ręce na piersi. Rozejrzałam się nie pewnie po tłumie, znajdując w nim Justina, w oddali. Opierał się o ścianę i wyglądał przy tym gorąco. Jakby pozował do ekskluzywnej sesji, mimo, że robił to, co wszyscy tutaj. Stał. Zmarszczył brwi, wyraźnie czując na sobie mój wzrok, więc swoim zaczął szukać paru oczu, patrzących na niego. Odnalazł mnie, i uśmiechnął się łobuzersko. Odwzajemniłam jego uśmiech nie śmiałym chichocząc, kiedy mi pomachał. Przedzierałam się przez tłum, idąc w jego kierunku.

- Hej, Justin - mruknęłam, rzucając ręce na jego szyję, nie myśląc o tym, jak to odbierze. Nie pomyślałam też o tym, że gdzieś tutaj jest Natalie, i mimo, że czułam się cudownie w jego ramionach, odsunęłam się szybko. Speszyłam się, a chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.

- Coś nie tak? - spytał. Szukał odpowiedzi, która mogłaby być wręcz wymalowana na mojej twarzy, ale tak nie było. Uśmiechnęłam się najbardziej naturalnie jak umiałam, kręcąc przecząco głową. Nie chciałam na razie mówić mu o niczym.

- Nie, dlaczego miało by być? - uniosłam jedną brew. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie pozwolił mu James, który właśnie zaczął apel;

- Witam wszystkich domowników, i żeby nie przedłużać, chcę powiedzieć tylko, że mam dla was wszystkich niespodziankę - James rozejrzał się z uśmiechem po tłumie, kiedy każdy słuchał go z zaciekawieniem. Ja, zajęta mizdrzeniem się do Justina nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł.

- Dziś o wpół do siódmej, zbieramy się w ogrodzie, na ognisko -  wszyscy w holu zareagowali oczywiście radośnie. W sumie, kto by się nie cieszył na myśl o pieczonych w ogniu kiełbaskach i piankach w herbatnikach? Ja też uśmiechnęłam się na ten myśl.

- Też będziesz, Jay? - spytałam, zwracając się do chłopaka, który tak jak reszta, skupiony był na słowach James'a, który wciąż coś mówił. Mnie już nie bardzo to interesowało.

- Jay? - mruknął, uśmiechając się - Jasne, będę nawet ustawiał ognisko, więc myślę, że tak - wzruszył ramionami. Kiwnęłam głową, upewniając się, że nikt nie patrzy na nas dziwnie. Głupio się czuję z tym, bo to wygląda, jakbym nie chciała z nim gadać, albo wstydziła się go. Tak nie było, oczywiście.

- A nie masz dziś pracy? - zdziwiłam się. Wydawało mi się, że praca jest dla niego bardzo ważna, a mimo to, dwa dni temu nie miał skrupułów, by wziąć wolne, i bawić się ze mną, w kręgielni.

- W sumie, w pracy nie dzieje się na razie nic ciekawego, a nawet jeśli, mam tam ludzi od wszystkiego. Ogarnąłem już to, co było ważne, i mogę więcej pomóc tu - mruknął, oblizując usta. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, bo jego słowa były strasznie kochane. Były wręcz zadziwiające, i szokujące, bo on ma już wszystko. Nie musi martwić się niczym, tym bardziej jakimiś dziećmi z domu dziecka, a jednak to robi. Równie dobrze w tym czasie, który spędza tu, mógłby poświęcić na swoje interesy, by zarabiać więcej.

- Aww, słodziak - chwyciłam w dłonie jego policzki, jak w zwyczaju mają robić babcie. Nie przejmowałam się teraz wścibskimi spojrzeniami dziewczyn, które wręcz dosłownie gwałciły go wzrokiem. Zazdrosne suki. Gdyby tylko wiedziały, że spałam z nim w jednym łóżku dwie noce, założę się, że wręcz rozszarpały by mnie.

Justin skrzywił się, chichocząc.

- Ab, błagam, nie rób tak nigdy więcej, i nie jestem słodki, do cholery - pomasował swoje policzki, kiedy zaśmiałam się. Był tak kurewsko uroczy, i seksowny za razem.

- Oh, Justin, to było prze słodkie! Jesteś słodki, nie sprzeczaj się - pokręciłam głową. Cóż, mówiłam tylko to co, myślę.

- Daj spokój - przewrócił oczami, jednak wcale nie było to złośliwe - w ogóle, wy dziewczyny jesteście strasznie dziwne.

- Dlaczego? Co jest w tym dziwnego? - zmarszczyłam brwi.

- Na przykład to, że uważacie za słodkiego każdego faceta, który trzyma w ręku na przykład małego kotka - pokręcił głową ze śmiechem. Westchnęłam, niby rozmarzona. Nie, wcale nie wyobraziłam sobie Justina w takiej sytuacji, i wcale nie uważała tego za mega gorące. Ha! Sarkazm.

- Taka prawda. Potraficie być cholernie słodcy, nawet o tym nie wiedząc - wzruszyłam ramieniem. Chłopak ponownie przewrócił oczami, krzyżując ręce na piersi, z uśmiechem.

 - Pff, raczej nie, skarbie. Uważam, że to wy jesteście słodkie - mrugnął - Na przykład, kiedy rumienicie się, tak, jak ty w tej chwili - zachichotał. Przewróciłam żartobliwie oczami, spuszczając spojrzenie. Cholera, to było nie zręczne.

- Dla twojej wiadomości, faceci z małymi kotkami, nie tylko są słodcy. Jest to też mega seksowne - skrzyżowałam ręce z oburzeniem. Justin spojrzał na mnie rozbawiony, wyraźnie wcale nie zdziwiła go moja wypowiedź.

- No tak. Zapomniałbym, że już wtedy macie mokro - uśmiechnął się z nadmierną słodkością, a moja szczęka niemal opadłą na ziemię.

-To wszystko, dziękuję i do zobaczenia wieczorem - James zakończył swoją wypowiedź, z której i tak nie wiem nic oprócz tego, że ognisko jest przed siódmą. Teraz błam zbyt zajęta wpatrywaniem się ze szokiem, w śmiejącego się Justina.

- Jesteś taki bezpośredni. To było obrzydliwe, Justin - skrzywiłam się z niesmakiem, jak i wstydem, ruszając powoli razem z tłumem schodami, na górę.

- Mówię prawdę, skarbie. Założę się, że ty również masz mokro, kiedy o tym myślisz - zachichotał - Mam na myśli facetów z kotami, nie mówiąc o niczym więcej - mruknął do mojego ucha, i wiem, że pretekstem do tego był tłum podopiecznych, dookoła nas. To co mówił, co raz bardziej wprawiało mnie w osłupienie i nie smak. Zarazem, to, jak to mówił, było takie seksowne... Przyłożyłam rękę do czoła, kręcąc głową.

- Możemy skończyć już tą żenującą wymianę zdań? - spojrzałam na niego z wyrzutem, idąc już korytarzem do mojego pokoju - Proszę.

- Jasne Ab. Przecież masz tylko szesnaście latek - spojrzał na mnie wymownie, sprawiając, że jęknęłam. On wciąż myślał, że jestem dziecinna, i dawał mi to jasno, do zrozumienia. Westchnęłam, wchodząc do swojego pokoju, kiedy chłopak przepuścił mnie w drzwiach. Odwróciłam się do niego, starając się nie spuścić spojrzenia.

- Masz na myśli, że jestem dziecinna? - uniosłam jedną brew, patrząc na uśmiechniętego Justina, z wyrzutem. Chłopak, jakby nie widząc, jak na niego patrzę, przeszedł obok mnie, siadając na łóżku.

- Tak. Dokładnie to miałem na myśli, księżniczko - zachichotał. Odwróciłam się w jego stronę, prychając.

- Czy musimy gadać na tak wyuzdane tematy, żebyś wiedział, że jestem dojrzała? - westchnęłam smutna. On, jak zwykle nic nie robił sobie z tego, co ukazują moje emocje. Bolało mnie to, że nigdy nie będę w jego wieku, by udowodnić, że jestem dojrzała.

- Przypominam Ci Aby, że to ty go zaczęłaś. Ja, żeby nie wyjść na grzecznego, po prostu kontynuowałem twój dialog - wzruszył ramionami, przeciągając się. Pokręciłam niedowierzająco głową, siadając na łóżku, w pewnej odległości od Justina.
Nie odezwałam się nic, a między nami zapadła nie zręczna cisza, i przysięgam, chciałabym teraz znaleźć się głęboko, pod ziemią.

- Udowodnij, że nie jesteś dziecinna - odparł, jak gdyby nigdy nic. Spojrzałam na niego pytająco, unosząc brew.

- Co miałabym niby zrobić? - prychnęłam. Chłopak wzruszył ranieniami, zastanawiając się.

- Nie wiem, bądź kreatywna - mruknął. Zaśmiałam się bez humoru, kręcąc głową, zdobywając tym samym zaciekawione spojrzenie Justina. Nie mogłam wręcz znieść już tego, jak chamski był. Wycofuję wszystko miłe, co o nim mówiłam. Wcale nie jest dobrym człowiekiem, a zwykłym, chamskim, bez skrupułów dupkiem!

-  Czego ty ode mnie oczekujesz, do cholery?! - wyrzuciłam ręce w powietrze. Jego bez emocjonalny wyraz twarzy, wręcz doprowadzał mnie do szaleństwa, i sprawiał, że miałam ochotę uderzyć go w twarz, i krzyknąć: "Ogarnij się, do cholery!".

 - Ja? Niczego. To ty masz jakieś pretęsje, że mam takie wrażenie - mruknął. Zacisnęłam mocniej oczy, starając się kontrolować.

- W takim razie, powiedz mi do cholery, po co pocałowałeś mnie dwa dni temu, huh?! - wstałam gwałtownie, patrząc mu prosto w oczy. Moja klatka piersiowa poruszała się nieznacznie szybciej, pod wpływem nerwów. Justin tak, jak ja, nie ruszał się w tej chwili. Oblizał usta, po czym uśmiechnął się delikatnie.

- Założę się, że ty nie powtórzyłabyś tego - uniósł brew wyzywająco. Prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.

- I co, to jest to, co miałabym zrobić, tak? - spytałam, będąc zupełnie poważną. Sama nie wiedziałam, skąd tyle pewności we mnie, ale widocznie pod wpływem emocji, jestem w stanie robić i mówić różne rzeczy, których normalnie, nigdy bym nie zrobiła.

- Czemu nie? W sumie, podobało mi się - uśmiechnął się chłopięco, tym samym sprawiając, że i ja lekko się uśmiechnęłam. Podobało mu się?! Niby powiedział mi to wtedy, ale byłam w wielkim szoku, żeby to do mnie dotarło.

- Po tym, jak mnie pocałowałeś, ja nie uważałam Cię za dojrzalszego - przybiłam sobie mentalną piątkę, bo usta chłopaka uformowały się w literkę "o". Zachichotał, kiedy i ja uśmiechnęłam się, tyle, że zwycięsko.

- Cóż, zrobisz to? - mruknął z uśmiechem, kiedy wpatrywałam się w niego chwilę. Przygryzłam wargę, bijąc się z myślami, i wyraźnie widziałam, jak przełknął ślinę, patrząc, jak to robię. Cholera, czy naprawdę warto tak poniżać się przed nim, i udowadniać mu cokolwiek? Z drugiej strony, czy jest to coś złego? Mam na myśli pocałować go, nie poniżać się, ale cholera, na to samo wychodzi! Wszystko było by ok, gdyby nie fakt, że muszę go pocałować...! To oczywiste, że to było cudowne, ale wtedy to on to zrobił... Ja kompletnie nie wiedziałam jak.

Justin prychnął, patrząc na mnie wymownie, i założę się, że chciał powiedzieć coś w stylu "Wiedziałem, ze tego nie zrobisz. Za bardzo się wstydzisz", ale zanim to zrobił, szybko usiadłam obok niego, wpijając się w jego usta. Adrenalina krążyła w mich żyłach, a na policzkach poczułam zalewający je gorąc. Poczułam, jak uśmiechnął się szeroko, zapewne gratulując sobie, że tak łatwo zapanował nad moim umysłem, i zmusił go, bym to zrobiła, ale to nie to, było teraz istotne. Lekko poruszyłam ustami, tak samo on, zaraz po mnie. Nie robił nic, żeby mi pomóc, i doskonale to wiedziałam. Ale czego oczekiwałam? Przecież to ja całuję jego. Byłam cholernie spięta, i mimo to starałam się po prostu o tym nie myśleć, i rozluźnić pod wpływem jego ust. Wydawało się, jakby były jeszcze bardziej miękkie, i delikatne, niż ostatnio. Drżącą dłoń, położyłam na jego ramieniu, kiedy jego ręce znalazły się na moich bokach. Pocałunek robił się coraz bardziej brutalny, i starałam się nadążyć za jego tempem, bo wyraźnie to on, przejął teraz kontrolę. Mocniej chwycił moje boki, przenosząc mnie na swoje kolana. Pisnęłam, sprawiając, ze zaśmiał się przez pocałunek gdy usiadłam okrakiem na jego udach. Oplotłam ramionami jego szyję, wciąż nie odrywając od siebie naszych ust, a przez chwilę miałam wrażenie, jakbym zapomniała, co to powietrze. Przejechałam językiem delikatnie po jego dolnej wardze, bardziej się stresując. Może nie powinnam tego robić? Kiedy tylko dał mi lepszy dostęp, uspokoiłam się, i mimo to, to i tak on wślizgnął język do mojej buzi. Czułam, jak moje płuca wręcz płoną, i nie mogąc wytrzymać bez oddechu ani chwili dłużej, szybko, ale nie chętnie odsunęłam się od chłopaka głośno dysząc.

- To było słodkie, Ab - posłał mi szczery uśmiech, oblizując wargi. Zarumieniłam się, schodząc z kolan chłopaka, siadając obok.

To wszystko, co miał mi do powiedzenia? Że to było słodkie? To nie jest to, co chciałam usłyszeć.

- Co było słodkie? - zmarszczyłam brwi. Chodziło mu o pocałunek? To było słodkie? Ugh, ta sytuacja jest taka nie zręczna, a za razem taka... normalna. Jakbym całowała go praz setny, i nie robiło to na mnie wrażenia. W rzeczywistości to był drugi raz, a moja podświadomość krzyczała, żebym uświadomiła sobie co właśnie zrobiłam. Ale co do cholery zrobiłam?!

-Ty - stwierdził krótko, chichocząc - Byłaś słodka, i w sumie, nie sądziłem, że to zrobisz - wzruszył ramionami. Westchnęłam.

- Ja też nie. Nie zrobiłabym tego, gdybyś nie wpłynął na mój umysł - spojrzałam na niego wrogo.

- Być może nie, ale i tak chciałbyś to zrobić - uśmiechnął, się zadziornie, upewniając mnie w przekonaniu, że sam nie wyrósł jeszcze z czasów liceum. Zachichotałam.

- I kto tu jest dziecinny - pokręciłam głową, patrząc na niezamknięgo laptopa, który należał do Justina. Cholera, nie powinnam tego robić, ale najzwyczajniej w świecie chciałam skorzystać z okazji, i poszukać kilka ofert pracy. Cholera, poczułam się głupio, bo tak to wyglądało. Głupio.

- Umm, mam nadzieje, że nie jesteś zły. Chciałam tylko go pożyczyć, potem oddać... - nieco się jąkałam, i wiedziałam, że przez to wygląda to mniej wiarygodnie. Justin. uniósł brew, uśmiechając się.

- Przestań. Chyba nie myślałaś na myśli, że posądzę Cię o kradzież - spojrzał na mnie rozbawiony, ale widząc mój poważny wyraz twarz, jego uśmiech zszedł.

- Nie wiem, w każdym razie przepraszam - pokręciłam głową.

- Abygail, co do cholery?! Jak mogłaś tak pomyśleć? - pokręcił głową niedowierzając.

-To po prostu wygląda dziwnie. Tak, jakbym chciał wykorzystać to, że go najzwyczajniej w świecie zapomniałeś - westchnęłam, czując jak moje policzki przybierają coraz głębszego odcienia czerwieni.

 - No właśnie. To nic, złego, przecież ja go zapomniałem - wzruszył ramionami - może byłem zbyt oszołomiony po nocy? - uniósł brew, mrugając. Jęknęłam, przewracając oczami, i śmiejąc się.

- W sumie, nic dziwnego. Chrapałeś tak głośno, że pewnie sam siebie obudziłeś. Nic dziwnego, że byłeś nie wyspany, a w efekcie rano, oszołomiony - posłałam mu nie winny uśmiech, a Justin odchylił głowę do tyłu, śmiejąc się.

- Bardzo zabawne, skarbie. Tyle, że jestem pewien, że kiedy spałem, sama patrzyłaś na mnie całą noc - prychnął. Przewróciłam oczami, nabierając więcej powietrza do płuc, chcąc powiedzieć cokolwiek na swoją obronę, lecz nie było mi to dane...

- A tak w ogóle, nie mam nic przeciwko, zatrzymaj go tak długo, jak potrzebujesz - wzruszył ramionami, posyłając mi uśmiech.

- Nie, weź go. I tak nie powinnam go używać - pokręciłam głową. Chłopak przewrócił oczami, patrząc na mnie porozumiewawczo.

- Nie musisz być tak cholernie przewrażliwiona. To tylko laptop.

- Dla ciebie to tylko laptop. Pewnie masz takich ze sto, ale żebym ja takiego kupiła, musiałabym pracować parę miesięcy - warknęłam, a usta chłopaka uformowały się w literkę "o". Zdenerwowało mnie jego tak luzackie podejście do tego. W sumie, patrząc teraz na niego, zdałam sobie sprawę, że jesteśmy inni. Zupełnie inni. Dla niego to nic, i mogę teraz zachowywać się jak dziecko, ale wole to robić, niż wyjść na wykorzystującą sukę. Czy to dziwne że chciałam szanować cudze rzeczy? Tym bardziej, że to nie jest jakaś kolorowa bluzeczka July, czy Sary, które czasem mi pożyczały. One kosztowały zaledwie dwadzieścia dolarów, a kwoty takiej, jaką zapłacił za laptopa, nie widziałam nigdy na oczy. Najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się przykro, bo on nie potrafił mnie zrozumieć, i dla niego sprawa byłaby zamknięta nawet, gdyby już nigdy miał nie zobaczyć go na oczy. Pewnie najzwyczajniej w świecie by go zapomniał.

- Dobra, ok. Rozumiem o co Ci chodzi, ale mi nie o to chodziło.

- Po prostu postaw się w mojej sytuacji. Dla mnie jest cholernie krępująca, więc byłabym wdzięczna, gdybyś tym razem nie zapomniał go wziąć - mruknęłam. Wstałam z łóżka, podchodząc z drugiej strony, i odłączając ładowarkę od prądu. Zamknęłam go, wzięłam z małej półki nocnej.

- Nie uważasz, że przydałby Ci się jeszcze? Mówiłaś, że szukasz pracy. Nie łatwiej byłoby Ci z nim? - spytał, również wstając, kiedy wyciągałam rękę w jego stronę, czekając aż weźmie już ten cholerny laptop. Chwilę myślałam nad jego słowami i nad tym, czy to dobry pomysł. To oczywiste, że przydałby mi się do dalszych poszukiwań, ale równie oczywiste jest to, że godność mi na to nie pozwala.

- Aby, przecież wiem, że nie chciałaś go ukraść. Nie przywiązuj tak wielkiej uwagi do zwykłej rzeczy materialnej - pogładził mój policzek kciukiem. Westchnęłam, spuszczając spojrzenie, i kładąc laptopa na łóżku za Justinem, gdyż ręka zaczęła mi cierpnąć. Prawda była taka, że miał rację. Co nie zmienia faktu, że powinnam oddać mu go od razu.

- To twoja rzecz, więc pomyśl, jakbym wyglądała nie przywiązując do niej uwagi - spojrzałam w jego oczy z żalem. On wciąż nie rozumiał, o co mi chodzi.

- Dobrze. Czyli wolisz biegać po mieści? - uniósł brew. Przygryzłam policzek od wewnątrz, krzyżując ręce na piersi. - Weź go, a jak znajdziesz pracę, oddasz mi go, jeśli czujesz się z tym źle - mruknął, unosząc mój podbródek. Na mojej twarzy i tak pojawił się grymas, ale skinęłam niepewnie głową.

- Oddam Ci go od razu, jak coś znajdę - zapewniłam, spoglądając w oczy Justinowi. Chichocząc, skinął głową i przybliżył lekko twarz do mojej. Wiedziałam, co chce zrobić, więc moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej. Nasze twarze dzieliły już dosłownie centymetry, kiedy oblizał usta, a lekki uśmieszek wkradł się na jego twarz. Przymknęłam oczy, czekając na to, co miało się stać za chwilę, kiedy mając nadzieje, że zrobi to samo, pochyliłam się bardziej w jego stronę. Kiedy nie poczułam jego ust, otworzyłam oczy, patrząc zdezrientowana na chłopaka, który odsunął się, chichocząc. Przewróciłam oczami.

- Dupek - warknęłam.

- Aww, kochanie, może innym razem - mrugnął. Spuściłam wzrok na buty, czując, jak moje policzki znów płoną...

- Śniadanie! - głos kucharek rozniósł się po piętrze, kiedy oboje równo z Justinem, spojrzeliśmy na siebie. Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja spojrzałam na nią z uśmiechem. Widziałam, jak bardzo chciał wybuchnąć śmiechem, kiedy niepewnie ją chwyciłam. Dobra, to było zabawne. Punkt dla niego.

- Chodź, też muszę iść, mam dziś pełno roboty przez to ognisko - mruknął, pociągając mnie w stronę wyjścia. Skinęłam głową, szybko wyrównując krok z chłopakiem, i rozglądając się po piętrze. Większość zdążyła już zejść na dół, więc nie było wielkich tłumów. Na szczęście. Zasłoniłam nasze splecione dłonie, starając się robić to tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń Justina. Po prostu nie chciałam, żeby było mu przykro? Powinnam po prostu wyszarpnąć rękę, ale nie umiałam tego zrobić. Po prostu nie potrafiłam.

- Może pójdziemy coś zjeść, jak skończę pieprzyć się z tym drewnem? - uniósł brew, chichocząc, kiedy zaśmiałam się głośno.

- Przecież będziemy widzieć się na ognisku - mruknęłam między śmiechem.

- Serio myślisz, że robota z ogniskiem będzie trwałą do wieczora?

- W sumie, to świetny pomysł. A gdzie chcesz jechać? - posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, kiedy byliśmy już na dole. Na szczęście, chłopak puścił już moją dłoń, bo miałam wrażenie, że Natalie obserwuje każdy nasz ruch.

- Jak pojedziemy, to się dowiesz. Wpadnę po ciebie, jak skończę - mrugnął. Skinęłam głową zgadzając się, a Justin bez słowa już, ruszył w kierunku wyjścia. obserwowałam go do ostatniej chwili, do puki nie wyszedł, aż w końcu z uśmiechem i spuszczoną głową, szłam w stronę stołówki. Byłam tak pochłonięta myślami, że - jak zwykle - nie zauważając, wpadłam na kogoś. Lekko oszołomiona, przesunęłam wzorkiem od stup do głów po postaci osoby, która stała przede mną. Moje oczy rozszerzyły się dwukrotnie, kiedy głośno przełknęłam ślinę. Cholera...

- Kogo ja widzę, Aby kochanie, dawno się nie widzieliśmy - Cuper posłał mi obrzydliwy uśmieszek a mi z każdą chwilą było coraz bardziej gorąco.

- Przepuść mnie - warknęłam, chcąc przejść obojętnie obok niego, jednak jego klatka piersiowa, z którą ponownie się zderzyłam, nie pozwoliła mi na to.

- Dlaczego tak szybko chcesz odejść? Chcę pogadać - spojrzałam do góry, wprost w jego lodowate, niebieskie oczy, które wręcz mroziły. Były inne, od pięknych tęczówek Justina. Ciepłych, i czekoladowych.

- Nie mamy o czym gadać - krzyknęłam szeptem, patrząc mu prosto w oczy. Jedno z Justinem go łączyło. Obojętność wobec tego, co wyrażają moje uczucia...

Wykorzystałam chwilę, kiedy grupa dziewczyn wchodziła na stołówkę, i ruszyłam za nimi, wiedząc, że Cuper nie będzie w stanie nic mi zrobić w obecności całego domu. Usłyszałam za sobą śmiech, więc przyśpieszyłam krok, chcąc wydostać się z jego osaczającego spojrzenia, które wciąż czułam na plecach. Kiedy stanęłam przy swoim stałym miejscu, upewniłam się, że poszedł sobie, ukradkiem patrząc w stronę progu. Wypuściłam powietrze z płuc, które trzymałam, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Opadłam na krzesło, chowając głowę w dłonie. Wiedziałam, że nikogo i tak nie będzie obchodzić to, czy ze mną wszystko dobrze, więc nie przejmowałam się tym, że łzy cisnęły się do moich oczu. Nie miałam najmniejszego zamiaru rozpłakać się z jego powodu. Już nie, mimo, że porucz nienawiści i strachu, czułam też tęsknotę... Wzięłam głęboki wdech i przejechałam dłońmi po twarzy. Odechciało mi się jeść czego kolwiek, więc nalałam sobie po prostu herbaty. Miliony pytań osaczyły moje myśli. Skąd się tu wziął? To akurat było głupie, przecież tu mieszka. W takim razie gdzie był? Ludzie z mojego otoczenia mają tendencję do zostawiania mnie na miesiąc... Zjawiania się, i rujnowania wszystkiego.


Justin's POV.

 - Kurwa jego mać - warknąłem pod nosem, kiedy ustawione przeze mnie ognisko zawaliło się trzeci raz.

- Stary, musisz trochę wyluzować - parsknął Jaxon, który podobnie jak ja, był tu wolonatriuszem. Posłałem mu gniewnie spojrzenie, bo jego obecność i pierdolenie, działały mi na nerwy.

- Zajmij się swoją dupą, Jaxon - warknąłem, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że ma sobie iść...

- Po prostu, ja zrobiłbym to lepiej, bo zanim ty to zrobisz, te biedne dzieci swoje ognisko będą mieli dopiero na przyszłe wakacje - zaśmiał się szyderczo.

- Skoro tak bardzo kurwa przeszkadza Ci to, że nie srają kasą tak jak ty, nikt Cię tu nie trzyma - zacisnąłem pięści. Tak samo, jak ja, był tu z własnej nie przymuszonej woli, żeby "pomagać". Wiele razy dawał do zrozumienia, nie tylko dwunastoletnim dziewczynkom, ale i mi, że najzwyczajniej w świecie jest tu jedynie po to, żeby poczuć się lepiej, i dowartościować. Z tego co wiem, był cholernie bogaty. Tyle, że obrażając ich, wliczał w to Aby, bo i ona tu mieszkała.

- Przypominam Ci Bieber, że ty też srasz pieniędzmi, hipokryto - zaszydził. Zaśmiałem się bez humoru, myśląc, że ten dzieciak, którym był mimo dwudziestu jeden lat, jest mniej inteligenty od niemowlaków, którymi muszę zajmować się w każdą środę...

- Czerpiesz z tego jakąś satysfakcję? - syknąłem.

- Z tego, że srasz kasą? Nie. - wzruszył ramionami.

- Więc bądź łaskawy ruszyć swoją dupę, i idź po więcej drewna, tylko małe kawałki, bo dużych jest dużo za dużo - posłałem mu przesłodzony uśmiech. On jedynie zaśmiał się, kręcąc głową.

- Nie wierze, że robisz to wszystko za darmo.

- Ty też to robisz, hipokryto - warknąłem, posyłając mu jedno krótkie spojrzenie, gdyż po raz czwarty starałem się idealnie ustawić drewno.

- Pff, jesteś głupszy, niż myślałem. Dziwne, bo jako "doświadczony przez życie biznesmen" - zrobił cudzysłów w powietrzu - powinieneś się domyśleć, że nie jestem tu bez interesownie.

Zmarszczyłem brwi, następnie przewracając oczami. Ten facet był tak irytujący, że musiałem bardzo powstrzymywać się przed wylaniem na niego benzyny leżącej niedaleko poustawianych ławek wokół ogniska, i spalenia żywcem. Uwarzył się za pierdolony pępek świata, myślał przy okazji, że jest zabawny. Czysty debilizm.

- Wychodzi na to, "stary", że to ty jesteś głupszy. Ciekawe co bierzesz w zamian? Prześcieradła, czy posrane pieluchy? - zaśmiałem się, patrząc w jego oczy. Jego uśmieszek zniknął, kiedy przeklną pod nosem. Zupełnie, jak wszystkie nastoletnie dziewczyny stąd.

- Pff - prychnął, krzyżując ręce - dla twojej wiadomości, to ty jesteś od tych małych wrzeszczących paskud, więc pomyśl, dla kogo są posrane pieluchy? - zaszydził.

- Skończyłeś? - warknąłem.

- Widzisz, w przeciwieństwie do Ciebie, ja Cię przejrzałem. Tak bogaty człowiek jak ty, nigdy w życiu nie zgodziłby się robić tych wszystkich rzeczy tutaj. Jesteś tu z jednego konkretnego powodu - uśmiechnął się porozumiewawczo, a ja uniosłem brew, czekając, aż skończy - Czy tym powodem nie jest przypadkiem nie jaka Abygail Reed? - momentalnie przestałem robić to, co robiłem, i ponownie spojrzałem na niego.

-  Aha. W sumie mogłem się domyśleć, że chodzi Ci  zaliczanie nieletnich - pokręciłem głową, zupełnie ignorując jego wypowiedź. Nie chciałem robić scen w obecności wszystkich wolontariuszy, czy opiekunów, którzy krzątali się, przygotowywując wszystko. Zlałem również wciąż wpatrzone we mnie, śmiejące się spojrzenie Jaxona.

- Czyli o to samo, co tobie, hmmm?

- Wątpię, żeby twoją sprawą było to, po co tu jestem. Tyle, że w przeciwieństwie do Ciebie, mogę mieć coś więcej, niż szesnastolatkę w łóżku - spojrzałem na niego kpiąco. Widziałem wyraźnie, jak zagotował się ze złości, więc parsknąłem pod nosem.

- Cóż, w takim razie skoro Abyagil ma więcej niż szesnaście lat, już dawno powinna stąd wylecieć.

- Do cholery jasnej, możesz się w to nie wpierdalać? Co ona Cię tak bardzo interesuje?! - krzyknąłem, wiedząc, że będę musiał bardziej na nią uważać. Nie chciałem, żeby zadawała się, lub miała jaki kolwiek kontakt z tym idiotą. Po prostu nie zasługiwała na to, żeby ją wykorzystywać. Jeden idiota próbował już to zrobić, a ja nie zawaham się drugi raz komuś przyjebać.

 - Nic, upewniam się tylko, że jest zajęta, bo normalnie, już dawno bym ją zaliczył. Tyle, że ty już to zrobiłeś, więc najzwyczajniej w świecie się brzydzę - zachichotał. Uśmiechnąłem się pod nosem, ponownie spoglądając na niego.

- I dobrze. Trzymaj się od niej z daleka.

- Jasne, pewnie i tak nic specjalnego.

Nie mogłem słuchać już tego, jak najzwyczajniej w świecie gada o Abygil, jak o zwykłej dziwce, czy Panience na jedną noc. Mogła być dziecinna w moich oczach, w każdym razie mogła tak myśleć, ale nie była dziwką.

- Jaxon, wypierdalaj po to drewno, bo obiecuję, zaraz najzwyczajniej w świecie Ci jebnę - syknąłem. Między nami zapadła chwilowa cisza, kiedy oboje patrzyliśmy sobie w oczy z nienawiścią. Nic już nie mówiąc, uśmiechając się tylko głupkowato, odszedł, zostawiając mnie w otoczeniu innych wolontariuszy...


 Abyagil's POV.

 - Udało Ci się ustawić to ognisko? - zachichotałam, zwracając się do Justina, który jękną, udając, jakby ta czynność, była najbardziej bolesną w jego życiu.

- Ta, ale powoli traciłem nadzieję - westchnął. Nie mogłam się powstrzymać, więc po prostu cały czas chichotałam, kiedy opowiadał, jak wielkie trudności z tym miał.

 - A powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? - spytałam już chyba trzeci raz, odkąd się widzimy a jest to zaledwie dziesięć minut. Justin przewrócił oczami, wyraźnie tracąc już cierpliwość. Mi to nie przeszkadzało. Lubiłam czasem pograć mu na nerwach, czyli coś, co i on uwielbiał robić mi...

- Wiesz przecież, że i tak Ci nic nie powiem - spojrzał na mnie z dumnym uśmieszkiem, ruszając z miejsca, w którym zaparkował tuż przed domem.

- Ugh, nie wiem, czemu nie możesz mi powiedzieć - skrzyżowałam ręce na piersi, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Chłopak tylko zachichotał dziecinne, nie patrząc już na mnie, a na drogę, kiedy ulicą, na której znajdował się dom dziecka, jechał w stronę ulicy centralnej.

- To nie tak, że nie mogę, kochanie. Po prostu nie chcę - spojrzał na mnie krótko, robiąc "motylka" z rzęs. Przygryzłam wargę, uśmiechając się w stronę chłopaka, który i tak na mnie nie patrzył. Lubiłam, kiedy mówił do mnie pieszczotliwie. Z jego ust, brzmiało to... seksownie? Tak.

- A nie uważasz, że jedzenie przed ogniskiem, nie jest najlepszym pomysłem? - spytałam, bardziej przejęta niż chciałam, sprawiając, że chłopak uśmiechnął się ślicznie, ukazując swoje białe niczym perły zęby jezdni... suka ma szczęście.

- W takim razie, co powiesz dziś po prostu na Starbucksa? - uniósł brew, przygryzjąc wargę. Zauważyłam, że bardzo lubił jazdę samochodem. Był skupiony tylko na tym, kiedy siedział za kółkiem. Miałam wrażenie, że się ślinie.

- Aby? - spojrzał na mnie krótko, marszcząc brwi.

- Tak, tak. Starbucks, super - uśmiechnęłam się do niego, wiedząc, że i tak nie patrzy.

- Emm, Justin?

-Tak? - spojrzał na mnie chwilowo, skręcając w lewo na skrzyżowaniu. Wyprzedził kilka żółtych taxówek, kierując się do jak mniemam Starbucksa.

- Mogę włączyć radio? - mruknęłam niepewnie. Może nie lubi muzyki? To wykluczone, każdy ją lubi!

- Co to za pytanie? Włącz -wzruszył ramionami.

- A mógłbyś ty to zrobić? - przygryzłam wargę, widząc, jak chłopak zmarszczył brwi.

- Ab, możesz przecież to zrobić.

Odwracając się w moją stronę, widząc, że nie zamierzam ja tego zrobić, i pod wpływem mojego proszącego spojrzenia, przewrócił żartobliwie oczami, i z chichotem włączył jedną ze stacji radiowych. Szerzej otworzyłam oczy, gdy na moich ustach pojawił się diabelski uśmieszek. Leciała właśnie jedna z moich ulubionych piosenek, którą po mimo obecności Justina, po prostu musiałam śpiewać razem z autorką.

- Mój Boże kocham ta piosenkę! - pisnęłam. Chłopak spojrzał na mnie z uniesioną brwią, chcąc coś powiedzieć, tyle, że tym razem to ja wyprzedziłam jego.

- Pogłośnij to! - i tak zrobiłam to sama. Przekręciłam małe kółeczko w radiu, sprawiając, że słowa piosenki było słychać o wiele głośnie, i wyraźniej.

- Ab, proszę, nie każ mi słuchać tego popowego gówna! - krzyknął zrezygnowany, na marne chcąc przekżyczeć piosenkę. Nie odpowiedziałam nic na jego chamską uwagę.

- I only want do die alive, never by the hands of a broken hart!* - tym samym, oprócz piosenki, ja zgłuszałąm Justina, który spojrzał na mnie dziwnie.

- I don't wonna hear you lie tonight. Now that I've become who i really am

- This is the part when i say i don't want it I'm stronger than been before
- This is the part when i berak free Cause i can't resist it no more

Kompletnie nie obchodziło mnie to, czy fałszuję, czy nie. Kochałam tą piosenkę, a reszta była nie ważna. Spojrzałam na śmiejącego się Justina, który nawet nie próbował śpiewać ze mną. Cóż, powiedział, żebym "nie kazała słuchać mu tego popowego gówna", co oznacza, że pewnie nigdy tego nie słuchał. Cóż, będę musiała poradzić sobie sama.

- You were better, deeper I was under a spell
- Like a deadly fear i am, babe On the highway to hell

- I only wont to die alive, never by the hands brokern heart
- I don't wonna haer you lie tonight Now that  i've become who really am

Justin za każdym razem śmiał się, kiedy próbowałam na początku zwrotki, wejść tak samo mocnym, i chrypliwym głosem, ale wychodziło mi z tego jedynie emm...zupełne przeciwieństwo.
Sama zaśmiałam się, kręcąc głową, ale wciąż nie rezygnując.

Cóż, wczułam się w muzykę i miałam nadzieję, że Justin jednak zechce do mnie dołączyć, ale jednak nic z tego, i uświadomił mi to, kiedy wyłączył radio w środku piosenki. Spojrzałam na niego gniewnie, i założę się, że moje oczy same mówiły coś w stylu "co do cholery", ale Justin ruchem głowy wskazał kawiarnie, kiedy zatrzymywał się przy chodniku. Nawet nie zauważyłam, że już byliśmy na miejscu, a droga zleciała mi dziś stanowczo za szybko. Dyszałam głośno, i śmiałam się sama z siebie.

- Boże, moje płuca - jęknęłam, przymykając oczy, i opierając głowę o siedzenie.

- Nie dziwię Ci się, mi by chyba odpadły - zachichotał, ale i tak można było wyczuć ulgę w jego głosie i na twarzy. Cóż, skoro tak bardzo nie lubi piosenkę popowych, stanowczo częściej powinnam je śpiewać, w jego obecności. Justin wyszedł z samochodu, więc i ja resztkami sił, zrobiłam to samo. Odetchnęłam letnim, ciepłym już prawie wieczornym powietrzem, zatrzaskując lekko drzwi od samochodu. Powoli się ściemniało, więc niestety, spóźniłam się na zachód słońca. No co? Kocham go! Rozejrzałam się, i wzdłuż wąskiego chodnika ruszyłam z Justinem w stronę wejscia, gdzie już w lekkiej oddali czuć było przepiękną woń kawy. Weszliśmy do środka, szukając jakiegoś wolnego miejsca, kiedy dostrzegłam jedno, idealne.

- Tam! - pobiegłam w stronę pustego miejsca pod oknem, siadając na kanapie, tym samym zajmując miejsce. Koniecznie musiałam odpocząć, mimo, że w samochodzie siedziałam, co jest oczywiste. Justin usiadł na przeciwko mnie.

- Jaką kawę chcesz? - spytał, oblizując usta, spoglądając na mnie.

- Truskawkowe farppe - nie zastanawiałam się nad zamówieniem. Gdyby Starbucks, sprzedawał tylko to, i tak by nie zbankrutował. Ta kawa była najlepszą rzeczą, jaką piłam. Justin skinął głową, i ruszył w stronę kasy. Wiedziałam, że chwile to zajmie, biorąc pod uwagę, że kolejka była naprawdę duża. Spojrzałam w okno, obserwując ludzi krzątających się po chodnikach, śpieszących się do pracy, bądź właśnie kończących swoje zmiany. Każdy z nich miał swoje życie i swoje sprawy, kompletnie nie przejmowali się niczym innym, jak rozmową przez telefon który mieli w rękach, czy kawą z tej, czy innej kawiarni. Jak na Nowo Jorczyków przystało. Spojrzałam w górę, parząc na pnący się aż do nieba drapacz chmur, i białe obłoki chmur, które wyglądały przepięknie na lekko granatowym niebie. Po chwili zapaliły się lampy uliczne, a ja przybiłam sobie piątkę, bo zawsze chciałam zobaczyć, jak to robią. Zachichotałam.  Kochałam tak rozświetlone miasto, bo tak naprawdę życie w Nowym Jorku zaczynało się po szesnastej, czyli w okolicach godzin szczytu. Blady księżyc, powoli widoczny coraz bardziej. Niestety rzadko miałam okazję podziwiać miasto wieczorem, czy nocą, najczęściej siedziałam w domu. Z kim miałabym niby wychodzić?


Justin's POV.

- Poproszę jedno truskawkowe frappe i jedno czekoladowe - spojrzałem na kelnerkę, oblizując usta i usuwając z nich suchość. Dziewczyna, może dziewiętnaście lat, kiwając głową, zapisała moje zamówienie. Odwróciłem się, spoglądając na Ab, który zajęta była patrzeniem w niebo. Zaśmiałem się cicho, przypominając sobie jej tragiczny występ w moim samochodzie. Pokręciłem głową, ponownie patrząc na kelnerkę, której głos rozbrzmiał w moich uszach.

- Coś jeszcze da Pana? - zwróciła się do mnie przyjaznym głosem, kiedy pokręciłem przecząco głową.

- Nie, to wszystko, dziękuje - posłałem jej uśmiech, na co zarumieniła się, ale nie przywiązując do tego wielkiej uwagi, ruszyłem w stronę stolika. Widząc, że dziewczyna jest wciąż nieobecna, łobuzerski uśmieszek wkradł się na moje usta. Podszedłem powoli w jej stronę, starając się nie dać żadnego znaku, ze jestem tuż za nią. Zaśmiałem się bez dźwięcznie, chwytając ją za ramiona.

- Buu - zniżyłem się lekko, chcąc, żeby tylko ona to usłyszała. I tak było. Podskoczyła przerażona, odwracając się w moją stronę, i posyłała mi wrogie spojrzenie, dysząc.

- Czy ty już do reszty straciłeś rozum?! - wstała, gstykulując rękoma każde słowo, morderczym spojrzeniem utkwionym we mnie. Mnie ona raczej bawiło, niż w jakikolwiek sposób przerażało, ale była przesłodka, denerwując się.

- O mało zawału nie dostałam, a ty się śmiejesz?! Zdajesz sobie sprawę, że mogłam zemdleć i... - nie dałem jej dokończyć, bo gardłowy śmiech uciekł z moich ust. Aby wręcz kipiała ze złości, ale widząc, że nic nie wskóra, usiadła na przeciwko mnie, zakładając ręce na piersi.

- Dramatyzujesz, skarbie - posłałem jej nie winny uśmiech, kiedy prychnęła.

- Ale taka prawda. Mogłam dostać zawału - warknęła, wierząc w to.

- Ale wszyscy żyją, więc jest ok - wzruszyłem ramionami.

- Pewnego dni, pożałujesz, że to zrobiłeś - uśmiechnęła się łobuzersko w moim kierunku, kiedy oblizałem usta, opierając łokcie na stole.

- Zabrzmiało, jak groźba - uniosłem brew. Dziewczyna zachichotała, kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie.

- Smacznego - uśmiechnęła się, i odeszła. Od razu chwyciła swoją kawę, upijając łyk.

- Boże, jakie dobre - mruknęła bardziej do siebie - a co do tej groźby, dokładnie tak miała brzmieć - spojrzała na mnie ostrzegawczo, kiedy i ja wziąłem swoje zamówienie. W sumie, pierwszy raz piłem taką kawę. Najczęściej jest to po prostu czarna, mocna, żeby się rozbudzić. Muszę, przyznać, że była dobra.

- Cóż, będę czekał na ten dzień - mrugnąłem. Ab, uśmiechnęła się tylko tajemniczo, jakby coś planując. Nic nie poradzę na to, ale była cholernie słodka.

Nic już nie mówiąc, upiła kolejny, większy łyk, kiedy tym razem ja spojrzałem w okno. Zmarszczyłem brwi, wyjmując słomkę z ust.

-Mhh, to nie jest Natalie? Ta z twojego domu - Spojrzałem na dziewczynę, która spojrzała w tym samym kierunku. Widziałem, jak przewraca oczami, a z jej twarzy schodzi uśmiech.

- Ta, ona - mruknęła, spuszczając spojrzenie, i bawiąc się słomką.

- Coś nie tak? - mruknąłem, ponownie patrząc w kierunku Natalie. Może się po prostu pokłóciły? Nie ważne. Mina Abyagil wyraźnie mówił, że coś  nie tak, co oznacza, że dobre miałam przeczucie cały dzień. Nie chciałem jej naciskać, czekając, aż sama mi powie.

- Justin ona... - westchnęła głęboko - wczoraj rano, pokłóciłyśmy się po tym, jak wyszedłeś. W sumie, chodziło o to, że widziała Cię jak wychodziłeś rano z mojego pokoju i wie, że u mnie spałeś - mruknęła cicho, a na jej policzki wdarł się rumieniec. Cholera, sam lekko się wystraszyłem.

- Co? Ale...

- Nikt nie wie, oprócz Marii - odpowiedziała, zanim miałbym szansę dokończyć.

- Cholera, Ab, dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Nie chciałam. Po prostu, myślałam, że sprawa ucichnie - pokręciła głową.

- Nikomu nic nie powie? - musiałem być pewien. Cholera, od samego początku wiedziałem, ze to zły pomysł, ale czy myslałem o tym kiedy poprosiła mnie o to Abygail? Nie. Nie obchodziło mnie to.

- O to chodzi, że nie jestem pewna - spojrzała na mnie, przygryzając wargę.

- Cholera - warknęłam, przymrużając oczy na tę małą, wredną sukę.

- Justin, przepraszam, to wszystko moja wina - mruknęła łamiącym się głosem. Mogłem wcześniej o prostu zapytać ją, kiedy widziałem, że nie jest ok.

- Przestań, to nie jest twoja wina - mruknąłem. Miałem swój rozum, więc nie było opcji, żeby siebie obwiniała.

- To jest moja wina, gdybym nie przetrzymywała Cię dwie noce, nie byłoby afery. Alec, czy ktokolwiek inny w każdej chwili może się dowiedzieć - spojrzała na mnie przepraszająco. Wyraźnie widać było, że przejmowała się tym cały czas. Warknął pod nosem, przeczesując palcami moje idealnie ułożone włosy.

- A ja gdybym nie chciał, to nie pozwoliłbym Ci przetrzymywać się dwie noce - spojrzałem na nią z lekkim uśmieszkiem. Wiem, że to było dość poważne, ale według mnie, nie na tyle, żeby załamywać się tym, i od razu powiedzieć Aby coś w stylu "nie możemy się widywać".
Spuściła spojrzenie, przgryzając wargę.

- Ona po prostu wyobraża sobie za dużo - mruknęła, kręcąc głową. Teraz nie mogłem powstrzymać rosnącego uśmiechu na moich ustach. Upiłem łyk czekoladowego frappe, ponownie przenosząc wzrok na Aby.

- Ciekawe co sobie wyobraża - jak gdyby nigdy nic, parsknąłem, zdobywając od dziewczyny porozumiewawcze spojrzenie.

- Justin, to poważna sprawa! - pisnęła. Oburzyła się, marszcząc brwi.

- Przecież wiem, dlatego próbuję ustalić fakty - zaśmiałem się. Dziewczyna zaśmiała się. Cóż, w sumie, ta sytuacja była komiczna.

- Co to za facet? - mruknęła, patrząc w stronę Natalie. Marszcząc brwi, również spojrzałem w jej kierunku, dopijając kawę. To, co zobaczyłem, dosłownie mnie osłupiło, i miałem wrażenie, że za chwilę wyplują to, co mam w ustach. Starałem się dokładniej przyjżeć facetowi, który rozmawiał z Natalie, którą wręcz szarpał.

- Ja pierdolę, to nie może być prawda.

                                   ***~~~~***~~~~***~~~~***~~~~***~~~~***

Cześć i czołem! :D Cóż, opóźniony, ale jak zwykle jest. Teraz proszę, przeczytaj do końca:

1. To był ostatni rozdział na tym blogu. Postanowiłam po prostu już go zakończyć, bo uświadomiłam sobie, że nie ma ono sensu.

2. Zaczęły pojawiać się pytania typu "kiedy między Justinem a Aby będzie coś więcej?"
 Odpowiedź: Czy naprawdę myślałyście, że Aby pójdzie z Justinem do łóżka mając 16 lat? Nie. Uwierzcie, że długo nie byłoby jeszcze "czegoś więcej". Jeżeli komuś przeszkadzał długi brak wątków seksualnych, nie zmuszałam do czytania.

3. Dlaczego kończę?
Odpowiedź: Tak, jak mówiłam wcześniej, ten blog nie ma sensu  i i tak nikt tego nie czyta :)

Przepraszam, że już koniec, ale dlatego, rozdział jest tak długi. Mam w planach kolejne opowiadanie, tym razem pisane już od początku lepiej, więc wystarczyć będzie "kopiuj, wklej". Możecie wchodzić na aska, który już przestanie być oficjalnym tego FF, a będzie ogólnym, mojej działalności na Blogach.

Kocham was mocno, i do zobaczenia wkrótce :)

22 komentarze:

  1. N...nie możesz tego skończyć, nie w takim momencie! :'( Jezu nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo mi teraz jest smutno, że już nie przeczytam nigdy do końca ich historii :c no, ale cóż... to twój wybór i szanuję go :) na pewno będę czytać nowe opowiadanie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie ze Kończysz co z tego ze my czytamy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeee... Ja cię błagam nie kończ tego ! :(( Ten blog jest zbyt dobry by tak go zakończyć. Nie zwracaj uwagi na tych, którym brakuje jakiś wątków nieprzyzwoitych, bo to nie jest taki blog :) Bardzo cię proszę nie kończ pisać tego bloga tylko dalej go prowadź ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie koncz tego! Ja pierdziele dziewczyno, uwielbiam Twój sposób pisania i kocham tą historię!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wchodzę bardzo często tutaj i na Twojego aska kiedy coś dodasz!
    Nie przeżyję tego!
    Prosze, przemysl to

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie dlaczego? Uwielbiam twoje opowiadanie. Nie kończ tego pisać proszę. Pisz dalej dodawaj rozdział raz na jakiś czas dla swoich wiernnych czytelników. Proszę <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kończ tego prosze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie wiesz ile to opowiadanie dla mnie znaczyło .... A ty je tak po prostu zakończyłas ;// wiesz ? Nie ty nie wiesz.. zostawilas nas tak po prostu sobie idziesz...;//

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak uważam, że zrobiłam choć w miarę w porządku, bo nie zostawiam was bez slowa. Przepraszam.

      Usuń
  8. ta jasne najlepiej zacząć a potem wszystko skończyć. Po cholere zaczynać cos a potem tego nie skończyć???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam, bo miałam wielką nadzieję, że coś z tego będzie. Wejdź na aska, i poczytaj 2 ostatnie odpowiedzi. Przepraszam, że tak wyszło.

      Usuń
  9. Po co się bierzesz skoro nie chcesz kończyć?
    Może następnym razem zastanów się kilka razy bo są osoby które wręcz uwielbiają te opowiadanie a ty właśnie uświadomiłas nam że masz nas w dupie i myślisz o sobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślicie, że zakładając bloga z góry wiedziałam, że na 13 zakończę? Gdybym myślałą tylko o sobie, zostawiłabym was bez słowa wyjaśnienia. Na asku pisałąm, że postaram się jeszcze to przemy sleć. Dajcie mi czas, dobrze?

      Usuń
  10. A historia zaczęła się rozkręcać.Błagam nie kończ pisać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Weź zrób aby jakieś 2 ostatnie rozdziały zakończenia no ;;(((((((((

    OdpowiedzUsuń
  12. co? Ty chyba sobie żartujesz ! Nie możesz mi tego zrobić ;((( Nie możesz go skończyć ! No weź, proszę..... Dopisz chociaż kilka rozdziałów zakończenia + ten blog ma sens i to bardzo duży. Masz wielu czytelników, którzy tylko czekają na nowy rozdział. Przemyśl to poważnie !

    OdpowiedzUsuń
  13. Prosze nie koncz go, albo go komuś przekasz... Chce sie dowiedziec jak to sie skonczy. :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Jezu nie rob mi tego ... !!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie kończ tego zajebistego ff!!! :'(
    Błagam!

    OdpowiedzUsuń
  16. NIE ZROBISZ NAM TEGO. PROSZĘ, NIE ZROBISZ NAM TEGO.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja pierdole -,- A kończ sobie! Nikt tego nie czyta? Ta! Wyświetlenia same sie naliczają i komentarze piszą roboty -,- Bardzo lubię twoje opowiadanie ale jak zamierzasz to kończyć to kończ! Nie będe płakać -,-

    OdpowiedzUsuń
  18. Doceniamy twoja. Prace... nie wszyscy bo za pewne nie kazdy konentuje.. Ale PROSZE CIe pisz to dla nas.. moze dla kilka osób ale dla nas to kest ciekawe.. Mi to pozwala przeniesc sie tak jak by do innego swiata .. chociasz na chwila a teraz ? Pisz go proszee :) chocby tylko dla nas , my z taba do konca :)

    OdpowiedzUsuń
  19. kocham Cię ideałko i to opowiadanie! Nie mozesz tego skonczysz bo umre :(
    jak to czytam to w brzuchu takie jhgfvbnjuytgfvbn
    jestes po prostu GENIALNA! :) i nie mow inaczej, wiem lepiej!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń