niedziela, 12 października 2014

Rozdział 10

 -"Tylko uważaj, żebyś nie zastał jej na kanapie pieprzącej się z kimś..."


 CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!










Justin's POV.


-Stary, kurwa o czym ty pierdolisz?!- Wrzasnąłem, wyrzucając ręce w powietrze. Miałem wrażenie, że po raz kolejny  w swoim życiu stracił rozum. Doprowadzał mnie do czystej furii, starając się po raz kolejny być moim ojcem, i wpierdalać się we wszystko. We wszystkie moje sprawy.

-Mówię tylko, że nie jesteś już piętnastolatkiem, tylko dorosłym facetem, a ta gówniara o której mówisz, ma tylko szesnaście lat!

Ryan gwałtownie podniósł się z kanapy, marszcząc wściekle brwi.

Zaśmiałem się bez humoru, kręcąc głową.

-Właśnie, do cholery, jestem dorosły, i wiem, co robię! Myślisz, że gdy tylko ją ujrzałem, zacząłem ja pieprzyć!? Człowieku, masz już paranoję!

-Czy ty siebie słyszysz?! Masz pojęcie, że gdyby ktoś coś źle odebrał, mógłbyś iść do pierdla za pedofilie, idioto?!

-Daj spokój, gorsze zarzuty miały wpakować mnie do pierdla.- Prychnąłem, uśmiechając się do Ryana porozumiewawczo.- Z resztą, przecież ona nie jest dla mnie nikim ważnym.- Wzruszyłem ramionami.

Taka była prawda, Abygail nie była dla mnie kimś szczególnym. Z resztą, kim ona w ogóle dla mnie jest? Przyjaciółką? Koleżanką? To jest pojebane, bo kto normalny uwierzyłby w bajeczkę, że dorosły facet, zaprzyjaźnił się z dzieckiem. Ja naj zwyczajniej w świecie wyśmiałbym go, i tak insynuując swoją wersję wydarzeń, twierdząc, że prędzej czy później znajdą się razem w łóżku. Wtedy nie mieliby skrupułów, i robiliby to pomimo różnicy wieku, która swoją drogą nie stanowi większego problemu, jeśli jest ona dość przyzwoita, a dziewczyna ma przynajmniej piętnaście lat. Aby ma szesnaście. Nie rozumiem w czym problem. Może jedynie w tym, że naprawdę polubiłem tą "smarkulę". Z resztą, jest pewna rzecz która łączy nas ze sobą idealnie, a mianowicie umiejętność pakowania się w problemy, lub różnorodnego rodzaju inne kłopoty. Może po prostu ją rozumiem?

-Do cholery nie bądź szczeniakiem, Justin! Nie wracaj do tego. Wątpię, że chciałbyś.

-Cokolwiek.- Mruknąłem.

Ruszyłem do kuchni, i byłem wręcz pewien, że Ryan była zaraz za mną. Otworzyłem lodówkę, i wyjąłem butelkę wody, wypijając jej część.

-Chcę tylko Cię ostrzec.

-Do cholery, Ryan, ty naprawdę uważasz, że ona jest moją dziewczyną, czy coś w tym stylu?! Nie zaprzeczam, jest naprawdę bardzo ładna, ale nie.

Posłałem mu wrogie spojrzenie, kiedy oparł się o blat na środku kuchni. Patrzył na mnie, jakbym miał pięć głów, albo przy najmniej stracił rozum, czego kompletnie nie rozumiałem.

-Acha, czyli dlatego zaprosiłeś ją do firmy?- Zakpił.

Przewróciłem oczami, warcząc pod nosem. Nienawidziłem, kiedy ludzie starali się narzucić mi coś tak nie dorzecznego, i równie wkurwiającego, jak to. Czasem miałem wrażenie, że gadam po prostu do słupa, a on i tak swoje. Nie ważne, jak tłumaczyłem mu to, czyli robiłem coś, czego kompletnie nie musiałam. On i tak wiedział swoje. Z chwili na chwilę traciłem coraz więcej kontroli, a zyskiwałem więcej nerwów, które powoli szarpały moim organizmem, kiedy Ryan bezczelnie śmiał im się w twarz.

-Skąd to kurwa, w ogóle wiesz!?

Odstawiłem pół pustą butelkę wody, wyrzucając ręce w powietrze.

-Może jeszcze pytasz moich pracowników o każdy mój krok, do kurwy!?- Krzyknąłem.

Byłem po prostu wściekły.

-Jak mogłeś być tak głupi?

Pokręcił głową, jakby z politowaniem, a moja klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie, i niewyobrażalnie szybko. Ryan zawsze wiedział, jak doprowadzić mnie do szału, i bardzo często to wykorzystywał. Teraz jednak nie wiedziałem, o co mu chodzi. Zmarszczyłem brwi.

-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale od wczoraj wieczora, do dziś, a jest dokładnie,- Spojrzał na zegarek Rolex'a na swoim lewym nadgarstku.- ósma rano, już rozniosły się plotki o tym, że masz córkę.- Warknął poważne.

Po raz pierwszy dziś, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, więc mimowolnie na moich ustach pojawi się lekki, rozbawiony uśmiech. Pokręciłem głową, zarazem nie wierząc swoim uszom. To było do cholery niedorzeczne!

-Co ty pierdolisz?! Ona ma szesnaście lat! W tym przypadku aż szesnaście lat, a ja dwadzieścia cztery! W wieku ośmiu lat miałbym ją niby zrobić, tak!?

Wręcz wrzasnąłem, już kompletnie nie rozbawiony. Straciłem kontrolę do końca. Ryan chyba osiągnął swój cel, więc mam nadzieje, że będzie z siebie zadowolony.

-To, co słyszysz. Wiesz, że ludzi wcisną każdy kawałek gówna tam, gdzie im nie potrzeba. Rób co chcesz, stary tylko żebyś nie żałował.

Wzruszyła ramionami, mówiąc o wiele spokojniej. To jednak nie uspokoiło mnie.

-Gówno mnie to obchodzi. Są tylko kukiełkami, którymi steruję ja, i każdego tam mogę zwolnić pstryknięciem palca. Mają tylko szczęście, że mają kwalifikacje.

Uśmiechnąłem się do Ryana szyderczo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mam kompletną rację. To moja firma. Moje zasady, moje warunki. Głupie plotki nie robią na mnie wrażenia, dopóki nie obciążają mnie za bardzo.

-Myślisz, że to takie łatwe? Żyjesz w bajce, stary. Nie da się tak, jak ty mówisz załatwić wszystkiego od pstryknięcia palcem. Póki co, to nie ma rozgłosu, ale pomyśl, co byłoby, gdyby rozniosło się to w mediach.- Krzyknął, podchodząc bardziej w moją stronę. Stanął parę metrów dalej, a jego spojrzenie wręcz płonęło. Cóż, to chyba ja tym razem będę miał co świętować.

-Do cholery, Ryan, nie żyję w bajce! Stwierdzam fakty!

-Więc skoro nie żyjesz w bajce, chcę tylko powiedzieć Ci, że znajomość z tą gówniarą tylko Cię zniszczy! Pamiętasz, co było z Christianem!?

To był cios poniżej pasa. Doskonale to wiedział, a mimo to, wspomniał o tym. Bez skrupułów, wiedząc, że i on był w to zamieszany.

-Co ty do kurwy porównujesz?! Nie moja wina, że był takim skończonym debilem!- Krzyknąłem, wplątując palce we włosy, i ciągnąc za nie. Miałem wrażenie, że powyrywałem ich już połowę.

-Nic nie porównuję, ale to prawie to samo! Ta dziewczynka,-Dał nacisk na ostatnie słowo, sprawiając, że przewróciłem oczami.- Może zniszczyć całą twoją karierę, i doprowadzić do bankructwa!

Nie byłem już nawet zły. Byłem po prostu zmęczony jego pierdoleniem, już z samego rana. Tym bardziej, że musiałem wcześnie zostawić Abygail, by zdążyć do pracy, co i tak uniemożliwił mi Ryan. Zaśmiałem się, kręcąc głową.

-A może jeszcze doprowadzi do zamarznięcia wód na całym świecie, i doprowadzi ludzkość do wyginięcia?!

Zaszydziłem, odpowiadając pytaniem sarkastycznym. Moja kpina sprawiła, że Ryan spojrzał na mnie nie dowierzając. Prychnął, kręcąc głową.

-Tylko uważaj, żebyś nie zastał jej na kanapie pieprzącej się z kimś.- Prychnął.

Znieruchomiałem na chwilę, zaciskając szczękę. Dosłownie czułem, jak krew szybciej krąży w moich żyłach, mieszając się tym razem z czystą furią. Tym razem przegiął, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedziałem o tym, i byłem również pewien, że jestem niemal czerwony z wściekłości. Bez chwili choćby najmniejszego zastanowienia co robię, podszedłem do Ryana, uderzając go z całej siły w szczękę, kiedy pod siłą uderzenia, odrzucił się do tyłu. Teraz w sumie czułem się, jak moi pracownicy. Jak kukiełka, tyle że moim szefem był gniew.

-Wypierdalaj.

Nie chciałem stracić kontroli ostatecznej, i po prostu go zabić, na co miałem niewyobrażalną ochotę.

Wiele razy ludzie doprowadzali mnie do stanu, gdzie tracę kontrolę, jednak Ryanowi udało się osiągnąć kolejny poziom.

Wycierając krwawiący nos, posłał mi obrzydliwy uśmieszek, stojąc już koło framugi.

-Ostrzegałem Cię przed Christianem. Nie posłuchałeś, i przez to o mało nie trafiłeś do więzienia. Przed Laylą też Cię ostrzegałem. Mówiłem Ci, wiem, że pamiętasz. Mówiłem, że to zdradziecka kurwa, która pieprzy się za twoimi plecami, a ona co?- Zaśmiał się.- Dokładnie to robiła.I wiesz co? Przed nią też Cię ostrzegam. A wiesz czemu? Bo mam jak zwykle kurwa rację.- Warknął.

Trzaskając drzwiami, zostawił mnie niemal oniemiałego. Oddychałem głośno, wciąż nie poruszając się, kiedy z całej siły kopnąłem szafkę kuchenną za mną, chodząc w kółko. Ciągnąłem za woje włosy, będąc niewyobrażalnie wkurwionym. Wszystko za sprawą tego, że i tak nie powiedział mi tego, czego chciał wczoraj wieczorem, przez telefon. Kurwa, jednak będę musiał pogadać z nim jutro w firmie.




Abygail's POV.

Patrząc na kolejny szkic, westchnęłam rozczarowana, rzucając ołówek, oraz dużą kartkę papieru gdzie w dal łóżka. Wplątałam palce we włosy, bawiąc się nimi we frustracji, oczekując na przyjście Justina. Nie wychodziło mi nic, może dlatego, że nie umiałam skupić myśli na niczym innym? Rano, kiedy sama jeszcze spała, obudził mnie, mówiąc, że ma ważny telefon, i musi jechać na parę godzin do domu. W sumie, nie ma w tym nic dziwnego, poza tym, że czuję się winna. Gdybym wczoraj go nie przetrzymała, nie musiałby jeździć w te i z powrotem. Czemu? Ponieważ obiecał, że koło pierwszej wróci, i pojedziemy gdzieś. Z tego co wiem, to w ramach przeprosin, i rekompensata za to, że obiecując to miesiąc temu, przez zdradę swojej dziewczyny nie był w stanie. Kilku krotnie powtarzałam mu, że skoro dziś też nie ma ochoty, nie musimy jechać nigdzie, ale on sam miał ochotę trochę odciąć się od rzeczywistości, a wtedy nie umiałam mu odmówić. Po prostu zgodziłam się, jechać z nim, gdyż doskonale rozumiałam go. Sama chciałam to zrobić. Odciąć, oderwać się od tego wszystkiego, i po prostu zabawić.

Dziwiło mnie to, że specjalnie na tę "okazję" wziął wolne w pracy, co nie podobało mi się. Nie chciałam, żeby zawalał obowiązki przeze mnie, jednak wtedy uświadomiłam sobie, że przecież on jest dorosły. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego co robi, tym bardziej, że to jego firma. No właśnie, jego firma... To jest kolejną rzeczą, z którą nie czuję się dobrze.

Założę się, że osoba widząc nas pierwszy raz, pomyślałaby, że jesteśmy "parą". Wtedy zapewne dowiedziałby się kim jest Justin, a kim jestem ja. Oczywiste było też to, że nie obyłoby się wtedy od takich komentarzy jak "On jest jej sponsorem", "To oczywiste, że to zwykła, mała dziwka, puszczająca się za kolejną, wartą nawet tysiąc dolarów parę spodni". To mnie przerażało. Tym bardziej, bardzo łatwo jest mnie zranić, czego nienawidziłam w sobie. Taka jest prawda, że jeżeli uda się komuś uderzyć w jakikolwiek z moich czułych punktów, staję się bez silna, co oznacza, że nie jestem w stanie bronić się.

Jednym słowem, jesteś nieporadna.

No cóż, w tym przypadku, nie zamierzałam nawet zaprzeczać. 

Drzwi otworzyły się gwałtownie, wyrywając mnie z głębokich zamyśleń, które spawiały nawet, że na chwilę kompletnie zapomniałam, że miał przyjść.

-Cześć, księżniczko.- Krzyknął uradowany.

Oddychałam szybko, dłoń trzymając na klatce piersiowej. Nie mogłam opanować przerażenia. Cholera, potwornie mnie wystraszył!

-Justin, do cholery, wystraszyłeś mnie śmiertelnie!- Krzyknęłam z wyrzutem. Posłałam mu jadowite spojrzenie, a jedyną jego reakcją na moje wywody, był najsłodszy chichot na świecie. To nie było sprawiedliwe. Widok jego pięknego uśmiechu sprawiał, że byłabym w stanie wybaczyć mu dosłownie wszystko...

-Widzę, że bardzo cieszysz się na mój widok.- Mrugnął, podchodząc do mojego łóżka. Westchnęłam, posyłając w jego stronę fałszywy uśmiech, na kolanach przesuwając się w jego stronę, i siadając koło chłopaka.

 -Jak zawsze.- Wzruszyłam ramionami, posyłając mu spojrzenie, które kompletnie zaprzeczało moim słowom, a mimo to, on wciąż się uśmiechał. Czułam jak moje serce topi się pod tym widokiem. Cóż, to prawie tak samo, jak moje nozdrza, kiedy jego piękny, cholernie męski za razem zapach dotarł do nich.

-W sumie, wcale mnie to nie dziwi.- Wzruszył ramionami. Prychnęłam.

 -Idziemy?- Spytał, wstając, podpierając dłonie o kolana, kiedy podał mi rękę, pomagając wstać. Kiwnęłam głową, oblizując usta.

-Jasne, wezmę tylko jakąś bluzę, i założę buty.- Mruknęłam.

Chwilę później, zbiegaliśmy po schodach, a ja, wpatrzona w nasze splecione dłonie, nie byłam w stanie skupić się na niczym. Byłam pewna, że wyglądam jak jakaś nienormalna idiotka, szczerząc się. Nie potrafiłam jednak tego powstrzymać. Jego duża dłoń była bardzo ciepła, co tylko jeszcze bardziej topiło moje serce. Niestety, tak działał na mnie. Tak naprawdę, ciężko było mi przyznać się przed samą sobą. To dziwne uczucie, lubić kogoś tak na poważnie... Ale przyjemne. Cholera, gadam, jak jakaś dwunastoletnia dziewczynka, która podnieca się trzymaniem chłopaka za rękę.

Tylko, że ty go trzymasz za rękę. Podniecając się...

Nie ważne. Chodzi mi o taką typową, chichoczącą, która to robi, kiedy widzi obiekt swoich westchnień, i która nigdy się nie całowała. Takie typowe.

Ale ty do cholery nie całowałaś się jeszcze! I pewnie nie będziesz. Nie zapowiada się na to.

Wspominałam, jak bardzo jej nie nawiedzę? Nie? No cóż, to powinno być dość oczywiste, ale miała rację. Cholera, jestem taką hipokrytką. Buziak w policzek, to nie jest całowanie, i rzeczywiście, chichotałam, kiedy robił to Cuper. Zabijcie mnie. 

Teraz tak naprawdę zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła Layla, zdradzając Justina. Ja, gdybym z nim była, jestem pewna, że najzwyczajniej w świecie, nie byłabym w stanie tego zrobić.

Po pierwsze, Justin nigdy nie byłby z tobą, a po drugie... Z kim miałabyś go zdradzać, do cholery!? Z kolegą z piaskownicy?!

Cholera jasna! Nie ma zamiaru się dziś zamknąć, i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, jednak postanowiłam skupić się na ważniejszych rzeczach. Justin kurwa Bieber ma dla mnie jakąś niespodziankę!


-Aby...

-Cholera, prawda, że jest suką? Nienawidzę mojej pod świadomości.- Mruknęłam nie przytomna, wciąż gubiąc się w myślach, i wręcz kłócąc z podświadomą przyjaciółką.

-Aby, do cholery, słyszysz mnie? Kto jest suką?- Spytał Justin, patrząc na mnie, jak na kompletną idiotkę.

Potrząsnęłam głową, patrząc chwilę w jego zdezorientowane oczy. Myślałam na głoś!? Cholera...

-Przepraszam, zamyśliłam się.

Przejechałam dłonią po twarzy. Zmarszczyłam brwi, czując, jak brodę mam całą mokrą od śliny... Serio?

Ciekawe, kiedy zamierzasz pokazać mu, że jesteś dorosłą... Pewnie kiedy dorośniesz...

 -W takim razie, jestem ciekawy, o czym myślałaś.- Zaśmiał się, wycierając kciukiem kącik moich ust, co wcale mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie, śliniłam się jeszcze bardziej.

Spuściłam zażenowana głowę. Ta sytuacja była strasznie kremująca, więc jestem pewna, że moje policzki przybrały kolor bordowy.

-Ugh, nie wyspałam się, ok?- Warknęłam z wyrzutem, chcąc jakoś wybrnąć, kiedy wymijając tłum podopiecznych w holu, ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych, idąc ścieżką do samochodu chłopaka.

-Dlatego, że się za bardzo pchałem, czy po prostu śliniłaś się na mój widok całą noc, dokładnie jak chwilę temu?- Zaśmiał się chrypliwie, a jego rozbawione spojrzenie lustrowało moje ciało, kiedy otworzył mi drzwi do samochodu.

Szybko wsiadłam, nie chcąc, żeby widział, jak czerwona jestem w tej chwili. Za razem, wiedziałam, że będzie robił teraz wszystko, żebym była jeszcze bardziej zawstydzona. Miał ochotę podroczyć się ze mną, z czego też doskonale zdawałam sobie sprawę, ale nie wiem,, czy przeszkadzało mi to jakoś szczególnie bardzo. Był wtedy cholernie słodki, ale i uciążliwy. Ugh, to co mówię, nie ma sensu.

Po chwili chłopak usiadł na miejscu kierowcy, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem, za pewne chcąc usłyszeć odpowiedź na pytanie.

-Pchałeś.- Stwierdziłam.

To było kłamstwem, bo w rzeczywistości spałam jak zabita, wtulona w Justina jak w misia, co muszę przyznać, cholernie mi się podobało. Był strasznie opiekuńczy, co było kochane z jego strony, a przede wszystkim, nie starał się wykorzystać sytuacji, że spałam z nim w jednym łóżku. W sumie, już teraz wiem, że będę chciała robić to z nim częściej. To znaczy, spać w jednym łóżku... Nie ważne.

-Tak, tak.- Zachichotał, tym samym uciszając mnie, i wprowadzając do jadącego wzdłuż ulicy samochodu, bardzo niezręczną ciszę. Oparłam głowę o szybę, kiedy dojechaliśmy do ulicy centralnej. Justin skręcił na skrzyżowaniu, wyjerzdzając na jedną z najbardziej ruchliwych ulic Nowego Jorku

-Swoją drogą, gdzie jedziemy?- Spojrzałam na Justina, którego twarz nie wyrażała już żadnych emocji, co było spowodowane skupieniem na drodze.

-Hmm, niespodzianka?- Uśmiechnął się, lecz nie do mnie, a pod nosem. Jęknęłam głośno, mając nadzieję, że Justin zrozumie, że mam na myśli niezadowolenie. On jedynie zaśmiał się.

-Justin, nie lubię niespodzianek.- Mruknęłam, krzyżując ręce na piersi.

-Oh, naprawdę? Myślę, że tę polubisz.- Wzruszył ramionami. Cholera, wcale mi nie pomógł. Byłam tylko bardziej napalona na tę niespodziankę.

-Swoją drogą, często marudzisz.- Zauważył.- W twoim wykonaniu to dość słodkie, ale gdybyś nie była sobą, dawno zaczęłoby mnie to irytować.- Wychrypiał. Uwielbiałam, kie przybierał taki ton głosu.

Zmarszczyłam brwi.

-Nie prawda.- Warknęłam żartobliwie, kiedy chłopak zaśmiał się głośno, skręcając na parking  centrum handlowego.

-Jesteśmy.- Ogłosił, odpinając pasy, i wyjmując kluczyki ze stacyjki, kiedy zgasił silnik.

-Po co tu jesteśmy?

Rozejrzałam się wokół, kiedy wysiadaliśmy z auta. Zatrzasnęłam delikatnie drzwi, obserwując nastolatków dookoła, tachających torby z różnych markowych sklepów. Przewróciłam oczami. Dostrzegłam grupę dziewczyn, siadających przy fontannie. Tak, jak się spodziewałam. Dosłownie wszystkie pożerały Justina wzrokiem, natomiast mi, posyłały kpiące uśmieszki, bądź spojrzenia. Automatycznie zrobiło mi się przykro. Nie czułam się dobrze pod wpływem ich spojrzeń, więc spojrzałam na Justina, który dostrzegł to.

-Justin, chodźmy stąd.- Mruknęłam, wręcz prosząc. Nie chciałam być tu chwili dłużej.

Chłopak podszedł do mnie, kładąc rękę na moim policzku, unosząc go lekko.

-Nie zwracaj na nie uwagi. Zazdrosne suki.- Wzruszył ramionami.

-Wiem, ale to niezręczne.- Spojrzałam na Justina, który przybliżając się do mnie coraz bardziej, położył dłoń na tyle moich pleców, dociskając moje ciało do swojego.

Zmarszczyłam brwi.

-Justin, co ty robisz?!- Warknęłam, wprost do ucha chłopaka, czując jak moje ciało drętwieje, pod wpływem jego niemal niewyczuwalnych pocałunków, na mojej szyi. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, więc jedyne, co mogłam zrobić, to po wstrzymywanie jakich kolwieki jęków, które chciały wydostać się z mojego gardła. Cholera.

-Ufasz mi?- Wychrypiał.

Nie bardzo mogłam się skupić na jego słowach, gdyż za bardzo skupiona byłam na jego ustach. Chwilę myślałam nad odpowiedzią, lecz dla mnie była dość oczywista.

-Nie.- Mruknęłam zgodnie z prawdą, chwytając dłońmi ramiona Justina, który zachichotał tuż przy moi uchu.

-Słusznie.- Mocniej docisnął usta do mojej skury, sprawiając, że wciągnełąm gwałtownie powietrze. Ukradkiem, wychylając głowę z za ramienia Justina, spojrzałam na te same dziewczyny, bacznie obserwujące nas z pod fontanny. Chyba właśnie zrozumiałąm, jaki cel mają działania chłopaka.

- Justin, do cholery, jesteśmy na mieście! Wszyscy się patrzą.- Jęknęłam niezadowolona. Widząc jednak miny tych suk, nie wiem, czy nie byłam aż tak niezadowolona.

W sumie, dopiero teraz zauważyłam, jak miękkie są usta Justina. Boże... Nic równie przyjemnego nigdy nie spotkało mnie. To było wręcz niesamowite.

-I co z tego. Niech patrzą. Przecież taki jest mój cel.- Szepnął. Widziałam, jak i on spojrzał w stronę grupy, których spojrzenia wręcz kipiały złością. W sumie, nie dziwię im się. Justin jest nieziemsko przystojny, i cholernie oryginalny. Ciężko znaleźć w tłumie, choć trochę podobnego do niego.

Po chwili weszliśmy do ogromnego Molochu, jednego z największych centrum handlowych w Nowym Jorku. Boże, ile tu ludzi. Zastanawia mnie, po co tu przyszliśmy. Myślałam, że Justin chce odpocząć, a tu jak nie trudno się domyśleć, będzie ciężko. Czy to było tą niespodzianką? Miałam pomagać wybierać garnitury, czy co?! Jeśli tak, to on rzeczywiście nie miał pojęcia, na co dziewczyny mają ochotę... W sumie, pewnie musiałabym stać z nim w przymierzalni, co nie byłoby takie złe...  Jezu, to byłoby cudowne! Patrzyć na boskie ciało Justina, a potem jeszcze w garniturze, a potem...

-Abygail do cholery słuchasz mnie!?- Krzyknął, machając mi dłonią przed twarzą. Cholera, muszę nauczyć się nie myśleć przy nim...

-Tak, tak.- Mruknęłam, posyłając chłopakowi niewinny uśmiech. Patrzyłam na ludzi, pijących świeżą kawę, bądź jedzących inne przysmaki, które nawet ja widziałam pierwszy raz w życiu, na oczy.

-Znów się zamyśliłaś?- Zachichotał.

Zmrużyłam żartobliwie oczy, chcąc wyglądać na wkurzoną, jednak mój uśmieszek mnie zdradzał.

Rozejrzałam się dookoła, zauwarzając, że jesteśmy w kawiarni, jej sporo mnie ominęło.

-Pytałem, czy masz ochotę na lody.- Mruknął. Oblizał usta, a jego tęczówki błądziły po mojej twarzy, wyczekująco.

 -Tak, jasne.- Odparłam cicho, spuszczając głowę w zażenowaniu. 

Ruszyłam za Justinem, ustawiając się w kolejce. Kiedy przyszłą nasza kolej, Justin zapytał jakie lody chcę, a ja bez chwili zastanowienia, wyprzedzając nawet jego pytanie, nie wybrałam ni9c innego, jak miętowe lody z kawałkami czekolady. On oczywiście, zaczął sprzeczać się, że smakują jak pasta do zębów, ale i tak wiedziałam swoje.

 -Justin, powiesz mi w końcu, po co tu jesteśmy?- Spytałam, opierając się delikatnie o blat, i patrząc na chłopaka, kiedy czekaliśmy na swoje lody.

-Jesteśmy tu, gdyż obiecałem Ci to miesiąc temu.- Odparł pewnie, posyłając mi śliczny uśmiech.

Westchnęłam, chcąc coś powiedzieć, jednak wtedy kasjerka podeszła do nas, wręczając nasze zamówienie. Wyjęłam portfel, chcąc zapłacić za siebie, lecz nie pozwoliła mi na to dłoń Justina, na mojej.

-Chyba nie myślisz, że zapłacisz, hmmm? Ja Cię zaprosiłem, więc nawet nie wdawaj się ze mną w dyskusję.- Mruknął poważny, płacąc. Westchnęłam, odbierając swojego loda, tak samo jak Justin, kiedy kasjerka wręczając mu go, specjalnie przejechała opuszkami paców po jego skurzę. Przygryzając wargę, patrzyła na niego, jakby wręcz prosiła, żeby ją przeleciał, nawet tutaj.

Nie mogłam na to patrzeć, gdyż najzwyczajniej w świecie wzrok tej "kasjerki" przyprawiał mnie o mdłości. Kręcąc niedowierzająco głową, ruszyłam w stronę wyjścia.

 Doskonale wiedziałam, że nie jesteśmy tu na żadnej pieprzonej randce, ale nie powinien się tak zachowywać. Kompletnie nie interesowało go to, że był tu ze mną. Usłyszałam szybkie kroki za sobą, a po chwili silną dłoń, na moim ramieniu.

-Aby, poczekaj, o co chodzi?- Spytał, doganiając mnie.

-O nic.- Warknęłam, strącają jego dłoń, i ponownie ruszając.

Jestem dziewczyną, więc uczulają mnie takie rzeczy. Jestem pewna, że żadna nie chciałaby znaleźć się w tak niezręcznej sytuacji, jak ta. Raz, już byłam tego świadkiem, w jego firmie.

-Do cholery powiedz mi?! Co Ci się tak nagle stało?!- Ponownie zatrzymał mnie, bardziej rozkojarzony, i zdenerwowany.

-Hmm,- Udawałam, że myślę.- Mo,że o to, że jesteś tu ze mną, a i tak gapisz się na inne?!- Krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Kilka osób spojrzało się w naszą stronę, ale wyjątkowo, mało mnie to obchodziło. Zmarszczyłam wrogo brwi, a po chwili zrozumiałam, jak to zabrzmiało. Justin uśmiechnął się do mnie łobuzersko,co niestety muszę przyznać, było kurewsko pociągające.

-Jesteś zazdrosna.- Przybliżył się do mojego ciała, podobnie jak zrobił to na parkingu, słabo mrucząc do mojego ucha. To nie było pytanie, raczej stwierdzenia. Czułam, dosłownie, jak nogi uginają się pode mną.

-Wcale mnie, ja... ja uwarzam, że to po prostu nie w porządku.

Starałam się jak kolwiek bronić, i przed jego argumentami, jak i przed urokiem.

-Przepraszam.- Mruknął, dłoń kładąc na mojej tali, jednak nie było to nieprzyzwoicie nisko. Umiał zachować odpowiedni dystans. Nie sprawiał, że czułam się źle, bądź źle traktowana, za co byłam mu cholernie wdzięczna.

-Ja po prostu się zdenerwowałam.- Dokończyłam moją wcześniejszą wypowiedź.

-Wiem, ale spokojnie, dobrze?- Mruknął, kiedy skinęłam głową, a chłopak odsunął się Cholera, wcale nie przeszkadzało mi to, że był tak blisko....

-Jest ok.- Mruknęłam szczerze.-Powiedz mi, gdzie idziemy.

-Na kręgle.- Wzruszył ramieniem, jakby to, było jedną z najbardziej oczywistych na świecie rzeczy.

-Serio? Ja nawet nie umiem grać.- Mruknęłam, spuszczając głowę, i doganiając Justina, który szedł w kierunku, jak mniemam do owej kręgielni.

-Naprawdę? Cóż, będziesz miała okazję nauczyć się.- Odparł, z uśmiechem.

-Ale...

-Aby, proszę Cię, nie marudź. Jeżeli nie umiesz, w takim razie ja Cie nauczę.

Westchnęłam. Podobał mi się ten pomysł, więc szłam za Justinem, rozglądając się na boki. Patrzyłam na witryny ekskluzywnych, drogich i markowych sklepów, ale jakoś nie przemawiało to do mnie. Jednym słowem, nie kręciło mnie to tak, jak te wszystkie nastolatki w tych sklepach, które szastały kasą na lewo, i prawo.



                                                   
                                                    ***~***~***~***~***~***~***~***


 Cześć i czołem! Witam was rozdziałem, ale opóźnionym... No cóż, dziękuję za 21 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. To naprawdę mega słodkie, i kochane. :)

Justin i Abyyyy, hmmm :D Pewnie parę osób czeka, aż Justin ją pocałuję, ale to już niedługo ;)

Mam do was mega prośbę, być może nie powinnam, ale zaznaczam, że do niczego nie zmuszam, a jedynie zachęcam osoby, które uważają moje FF za wystarczająco dobre, aby po prostu polecać je znajomym. Komukolwiek. Nie ukrywam, że staram się o czytelników, ale to chyba dość oczywiste, gdyż nie piszę już tego dla siebie, a dla was. Jeżeli tylko macie ochotę, zezwalam na rozpowszechnianie linku do mojego FF. :)

Kolejną rzeczą, są informacje. Dziwi mnie to, że tak rzadko do nich zaglądacie, a są one na jednym z pasków głównych, więc nie musicie nigdzie wchodzić, aby po prostu dowiedzieć się, kiedy rozdział, gdyż jeżeli sama znam już datę, po prostu ją wam tam podaję. :)

Z góry dziękuję, i kocham was mocno :)

Damy radę nie zmniejszać liczby komentarzy? Proszę :)

Do następnego!

15 komentarzy:

  1. jezu..... słodkie, szalone, kochane, zaskakujące ja to po prostu kocham <3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww Aby jest zazdrosna! :3 ciekawe jaką tajemnicę ma Justin ;o do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział:-) uwielbiam każdy rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Potrafisz zaskakiwać. Ciekawe co za tajemnice ma Justin. Mam nadzieje że nie będą mieli oboje probvlemów przez ich znajomość. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie moge sie doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham to najbardziej na swiecie
    jejku hgfdghjkrtghjertyuioiuygtfd

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG!!! Ciekawa jestem przeszłości Justina.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne ! Czekam na nn ,pisz szybkoo :**

    OdpowiedzUsuń