niedziela, 26 października 2014

Rozdział 11

-"Jeszcze pokarzę, co potrafię...."


CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!+ Notka pod rozdziałem.




Abygail's POV.

Wciąż delikatnie trzymając moją dłoń, aż dotarliśmy do owej kręgielni, trzymał mnie za rękę.

Oczywiście, nie obyło się bez mojego ciągłego marudzenia, na które chłopak był jakby głuchy, i wciąż ciągnął mnie za sobą, sprawiając, że wlekłam się za nim nie chętnie.

Rozglądałam się na boki, gdzie w sklepach było pełno "podnieconych" nastolatek kupujących wszystko, co tylko by6ło na promocji. Nie ważne, że były to nawet kalosze ogrodowe, czy grabie... Były na promocji! Zachichotałam. Wielu ludziom, mogłoby się wydawać, że patrzę na nich z zazdrością, i dla tego ich tak krytykuję. Tak nie było, mimo, że doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że po prostu nie stać mnie na te wszystkie rzeczy, które mają oni. Prawda jest taka, że gdybym czego kolwiek im zazdrościła, musiałabym zazdrościć im również głupoty, i czystej pustki w głowie.

W końcu skupiłam się na miejscu, w którym znajdowałam się z Justinem. Kręgielnia była ogromna. Rozglądałam się z zapartym tchem, kurczowo ściskając dłoń chłopaka, gdyż tak wielki tłum nie był w moim stylu, i mimo, że wiedziałam, ,że nikt nie zwróci na mnie większej uwagi, i tak czułam się, jakbym była w centrum całej uwagi.

-Chodź po bilety.- Mruknął, bardzo podekscytowany faktem, że tu jesteśmy, a nie chcąc odbierać mu tej radości, postanowiłam po prostu zamknąć się, i dać mu się cieszyć. Wspomniałam, jak bardzo słodki był?

Udaliśmy się w stronę kasy, gdzie kupiliśmy wejściówki. Przeszliśmy przeszliśmy przez metalowe barierki, i po chwili znaleźliśmy się na ogromnej przestrzeni, wypełnionej pół mrokiem, gdyż oświetlenie było słabe, bo były to tylko kolorowe jak na dyskotece światła.

Nie żebym wiedziała, jak jest na dyskotece, nigdy tam nie byłam. W sumie, nigdy nie byłam na żadnej imprezie, nawet na tej, organizowanej przez podopiecznych z naszego domu, którzy umawiali się między sobą. Po prostu, nikt nigdy mnie nie zaprosił, a jeśli mam być szczera, nie było mi z tego powodu jakoś szczególnie źle. Widziałam coś takiego po prostu na filmach.

-Zaczynamy!- Zaćwierkał, niczym tanecznym krokiem ruszając w stronę pierwszego toru. Nie byłam w stanie nie uśmiechać się, widząc Justina tak dziecinnego, tym bardziej, że nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak zabawny w moich oczach jest, i mimo, że nie uśmiechało mi się tu być, kręcąc z rozbawieniem głową, ruszyłam za chłopakiem. Wiedziałam, że tylko ośmieszę się dziś przed nim. Biorą pod uwagę, jego ekscytację, musiał robić to wcześniej, co sprawia wrażenie, że był już dość wyuczony. Zabierzcie mnie stąd.

Chwycił kulę w rękę, podchodząc do toru lekkim biegiem. Rzucił perfekcyjnie, trafiając we wszystkie kręgle, kiedy tor zamknął się. Odwrócił się do mnie z szarmanckim, zwycięskim uśmieszkiem, jakby właśnie został prezydentem całych Stanów zjednoczonych.
Patrzyłam z podziwem, kiedy trafił kulą, pokręciłam głową na jego reakcje, gdy to zrobił. Szczerze, zrobiło to na mnie wrażenie, ale chyba oczywiste jest to, że nie przyznam się do tego, przed nim!

-Teraz ty, Ab.- Podał mi cholernie ciężką kule, którą od niego wzięłam, uważając by za żadne skarby nie upuścić jej sobie na nogę. Auć...

-Ale ja kompletnie nie wiem co robić.- Pokręciłam markotnie głową, posyłając chłopakowi bezradnie spojrzenie. Cholera, on był w tym dobry, a dla mnie nawet kula była zbyt ciężka, i miałam wrażenie, że zaraz urwie moje palce, które znajdowały się pomiędzy dziurkami. Oczywiście nie wspomnę o tym, że to Justin pomógł mi je tam umieścić, mając przy tym niezły ubaw...

-Przecież  rzucenie kulą nie może być aż tak trudne, Aby.- Posłał mi rozbawione spojrzenie, krzyżując ręce na piersi, i uważnie obserwował każdy mój ruch, wyczekująco. Miał rację, to nie mogło być tak trudne. Nie chciałam wyjść na takiego nieudacznika.

 Weź traf po prostu!

Zgadzając się z moją podświadomą "przyjaciółką" zrobiłam tak samo, jak Justin. Leciutki rozbieg, ugięcie kolan, rzut i.... i po prostu dupa! Nie trafiłam. Kula zjechała na bok. Pozostając chwilę w tej samej pozycji, spuściłam zrezygnowana głową. Pewnie wyglądałam jak jakiś zabytek  muzealny, bo Justin roześmiał się głośno. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, jakby ostrzegając go, że będzie z nim naprawdę źle, jeśli natychmiast nie przestanie się śmiać, ale on jak zwykle, jak w takich sytuacjach, po prostu mnie olał. Miałam wielką ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałam się.

-Jak masz zamiar się śmiać, to zadzwoń kiedy skończysz..- Warknęłam groźnie, ruszając w stronę drugiego toru. Chłopak zaraz oczywiście szedł za mną.

-Kochanie, przepraszam, ok?

Biegnąc, wyprzedził mnie i stanął przede mną, sprawiając, że zderzyłam się z jego twardą klatką piersiową. Spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie do końca szczerze. Był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją.

Spojrzałam w górę z grymasem, napotykając śliczne, czekoladowo miodowe oczy chłopaka. Co jak co, ale jego oczy były cudowne! Z resztą, chyba dość oczywiste jest to, że nie tylko oczy... Jednak mimo to, pozostałam nie wzruszona, i odsuwając się od chłopaka, odwróciłam się do niego tyłem, krzyżując ręce na piersi, kiedy byłam pewna, że w tym momencie Justin patrzy na mnie jak na idiotkę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że zachowywałam się jak dziecko, i mimo moich starań bycia choć trochę dorosłą, nie zawsze mi to wychodziło. Czasem po prostu nie potrafiłam inaczej.

-Aby, no weź, gniewasz się?- Mruknął, kładąc ręce na mojej tali. Oparł brodę na moim ramieniu, a jego gorący 0oddech uderzył w moją szyje, sprawiając, że wyprostowałam się, drżąc.

Cholera, wiedziałam, ze robił to specjalnie, ponieważ on doskonale wie, że w takich sytuacjach ma nade mną kontrolę, i wykorzystuje to dziś już drugi raz. Ja niestety nie byłam w stanie oprzeć się jego urokowi, i poddawałam się mu za każdym razem. Nienawidziłam siebie za to. Wiedziałam, że nie powinnam mu pokazywać tego, że jego ruchu na mnie działają, bo mógłby to wykorzystać. Ale, miał już okazję to zrobić. Miał okazje mnie wykorzystać, ale nie zrobił tego, nawet nie próbował, tym samym zyskując więcej mojego zaufania. Właściwie, byłam niemal pewna, że on po prostu lubi się ze mną droczyć. Lubi widzieć, że ma kontrolę nad moim umysłem, co akurat było prawdą. Miał.

-Ni... nie.- Mruknęłam cicho, zupełnie zaczarowana, kiedy przycisnął moje plecy do rozgrzanej klatki piersiowej, co można poczuć było nawet przez jego koszulkę. Między nami nie zmieściłaby się nawet kartka papieru. Niesamowite uczucie ciepła przepływało prze moje plecy oraz szyję kiedy delikatnie przycisnął do niej usta, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa.

Mimowolnie, mrugając kilkukrotnie rzęsami, otrząsnęłam się z transu, lekko odsuwając się od zdezorientowanego chłopaka, i rozglądając dookoła. Tu było mnóstwo ludzi, każdy mógłby to zobaczyć, na przykład ktoś z podopiecznych, albo choćby ktoś z jego firmy, cholera, nie chcę nawet myśleć, co mogłoby się stać.

- Justin...- Złączyłam usta w cienką linkę, wymownie patrząc na chłopaka, który był spokojny. A nawet rozbawiony. Nie mogłam tego pojąć, a za razem zazdrościłam mu tego. Był spokojny zawsze... Cholera, to nie był spokój, to było nie odpowiedzialne! Nie chciałam być tą, która mogłaby mu zaszkodzić.

-Ab, spokojnie.- Zachichotał. Posłał mi łobuzerski uśmiech, oblizując usta. Kochałam patrzeć, ja to robił, ale oczywiście, udawałam, że nie patrzę na niego.

-Zamierzasz grać dalej?- Uniosłam brew, biorąc kulę, podając mu ją. Chwycił ją, lekkim rozbiegiem ruszając w stronę drugiego toru. Lekkie pochylenie, rzut, trafienie. Idealnie, jak za pierwszym razem. Posłał mi wyzywające spojrzenie, na co bez zastanowienia chwyciłam kulę.

-Jeszcze pokażę, co potrafię.- Szepnęłam tylko do siebie.

Tak, jaki Justin. Przygryzłam wargę w stresie, i pochylając się, rzuciłam kulę.

Trafiłam w trzy kręgle. Piszczące ze szczęścia, wyrzuciłam moje piąstki w powietrze. Tym razem ja spojrzałam na Justina z wyższością, i samozachwytem. Posłał mi bezczelny uśmiech, prychając pod nosem. Nie zwróciłam na to wielkiej uwagi, zajęta moimi tańcami rytualnymi.

-To miał być rzut?- Spojrzał na mnie niedowierzając, jak i śmiejąc się. Nie byłam jednak pewna, czy z mojego nie zbyt celnego rzutu, czy z tego, że tańczyłam w najlepsze?

-Tak! To moje pierwsze zwycięstwo, daj się nacieszyć!.- Burknęłam rozbawiona sama sobą.

Justin trafił potem jeszcze pięć razy pod rząd, a za ósmym, dziewiątym i dziesiątym razem było to zaledwie parę kręgli. Mimo wszystko, i tak grał świetnie, a ja pozostawałam nie wzruszona, kiedy w rzeczywistości wściekłość i rządzę zwycięstwa przypominały mi o sobie. Mimo, iż wiedziałam, że nie możliwe jest z nim wygrać, próbowałam, ale w efekcie nie trafiałam więcej niż trzy, cztery kręgle. Nie oszukujmy się, był lepszy.

-Wygrałem.- Odparł pewnie, uśmiechając się do mnie. Mi nie było do śmiechu. Doskonale wiedział, że mnie zdenerwował.

Wyszliśmy z kręgielni, ruszając w stronę wyjścia z centrum, gdzie cudownie pachniało czekoladą, wanilią, bądź owocami, czy kawą.

-Pff. I tak dobrze mi szło, jak na pierwszy raz.- Burknęłam, kręcą głową, kiedy byliśmy już przy wyjściu.

Mimo wszystkich zepsutych nerwów, i tak mogę powiedzieć, że był to jeden z najlepszych moim dni, od bardzo dawna. Bawiłam się cudownie, korzystając z tego, że choć na chwilę mogę zapomnieć o wszystkim. Że mogę zapomnieć o tym, że czuję się jak zwierzę w klatce. Justinowi, wyraźnie też to pomogło. Uwielbiałam spędzać z nim czas. Mimo, że był dorosłym mężczyzną, rozumieliśmy się. Potrafiliśmy mimo wszystko rozmawiać ze sobą bez większego skrępowania. Nie traktował mnie jak biedne, porzucone dziecko. Byłam mu za to wdzięczna, i myślę, że to było jedną z wielu rzeczy, które ciągnęły mnie do niego.

-Taak, a zwłaszcza, kiedy na jednym z torów poślizgnęłaś się i wylądowałaś na tyłku.- Zachichotał dziecinnie, co było niesamowicie słodkie. Roześmiałam się, ze swojej niezdarność, i nie uwagi.

-Eeej, wiesz, że nadal boli? To nie jest śmieszne.- Wydęłam dolną wargę, udając obolałą, kiedy w sumie, nawet trochę byłam.

Wyszliśmy z centrum, a letnie, wieczorne powietrze, uderzyło w moją twarz, uwalniając ją tym samym od dusznego, w sklepie. To jeden z powodów, dla których nie uśmiecha mi się tu przychodzić. Przez taką liczbę osób, przychodzących tu codziennie, po prostu nie możliwe jest, aby nie zabrakło świeżego powietrza.
Powoli się ściemniało, biorąc pod uwagę, że jest koło dziewiątej. Słońce zachodziło bardzo wolno, tworząc piękne, czerwone chmury na niebie. Patrzyłam na nie z zachwytem, zapominając o Bożym świecie, ale, cholera. To było piękne.

-Idziesz?- Głos Justina jakby obudził mnie. Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem, oblizując usta, po czym skierował wzrok w tym samym kierunku, co ja.

-Tak.-Posłałam chłopakowi uśmiech, i odklejając wzrok od słońca, ruszyłam w stronę samochodu. Justin był zaraz obok mnie, kiedy dotarliśmy do auta, otworzył mi drzwi. Podziękowałam, wsiadając na miejsce pasarzera. Chłopak okrążył samochód dookoła, i wsiadając szturchnął lekko ramieniem, o moje.

-Podobało Ci się?- Spytał, uśmiechając się pod nosem, jak zwykle w trakcie jazdy, nie patrzył na mnie. Spojrzałam na niego, unosząc brew, sprawiając, że zachichotał, bo doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo mnie dziś zdenerwował, ale mimo to, naprawdę bawiłam się dobrze.

-Tak. Mimo wszystko, tak.-Mruknęłam, wzruszając ramieniem, i bawiąc się palcami, kiedy wyjechaliśmy na ulicę.

-Mówiłem, że się nauczysz?- Odparł, śmiejąc się cicho, wciąż mocno skupiony na drodze. Przewróciłam żartobliwie oczami, wdychając.

-Ale przecież wcale się nie nauczyłam.- Zmarszczyłam brwi, patrząc na mocno zarysowany profil chłopaka.

-Kiedyś...- Niby dokończył poprzednie zdanie, sprawiając, że przymrużyłam oczy. Nie odzywając się nic, oparłam łokieć o szybę, patrząc na wszystkie mijane przez nas obiekty.
Między nami zapadła chwilowa cisza, co było dla mnie strasznie krępujące, ponieważ Justin patrzył tylko na drogę. Nie, żebym miała mu to za złe, oczywiste jest to, że wolę, kiedy wie co robi, ale cholera, skąd mam wiedzieć, o czym myśli, oprócz skupienia? To bardzo krępujące. Wierciłam się nie spokojnie na siedzeniu, mając nadzieję, że i wtedy chłopak będzie mnie ignorował, i tak właśnie było. Mimo wszystko, i tak jestem niemal pewna, że teraz myśli właśnie, że to on mnie stresuje, ale nie ukrywam, taka była prawda.


-Justin?- Szepnęłam, tym samym przerywając ciszę. Ale to, o co chciałam zapytać, wcale nie było mniej krępujące od niej, wręcz przeciwnie.

-Tak, kochanie?- Spytał poważnie, oblizując usta, i patrząc na drogę. Westchnęłam, bijąc się z myślami. Tym bardziej, znów nazwał mnie "kochanie"! Myśląc o tym, uśmiechnęłam się słabo.

-Chciałam zapytać....- Przymknęłam oczy. Słowa nie chciały przejść przez moje gardło, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, jakie to dziecinne z mojej strony. Spojrzałam, na uśmiechającego się chłopaka, który założę się, wiedział już o co mi chodzi. Przewróciłam oczami.

-O co?- Mruknął chrypliwie. Przysięgam, on mnie zabija.

-Ugh, wiesz, że to dla mnie krępujące, ale chciałam spytać, czy zostaniesz ze mną na jeszcze jedną noc.- Mruknęłam, automatycznie spuszczając głowę. Przymknęłam oczy, czując, jak moją całą twarz zalewa rumieniec. Nienawidziłam tego uczucia. Miałam wtedy wrażenie, że zalewają mnie siódme poty, a w otoczeniu jest coraz cieplej. To było straszne, ale nie umiałam inaczej.

-Chcesz?- Uniósł brew, chichocząc. Patrzyłam na jego profil ukradkiem, ponownie przewracając oczami.

-Cholera, Justin, gdybym nie chciała, nie pytałabym.- Warknęłam cicho, odwracając wzrok, na szybę. Nie wiem, czemu spytałam go o to ponownie. Nie sądziłam, że zrobię to drugi raz, w każdym razie, na pewno nie tak szybko. Nie na drugi dzień, ale nie powiedziałam tego spontanicznie. Cały dzień myślałam, czy wypada spytać o to dziś.

-No cóż, w takim przypadku, nie wypada odmówić skarbie. Wiesz co? W sumie rzadko jakaś dziewczyna zaprasza chłopaka do łóżka. Zwykle, udaje niedostępną, i kręci mu tyłkiem przed nosem.- Zachichotał. Spojrzałam na niego w szoku, szeroko otwierając buzię, cholera, to nie tak miało wyglądać!

-Co?! Nie! Ugh, Justin, prosiłam Cię, abyś nie zrozumiał czegoś źle.- Pokręciłam głową, z większym wstydem chowając głowę w donie, a łokcie oparłam na kolanach.

Chłopak zaśmiał się głośno.

-Wiem, Ab. Żartowałem.- Zachichotał, sprawiając, że spojrzałam na niego zła.

-Nienawidzę, kiedy sobie ze mnie żartujesz - warknęłam. - Myślisz, że to zabawne?

-Właściwie tak, bo zawsze wierzysz, w to, co mówię. Ale ok, nie widzę przeszkód, tak jak mówiłem, zostanę. Mam laptopa, więc poogalądmy jakiś film.- Wskazał jedną ręką tylne siedzenie.

-Ok.- Mruknęłam. Pominęłam pierwszą część jego wypowiedzi, nie do końca ją rozumiejąc. Chodziło mu o to, że nie zawsze to co mi mówił, jest prawdziwe? Cholera nie wiem. A może podświadomie daje mi znak, abym na niego uważała, ale to do cholery nie ma sensu. Mimo wszystko, jego słowa zbiły mnie z tropu, i jeżeli jest to możliwe, w jednej chwili moje zaufanie do niego znacznie spadło. Cholera, czy nie jest zrozumiałe to, że poczułam się dziwnie? Tak, jakby myślał, że naprawdę uwierzyłabym we wszystko, co mi powie. Nie zaprzeczam, uwierzyłabym w większość, bo mu ufam... Muszę przyznać, że zrobiło mi się przykro. Mimo wszystko, przecież nie znienawidzę go od razu. Założę się, że to kolejny jego tok droczenia się ze mną, aby pokazać mi, jak bardzo a mnie "działa", co w sumie było prawdą, ale on się o tym nie dowie. To jednak nie zmienia faktu, że poczułam się tak, jak się poczułam.

A poza tym, wizja spania z Justinem, bardzo mi się podobała. Mimowolnie, i tak się uśmiechnęłam.

Wysiadając z samochodu, chłopak wziął laptopa, kiedy ruszyliśmy w stronę wejścia do domu. Justin zarzucił rękę na moje ramie, przyciągając mnie znacznie bliżej, do swojego boku. W jego pobliżu, zawsze było cieplej. Spuściłam zawstydzona głowę.

-Czemu tak często jesteś zawstydzona?

Uniósł brew, nie do końca pytając. Mam na myśli to, że on znał odpowiedź i wcale jej ode mnie nie oczekiwał.

-Wcale nie.- Mruknęłam. Ale taka byłą prawda, byłam zawstydzona. Nie znoszę tego, że jako nastolatka, zachowuję się jak stereotypowa ona. Chichoczę, rumienie się, spuszczam głowę, kiedy tylko Justin skinie choćby palcem. Nienawidzę tego, jak płytka jestem. Jak płytkie potrafią być nasze rozumowy. Mam wtedy wrażenie, że Justin nie traktuje mnie poważnie. Mam na myśli, jak poważną osobę, z którą może pogadać o wszystkim. Najgorsze było to, że on wiedział, że tak wygląda sytuacja. Doskonale zdawałam sobie sprawę, ze nie muszę nikomu nic udowadniać, ale jemu chciałam. Chciałam, żeby zobaczył, że potrafię być dorosłą, poważną kobietą, a nie nastolatką, której pomaga z litości. Jednak, żeby mu to pokazać, będę musiała się nieco postarać...

Weszliśmy do środka domu, gdzie jak zwykle z resztą w holu panował straszny zamęt. Podopieczni szykowali się do wyjścia, lub po prostu czekali na kogoś, bądź szli po coś do jedzenia. Opiekunowie natomiast, zaczepiali każdego nastolatka, by zapytać, czy wszystko w porządku, czy nic nie brakuje. Jednym słowem, bardzo starali się dać nam wszystko, co powinno być w prawdziwym domu. Opiekę, bezpieczeństwo... Wszyscy jednak doskonale wiedzieli, ze mimo tego wszystkiego, to nie jest to samo. Ja, mimo wszystko, i tak to doceniałam.

Z zamyśleń wyrwał mnie cichy śmiech Justina. Nie skomentował już mojego zaprzeczenia, tylko ruszył w stronę schodów, zdejmując rękę z mojego ramienia. Ruszyłam za nim, wchodząc na drugie piętro. Weszliśmy do mojego pokoju, a Justin od razu skierował się w stronę łóżka.

-Podłącze laptopa do laptopa do ładowania, bo zaraz bateria padnie.- Krzyknął, kiedy ściągałam buty.

-Ok, podłącz, a ja pójdę się już wykąpać.- Odparłam. Byłam lekko zdyszana, co jest dość typowe po przybywaniu na chłodniejszym powietrzu, mimo, że było dziś naprawdę ciepło.

Moje policzki jakby lekko poczerwieniały, od wstydu. Tak, wstydu. Nie lubiłam świadomości, że Justin będzie wiedział, że jestem naga. Przecież nie będę brała prysznica w ubraniach!

-Dobraaa.- Przedłużył dziecinnie, zajmując się sprzętem. Podeszłam do półki, wyciągając z niej dość luźną, za dużą bluzkę, i w miarę wygodne, dość krótkie spodenki. Cholera, było za ciepło, abym spała w grubej, zimowej pidżamie. Wzięłam jeszcze bieliznę, chowając ją szybko pod ubrania. Upewniłam się, że Justin nic nie widział, i wstałam na nogi. Ta, wiem. Dziecinne. Justin zajęty był laptopem i, że tak powiem, nie zwracał na mnie uwagi. Ruszyłam w stronę łazienki, kładąc rękę na klamce, zatrzymał mnie głos Justina.

-A tak na przyszłość Ab, jeśli chcesz, żebym nie widział, jaką bieliznę nosisz, musisz być sprytniejsza.- Zaśmiał się pod nosem, jednak wciąż nie odrywał wzroku od laptopa. Jęknęłam głośno, odrzucając głowę do tyłu. To było żenujące! Słysząc ponowny śmiech chłopaka, nie odpowiadając nic, weszłam do łazienki. Przycisnęłam plecy do drzwi, kręcąc głową. Czy on wszystko musi zauważyć?! Wzdychając, powoli rozbierałam się do naga. W sumie, byłam tak padnięta, że nawet nie miałam sił tego zrobić.

Poproś o pomoc Justina!

Zaśmiałam się, za razem nie wierząc, że moja pod świadomość podsunęła mi taki pomysł. W sumie, to był żart, a nie pomysł.

Weszłam do kabiny, odkręcając gorącą wodę. Przymykając oczy, jęknęłam cicho, kiedy cholernie ciepła woda oblewała moje ciało.


Ostatni raz spojrzałam w lustro, upewniając się, że bluzka bądź spodenki nie podwinęły mi się. Wzięłam wdech, przygotowywując się na uderzenie chłodnego powietrza, ponieważ teraz w łazience było znacznie cieplej, od pary wodnej. Nie pewnie wyszłam z łazienki, dostrzegając Justina nagiego od pasa w górę, z laptopem na kolanach. Przełknęłam ślinę, od razu odwracając spojrzenie, kiedy tylko posłał mi łobuzerski uśmiech. Cóż, oczywiste jest to, że to zauważył. Przecież ślina omal mi z gęby nie poleciała. Mimo wszystko, mój wzrok i tak mimo mojej woli, co jakiś czas zerkał na jego idealny ABS, lub po prostu cudowne tatuaże, w których przyznając się bez bicia, jestem zakochana. Jestem miłośniczką tatuaży, i cholernie mnie kręcą. Sama w wieku czternastu lat chciałam mieć całe ciało wytatuowane, jednak teraz wiem, że to nie w moim stylu, co nie zmienia faktu, że mnie kręcą...

- Teraz ja idę.- Zachichotał kręcąc głową. Skinęłam lekko nieśmiało głową.

-A co będziemy oglądać?- Spytałam, za wszelką cenę próbując skupić się na jego wręcz śmiejących się ze mnie oczach.

-Może jakiś horror?- Zaproponował, posyłając mi ostatnie spojrzenie z uśmiechem, wchodząc do łazienki.

-Ale ja się boję!

-Spokojnie, obronię Cię!- Zachichotał przez zamknięte drzwi.

-Podły jesteś!- Podsumowałam. Naprawdę nie miałam ochoty na żaden horror, gdyż doskonale wiedziałam, że nie będę mogła spać przez kilka nocy. Przecież nie będę co dziennie spać z Justinem! Co w sumie nie było najgorszą opcją...

-I tak wiesz, że mnie chcesz!- Krzyknął z pewnością siebie. Co prawda wiem, ze było to żartobliwe, ale i tak działało mi na nerwy. Po chwili usłyszałam charakterystyczny szum wody, a na myślę, że właśnie jest nago, rozszerzałam lekko oczy. Warknęłam, odrzucając głowę do tyłu, a po chwili skrzyżowałam ręce na piersi, z grymasem. I mimo, ze nie mógł tego zobaczyć, i tak to zrobiłam. Przewróciłam oczami na moją płytkość.

Usiadłam na łóżku, biorąc na kolana sprzęt. Nie ciężko jest domyśleć się, tu nie ma takich wygód, jak własny laptop, czy komputer. Owszem, jest sala "informatyczna", ale niestety nie chodziłam tam, ponieważ chłopcy cały dzień tam siedzą, grając w głupkowate gierki, lub dziewczyny zajęte były szukaniem ubrań w sklepach internetowych, które kupowały z pieniądze z prac dorywczych. Oczywiście te, które skończyły przynajmniej szesnaście lat. Sama niedawno zastanawiałam się, nad szukaniem czegoś. Oczywiście nie mam tu namyśli takiej typowej pracy, ale może coś w formie pomocy. I tak zaczęły się wakacje, tym samym mam możliwość wykazania się, i przy okazji sprawdzenia samej siebie.

Spojrzałam w stronę łazienkowych drzwi, w których stanął Justin, będący w samych bokserkach.  Odłożył ciuchy na fotelu pod  ścianą, a ja obserwowałam każdy jego ruch. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechając się głupkowato, kiedy dostrzegł, że go obczajam. Cholera co jak co, ale ciało miał świetne. Mimo wszystko, i tak większą część uwagi poświęcałam czarnym rysunkom na nim.

-Zrób zdjęcie.- Uśmiechnął się mrugając, a tym samym sprawił, że spuściłam speszona głowę. Cholera, był prawie nagi, a ja bez karnie patrzyłam na niego, jak na jakiś cud. Czułam się nie zręcznie. Pierwszy raz w życiu widziałam aż tak nie ubranego faceta. Moje oczy na chwilę spotkały jego, aby po chwili znów błądziły po przestrzeni mojego pokoju.

-Jesteś strasznie dziecinna, to nawet zabawne.- Podsumował, kręcąc głową, kiedy podszedł do łóżka. Czułam, jak moje policzki zalewa intensywny gorąc. To było strasznie dziwne, bo poczułam, jakbym rumieniła się pierwszy raz, ale cholera, czy to dziwne? Justin zachichotał melodyjnie. On nie był skrępowany w żadnym stopniu, mimo, że to on był prawie nagi! Usiadł obok mnie, pod drugiej stronie łóżka.

-Wcale nie, ja...- Chciałam cokolwiek dodać na swoją obronę, ale co dziwnego jest w tym, że nie wiedziałam co? Justin spojrzał na mnie rozbawiony, trzymając na kolanach laptopa, którego ja odłożyłam chwilę wcześniej. Może to zabrzmi dziwnie, ale gdzieś, bardzo głęboko cieszyłam się, ze był przykryty już kołdrą, do pasa. Pokręcił rozbawiony głową, i spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, jakby pytając o co mu chodzi. Jego twarz oświetlał monitor laptopa, w ciemnym już pokoju, ale to sprawiało, że mogłam go widzieć. Uniosłam brew, na co chłopak westchnął.

-Zamierzasz się położyć, czy będziesz wstydzić się na tyle, że będziesz spać pod prysznicem?- Również uniósł brew, chichocząc. Jak zwykle, jego ta sytuacja bawiła W sumie, ona była komiczna, a ja za głupia, żeby to zrozumieć. Nie patrzył już na mnie, a z powrotem na monitor, uśmiechając się. Oburzona, uniosłam część mojej kołdry, wślizgując się pod nią, obok chłopaka.

-Posuń się.- Warknęłam, poprawiając kołdrę.

-Już nie mam gdzie.- Wideł dolną wargę, łącząc brwi.

-Spadnę!

-To może przysuń się trochę?- Spojrzał na mnie porozumiewawczo, i jakby byłą to oczywista rzecz. Mogłam dostrzec jago niegrzeczny, a za razem głupi uśmieszek, który cholernie kochałam. Spojrzałam na niego lekko oszołomiona, ale przysunęłam się do niego.

Rozglądałam się po pokoju, nie czując się już tak zawstydzona. Mimo, że stykaliśmy się ramionami. Zauwarzyłam, że chłopak wybrał film, który zaczął się ładować. Po chwili przerażająca muzyka, niczym z horroru rozbrzmiała w moich bębenkach, co samo to sprawiło, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

-Justin, co to za film?- Spojrzałam na niego zaniepokojonym, przestraszonym wzrokiem, kiedy spojrzał na mnie rozbawiony.

-Ostatnio egzorcyzm.- Odrzekł pewnie, powiększając ekran filmu.

-To horror?

-Tak, Aby. To jest horror.

Przewróciłam oczami, kiedy nie widział.

-Ale ja się boje horrorów.- Skrzyżowałam ręce, kiedy film zaczął się rozkręcać. Już na początku byłam przerażona, zaciskałam oczy, nawet kiedy nic szczególnego się nie działo. Już teraz wiem, że wyleczenie z tego filmu trochę mi zajmie...

-Aby, nie masz się czego bać, to tylko film.- Mruknął, kręcąc głową. Zignorowałam go, i kiedy zaczęły pojawiać się drastyczne sceny, chwyciłam poduszkę, przystawiając ją do twarzy. Pisnęłam, lekko wychylając oczy, by sprawdzić, co właśnie działo się. Kompletnie nie myślałam o tym, co teraz myśli o mnie chłopak. Spojrzał na mnie z czystym rozbawieniem, bo ta okazja była świetna dla niego, by po prostu pośmiać się ze mnie. Uderzyłam go lekko w ramie, łokciem, którym stykaliśmy się.

-To nie jest zabawne!- Warknęłam.

Justin rozłożył ramię, patrząc na mnie pytająco, a zarazem zachęcająco. Oczywiście, skorzystałam z okazji, i wtuliłam się w jego tors, a on objął mnie ramieniem, i mimo, że teraz poczułam się lepiej, wiem, że nie na długo. Już nie czułam się tak skrępowana, gdyż wiedziałam, że nie muszę przy nim udawać kogoś, kim nie jestem. Miałam tylko nadzieję, że Justin czuje podobnie.  Zamknęłam oczy, i tak naprawdę przespałam większość filmu. Myślałam też o wielu rzeczach, ale przede wszystkim o mojej przyszłości, o której zdarza mi się stosunkowo często. Myślałam, co będzie za dwa lata, bo za tyle będę pełnoletnia, i będę musiała radzić sobie sama, dosłownie. Przecież nie mam bliskich Nie wiem nawet, czy mam jakieś rodzeństwo, ale w sumie gdyby tak było, prawdopodobnie mieszkalibyśmy tu, razem. Być morze kiedyś zacznę szukać kogokolwiek mi bliskiego. Dzidków, o ile jeszcze którzy kolwiek żyją. Obiecałam sobie, że nigdy nie poznam rodziców. Po prostu nie chcę. Udowodnię sobie, że potrafię żyć sama, i tak właśnie będzie.

Usiedliśmy, kiedy wyplątałam się spod naprawdę ciężkiej ręki chłopaka, a on przeciągnął się głośno, marszcząc twarz, jakby jadł kwaśną cytrynę. Wyglądał przekomicznie, dopóki nie spojrzałam na jego "jak po seksie" włosy. Chyba nie muszę mówić, że były seksowne? Na dodatek, był wyraźnie śpiący. Parsknęłam cicho, patrząc na jego cudowne ciało, a kiedy spojrzał na mnie, jak gdyby nigdy nic, spojrzałam w ekran laptopa.

-Jezu, wreszcie koniec.- Wyplątałam się spod kołdry, napotykając ciekawski wzrok Justina.

-Idziesz gdzieś?- Zapytał zachrypniętym głosem, doprowadzając mnie do szaleństwa. Jak można być tak idealnym, kiedy jest się potarganym, śpiącym, i po prostu leży już w łóżku? Nie możliwe? A jednak. Patrzyłam na jego piękną twarz przez parę minut, odzywając się w końcu.

-Do toalety.- Sapnęłam, szybko otwierając drzwi od łazienki, i zostawiając chłopaka samego.




Justin's POV.

Czekałem na Aby, która w łazience siedziała już kolejną minutę. Westchnąłem, przewracając oczami. Doprawdy, zawsze będę pod wrażeniem tego, ile czasu w łazience potrafią zmarnować kobiety. Spojrzałem na godzinę w laptopie. Druga w nocy. Przejechałem językiem po wargach, za razem usuwając z nich suchość. Drzwi od łazienki otworzyły się, a w nich stanęła dziewczyna, powoli zmierzająca w stronę łóżka. Zlustrowałem ją wzrokiem, przymrużając oczy. Skłamałbym mówiąc, ze nie jest seksowna, bo jest i to bardzo. To w sumie dziwne, bo ma tylko szesnaście lat, a ma ciało dorosłej, dojrzałej kobiety, a świadczyć mogą o tym choćby lekko zaokrąglone biodra, i dość pełen biust, który mimo, że był dobrze zakryty i tak było to widać.

Spojrzała na mnie nie śmiało, uśmiechając się delikatnie. Była słodka. Wsunęła się obok mnie, przykrywając się kołdrą po uszy. Byłą odwrócona do mnie, kiedy i ja położyłem się, przykrywając kołdrą. Dziewczyna cały czas obserwowała mnie, patrząc śpiącym wzrokiem. Miała śliczne oczy, bardzo podobne do moich, mocno czekoladowe. Była wyraźnie wystraszona, a mi momentalnie zachciało się śmiać. To typowe, dziewczyny po horrorze, zawsze się boją. Tak naprawdę, pierwszy raz taką spotkałem, bo kobiety, z którymi spotykałem się wcześniej, były albo w moim wieku, albo nawet starsze, o rok, czy dwa.

-Boisz się?- Mruknąłem z uśmiechem, wyciągając jedno ramię z pod nakrycia.

-Szczerze? Cholernie. W toalecie bałam się, że coś wyskoczy z muszli, i po prostu zje mi tyłek!- Sapnęła z przejęciem, jakby naprawdę w to wierzyła. Ja jedynie zaśmiałem się głośno. Wsunąłem rękę pod kołdrę, przysuwając się do dziewczyny, która zarumieniła się, kiedy oplotłem ramie wokół niej, tak, jak wczoraj. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, kiedy intensywnie patrzyłem jej w oczy. Była naprawdę piękna. Mimo, że  nie przepadam za młodszymi dziewczynami, ją naprawdę lubiłem. Nie była wulgarna, jak jej koleżanki z tego domu, o czym zdarzyłem się już przekonać, jako wolontariusz tutaj. Mogę szczerze przyznać, że myślały o seksie częściej niż ja. Teoretycznie, nie powinienem mieć nic przeciwko, a wręcz przeciwnie, korzystać z tego, gdyż naprawdę miałem okazje do tego, ale są po prostu za młode,a to tym bardziej mnie odpycha.

-Lepiej?- Uniosłem jedną brew ku górze. Aby zachichotała, kiwając głową.

Przygryzła lekko wargę, patrząc na moje usta. Uśmiechnąłem się niegrzecznie, widząc, jak skupiona na nich była. Oblizałem dolną wargę, drażniąc się z nią, co rzeczywiście udało mi się, bo sapnęła. Normalnie, pewnie po prostu już pocałowałbym ją po chamsku, ale nie umiałem tego zrobić, mimo, że wyraźnie tego chciała.

-Mogę Cię teraz pocałować?- Spytałem pewnie, widząc, jak spina się, i spuszcza wzrok, a lekki uśmiech wciąż ozdabiał jej twarz. Byłem pewien, ze jeszcze tego nie robiła, co było naprawdę zabawne, biorąc pod uwagę, ze ma szesnaście lat. Mimo wszystko, skinęła delikatnie głową, nie patrząc na mnie, a na wytatuowany krzyż na moim torsie. Uniosłem jej brodę palcami, ostatni raz oblizując usta, i powoli łącząc je z jej. Zawsze, kiedy całuję kobietę, wiadomo, że jestem poważny, ale w tej sytuacji, nie umiałem. Widząc, i czując jak spięta była, nie mogłem nie uśmiechnąć się przez pocałunek. Poruszyłem lekko ustami, nie chcąc speszyć jej. Zarzuciła dłonie niepewnie na mój kark, przyciągając mnie bliżej. Tułowiem, zawisnąłem nad nią, ręce kładąc po obu stronach jej głowy. Chciałem, żeby zapamiętała go na długo, albo najlepiej na zawsze, żeby pamiętała, kto pierwszy ją pocałował. Starałem się być delikatny, z każdym ruchem ust, co było dla mnie nowością. Moje pocałunki choćby z Laylą, były inne, łapczywe, ten natomiast, był naprawdę delikatny. Przejechałem językiem wzdłuż jej dolnej wargi, zastanawiając się, czy będzie wiedziała, o co mi chodzi. Ku mojemu zdziwieniu, wiedziała. Lekko rozchyliła usta, dając mi lepszy dostęp, jedną dłoń, ściągając z mojego karku, i umieszczając na bicepsie. Wślizgnąłem język do jej ust, wciąż będąc ostrożnym. W sumie, byłe wręcz zdziwiony, że nie oderwała się ode mnie od razu, mówiąc, ze to obrzydliwe, jak zapewne w zwyczaju mają nastolatki, które robią to po raz pierwszy. Usłyszałem, jak coraz ciężej nabierać jej powietrze, więc oderwałem się od niej delikatnie, uśmiechając się. Spojrzała w moje oczy, wciąż trzymając mnie rękoma. Rozejrzała się po pokoju, oddychając głęboko. Kiedy tylko zdała sobie sprawę, co przed chwilą się stało, od razu spuściła wzrok w zażenowaniu. Puściła mnie, jednak ja wciąż patrzyłem na nią.

-Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz.- Zachichotałem, zdobywając od dziewczyny zawstydzone spojrzenie. Dłonią, przejechałem po jej czole, ściągając z niego kosmyki włosów, sprawiając, że była bardziej czerwona

-Było dobrze?- Mruknęła, bawiąc się rąbkiem od kołdry. Pocałowałem jej nos, zsuwając się z niej, i kładąc obok.

-Tak, nawet bardzo dobrze. W sumie, nie jestem już taki pewien, czy całowałaś się pierwszy raz.- Wzruszyłem ramionami. Nie byłe przyzwyczajony być takim emm, jakby to nazwać, troskliwym. I chyba nie przyzwyczaję się nigdy, ale jak już wspominałem, robiłem to dla niej.

-Skąd myśl, że to był pierwszy raz?- Spytała, uśmiechając się delikatnie. Znów miałem takie samo wrażenie, że próbuje ze mną flirtować. Wychodzi na to, ze nie jest taka grzeczniutka, tylko boi się to okazać.

-Wiem to.- Mrugnąłem, obejmując ją na nowo.

-Dobranoc, księżniczko.- Zachichotałem.

-Dobranoc, Justin.





                                ~~~~~~~~~~*****~~~~~~~~~~*****~~~~~~~~~~


Część i czołem! Od razu na wstępie, przepraszam za takie opóźnienie, ale miałam już dość tego rozdziału. Przepisując go, miałam wrażenie, że usnę. Tyle dni się z nim męczyłam, i myślała, że po prostu skopiuję i wkleję to gówno z notatek, ale wolałam postarać się, i jak zawsze wprowadzić liczne ulepszenia, i poprawki. Musicie mnie zrozumieć, bo przepisywanie nie daje już takiej samej przyjemności, co pisanie na spontanie :D Ogólnie zjebałam ten rozdział, i czuję się cholernie źle, z tego powodu. To nie tak, że minęła mi wena, bo ale pisane tego samego dwa razy, jest po prostu nudne. Mam nadzieję, że mimo wszystko spodoba się wam, no i co mogę powiedzieć więcej... Justin pocałował Aby :D Szczerze nudzi mnie już pisanie sielanki, wiec cieszę się, że powoli wchodzimy na etap opowiadania, który uwielbiam, i piszę wciąż, a jestem w trakcie pisania 24 rozdziału ;)

Przypominam o zakładkach:
-Informowani - Gdzie możecie się zapisać, a rozdział podam wam dosłownie na tacy ;)
-Ask - Gdzie pisać możecie jakiekolwiek pytania, albo nawet prywatnie, chętnie popiszę.

Do następnego, i kocham was naprawdę mocno! 

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 10

 -"Tylko uważaj, żebyś nie zastał jej na kanapie pieprzącej się z kimś..."


 CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!










Justin's POV.


-Stary, kurwa o czym ty pierdolisz?!- Wrzasnąłem, wyrzucając ręce w powietrze. Miałem wrażenie, że po raz kolejny  w swoim życiu stracił rozum. Doprowadzał mnie do czystej furii, starając się po raz kolejny być moim ojcem, i wpierdalać się we wszystko. We wszystkie moje sprawy.

-Mówię tylko, że nie jesteś już piętnastolatkiem, tylko dorosłym facetem, a ta gówniara o której mówisz, ma tylko szesnaście lat!

Ryan gwałtownie podniósł się z kanapy, marszcząc wściekle brwi.

Zaśmiałem się bez humoru, kręcąc głową.

-Właśnie, do cholery, jestem dorosły, i wiem, co robię! Myślisz, że gdy tylko ją ujrzałem, zacząłem ja pieprzyć!? Człowieku, masz już paranoję!

-Czy ty siebie słyszysz?! Masz pojęcie, że gdyby ktoś coś źle odebrał, mógłbyś iść do pierdla za pedofilie, idioto?!

-Daj spokój, gorsze zarzuty miały wpakować mnie do pierdla.- Prychnąłem, uśmiechając się do Ryana porozumiewawczo.- Z resztą, przecież ona nie jest dla mnie nikim ważnym.- Wzruszyłem ramionami.

Taka była prawda, Abygail nie była dla mnie kimś szczególnym. Z resztą, kim ona w ogóle dla mnie jest? Przyjaciółką? Koleżanką? To jest pojebane, bo kto normalny uwierzyłby w bajeczkę, że dorosły facet, zaprzyjaźnił się z dzieckiem. Ja naj zwyczajniej w świecie wyśmiałbym go, i tak insynuując swoją wersję wydarzeń, twierdząc, że prędzej czy później znajdą się razem w łóżku. Wtedy nie mieliby skrupułów, i robiliby to pomimo różnicy wieku, która swoją drogą nie stanowi większego problemu, jeśli jest ona dość przyzwoita, a dziewczyna ma przynajmniej piętnaście lat. Aby ma szesnaście. Nie rozumiem w czym problem. Może jedynie w tym, że naprawdę polubiłem tą "smarkulę". Z resztą, jest pewna rzecz która łączy nas ze sobą idealnie, a mianowicie umiejętność pakowania się w problemy, lub różnorodnego rodzaju inne kłopoty. Może po prostu ją rozumiem?

-Do cholery nie bądź szczeniakiem, Justin! Nie wracaj do tego. Wątpię, że chciałbyś.

-Cokolwiek.- Mruknąłem.

Ruszyłem do kuchni, i byłem wręcz pewien, że Ryan była zaraz za mną. Otworzyłem lodówkę, i wyjąłem butelkę wody, wypijając jej część.

-Chcę tylko Cię ostrzec.

-Do cholery, Ryan, ty naprawdę uważasz, że ona jest moją dziewczyną, czy coś w tym stylu?! Nie zaprzeczam, jest naprawdę bardzo ładna, ale nie.

Posłałem mu wrogie spojrzenie, kiedy oparł się o blat na środku kuchni. Patrzył na mnie, jakbym miał pięć głów, albo przy najmniej stracił rozum, czego kompletnie nie rozumiałem.

-Acha, czyli dlatego zaprosiłeś ją do firmy?- Zakpił.

Przewróciłem oczami, warcząc pod nosem. Nienawidziłem, kiedy ludzie starali się narzucić mi coś tak nie dorzecznego, i równie wkurwiającego, jak to. Czasem miałem wrażenie, że gadam po prostu do słupa, a on i tak swoje. Nie ważne, jak tłumaczyłem mu to, czyli robiłem coś, czego kompletnie nie musiałam. On i tak wiedział swoje. Z chwili na chwilę traciłem coraz więcej kontroli, a zyskiwałem więcej nerwów, które powoli szarpały moim organizmem, kiedy Ryan bezczelnie śmiał im się w twarz.

-Skąd to kurwa, w ogóle wiesz!?

Odstawiłem pół pustą butelkę wody, wyrzucając ręce w powietrze.

-Może jeszcze pytasz moich pracowników o każdy mój krok, do kurwy!?- Krzyknąłem.

Byłem po prostu wściekły.

-Jak mogłeś być tak głupi?

Pokręcił głową, jakby z politowaniem, a moja klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie, i niewyobrażalnie szybko. Ryan zawsze wiedział, jak doprowadzić mnie do szału, i bardzo często to wykorzystywał. Teraz jednak nie wiedziałem, o co mu chodzi. Zmarszczyłem brwi.

-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale od wczoraj wieczora, do dziś, a jest dokładnie,- Spojrzał na zegarek Rolex'a na swoim lewym nadgarstku.- ósma rano, już rozniosły się plotki o tym, że masz córkę.- Warknął poważne.

Po raz pierwszy dziś, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, więc mimowolnie na moich ustach pojawi się lekki, rozbawiony uśmiech. Pokręciłem głową, zarazem nie wierząc swoim uszom. To było do cholery niedorzeczne!

-Co ty pierdolisz?! Ona ma szesnaście lat! W tym przypadku aż szesnaście lat, a ja dwadzieścia cztery! W wieku ośmiu lat miałbym ją niby zrobić, tak!?

Wręcz wrzasnąłem, już kompletnie nie rozbawiony. Straciłem kontrolę do końca. Ryan chyba osiągnął swój cel, więc mam nadzieje, że będzie z siebie zadowolony.

-To, co słyszysz. Wiesz, że ludzi wcisną każdy kawałek gówna tam, gdzie im nie potrzeba. Rób co chcesz, stary tylko żebyś nie żałował.

Wzruszyła ramionami, mówiąc o wiele spokojniej. To jednak nie uspokoiło mnie.

-Gówno mnie to obchodzi. Są tylko kukiełkami, którymi steruję ja, i każdego tam mogę zwolnić pstryknięciem palca. Mają tylko szczęście, że mają kwalifikacje.

Uśmiechnąłem się do Ryana szyderczo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że mam kompletną rację. To moja firma. Moje zasady, moje warunki. Głupie plotki nie robią na mnie wrażenia, dopóki nie obciążają mnie za bardzo.

-Myślisz, że to takie łatwe? Żyjesz w bajce, stary. Nie da się tak, jak ty mówisz załatwić wszystkiego od pstryknięcia palcem. Póki co, to nie ma rozgłosu, ale pomyśl, co byłoby, gdyby rozniosło się to w mediach.- Krzyknął, podchodząc bardziej w moją stronę. Stanął parę metrów dalej, a jego spojrzenie wręcz płonęło. Cóż, to chyba ja tym razem będę miał co świętować.

-Do cholery, Ryan, nie żyję w bajce! Stwierdzam fakty!

-Więc skoro nie żyjesz w bajce, chcę tylko powiedzieć Ci, że znajomość z tą gówniarą tylko Cię zniszczy! Pamiętasz, co było z Christianem!?

To był cios poniżej pasa. Doskonale to wiedział, a mimo to, wspomniał o tym. Bez skrupułów, wiedząc, że i on był w to zamieszany.

-Co ty do kurwy porównujesz?! Nie moja wina, że był takim skończonym debilem!- Krzyknąłem, wplątując palce we włosy, i ciągnąc za nie. Miałem wrażenie, że powyrywałem ich już połowę.

-Nic nie porównuję, ale to prawie to samo! Ta dziewczynka,-Dał nacisk na ostatnie słowo, sprawiając, że przewróciłem oczami.- Może zniszczyć całą twoją karierę, i doprowadzić do bankructwa!

Nie byłem już nawet zły. Byłem po prostu zmęczony jego pierdoleniem, już z samego rana. Tym bardziej, że musiałem wcześnie zostawić Abygail, by zdążyć do pracy, co i tak uniemożliwił mi Ryan. Zaśmiałem się, kręcąc głową.

-A może jeszcze doprowadzi do zamarznięcia wód na całym świecie, i doprowadzi ludzkość do wyginięcia?!

Zaszydziłem, odpowiadając pytaniem sarkastycznym. Moja kpina sprawiła, że Ryan spojrzał na mnie nie dowierzając. Prychnął, kręcąc głową.

-Tylko uważaj, żebyś nie zastał jej na kanapie pieprzącej się z kimś.- Prychnął.

Znieruchomiałem na chwilę, zaciskając szczękę. Dosłownie czułem, jak krew szybciej krąży w moich żyłach, mieszając się tym razem z czystą furią. Tym razem przegiął, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedziałem o tym, i byłem również pewien, że jestem niemal czerwony z wściekłości. Bez chwili choćby najmniejszego zastanowienia co robię, podszedłem do Ryana, uderzając go z całej siły w szczękę, kiedy pod siłą uderzenia, odrzucił się do tyłu. Teraz w sumie czułem się, jak moi pracownicy. Jak kukiełka, tyle że moim szefem był gniew.

-Wypierdalaj.

Nie chciałem stracić kontroli ostatecznej, i po prostu go zabić, na co miałem niewyobrażalną ochotę.

Wiele razy ludzie doprowadzali mnie do stanu, gdzie tracę kontrolę, jednak Ryanowi udało się osiągnąć kolejny poziom.

Wycierając krwawiący nos, posłał mi obrzydliwy uśmieszek, stojąc już koło framugi.

-Ostrzegałem Cię przed Christianem. Nie posłuchałeś, i przez to o mało nie trafiłeś do więzienia. Przed Laylą też Cię ostrzegałem. Mówiłem Ci, wiem, że pamiętasz. Mówiłem, że to zdradziecka kurwa, która pieprzy się za twoimi plecami, a ona co?- Zaśmiał się.- Dokładnie to robiła.I wiesz co? Przed nią też Cię ostrzegam. A wiesz czemu? Bo mam jak zwykle kurwa rację.- Warknął.

Trzaskając drzwiami, zostawił mnie niemal oniemiałego. Oddychałem głośno, wciąż nie poruszając się, kiedy z całej siły kopnąłem szafkę kuchenną za mną, chodząc w kółko. Ciągnąłem za woje włosy, będąc niewyobrażalnie wkurwionym. Wszystko za sprawą tego, że i tak nie powiedział mi tego, czego chciał wczoraj wieczorem, przez telefon. Kurwa, jednak będę musiał pogadać z nim jutro w firmie.




Abygail's POV.

Patrząc na kolejny szkic, westchnęłam rozczarowana, rzucając ołówek, oraz dużą kartkę papieru gdzie w dal łóżka. Wplątałam palce we włosy, bawiąc się nimi we frustracji, oczekując na przyjście Justina. Nie wychodziło mi nic, może dlatego, że nie umiałam skupić myśli na niczym innym? Rano, kiedy sama jeszcze spała, obudził mnie, mówiąc, że ma ważny telefon, i musi jechać na parę godzin do domu. W sumie, nie ma w tym nic dziwnego, poza tym, że czuję się winna. Gdybym wczoraj go nie przetrzymała, nie musiałby jeździć w te i z powrotem. Czemu? Ponieważ obiecał, że koło pierwszej wróci, i pojedziemy gdzieś. Z tego co wiem, to w ramach przeprosin, i rekompensata za to, że obiecując to miesiąc temu, przez zdradę swojej dziewczyny nie był w stanie. Kilku krotnie powtarzałam mu, że skoro dziś też nie ma ochoty, nie musimy jechać nigdzie, ale on sam miał ochotę trochę odciąć się od rzeczywistości, a wtedy nie umiałam mu odmówić. Po prostu zgodziłam się, jechać z nim, gdyż doskonale rozumiałam go. Sama chciałam to zrobić. Odciąć, oderwać się od tego wszystkiego, i po prostu zabawić.

Dziwiło mnie to, że specjalnie na tę "okazję" wziął wolne w pracy, co nie podobało mi się. Nie chciałam, żeby zawalał obowiązki przeze mnie, jednak wtedy uświadomiłam sobie, że przecież on jest dorosły. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego co robi, tym bardziej, że to jego firma. No właśnie, jego firma... To jest kolejną rzeczą, z którą nie czuję się dobrze.

Założę się, że osoba widząc nas pierwszy raz, pomyślałaby, że jesteśmy "parą". Wtedy zapewne dowiedziałby się kim jest Justin, a kim jestem ja. Oczywiste było też to, że nie obyłoby się wtedy od takich komentarzy jak "On jest jej sponsorem", "To oczywiste, że to zwykła, mała dziwka, puszczająca się za kolejną, wartą nawet tysiąc dolarów parę spodni". To mnie przerażało. Tym bardziej, bardzo łatwo jest mnie zranić, czego nienawidziłam w sobie. Taka jest prawda, że jeżeli uda się komuś uderzyć w jakikolwiek z moich czułych punktów, staję się bez silna, co oznacza, że nie jestem w stanie bronić się.

Jednym słowem, jesteś nieporadna.

No cóż, w tym przypadku, nie zamierzałam nawet zaprzeczać. 

Drzwi otworzyły się gwałtownie, wyrywając mnie z głębokich zamyśleń, które spawiały nawet, że na chwilę kompletnie zapomniałam, że miał przyjść.

-Cześć, księżniczko.- Krzyknął uradowany.

Oddychałam szybko, dłoń trzymając na klatce piersiowej. Nie mogłam opanować przerażenia. Cholera, potwornie mnie wystraszył!

-Justin, do cholery, wystraszyłeś mnie śmiertelnie!- Krzyknęłam z wyrzutem. Posłałam mu jadowite spojrzenie, a jedyną jego reakcją na moje wywody, był najsłodszy chichot na świecie. To nie było sprawiedliwe. Widok jego pięknego uśmiechu sprawiał, że byłabym w stanie wybaczyć mu dosłownie wszystko...

-Widzę, że bardzo cieszysz się na mój widok.- Mrugnął, podchodząc do mojego łóżka. Westchnęłam, posyłając w jego stronę fałszywy uśmiech, na kolanach przesuwając się w jego stronę, i siadając koło chłopaka.

 -Jak zawsze.- Wzruszyłam ramionami, posyłając mu spojrzenie, które kompletnie zaprzeczało moim słowom, a mimo to, on wciąż się uśmiechał. Czułam jak moje serce topi się pod tym widokiem. Cóż, to prawie tak samo, jak moje nozdrza, kiedy jego piękny, cholernie męski za razem zapach dotarł do nich.

-W sumie, wcale mnie to nie dziwi.- Wzruszył ramionami. Prychnęłam.

 -Idziemy?- Spytał, wstając, podpierając dłonie o kolana, kiedy podał mi rękę, pomagając wstać. Kiwnęłam głową, oblizując usta.

-Jasne, wezmę tylko jakąś bluzę, i założę buty.- Mruknęłam.

Chwilę później, zbiegaliśmy po schodach, a ja, wpatrzona w nasze splecione dłonie, nie byłam w stanie skupić się na niczym. Byłam pewna, że wyglądam jak jakaś nienormalna idiotka, szczerząc się. Nie potrafiłam jednak tego powstrzymać. Jego duża dłoń była bardzo ciepła, co tylko jeszcze bardziej topiło moje serce. Niestety, tak działał na mnie. Tak naprawdę, ciężko było mi przyznać się przed samą sobą. To dziwne uczucie, lubić kogoś tak na poważnie... Ale przyjemne. Cholera, gadam, jak jakaś dwunastoletnia dziewczynka, która podnieca się trzymaniem chłopaka za rękę.

Tylko, że ty go trzymasz za rękę. Podniecając się...

Nie ważne. Chodzi mi o taką typową, chichoczącą, która to robi, kiedy widzi obiekt swoich westchnień, i która nigdy się nie całowała. Takie typowe.

Ale ty do cholery nie całowałaś się jeszcze! I pewnie nie będziesz. Nie zapowiada się na to.

Wspominałam, jak bardzo jej nie nawiedzę? Nie? No cóż, to powinno być dość oczywiste, ale miała rację. Cholera, jestem taką hipokrytką. Buziak w policzek, to nie jest całowanie, i rzeczywiście, chichotałam, kiedy robił to Cuper. Zabijcie mnie. 

Teraz tak naprawdę zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła Layla, zdradzając Justina. Ja, gdybym z nim była, jestem pewna, że najzwyczajniej w świecie, nie byłabym w stanie tego zrobić.

Po pierwsze, Justin nigdy nie byłby z tobą, a po drugie... Z kim miałabyś go zdradzać, do cholery!? Z kolegą z piaskownicy?!

Cholera jasna! Nie ma zamiaru się dziś zamknąć, i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, jednak postanowiłam skupić się na ważniejszych rzeczach. Justin kurwa Bieber ma dla mnie jakąś niespodziankę!


-Aby...

-Cholera, prawda, że jest suką? Nienawidzę mojej pod świadomości.- Mruknęłam nie przytomna, wciąż gubiąc się w myślach, i wręcz kłócąc z podświadomą przyjaciółką.

-Aby, do cholery, słyszysz mnie? Kto jest suką?- Spytał Justin, patrząc na mnie, jak na kompletną idiotkę.

Potrząsnęłam głową, patrząc chwilę w jego zdezorientowane oczy. Myślałam na głoś!? Cholera...

-Przepraszam, zamyśliłam się.

Przejechałam dłonią po twarzy. Zmarszczyłam brwi, czując, jak brodę mam całą mokrą od śliny... Serio?

Ciekawe, kiedy zamierzasz pokazać mu, że jesteś dorosłą... Pewnie kiedy dorośniesz...

 -W takim razie, jestem ciekawy, o czym myślałaś.- Zaśmiał się, wycierając kciukiem kącik moich ust, co wcale mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie, śliniłam się jeszcze bardziej.

Spuściłam zażenowana głowę. Ta sytuacja była strasznie kremująca, więc jestem pewna, że moje policzki przybrały kolor bordowy.

-Ugh, nie wyspałam się, ok?- Warknęłam z wyrzutem, chcąc jakoś wybrnąć, kiedy wymijając tłum podopiecznych w holu, ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych, idąc ścieżką do samochodu chłopaka.

-Dlatego, że się za bardzo pchałem, czy po prostu śliniłaś się na mój widok całą noc, dokładnie jak chwilę temu?- Zaśmiał się chrypliwie, a jego rozbawione spojrzenie lustrowało moje ciało, kiedy otworzył mi drzwi do samochodu.

Szybko wsiadłam, nie chcąc, żeby widział, jak czerwona jestem w tej chwili. Za razem, wiedziałam, że będzie robił teraz wszystko, żebym była jeszcze bardziej zawstydzona. Miał ochotę podroczyć się ze mną, z czego też doskonale zdawałam sobie sprawę, ale nie wiem,, czy przeszkadzało mi to jakoś szczególnie bardzo. Był wtedy cholernie słodki, ale i uciążliwy. Ugh, to co mówię, nie ma sensu.

Po chwili chłopak usiadł na miejscu kierowcy, patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem, za pewne chcąc usłyszeć odpowiedź na pytanie.

-Pchałeś.- Stwierdziłam.

To było kłamstwem, bo w rzeczywistości spałam jak zabita, wtulona w Justina jak w misia, co muszę przyznać, cholernie mi się podobało. Był strasznie opiekuńczy, co było kochane z jego strony, a przede wszystkim, nie starał się wykorzystać sytuacji, że spałam z nim w jednym łóżku. W sumie, już teraz wiem, że będę chciała robić to z nim częściej. To znaczy, spać w jednym łóżku... Nie ważne.

-Tak, tak.- Zachichotał, tym samym uciszając mnie, i wprowadzając do jadącego wzdłuż ulicy samochodu, bardzo niezręczną ciszę. Oparłam głowę o szybę, kiedy dojechaliśmy do ulicy centralnej. Justin skręcił na skrzyżowaniu, wyjerzdzając na jedną z najbardziej ruchliwych ulic Nowego Jorku

-Swoją drogą, gdzie jedziemy?- Spojrzałam na Justina, którego twarz nie wyrażała już żadnych emocji, co było spowodowane skupieniem na drodze.

-Hmm, niespodzianka?- Uśmiechnął się, lecz nie do mnie, a pod nosem. Jęknęłam głośno, mając nadzieję, że Justin zrozumie, że mam na myśli niezadowolenie. On jedynie zaśmiał się.

-Justin, nie lubię niespodzianek.- Mruknęłam, krzyżując ręce na piersi.

-Oh, naprawdę? Myślę, że tę polubisz.- Wzruszył ramionami. Cholera, wcale mi nie pomógł. Byłam tylko bardziej napalona na tę niespodziankę.

-Swoją drogą, często marudzisz.- Zauważył.- W twoim wykonaniu to dość słodkie, ale gdybyś nie była sobą, dawno zaczęłoby mnie to irytować.- Wychrypiał. Uwielbiałam, kie przybierał taki ton głosu.

Zmarszczyłam brwi.

-Nie prawda.- Warknęłam żartobliwie, kiedy chłopak zaśmiał się głośno, skręcając na parking  centrum handlowego.

-Jesteśmy.- Ogłosił, odpinając pasy, i wyjmując kluczyki ze stacyjki, kiedy zgasił silnik.

-Po co tu jesteśmy?

Rozejrzałam się wokół, kiedy wysiadaliśmy z auta. Zatrzasnęłam delikatnie drzwi, obserwując nastolatków dookoła, tachających torby z różnych markowych sklepów. Przewróciłam oczami. Dostrzegłam grupę dziewczyn, siadających przy fontannie. Tak, jak się spodziewałam. Dosłownie wszystkie pożerały Justina wzrokiem, natomiast mi, posyłały kpiące uśmieszki, bądź spojrzenia. Automatycznie zrobiło mi się przykro. Nie czułam się dobrze pod wpływem ich spojrzeń, więc spojrzałam na Justina, który dostrzegł to.

-Justin, chodźmy stąd.- Mruknęłam, wręcz prosząc. Nie chciałam być tu chwili dłużej.

Chłopak podszedł do mnie, kładąc rękę na moim policzku, unosząc go lekko.

-Nie zwracaj na nie uwagi. Zazdrosne suki.- Wzruszył ramionami.

-Wiem, ale to niezręczne.- Spojrzałam na Justina, który przybliżając się do mnie coraz bardziej, położył dłoń na tyle moich pleców, dociskając moje ciało do swojego.

Zmarszczyłam brwi.

-Justin, co ty robisz?!- Warknęłam, wprost do ucha chłopaka, czując jak moje ciało drętwieje, pod wpływem jego niemal niewyczuwalnych pocałunków, na mojej szyi. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, więc jedyne, co mogłam zrobić, to po wstrzymywanie jakich kolwieki jęków, które chciały wydostać się z mojego gardła. Cholera.

-Ufasz mi?- Wychrypiał.

Nie bardzo mogłam się skupić na jego słowach, gdyż za bardzo skupiona byłam na jego ustach. Chwilę myślałam nad odpowiedzią, lecz dla mnie była dość oczywista.

-Nie.- Mruknęłam zgodnie z prawdą, chwytając dłońmi ramiona Justina, który zachichotał tuż przy moi uchu.

-Słusznie.- Mocniej docisnął usta do mojej skury, sprawiając, że wciągnełąm gwałtownie powietrze. Ukradkiem, wychylając głowę z za ramienia Justina, spojrzałam na te same dziewczyny, bacznie obserwujące nas z pod fontanny. Chyba właśnie zrozumiałąm, jaki cel mają działania chłopaka.

- Justin, do cholery, jesteśmy na mieście! Wszyscy się patrzą.- Jęknęłam niezadowolona. Widząc jednak miny tych suk, nie wiem, czy nie byłam aż tak niezadowolona.

W sumie, dopiero teraz zauważyłam, jak miękkie są usta Justina. Boże... Nic równie przyjemnego nigdy nie spotkało mnie. To było wręcz niesamowite.

-I co z tego. Niech patrzą. Przecież taki jest mój cel.- Szepnął. Widziałam, jak i on spojrzał w stronę grupy, których spojrzenia wręcz kipiały złością. W sumie, nie dziwię im się. Justin jest nieziemsko przystojny, i cholernie oryginalny. Ciężko znaleźć w tłumie, choć trochę podobnego do niego.

Po chwili weszliśmy do ogromnego Molochu, jednego z największych centrum handlowych w Nowym Jorku. Boże, ile tu ludzi. Zastanawia mnie, po co tu przyszliśmy. Myślałam, że Justin chce odpocząć, a tu jak nie trudno się domyśleć, będzie ciężko. Czy to było tą niespodzianką? Miałam pomagać wybierać garnitury, czy co?! Jeśli tak, to on rzeczywiście nie miał pojęcia, na co dziewczyny mają ochotę... W sumie, pewnie musiałabym stać z nim w przymierzalni, co nie byłoby takie złe...  Jezu, to byłoby cudowne! Patrzyć na boskie ciało Justina, a potem jeszcze w garniturze, a potem...

-Abygail do cholery słuchasz mnie!?- Krzyknął, machając mi dłonią przed twarzą. Cholera, muszę nauczyć się nie myśleć przy nim...

-Tak, tak.- Mruknęłam, posyłając chłopakowi niewinny uśmiech. Patrzyłam na ludzi, pijących świeżą kawę, bądź jedzących inne przysmaki, które nawet ja widziałam pierwszy raz w życiu, na oczy.

-Znów się zamyśliłaś?- Zachichotał.

Zmrużyłam żartobliwie oczy, chcąc wyglądać na wkurzoną, jednak mój uśmieszek mnie zdradzał.

Rozejrzałam się dookoła, zauwarzając, że jesteśmy w kawiarni, jej sporo mnie ominęło.

-Pytałem, czy masz ochotę na lody.- Mruknął. Oblizał usta, a jego tęczówki błądziły po mojej twarzy, wyczekująco.

 -Tak, jasne.- Odparłam cicho, spuszczając głowę w zażenowaniu. 

Ruszyłam za Justinem, ustawiając się w kolejce. Kiedy przyszłą nasza kolej, Justin zapytał jakie lody chcę, a ja bez chwili zastanowienia, wyprzedzając nawet jego pytanie, nie wybrałam ni9c innego, jak miętowe lody z kawałkami czekolady. On oczywiście, zaczął sprzeczać się, że smakują jak pasta do zębów, ale i tak wiedziałam swoje.

 -Justin, powiesz mi w końcu, po co tu jesteśmy?- Spytałam, opierając się delikatnie o blat, i patrząc na chłopaka, kiedy czekaliśmy na swoje lody.

-Jesteśmy tu, gdyż obiecałem Ci to miesiąc temu.- Odparł pewnie, posyłając mi śliczny uśmiech.

Westchnęłam, chcąc coś powiedzieć, jednak wtedy kasjerka podeszła do nas, wręczając nasze zamówienie. Wyjęłam portfel, chcąc zapłacić za siebie, lecz nie pozwoliła mi na to dłoń Justina, na mojej.

-Chyba nie myślisz, że zapłacisz, hmmm? Ja Cię zaprosiłem, więc nawet nie wdawaj się ze mną w dyskusję.- Mruknął poważny, płacąc. Westchnęłam, odbierając swojego loda, tak samo jak Justin, kiedy kasjerka wręczając mu go, specjalnie przejechała opuszkami paców po jego skurzę. Przygryzając wargę, patrzyła na niego, jakby wręcz prosiła, żeby ją przeleciał, nawet tutaj.

Nie mogłam na to patrzeć, gdyż najzwyczajniej w świecie wzrok tej "kasjerki" przyprawiał mnie o mdłości. Kręcąc niedowierzająco głową, ruszyłam w stronę wyjścia.

 Doskonale wiedziałam, że nie jesteśmy tu na żadnej pieprzonej randce, ale nie powinien się tak zachowywać. Kompletnie nie interesowało go to, że był tu ze mną. Usłyszałam szybkie kroki za sobą, a po chwili silną dłoń, na moim ramieniu.

-Aby, poczekaj, o co chodzi?- Spytał, doganiając mnie.

-O nic.- Warknęłam, strącają jego dłoń, i ponownie ruszając.

Jestem dziewczyną, więc uczulają mnie takie rzeczy. Jestem pewna, że żadna nie chciałaby znaleźć się w tak niezręcznej sytuacji, jak ta. Raz, już byłam tego świadkiem, w jego firmie.

-Do cholery powiedz mi?! Co Ci się tak nagle stało?!- Ponownie zatrzymał mnie, bardziej rozkojarzony, i zdenerwowany.

-Hmm,- Udawałam, że myślę.- Mo,że o to, że jesteś tu ze mną, a i tak gapisz się na inne?!- Krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Kilka osób spojrzało się w naszą stronę, ale wyjątkowo, mało mnie to obchodziło. Zmarszczyłam wrogo brwi, a po chwili zrozumiałam, jak to zabrzmiało. Justin uśmiechnął się do mnie łobuzersko,co niestety muszę przyznać, było kurewsko pociągające.

-Jesteś zazdrosna.- Przybliżył się do mojego ciała, podobnie jak zrobił to na parkingu, słabo mrucząc do mojego ucha. To nie było pytanie, raczej stwierdzenia. Czułam, dosłownie, jak nogi uginają się pode mną.

-Wcale mnie, ja... ja uwarzam, że to po prostu nie w porządku.

Starałam się jak kolwiek bronić, i przed jego argumentami, jak i przed urokiem.

-Przepraszam.- Mruknął, dłoń kładąc na mojej tali, jednak nie było to nieprzyzwoicie nisko. Umiał zachować odpowiedni dystans. Nie sprawiał, że czułam się źle, bądź źle traktowana, za co byłam mu cholernie wdzięczna.

-Ja po prostu się zdenerwowałam.- Dokończyłam moją wcześniejszą wypowiedź.

-Wiem, ale spokojnie, dobrze?- Mruknął, kiedy skinęłam głową, a chłopak odsunął się Cholera, wcale nie przeszkadzało mi to, że był tak blisko....

-Jest ok.- Mruknęłam szczerze.-Powiedz mi, gdzie idziemy.

-Na kręgle.- Wzruszył ramieniem, jakby to, było jedną z najbardziej oczywistych na świecie rzeczy.

-Serio? Ja nawet nie umiem grać.- Mruknęłam, spuszczając głowę, i doganiając Justina, który szedł w kierunku, jak mniemam do owej kręgielni.

-Naprawdę? Cóż, będziesz miała okazję nauczyć się.- Odparł, z uśmiechem.

-Ale...

-Aby, proszę Cię, nie marudź. Jeżeli nie umiesz, w takim razie ja Cie nauczę.

Westchnęłam. Podobał mi się ten pomysł, więc szłam za Justinem, rozglądając się na boki. Patrzyłam na witryny ekskluzywnych, drogich i markowych sklepów, ale jakoś nie przemawiało to do mnie. Jednym słowem, nie kręciło mnie to tak, jak te wszystkie nastolatki w tych sklepach, które szastały kasą na lewo, i prawo.



                                                   
                                                    ***~***~***~***~***~***~***~***


 Cześć i czołem! Witam was rozdziałem, ale opóźnionym... No cóż, dziękuję za 21 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. To naprawdę mega słodkie, i kochane. :)

Justin i Abyyyy, hmmm :D Pewnie parę osób czeka, aż Justin ją pocałuję, ale to już niedługo ;)

Mam do was mega prośbę, być może nie powinnam, ale zaznaczam, że do niczego nie zmuszam, a jedynie zachęcam osoby, które uważają moje FF za wystarczająco dobre, aby po prostu polecać je znajomym. Komukolwiek. Nie ukrywam, że staram się o czytelników, ale to chyba dość oczywiste, gdyż nie piszę już tego dla siebie, a dla was. Jeżeli tylko macie ochotę, zezwalam na rozpowszechnianie linku do mojego FF. :)

Kolejną rzeczą, są informacje. Dziwi mnie to, że tak rzadko do nich zaglądacie, a są one na jednym z pasków głównych, więc nie musicie nigdzie wchodzić, aby po prostu dowiedzieć się, kiedy rozdział, gdyż jeżeli sama znam już datę, po prostu ją wam tam podaję. :)

Z góry dziękuję, i kocham was mocno :)

Damy radę nie zmniejszać liczby komentarzy? Proszę :)

Do następnego!

sobota, 4 października 2014

Rozdział 9

"-Kochanie spokojnie, nie tak szybko..."

CZYTASZ?= KOMENTUJESZ!+ Notka pod rozdziałem.

Zapomnieć choć na chwilę o rzeczywistości
Zatracić się w tej błogości zwanej nocą w ciemności ~ Wiersz mojego autorstwa





Justin's POV.
Sam nie bardzo mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą powiedziałem. Kurwa Betty świeci przede mną cyckami a ja mam to gdzieś!? W sumie, nigdy nie czułem pociągu seksualnego do tej kobiety, w przeciwieństwie jednak do tego, co ona czuła. Nie raz dała mi do zrozumienia, że chce mnie w swoim łóżku,-Co tak na prawdę nie wzbudza mojego większego zdziwienia- ale nie interesowała mnie. Myślę, że tylko z obawy o swoją posadę, nie powiedziała tego nigdy w prost. Może dlatego, że ja nie odwzajemniłem jej uśmieszków, nie była pewna. I słusznie. To nie tak, że nie podoba mi się. Jest na prawdę piękną kobietą, ale czy musi mi stawać na widok każdej?

Kiedy odkładając dokumenty, patrzyła na mnie z zamaskowaną sztucznym uśmiechem, złością przelotnie spojrzałem na nią i ja. Oblizałem usta, kiedy wyprostowała się, tym samym zabierając mi widok na jej dekolt. Odwróciła się, kręcąc biodrami wyszła. Spojrzałem na Aby wciąż siedzącą przede mną. Przygryzała wargę, mając spuszczony wzrok.

-To, na czym skończyliśmy? Teraz ja pytam?- Zmarszczyła nie pewnie brwi, kiedy skinąłem głową.

-Tak, Ab. Pytaj o co kolwiek chcesz.- Zapewniłem, ponownie zaczynając kręcić się na fotelu w prawo, i lewo. Nie spuszczałem z niej wzroku, do póki nie namyśliła się.

-Jak długo byłeś z Laylą?- Mruknęła dość nie pewnie, obserwując moją reakcję, zapewne nie chcąc mi o niej zbyt przypominać. Wpatrywałem się chwilę, gryząc policzek od wewnątrz.

-Poznaliśmy się na spacerze, rok, może półtora temu.-Odparłem.- Wiem, brzmi jak z jakiegoś taniego filmu.- Skrzywiłem się lekko na wspomnienia.

*WSPOMNIENIE*
 Idąc jedną z wąskich uliczek, kopnąłem mocno kamień pod moi butem, warcząc pod nosem. Byłem wręcz załamany, nie radząc sobie z tym wszystkim, mimo, że jestem już w tym rok. Nie radzę sobie z tym. Kilku krotnie przechodziła mi przez głowę myśl, nad sprzedażą firmy, jednak wiem, że to wszystko było mojego ojca, więc nie jestem w stanie tego zrobić. Jeszcze przed śmiercią, zapisał mi ją w spadku, ufając mi. Zamierzałem godnie zarządzać jego firmą. Moją, firmą, twardą ręką, tak jak robił to on. Ale cholera, w wieku dwudziestudwuch lat, nie potrafię wziąć się za to porządnie. 

Podniosłem wzrok, czując jak uderzyłem w kogoś, co od razu obudziło mnie z zamyśleń. 

-Uważaj, jak kurwa chodzisz!- Wrzasnąłem, nie widząc jeszcze uderzonej przeze mnie postaci. Miałem ochotę wyładować na czymś swoją frustracje.

-Przepraszam, nie chciałam...- Mruknęła lekko oszołomiona, drobna kobieta, co od razu zmieniło moje nastawienie. 

-Nie, ja przepraszam.- Mruknąłem, podając jej rękę, ciągnąc w górę. 
*KONIEC WSPOMNIENIA*

Potrząsnąłem lekko głową, wracając do rzeczywistości. Spojrzałem na Abyagil.

-Miałem wtedy trochę problemów z firmą, i emmm, kilka rodzinnych...- Zacisnąłem szczękę, przypominając sobie jego. Człowiek, którego nie chcę pamiętać nigdy.-Ona zdawała się rozumieć mnie, więc szybko odnaleźliśmy wspólny język. Wymieniliśmy się numerami, i jakoś samo potoczyło się dalej. Byliśmy ze sobą koło siedmiu miesięcy. Właściwie, żałuję, że kiedy kolwiek ją poznałem.- Mruknąłem bez emocji, kiedy dziewczyna wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem. 

-Problemy rodzinne? Przecież mówiłeś, że dwa lata temu zginęli twoi rodzice. W takim razie masz pewnie rodzeństwo, lub dziadków?- Spytała, opierając się łokciami o biurko, kiedy zachichotałem

-Albo mi się wydaje Ab, albo teraz ja zadaję pytanie, hmmm?- Uniosłem jedną brew, sprawiając, że spuściła spojrzenie.

-Fakt.

-W takim razie le ty byłaś z tym, no jak mu...- Zmarszczyłem brwi, gestykulując rękoma, kiedy zrobiłem jakąś dziwaczną minę, bo Aby zaczęła się śmiać. Spojrzałem na nią srogo, więc od razu przestałą się śmiać, jednak nie przestałą być rozbawiona. Sam zaśmiałem się, biorąc pod uwagę, jak strachliwa jest.

 -W sumie, nigdy nie byliśmy razem tak do końca...- Wydęła policzek językiem, patrząc w podłogę.- Nigdy oficjalnie nie zapytał, czy chcę z nim być, to znaczy nie nazwaliśmy tego....- Mruknęła nie zręcznie, kiedy pokiwałem głową na znak, że rozumiem.

-Czyli nie miał odwago spytać Cię o związek, ale za to nie miał oporów przed namawianiem Cię do,..

-Tak, dokładnie.- Spojrzała na mnie, przerywając mi, zapewne nie chcąc usłyszeć tego. Nie chciała usłyszeć tego, co chciał jej zrobić, a ja nie miałem choćby prawa dziwić się temu. Nie oszukujmy się, nie miałaby najmniejszych szans. Jest zbyt mała, i słaba, by mogła obronić się przed gwałtem.

-W takim razie jest przykładem klasycznej, męskiej pizdy.-Odparłem prychając, słysząc westchnięcie dziewczyny. Między nami zapadła chwilowa cisza, kiedy dziewczyna, jakby zastanawiała się nad czymś.

-O mój Boże!- Aby wstała gwałtownie, więc spojrzałem na nią marszcząc brwi, również wstając.

-Coś nie tak?- Spytałem, kiedy zrobiła się blada, oddychając głęboko.-Co się dzieje Ab?!

-Jestem oficjalnie martwa.- Pokręciła głową, po chwili kładąc na niej dłoń.

-Nie rozumiem, czemu?!- Krzyknąłem, nie wiedząc kompletnie co na myśli miała, jednak szybko uświadomiła mnie, wskazując palcem na zegarek na ścianie.

-O kurwa.- Parsknąłem, zdobywając od dziewczyny pełne mordu spojrzenie. Uniosłem ręce w geście obronnym, chichocząc.

-Co Cię tak bawi, do cholery?! Boże, Justin co teraz?!- Spanikowana, nie spokojnie rozglądała się na boki. Włożyłem ręce do kieszeni, szukając kluczy od mojego gabinetu.

-Spokojnie, odwiozę Cię.- Grzebałem w kieszeniach, powoli tracąc cierpliwość. Kurwa, przysięgam, że pomieściłbym w nich połowę Ameryki północnej, i zapewne jednego kangura z Australii!

-Kurwa są!- Krzyknąłem uradowany, szybko chwytając dziewczynę za przedramię, ciągnąc w stronę drzwi. Bez najmniejszego protestu dała się porwać moim ruchom, a chwilę, później zamykałem zamek. Szarpnąłem klamką, upewniając się, że wszystko dokładnie zamknąłem, po czym biegiem ruszyliśmy w stronę wind. Spojrzałem na spanikowaną Abygail, która z nadzieją, że winda przyjedzie szybciej, naciskała guzik paręnaście razy. Desperacja na jej twarzy była wręcz ogromna, i jak dla mnie zabawna. Ponownie spojrzała na mnie karcąco, warcząc, i ciągnąc za włosy.

-Dlaczego to cholerstwo tak się wlecze?!- Przewróciła oczami, kiedy zacisnąłem usta w cienką linkę, bezwstydnie śmiejąc się z niej. Wyglądała jak te wszystkie aktorki na filmach, którym zostało pięć minut życia, ponieważ w budynku jest bomba, lub pożar, lub... kangur terroryzujący wszystkich z Australii. Parsknąłem głośniej śmiechem, kręcą głową.

-Dawaj, pojedziemy moją windą.- Nie czekając na dziewczynę, która i tak zaraz była obok mnie, ruszyłem ponownie w stronę mojego gabinetu, gdzie kawałek dalej znajduje się moja winda. Tak, mam prywatną windę. Nie, żebym uwarzył się z lepszego, ale jak widać w takich momentach, przydaje się. Nacisnąłem guzik, i bez choćby chwili czekania, drzwi rozsunęły się, ukazując srebrne, lustrzane pomieszczenie. Posłałem Ab wymowny uśmiech, na co ta przewracając oczami, wręcz wepchnęła mnie do niej.

-Kochanie, spokojnie nie tak szybko.- Parsknąłem, kiedy i ona sama zaśmiała się, naciskając odpowiedni przycisk, tak aby winda przewiozą nas do lobby.

-Jesteś głupi.- Podsumowała, niecierpliwie tupiąc nogą.

-Ja?-Parsknąłem, patrząc na nią.

Miałem wrażenie, że winda jest dziś wyjątkowo powolna. Twarz Aby, pokryła się bordowym rumieńcem, kiedy uderzyła mnie w ramie.

-Ałaaa!- Krzyknąłem żartobliwie, jak mała dziewczynka, zdobywając od Ab spojrzenie, niczym na niepełnosprawnego psychicznie, na co wybuchnąłem śmiechem.

-Jesteś jakiś nie normalny, czy co?- Podsumowała pytaniem retorycznym, lecz nie zdążyłem jej cokolwiek odpowiedzieć, kiedy winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły. Gorączkowo wyszliśmy z windy, od razu kierując się do obrotowych drzwi, chcąc być na zewnątrz.. Kilku pracowników, spojrzało na nas dziwnie, ale byli i tak zbyt strachliwi w stosunku do mnie, więc byłem niema pewien, że nie będą nic komentować. Popychając lekko drzwi, wyszliśmy na dróżkę, biegnąc w stronę parkingu. Spojrzałem na Abygail, która ledwo dysząc wyraźnie nie mogła już biec. Parsknąłem śmiechem, będąc ledwo zdyszany.

-Co Cię tak bawi?!- Krzyknęła, co kosztowało ją jeszcze więcej wysiłku. Było już cholernie ciemno, więc sztuką było znaleźć samochód od razu. Zatrzymaliśmy się na chwile, rozglądając po parkingu zapełnionym samochodami, a ja starałem się przypomnieć sobie miejsce, gdzie jest mój.

-Ab, śmieję się, bo biegniesz nie w tę stronę.- Spojrzałem na nią, również oddychając płytko, kiedy przypomniałem sobie, że zaparkowałem na drugim końcu.- Choć.- Skinąłem głową w jej stronę, biegnąc na miejsce, gdzie był samochód. Gdy tylko zauważyłem mojego Range Rover, przestałem biec, jednak dziewczyna robiła to dalej. Westchnąłem, ruszając za nią już nie biegiem, a truchtem. Bez czekania, aż otworze jej drzwi, wsiadła na miejsce pasażera, a po chwili ja, na miejsce kierowcy.

-Justin, błagam, pośpiesz się.- Wydyszała, kiedy wyjechałem na autostradę, wyprzedzając parę samochodów.

-Nie mogę za bardzo dociskać gazu, jest noc, a jak widzisz, droga nie jest pusta.- Mruknąłem, oblizując usta, kiedy umiejętnie omijałem na drodze wszystkich, którzy wlekli się. Dziewczyna westchnęła, przymykając oczy, kiedy oparła głowę o szybę.

Jechaliśmy w ciszy, jednak nasze głośne oddechy po biegu, nieco zagłuszały ją. Spojrzałem na Aby ukradkiem, widząc, że naprawdę bała się. W sumie, nic dziwnego, James jest dość szorstki, jeśli chodzi o bezpieczeństwo podopiecznych, i po jakimś czasie, jest niecierpliwy, jeśli brakuje kogoś. Mijając wielki, Nowojorski park, wiedziałem, że już nie daleko, do ulicy domu Abygail, więc lekko przyśpieszyłem. Po paru minutach, zaparkowałem przed domem dziecka, odpinając pas bezpieczeństwa, tak samo, jak Abygail. Chwyciłem za klamkę, już zamierzając wysiadać, kiedy opadła na oparcie fotela. Odwróciłem się w jej stronę, marszcząc brwi, kiedy przełknęła głośno ślinę.

-Coś nie tak?- Spytałem, patrząc na nią.

-Jak mam tam wejść? James, albo Alec nie zabije.- Mruknęła, chowając twarz w dłonie.

-Im dłużej będziemy tu siedzieć, i czekać, tym większe szanse, że tak właśnie się stanie.- Posłałem jej porozumiewawcze spojrzenie, kiedy niepewnie skinęła głową, wysiadając. Zrobiłem to samo, lekko trzaskając drzwiami. Ruszyliśmy wzdłuż ścieżki prowadzącej do drzwi, po czym weszliśmy do domu. Staraliśmy się za wszelką cenę nie wydawać żadnych dźwięków, co nawet nieźle nam wychodziło, dopóki Ab nie kiwnęła głową w moją stronę, ruszając na schody, które skrzypiały niemiłosiernie. Warknąłem pod nosem, kiedy dziewczyna zacisnęła usta, próbując nie zaśmiać się, kiedy z każdym naszym krokiem schody skrzypiały coraz bardziej. W sumie, było to dość zabawne, bo jeszcze przed chwilą była cała wystraszona. Weszliśmy na drugie piętro, od razu idąc do pokoju Aby. Weszliśmy do środka, zamykając drzwi, kiedy odetchnęła głęboko, odchylając głowę do tyłu.

-Jezu, jakim cudem nikt nas nie zauważył?- Spojrzała na mnie kręcąc rozbawiona głową, kiedy  usiadłem na łóżku dziewczyny.

-Nie wiem. W sumie, miałem nadzieję, że spotkamy Jamesa, i da Ci zakaz wychodzenia poza teren domu, do dorosłości.- Zachichotałem, kładąc się na plecach z rękoma założonymi na tył głowy, kiedy moje stopy wciąż dotykały podłogi. Dziewczyna spojrzała na mnie wrogo zwężając oczy.

-Bardzo zabawne.- Posłała mi fałszywy uśmiech, wytykając język. Podeszła do łóżka, siadając obok mnie, odwróciła się w moją stronę, wdrapując się na łóżko i siadając na poduszkach po Turecku.

-Mimo wszystko, dobrze bawiłam się w twoim biurze.- Westchnęła, kiedy posłałem jej żartobliwy, łobuzerski uśmiech.

-Podobało Ci się?

Zacisnąłem oczy z uśmiechem, odrzucając ręce za siebie, i głośno przeciągając. Czułem, jak najmniejsza kostka w moim ciele wskakuje na swoje miejsce...

-W sumie, tak.- Wzruszyła ramionami. Między nami zapanowała cisza, kiedy przymknąłem oczy, czując jak powoli przejmuje mnie zmęczenie.

-Justiiin...- Z mojej "drzemki" wyrwał mnie delikatny głos Aby, sprawiając, że otworzyłem oczy.

-Hmmm?- Mruknąłem chrypliwie, obserwując dziewczynę, które spuściła spojrzenie.

-Nie kłóćmy się więcej, dobrze?- Mruknęła nie śmiało, bawiąc się swoimi palcami.

Zmarszczyłem lekko brwi, nie odzywając się, a wciąż wpatrując w dziewczynę, która nie patrzyła na mnie. Przygryzłem wargę, patrząc na nią tak długo, aż ona spojrzała na mnie.

-Dobrze?- Powtórzyła. Sprawiając, że tym razem kiwnąłem głową.

-Dobrze.- Posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła.

-I obiecujesz, że nie wyjdziesz, i nie wrócisz za miesiąc?- Spojrzała na mnie porozumiewawczo, kiedy znów nic nie odpowiedziałem. Dziewczyna westchnęła, przygryzając wargę.

-No chyba, że potrzebujesz więcej czasu, żeby przemyśleć sprawę z Laylą. Nie każę Ci ze mną spędzać czas.- Przełknęła ślinę, poruszając się na miejscu.

-Nie, nie. Po prostu zamyśliłem się.- Odparłem.- Czyli chcesz spędzać ze mną czas, hmmm?- Uniosłem jedną brew, układając ręce na karku. Jej policzki lekko zaczerwieniły się, a na usta wdarł lekko zauważalny uśmiech.

-Jeżeli nie przeszkadza Ci to, i ty chcesz spotykać się ze mną.- Wzruszyła jednym ramieniem, bawiąc się rąbkiem poduszki. Tak cholernie bardzo starała się ukryć to, że na nią działam, jednak była zbyt przewidywana, co nieco martwiło mnie, gdyż kiedyś może tego żałować. Jednak teraz to było nawet słodkie.

- W sumie, nie mam nic przeciwko.- Posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła, znów bawiąc się czymś.- I tak nie mam nic lepszego do roboty.- Dodałem, wzruszając niedbale ramionami, kiedy również odwróciłem wzrok. Czułem, jak spojrzała na mnie wrogo.

-Pff, a może ja mam?- Spytała, kiedy starałem się pozostać poważnym, patrząc na nią ukradkiem.

-Tak? Ciekawe co.- Mrugnąłem do niej, na co przewróciła żartobliwie oczami.

- Jest dużo ciekawszych rzeczy do roboty, niż spotykanie się z tobą.- Warknęła, sprawiając, że zachichotałem.

-A więc uważasz to za randki?- Droczyłem się z nią, oblizując usta. Spojrzała na mnie zawstydzona, wyraźnie walcząc z uśmiechem. Poważnie, można czytać z niej, jak z otwartej księgi.

-Mógł byś przestać się ze mną droczyć? Myślisz, że nie wiem, że myślisz, że łatwo mnie zawstydzić?- Mruknęła z wyrzutem, kiedy uniosłem brwi zdziwiony. Jednak nie jest taka głupiutka, za jaką ją miałem.

-A jest?- Mimo wszystko, brnąłem dalej. W sumie, lubiłem, kiedy była zawstydzona, przeze mnie.

-Nie.- Mruknęła, kiedy zaśmiałem się głośno.

-To, co mówisz Ab, nie ma sensu, wiesz? Najpierw przyznajesz się do tego, że jest łatwo sprawić, żebyś wstydziła się, a teraz zaprzeczasz.- Podsumowałem, podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Być może, ale serio myślałeś, że przyznam się do tego?- Posłała mi uśmiech, kiedy oparłem łokcie o kolana, odwracając głowę w jej stronę. Uśmiechnąłem się pod nosem.

-Do tego, że łatwo Cię zawstydzić, czy do tego, że uważasz nasze "spotkania" za randki?- Zachichotałem, tak samo jak dziewczyna, która pokręciła rozbawiona głową, podciągając kolana do brody.

-Nie uważam ich, za randki, Justin. Widzisz, tak się składa, że to ja nie mam nic lepszego do roboty tutaj.- Posłała mi zwycięski uśmiech, kiedy oblizałem usta, chichocząc.

-Tak? Znów to robisz. Znów mówisz zupełnie coś innego, niż wcześniej. Wcześniej mówiłaś, że masz leprze rzeczy do roboty.- Spojrzałem na nią, kiedy przewróciła żartobliwie oczami.

-A może to był sarkazm?

-A może gubisz się we własnych kłamstwach?- Mruknąłem, kiedy nawet nie dokończyła zdania, gdyż moje słowo weszło na jej. Nabrała powietrza, kiedy wiedziałem, że wygrałem.

-Możemy zakończyć ten dialog?- Sapnęła, tylko utwierdzając mnie w moim przekonaniu, o wygranej słownego "pojedynku". Westchnąłem, opierając się o drewniane zakończenie łóżka.

-Jesteś słodka, kiedy mając szesnaście lat, próbujesz gadać, jak dorosła.- Mruknąłem

-Może wcale nie próbuję?- Uniosła brew, lekko uśmiechając się. Albo wydawało mi się, albo próbowała ze mną flirtować. Szczerze, byłem nieco zszokowany, bo nawet nieźle jej to szło. Wydawało mi się, że jest bardzo nie śmiała... Oblizałem usta, chichocząc.

-Daj spokój Ab, i tak wygrałem. Później pewnie powiedziałabyś, że jednak próbujesz.- Zaśmiałem się, sprawiając, że spuściła spojrzenie.

-Raczej nie przyznałabym się do tego, że próbuję być dorosła. Tak, jak mówiłam. Jestem.- Wzruszyła ramionami, kiedy zaśmiałem się, czując już łzy w oczach. Mimo wszystko, była przezabawna.

-Ej, z czego się śmiejesz?!- Zachichotała, kiedy pokręciłem głową.

-Z Ciebie.- Nawet nie próbowałem udawać, że to nie przez nią.

-Wredny jesteś.- Podsumowała, lekko poprawiając się na miejscu. Podciągnęła się jedną ręką, tą nie zabandażowaną, kiedy oblizałem usta.

 -Kiedy Ci to ściągają?- Wskazałem na jej bandaż, kiedy i ona spojrzała w tym samym kierunku.

 -Jutro.- Odparła krótko, śpiącym głosem.

-Chcesz spać?- Szepnąłem. Pokiwała twierdząco głową, ziewając.

-Ok.w takim razie widzimy się jutro. Dobranoc, Ab.- Mruknąłem, posyłając dziewczynie uśmiech, kiedy wstawałem na równe nogi.

-Poczekaj.- Spojrzała na mnie, sprawiając, że odwróciłem się w jej stronę, patrząc wyczekującym wzrokiem.

-Tak?

-Chciałam się zapytać, czy nie chciałbyś zostać ze mną, to znaczy...- Rozglądała się niepewnie po pokoju. Posłałem jej łobuzerski uśmiech, oblizując usta.

-Naprawdę chcesz? Jej, nigdy nie sądziłem, że zapytasz o coś takiego.- Pokręciłem głową, śmiejąc się. Westchnęła jeszcze bardziej speszona, patrząc na mnie ukradkiem.

-To znaczy, chodzi o to, ze nie lubię być sama, zwłaszcza w nocy.- Mruknęła, jakby strachliwym głosem, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Koniec żartowania.

-Skarbie, znów masz jakiś problem?- Usiadłem z powrotem na łóżku, tym razem koło dziewczyny, która pokręciła przecząco głową.

-Nie, jest stary problem. Boję się po prostu być sama. Boję się Cupera.- Mruknęła cicho, patrząc na swoje stopy. Zacisnąłem pięść, czując napływającą złość. Strasznie wkurwiło mnie to, że boi się spać przez niego. Mimo, iż wiedziałem, że nie powinienem spać u niej, nie potrafiłem jej teraz odmówić.

-Zostanę z Tobą.- Położyłem rękę na jej ramieniu masując je lekko, kiedy przeniosła wzrok na nią. Posłała mi delikatny uśmiech.

Znaczy, jeśli to nie jest dla Ciebie problem. Jeśli nie masz nic przeciwko. Nie chcę, żebyś pomyślał o mnie coś złego...- Spuściła spojrzenie, gestykulując ręką każde słowo wypływające z jej ust, kiedy zachichotałem.

-Spokojnie, nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. W sumie, nie przeszkadza mi spanie z seksowną szesnastolatką.- Poruszyłem wymownie brwiami, kiedy wyprostowała nogi, przewracając oczami.

-Tylko łapy przy sobie.- Posłała mi ostrzegawcze spojrzenie, co wyglądało komicznie, kiedy zwęziła oczy. Starała się brzmieć groźnie, ale średnio jej wychodziło.

-Tak jest.- Przyłożyłem do czoła palec wskazujący i środkowy, salutując. Mój telefon zadzwonił, więc posyłając Abygail szybkie, przepraszające spojrzenie, wyjąłem telefon z marynarki, widząc na ekranie numer Ryana. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czego chce tak późno. Czyżby kolejny mecz na jutro? Odebrałem, naciskając zieloną słuchawkę i przystawiłem telefon do ucha.

-Siema Ry.- Zachichotałem.

-Justin?

-Tak, kto inny miałby odebrać mój telefon?- Przewróciłem oczami, mimo, że on nie mógł tego zobaczyć.

-Ostatnio odebrała jakaś laska, kiedy jeszcze spałeś, więc wolę się upewnić.- Zachichotał, kiedy parsknąłem, patrząc ukradkiem na Abygail. Cholera, mam wrażenie, że wszystko słyszy.

-Dzwonisz po to, by upewnić się, że odbiorę ja?- Mruknąłem.

-Nie. Widzisz, sprawa jest o wiele poważniejsza.- Jego głos stał się bardziej srogi, sprawiając, że oblizałem usta, zastanawiając się o co chodzi.

-O co chodzi?

-Rozmawiałem z Zackiem, Justin.- Nabrałem więcej powietrza, wiedząc, że nie będę mógł dłużej rozmawiać w obecności Aby. Odsunąłem lekko słuchawkę od ucha, wstając. Szepnąłem ciche "Zaraz wracam" i pośpiesznie wyszedłem, zostawiając zdziwioną dziewczynę w pokoju.

-Po cholerę?! Myślałem, że wszystko jest już jasne, myślałem, że ty też skończyłeś z tym gównem, Ryan!- Warknąłem, ciągnąc za końcówki włosów we frustracji. Jeżeli chodzi o Zacka, nie może to być nic dobrego. Cholera.

-Ja też myślałem, że skończyłeś z tym, ale moje zdanie zmieniło się, od kiedy wynająłeś od niego ochroniarza, kurwa.- Również warknął, kiedy przypomniała mi się sprawa Aby.

-Cholera, on nie był dla mnie! To była inna sprawa!- Chodziłem po korytarzu w tę i z powrotem.

-Nie ważne, Justin. W każdym razie, chciałem Ci tylko powiedzieć, że musimy pogadać.

-O czym? Kurwa, Ryan, coś nie tak? - Oparłem się o ścianę, oblizując usta.

-To nie jest rozmowa, na telefon. Pogadamy, jak będziesz w firmie. Będziesz jutro?

-Właściwie, zamierzałem wziąć jutro wolne.- Mruknąłem, wpatrując się w podłogę. Westchnąłem, przygryzając wargę. Rozejrzałem się, upewniając, że nie ma nikogo.

-W takim razie pogadamy po jutrze.

-Jesteś pewien, że to może poczekać?- Musiałem się upewnić, czy nie będzie to ważniejsze, od moich jutrzejszych planów.

-Tak.

-Dobra. W sumie, czemu dzwonisz tak późno?

-Byłem zajęty.- Mruknął obojętnie, kiedy na moje usta, mimowolnie wdarł się uśmieszek.

-Wydawało mi się, że jesteś zajęty w ciągu nocy.- Zaśmiałem się, równo z Ryanem.

-Zaraz będę bardzo zajęty. Musiałem tylko zadzwonić do Ciebie, i powiedzieć Ci o tym, zanim zapomniałbym jutro.- Odparł, kiedy ponownie zaśmialiśmy się.

-Ta, nie koniecznie musiałem to wiedzieć, Ry. Trzymaj się stary.

-Ty też.- Rozłączył się, kiedy oderwałem telefon od ucha, odpychając plecy od ściany. Westchnąłem, chowając telefon, kiedy z powrotem wszedłem do pokoju Aby.

-Przepraszam, musiałem na chwilę wyjść.- Mruknąłem, posyłając siedzącej na łóżku dziewczynie uśmiech.



Abygail's POV.

 -Przepraszam.- Mruknął cicho, ledwo słyszalnie, zostawiając mnie samą, zdziwioną. Wzruszyłam jedynie ramionami, przecież nie musiał rozmawiać przy mnie. W sumie, i tak byłam zdziwiona, że nie wyszedł od razu, kiedy tylko zadzwonił jego telefon. Kolejną rzeczą, która mnie dziwiła, to głos tego kogoś po drugiej stronie, mówiący,że niedawno odebrała jakaś laska. Nie żebym podsłuchiwała, ale no błagam, siedział tuż koło mnie! W końcu, podobno tak bardzo tęsknił za swoją byłą dziewczyną, a jednak, szybko postanowił się zabawiać. Niestety, to tylko facet... Po usłyszeniu tych słów, lekko speszyłam się, i nie byłam już taka pewna, czy chcę, aby został ze mną na noc...

To po co robisz z siebie wielce bojaźliwą, dziewczynkę, która boi się spać sama, hmmm?

W sumie racja... Poprosiłam go o to, on nic nie wspominał o tym wcześniej, więc chyba nie ma się czego bać? Mimo wszystko, gdybym w jakiś sposób nie ufała mu, nigdy bym nie zaproponowała czegoś takiego. W sumie, gdybym nie ufała, nikomu bym nie zapropnowała. A już na pewno nie dorosłemu facetowi...

Przygryzłam wargę, wciąż siedząc na łóżku, i bijąc się z własnymi myślami. Gdybym teraz się rozmyśliła, i powiedziała mu, że jednak nie chcę, aby ze mną został, nie wyglądało by to najlepiej z mojej strony. Byłoby to dość niegrzeczne, prawda? Ale cholera, ja nawet nie chcę, żeby sobie szedł.

Spojrzałam w stronę drzwi, czekając na Justina. Cholernie korciło mnie, aby po prostu podsłuchać o czym gada, ale to było by okropne. Skarciłam się w myślach, za tak nie dorzeczne głosy w mojej głowie, od razu pozbywając się ich. Oprócz tego, że to byłoby głupie, mógł wejść w każdej chwili, a ja nie byłabym w stanie wytłumaczyć się z tego.


Pokręciłam głową, niespokojnie poprawiając się na łóżku, i spoglądając w stronę okna. Zawiesiłam swój wzrok na gwieździstym niebie, czując jak robię się coraz bardziej senna.

Po paru minutach drzwi otworzyły się, a lekkie obawy, muśnięcia strachu w mojej głowie, pojawiły się mimowolnie. Oczywiście, dostrzegając Justina od razu zniknęły.

-Przepraszam, musiałem na chwilę wyjść.- Odparł, zamykając za sobą drzwi, i posyłając uroczy uśmiech w moją stronę.

-Jasne, nie ma sprawy, coś poważnego?- Posłałam mu delikatny uśmiech, kiedy usiadł obok mnie.

-W sumie, nie. Znajomy.- Wzruszył ramionami, ziewając.

-Chce spać.- Mruknęłam, wstając, i wybierając z półki jakąś najwięcej zakrywającą pidżamę. Cholera, jedyna pełna, to w baranki... Leprze oczywiście są słodkie, różowe baranki, niż paradowanie z pół gołym tyłkiem przed Justinem.

Usłyszałam westchnięcie chłopaka, więc spojrzałam na niego spod rzęs, kiedy stał z drugiej strony łóżka. Zmarszczyłam brwi.

-Widzisz Ab, nie mam tu nic do spania, a przecież wiadome, że nie będę spał w garniturze. No nic, będę musiał spać w bokserkach.- Wzruszył ramionami, jakby nie stanowiło to dla niego problemu, kiedy przygryzłam lekko wargę.

Pytając go, czy zostanie ze mną, pomyślałam o wszystkim. O konsekwencjach, gdyby dowiedział się James, bądź inny opiekun, o tym, co byśmy wtedy powiedzieli, o wszystkim. Tylko nie o tym. Starałam się pozostać nie przejętą, więc również wzruszyłam ramionami, chwytając pidżamę, i zamykając półkę, wstałam. Cholera, zobaczę go nago!

Prawie nago, zdesperowana nastoletnia smarkulo. Nie podniecaj się przed wcześnie.

Suka. Nic więcej nie powiem, oprócz tego, że jak zwykle zgasiła mnie po mistrzowsku.

-Jasne. W sumie, to nie było planowane, skąd miałbyś mieć ubrania, na zmianę?- Uniosłam jedną brew, rozczesując włosy szczotką.

-A więc planowałaś coś na inny termin?- Spytał, śmiejąc się słodko, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Przewróciłam oczami, zastanawiając się, czy nie jest bardziej dziecinny ode mnie. W sumie, wydaje mi się, że każdy facet est dziecinny. Takie duże męskie dziecko. Ale co ja tam mogę wiedzieć....

-Znów to robisz.- Podsumowałam, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie, kiedy ściągał marynarkę. Szybko odwróciłam spojrzenie, zerkając co chwilę w jego stronę. Nie, wcale nie chciałam zobaczyć jego klatki piersiowej, skąd ta myśl?... 

-Co takiego robię, hmm?

-Próbujesz onieśmielić mnie.- Odparłam dość pewnie, szykując wszystkie rzeczy, do przebrania się. Musiałam się upewnić, że mam wszystko, chociaż tym razem.

-Udaje mi się?- Mruknął, unosząc brew, kiedy powoli odwiązywał i tak luźno zawiązany krawat, oplatający jego szyję. To seksowne....

-Nie tym razem.- Mruknęłam cicho, kiedy rozpinał koszulę. To też seksowne...

Ogarnij się.

-Zamknę drzwi- Odparłam przelotnie, nie chcąc na niego patrzeć, gdyż wiedziałam, że specjalnie rozbiera się tak powoli. Przekręciłam zamek, oddychając głęboko, zaciskając usta w cienką linkę. Nie byłam pewna, czy mogę się odwrócić. Czułam, jak moje policzki zalewają się gorącem. Jeśli odwrócę się, on to zobaczy. Pokażę mu, że jednak udało mu się onieśmielić mnie kolejny raz, co jest wykluczone.

Stojąc pod drzwiami, jak czubek, nie załatwisz sprawy...

Cholera, co mi tam. Powoli odwracałam się. Już za chwilę!

Spojrzałam na Justina, leżącego pod kołdrą, patrzącego w telefon. Spojrzał na mnie rozbawiony.

-Myślałem, że już się nie odwrócisz.- Zachichotał, kiedy zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na idiotę.

-Awww, skarbie, popatrzysz sobie innym razem. No chyba, że wolisz teraz. W sumie, wystarczy jedno słowo...

-Dobra, nie rozpędzaj się.- Wystawiłam mu język, mówiąc, że wrócę zaraz.. Weszłam do łazienki, upewniając się, że przekręciłam zamek. Nie żebym mu nie ufała... Rozebrałam się do naga, wchodząc pod prysznic, gdzie dokładnie umyłam ciało żelem waniliowym.

Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie o bandażu na ręku. Cholera. Warknęłam pod nosem, zakręcając kurek z wodą, i niechętnie postawiłam stopy na zimnych kafelkach. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem, zdejmując mokry bandaż. Z półki wyjęłam nowy, który dała mi Maria na wszelki wypadek... Delikatnie ścisnęłam nim siną rękę. Musiałam trzymać to do jutra. Wytarłam ciało i włosy, pozostawiając je wilgotne. Założyłam bieliznę, oraz pidżamę. Cholera, wyglądałam jak dziecko.

Dorosła się znalazła.

Miałam nadzieje, że Justin już zasnął, i nie zobaczy mnie w tych dziecięcych ciuszkach, które i tak są słodkie.

A co, wolisz,żeby gwałcił Cię wzrokiem, gdy masz na sobie zbyt krótką kieckę?!

W sumie nie. To było by okropne.

Uchyliłam delikatnie drzwi, wystawiając głowę. Justin nie spał. Wzdychając, zamknęłam drzwi i zgasiłam światło. Podeszłam nie pewnie do łóżka, zdobywając od Justina rozbawione spojrzenie, gdy odłożył telefon.

-Widzę, że nawet ubrałaś się seksownie.- Parsknął, śmiejąc się, kiedy podnosząc moją część kołdry zrobiłam to samo.

-Miałam nadzieję, że Ci się spodoba.- Pokręciłam głową, wciąż śmiejąc się, kiedy popchnęłam chłopaka lekko w ramię.

-Posuń się.- Mruknęłam, na co chłopak posunął się minimalnie... 

 -Swoją drogą, co wy dziewczyny robicie dwadzieścia minut w łazience? Jest już prawie druga w nocy.- Wielce oburzony Pan Justin kurwa Bieber aka Bóg seksu przemówił. Przewróciłam oczami, opadając na poduszki. 

-Nie twoja sprawa.- Mruknęłam, patrząc na chłopaka. Miałam świetny widok na jego tors, i chcąc nie chcą, obczajałam jego tatuaże. Najbardziej podobała mi się sowa na jego lewym ramieniu, która była ledwo widoczna przez resztę tatuaży, krzyż na środku piersi, znaki rzymskie na prawym obojczyku, oraz pionowy na boku jego szyi. To też seksowne... 

Chłopak westchnął,m i zaraz opadł obok mnie. Byłam odwrócona do niego tyłem, więc mogłam poczuć jego gorący oddech na moim ramieniu. Poczułam, jak oplata moją talię ręką, przybliżając się do mnie. Przygryzłam lekko wargę, nie ruszając się ani centymetr. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, gasząc lampkę nocną.

-Odwróć się do mnie.- Mruknął. Na mojej skurze pojawiła się gęsia skurka, ale zrobiłam to o co prosił, bardzo nie śmiało. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Czułam się bardzo bezpiecznie, nie myśląc o tym, że Cuper mógłby tu wejść.

-Dobranoc, księżniczko.

-Dobranoc....



                                                 ~~~~~~~**~~~~~~~~**~~~~~~


 Cześć wszystkim! Tak, tak wiem, należy mi się lanie :D Długo nie było rozdziału, ale na swoje wytłumaczenie mam to, że byłam chora. A jak wiecie, wtedy nic się nie chce, nawet oddychać (albo po prostu nie możesz przez zatkany nos -.-). Rozdział typowa sielanka ;) Może nie wprowadza nic do opowiadania, ale miał być spokojny :) Mam nadzieję, że się spodobał. Może to i trochę żałosne, że tak tłumacze się, ale uważam, że to fair wobec was. Ja jestem fair wobec was więc i wy bądźcie fair wobec mnie, i pozostawcie komentarz pod rozdziałem ;) Kocham was mocno, i dziękuje za 14 komentarzy pod poprzednim♥ Dacie radę więcej? :) Do następnego!